* muzyka do rozdziału - KLIK
„Nieźle
popieprzona sprawa”
Tryb
autopilota działał bez zarzutu, toteż Dante pozwolił sobie na krótki
odpoczynek. Wyciągnął ze swojej podręcznej torby estetycznie zapakowaną w folię
spożywczą bułeczkę. Spojrzał na nią z uśmiechem, po czym wgryzł się w nią
łapczywie. Dosłownie po sekundzie zakrztusił się i był pewien, że przyczyną
tego nie było wcale wzięcie zbyt dużego kęsa. Przyczyną był natomiast widok za
oknem śmigłowca, który zataczał chwilę koła nad Oceanem Indyjskim, by po jakimś czasie odlecieć i poczekać na Larę gdzieś indziej. Woda drżała
niespokojnie, jak gdyby pod jej taflą zderzyły się dwie łodzie podwodne. Fale
wzburzały się coraz bardziej, tworząc bałwany piany. Leydon przyglądał się
temu, czując, jak włosy jeżą się na jego głowie, ciarki spacerują po jego
plecach. „Lara…” – pomyślał od razu i
zaczął kląć pod nosem, że nie ma wpływu na to, co działo się pod wodą. Miał
tylko nadzieję, że za czterdzieści minut zobaczy kobietę całą. I zdrową.
Ona
jednak nie była tego taka pewna.
Jeszcze chwilę obserwowała archeologa, który
natychmiast, równie wystraszony odrzucił monetę i zamkną legendarną skrzynię.
Gdy na pół metra przed Larą spadł pod pokład ogromny, drewniany kabestan*,
zawalając kolejne ściany wraku, dziewczyna ocknęła się z szoku. Nie patrząc na
młodego mężczyznę, ruszyła na zewnątrz wraku przez dziurę utworzoną przez
kabestan. Była na pokładzie. Mogła bezpiecznie opuścić wrak i wypłynąć, jednak
coś powstrzymywało ją przed tym.
Dalmierz.
Podpłynęła do ciężkiej maszyny wskazującej drogę i
mierzącej odległości, która wyglądem przypominała połączenie armaty z teleskopem.
Croft latarką oświetlała żeliwne urządzenie i starała się znaleźć cokolwiek
złotego, jakąś część, która mogłaby pasować do legendy i być jej kolejnym
rozwiązaniem…
Szósty bada
rozmiar drogi, nawigację prości
W podwodnym
królestwie Cejlonu, Lakdiva.
Całości nie
uniesiesz i strzeż się chytrości.
Monstrum nie
tknie ascetów, co się kłonią bogom.
Nie chciała myśleć o wspomnianym „monstrum” i bała się, co mogłoby ją jeszcze zaskoczyć. Kolejne
deski pokładu spadały pod pokład, wrak niebezpiecznie unosił prąd morski, który,
nie wiadomo nawet, skąd się wziął. Lara nie mogła uwierzyć, że to wynik
otwarcia skrzyni. Nie chciała wierzyć w mity… a jednak żadne logiczne
wytłumaczenie nie przychodziło do jej głowy. Woda rozdzierała wrak statku, nie
stał już stabilnie na dnie, wahał się raz w prawo, raz w lewo.
Przeklęła w myśli, gdy zobaczyła krwawiący bok i
utkwioną w nim włócznię z hakiem wbitym w jej skórę. Natychmiast ją wyciągnęła,
rozglądając się dookoła.
Ktoś atakował?
Tutaj?
Gdzieś w cieniu mignęła jej sylwetka mężczyzny, Lara
była jednak przekonana, iż sylwetka ta nie należała do wcześniej poznanego
archeologa. Zgasiła latarkę. Zapamiętała, gdzie udał się mężczyzna, chowający
się za pozostałą jeszcze ścianą. Ruszyła
w jej kierunku, odrobinę skręcając, by zaskoczyć przeciwnika z drugiej strony.
Jej czerwona krew mieszała się z wodą, rana nie była jednak przesadnie głęboka.
Croft wyciągnęła nóż. Z jakąkolwiek bronią czuła się pewniej.
Usłyszała krzyk. Rozświetliła mroczną głębię latarką.
Krew była wszędzie, zabarwiała wodę, mieszała się z nią. Lara poczuła, że ma
ochotę zwymiotować. Ciało mężczyzny z harpunem zostało przygwożdżone przez
spadającą ogromną belkę kolumny masztu – ciężka, wykonana z drewna mocno
uderzyła w mężczyznę, przygważdżając go do dna i miażdżąc jego tułów. Croft
podpłynęła do niego i, starając się na patrzeć na zdeformowane zwłoki, nożem
odcięła wodoodporną torbę mężczyzny. Otworzyła ją szybko i, zanim rzeczy tam
schowane zdążyły wypłynąć z torby, Lara znalazła dokumenty zawiązane w folię
ochronną. Wsadziła je do własnego plecaka i rozejrzała się. Gdy zawalił się masz,
pokład został przedzielony na pół. Wszystko wydawało się być zawalone. Kobieta
szybko odpłynęła od masztu, zanim kolejna sterta ciężkiego drewna, spadła jej
pod nogi. Statek ostatecznie zachwiał się mocno.
Przewrócił się na prawą burtę. A raczej…
Coś przewróciło go na prawą burtę.
Przerażający ryk był głośniejszy niż huk wywołany
upadkiem statku. Lara straciła równowagę, ale szybko odzyskała ją, słysząc
odgłos, którego nie mogła namierzyć. Był jednak głośny. Dziewczyna chwilę
zastanowiła się i odwróciła twarz. Nigdy nic podobnego nie dotarło do jej uszu.
I oczu. Chociaż woda oceaniczna porządnie zniekształca dźwięk i obraz.
Zanim zdążyła zlokalizować źródło ryku, zobaczyła w
oddali płynące zwierzę. Już z daleka wydawało się być ogromne. Pokryte
zielonymi łuskami, z długim, sześćdziesięciometrowym ogonem, na którym
błyszczały się ostre kolce. Nie widziała jego mordy. Nie chciała. Jego ryk był
tak potężny, niczym odgłos tyranozaura w starej trylogii Spielberga. Croft
podejrzewała, że zęby były równie ostre, co kolce i pazury łap, jakimi wbijał
się w dno. Nie było najmniejszego sensu patrzeć kilkadziesiąt metrów przed
siebie, dreptać w miejscu po rozwalonym pokładzie, zacierać dłonie i myśleć. To
tylko wzmagało zdenerwowanie i odwlekało to, co nieuniknione.
Postanowiła uciekać, tym bardziej, że rana jej boku,
mimo upływu czasu, wcale nie wydzielała coraz mniejszej ilości krwi. A jeżeli
potwór na nią reaguje? Mocniej poruszała rękami i nogami. Zaczynało robić się
zimno. Zimno? I co z tego? Nie raz bywało jej zimniej. Ból pleców i rannego
boku stawał się nie do wytrzymania, poza tym znać o sobie dawały także mięśnie.
Mimo to Lara zacisnęła zęby. Pożałowała, że jej strój nurka nie zawierał
rękawic. Niemal cała skóra na jej dłoniach była odmoczona, pełna białych
placków naskórka, które po naciśnięciu zdzierały się, pozostawiając dostęp do
żywego ciała.
No ale przecież… dalmierz.
Nie miała czasu do stracenia, wróciła tam, gdzie stało
urządzenie i zobaczyła, jak majstrował przy nim młody archeolog. Wyraz jego
twarzy był otępiały, patrzył na Larę przerażonym wzrokiem, jak gdyby pytając
ją, co to wszystko ma znaczyć. Kobieta rzuciła mu nienawistne spojrzenie. Wcale
nie dlatego, iż sam obudził bestię, otwierając skrzynię i próbując ukraść
monety. Dostrzegła tylko, jak chował on do plecaka niewielki, połyskujący
przedmiot. Natychmiast podpłynęła do niego, a on zaczął uciekać. Płynął coraz
dalej, oddalając się od statku, którym zajął się zbliżający się potwór. Ogonem
zmiażdżył ostatnie ściany przytrzymujące potężną konstrukcję okrętu. Dalmierz,
przy którym jeszcze chwilę temu stała Lara, opadł na dno. Croft odwróciła się
mimowolnie w stronę statku, widząc mordę przerażającego stwora. Przypominała
węża, który, otwierając paszczę, ukazywał cztery potężne kły i serię mniejszych,
równie ostrych zębisk. Lara przez chwilę dziwiła się, dlaczego stwór nie płynie
za złodziejem, jednak po chwili poznała odpowiedź na swoje pytanie.
Potwór morski rozrywał zębami zwłoki kolejnego
mężczyzny. Inny celował do niego z harpuna, jednak i on w zaskakująco szybkim
tempie kończył jako pokarm dla wielkiego stworzenia. Szyję miało ono tak
giętką, że z prędkością światła obracało nią, faktycznie jak wąż.
Tylko skąd wzięli się ci mężczyźni?
Croft nie miała czasu na zastanowienie się. Płynęła
wciąż za złodziejaszkiem. Czyżby on też znał treść niebiańskiej legendy z
Różdżki Kirke? Za dużo pytań!
Lara poczuła kolejną falę uderzeniową za sobą w
wodzie. Nie chciała tego robić, ale odwróciła się. Stwór płynął w jej stronę.
Niebezpiecznie.
Nie była zbyt szybka, toteż dopłynął do niej w
przerażającym tempie. Przyspieszał. Zdążyła tylko spojrzeć prosto w jego
wyłupiaste, czarne oczy. Po czym zamknęła swoje. Piwne. Zasłoniła twarz dłonią.
Poczuła silne uderzenie, gdy została odepchnięta w dół. Uderzyła plecami o dno.
Machnęła nogami, aby pokonać siłę wypierającej wody. Poczuła silny ból w
kręgosłupie, ale podniosła się dość szybko i rozejrzała, świecąc latarką w górę
i przed siebie. Potwór morski odepchnął ją sobie z drogi ogonem, dopadając złodziejaszka.
Teraz i jego rozrywał na strzępy. Lara uśmiechnęła się
do siebie i zaczęła podpływać ostrożnie w jego kierunku. Gdyby Zip ją widział, kolejny
raz okrzyknąłby ją mianem nienormalnej. Wchodziła przecież w paszczę lwa…
morskiego stwora, ściślej mówiąc.
Przyglądała się czujnie, pilnując momentu, aż plecak
martwego archeologa opadnie na dno, niedaleko niej. Podpłynęła do niego i
wyciągnęła owinięty w folię ciężki, złoty przedmiot w kształcie małej lunety…
niewielka część celownika dalmierza. Zanim zdążyła go schować, usłyszała
niedaleko kolejny ryk bestii.
„Przecież
dorwała złodzieja monet! Powinna zniknąć, skrzynia jest bezpieczna!”
Nic bardziej mylnego.
Croft nie miała nawet czasu na obmyślenie planu. Wąż
cofał się w jej stronę szybko, Lara zdążyła więc tylko odwrócić się i zacząć płynąć
w kierunku wraku statku. Uciekała. Nurt wytwarzany przez bestię był tak
potężny, że dziewczyna nie miała żadnych szans na oddalenie się od niej. I
przeżycie. Nie miała również już sił przyspieszać, czuła, że daje z siebie
wszystko. Gdy płynęła, zdążyła tylko rzucić okiem w stronę zegarka.
Minęło dziewięćdziesiąt sześć minut.
Za cztery minuty Dante odleci, zostawiając ją tutaj
samą, na pożarcie stworowi.
Niedoczekanie!
Kobieta poczuła przypływ sił. Zawsze, gdy myślała o
końcu, skądś czerpała niesamowite pokłady energii, być może adrenaliny,
pozwalające przetrwać wszystko. Była silna… do tej pory niezwyciężona, sprytna,
inteligentna… Odwróciła twarz, wciąż płynąc przed siebie. Morski stwór był już
niedaleko. Cechy, które wymieniała w myślach nie były w stanie jej pomóc. Po
chwili poczuła paraliżujący ból w prawym boku. Końcówka ogona bestii,
zakończona ostrym grotem, odepchnęła ją z powrotem na dno.
Zapadła ciemność, ostatnie źródło światła rozbiło się
o kamienie i deski, pozostałości wraku, które przesuwała woda.
„I tak za dwie
minuty wyczerpałyby się baterie…” – pomyślała. Wściekle odbiła się nogami od dna i,
wkładając w to całe rezerwy sił, odsunęła się w prawo, by nie dosięgła jej
morda potwora. W ostatniej chwili uniknęła spotkania z jego kłami. Wąż uderzył
paszczą w dno, po czym cofnął się w tył i zatoczył nad Larą koło, jak przed
spotkaniem ze swoją ofiarą robi rekin, by zaatakować po raz kolejny. Tym razem
bardziej w prawo, gdzie znajdowała się kobieta. W ułamku sekundy przez głowę
dziewczyny przelatywały obrazy z całego życia. Większość związana była z
grobowcami, przygodami, przyjaciółmi i… Kurtisem. Dziewczyna przeklinała na
siebie, że pozwoliła wkręcić mu się w przygodę z legendą. Tylko przez to
zginął… teraz i ona do niego dołączy.
Po cholerę w ogóle był jej ten artefakt? Nie musiała
przecież płynąć w kierunku potwora. Nie musiała nic. Nie musiała kraść Majorowi
Różdżki! Była jednak bohaterką, nie miała w sobie możliwości rezygnacji,
pokory. Zawsze wiedziała, że może. Zgubiła ją pewność siebie. Ją i kilka innych
osób. W tym Trenta.
„To się nie
może tak skończyć” – pomyślała, jak gdyby błagając reżysera do zmiany
treści scenariusza. Zastanowiła się, co powinna pomyśleć przed spotkaniem oko w
oko z morskim diabłem. Nie miała zamiaru się modlić, nie robiła tego przez całe
życie, nie będzie i przy śmierci…
Zaraz…
Modlitwa?
Monstrum nie
tknie ascetów, co się kłonią bogom.
Lara widziała tylko, jak potwór przymierzał już się do
ataku. Długą szyją wziął zamach.
Croft nie miała dużo czasu. I nic do stracenia.
Złożyła ręce.
Pokornie schyliła głowę.
Otworzyła oczy, widząc przed sobą otwartą paszczę
stwora.
Zamknęła oczy.
I nagle wszystko zrobiło się takie ciche. Woda już nie
falowała, widocznie dotarła do kresu swej niszczycielskiej podróży i zatrzymała
się, trawiąc teraz powoli to, co zagarnęła.
***
Ciepło…
Nie, nie ciepło. Duszno. I jeszcze ten obrzydliwy
zapach…
- No budź się…
Słyszała wyraźnie wypowiadane rozkazującym tonem słowa.
Wiedziała, kto mówił. Znała ten głos od kilku lat. Co z tego, skoro nie była w
stanie w niego uwierzyć... powoli otworzyła oczy. Światło jarzeniówki uderzyło
wprost w źrenice. Białe okno, biała ściana, sufit, pościel i szafa. Wszystko.
Odwróciła głowę w prawo i dostrzegła mrok za oknem.
Ile godzin musiało minąć od spotkania z potworem? W podróż wyruszyła z samego
rana… głowa pulsowała niemiłosiernie. Dziewczyna poczuła dotyk miękkiej i
ciepłej skóry na dłoni. Odwróciła twarz w lewo.
Dante siedział przy łóżku i uśmiechał się cwaniacko.
- Dałaś mi popalić, Croft. Ostatni raz się przez
ciebie tak zamartwiam.
- Ale jak…
- Opowiem ci potem, bo to nieźle popieprzona sprawa.
- Wszystko mnie boli.
Nie lubiła się nad sobą użalać, ale nie miała w głosie
cierpienia. Raczej irytację i zdenerwowanie... kości, mięśnie… i ten
nieszczęsny bok. Jakby całe jej ciało nagle przestało współpracować i każdy
narząd rozpoczął strajk, denerwując kobietę kłuciem, uwieraniem, sztywnieniem,
pulsowaniem, skurczem…
Nagle na szpitalnym korytarzu można było usłyszeć kroki.
Dante zdążył położyć Larze palec na ustach. Z ruchu jego warg wyczytała krótkie
„śpij”. Zamknęła oczy.
- Reprezentant odpowiedniej służby właśnie przybył.
Skoro pani Croft się jeszcze nie obudziła, najpierw przesłucha on pana. Dziękuję,
że nie oddalał się pan od naszej placówki.
- Dostałem przecież surowy zakaz.
- Owszem, ale mógłby pan przecież stawiać opór, a tego
byśmy nie chcieli.
- Co będzie, gdy Lara wyzdrowieje?
- Już panu tłumaczyłam. Zostanie przesłuchana przez
władzę, następnie przeniesiona do aresztu, gdzie poczeka na reprezentantów
ambasad polskiej i tureckiej, będzie sądzona za ostatnie przewinienia.
Lara usłyszała głos młodej kobiety. Brzmiał nad wyraz
surowo. Nie otwierała oczu. Przesłuchanie? No tak. Skoro trafiła do szpitala, nie
było możliwości ucieczki przed władzami. Nie mogła jednak pozwolić, by Dantego
przesłuchiwała policja! Co on sobie myśli?! Nie zna sytuacji, co powiedziałby?
Że pomagał jej w przelocie z jednego kraju do drugiego… za współpracę zostałby
pozbawiony licencji i na pewno posiedziałby kilka lat. Tu już nie chodziło o
kradzież cyrkla czy też włamanie do tureckiego zamku, pobicie ochroniarzy,
policjantów, próba ucieczki na lotnisku, kradzież samochodu… Dante nie mógł siedzieć za jej przewinienia. Musiała wstać i
opowiedzieć o legendzie, o porwaniu jej przyjaciół i o Majorze. To mogłoby
załagodzić wynik postępowania karnego. Nienawidziła współpracować z policją.
Ale, by chronić Dantego… musiała. Otworzyła oczy i chrząknęła znacząco. Pielęgniarka,
jak przypuszczała Lara, niziutka, o drobnej posturze ciała, spiętych, długich
blond włosach, uśmiechnęła się do niej sztucznie.
- Jest pani w szpitalu. Dobrze, że się pani obudziła.
Sprawdzę, czy wszystko jest w porządku i natychmiast zostanie pani
przesłuchana. Władze nie mogą czekać w tak pilnej sprawie…
- Słucham? Gdzie je…? – Nie zdążyła dokończyć zdania.
Udawała otępiałą, Dante patrzył na nią przerażonym wzrokiem.
Miała udawać nieprzytomną!
Taki był chrzaniony plan! Najpierw Dante miał pogadać z porucznikiem... Chciał tego.
- O… Lara. – Powiedział, udając mile zaskoczonego,
jednak nie wyszła mu dobrze ta sztuka. Blondynka spojrzała na niego
podejrzliwie, jak gdyby wątpiąc w szczerość jego nagłej radości. Croft rzuciła
mu krótkie, pretensjonalne spojrzenie, mówiące „postaraj się grać lepiej!”. Pielęgniarka ułożyła kobietę w pozycji
bezpiecznej, Lara jęknęła. Żebra dawały o sobie znać. Kobieta dotykała ją w
kilku miejscach, pytała o nasilenie bólu i samopoczucie. Lara odpowiadała na
pytania zgodnie z prawdą. W końcu sama chciała zadać kilka swoich pytań.
- Co mi jest?
- Miała pani stłuczone dwa żebra, ranę w boku, którą
zszyliśmy oraz, co było poważniejszym problemem, krótkotrwałą niewydolność
oddechową. W pani aparacie tlenowym do nurkowania zabrakło tlenu, o mało się
pani nie udusiła. Proszę na drugi raz lepiej przygotowywać się do podróży. A
nie… nie będzie pani miała następnego razu.
„Co za suka!” – pomyślała
Croft, robiąc dobrą minę do złej gry. Udawała, że wcale nie ruszają jej słowa
pielęgniarki.
- Jak długo…
- Spała pani dwie doby na lekach.
Dwie doby?! Przez dwie doby nie kontaktowała się z
Majorem! Przez dwie doby nie miała pojęcia, co dzieje się z Zipem, Alisterem i
Winstonem. Przez dwie doby spała w najlepsze,
kiedy rudowłosa Athanasia rozwiązywała kolejne części legendy!
Właśnie, legenda!
- Gdzie są moje rzeczy…
- To teraz nieistotne. Widzę, że pani stan szybko się
poprawia. Zawołam porucznika. A pana muszę prosić o opuszczenie pomieszczenia.
Z pozycji bezpiecznej Croft przekręciła się znów, by
leżeć na prosto. Zauważyła na prawej ręce wenflon, to znaczy, że jakiś czas
musiała być pod kroplówką. Wzdrygnęła się. Nienawidziła takich miejsc. Z
drugiej strony takie placówki ratowały ludzkie życie. Lara pełnym szacunkiem
darzyła lekarzy, jednak solidaryzowanie się ze służbami władzy było lekką
przesadą. Dziewczyna znalazła się w niezłych tarapatach. Klęła pod nosem na
siebie. Gdyby w ostatniej chwili nie rozwiązała ostatniej linijki strofy
legendy, byłoby po niej. Zamknęła oczy, skupiając myśli i starając się
przypomnieć sobie ten moment.
Moment, w którym pochyliła głowę. Widziała już zębiska
potwora, rozwartą paszczę, z której wypływały szczątki ludzkich ciał. I nagle
wszystko zniknęło. Wyparowało. Niczym najlepsza iluzja Copperfielda. Pamiętała,
że poczuła iskrę nadziei i miała wypływać…
To wtedy zabrakło jej tlenu. Poza tym porażająca
ciemność utrudniała ruchy pod wodą.
Zamknęła oczy i zaczęła się dusić.
Nic więcej nie była w stanie sobie przypomnieć.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do
pomieszczenia wszedł szatyn przed czterdziestką, ubrany w ciemny garnitur. Miał
lekki zarost i krótkie włosy. Krawat dodawał mu wyrafinowania, choć nie
wyglądał na takiego, co chodził tak chętnie ubrany poza pracą. Lara uśmiechnęła
się do siebie w myśli, widząc jego twarz. Lekko zgarbiony podszedł do łóżka i
wyciągnął swoją legitymację, którą podał kobiecie.
- Porucznik Chester Mulieres. Jestem z brytyjskiej
agencji SOCA, również mam dokumenty świadczące o przyzwoleniu reprezentowania ambasady
tureckiej. Muszę zadać pani kilka pytań.
Za porucznikiem stanęła pielęgniarka. Chester odwrócił
się do niej i spojrzał na nią wrogo.
- Pani Croft nie potrzebuje adwokata, a ja nie
potrzebuję świadka.
Wyjaśnił krótko. Ciekawska pielęgniarka zrozumiała.
Natychmiast opuściła salę.
- Pracujesz dla Levisa? Pamiętam cię. Byłeś wtedy z
nim, u mnie w rezydencji, po włamaniu się Majora.
Chester przytaknął.
- Pracuję dla SOCA, nie dla Roberta. Levis został zwolniony, teraz
mam innego podwładnego. Jednak wciąż jestem jego przyjacielem. Poprosił mnie,
bym wyciągnął cię ze szpitala najprostszym sposobem.
- Zwolniony? – Zapytała Croft natychmiast.
- Zwolniony? – Zapytała Croft natychmiast.
- Zbyt długo ścigał Majora. Nadinspektor się wkurwił i
go zwolnił. Poza tym… podziękuj temu swojemu pilotowi. Gdy twoje sto minut się skończyło,
zadzwonił do Levisa, a on do mnie. Mieliśmy najpierw ustalić fakty, miałem mu wszystko opowiedzieć, udawać, że go przesłuchuję, ale obudziłaś się za szybko. Sytuacją na oceanie zainteresowali się też
badacze naukowi, ekipa ratunkowa i jacyś archeolodzy z wyspy zeszli do wody,
jak tylko ucichła. Poza tym Levis znał tam kilka osób. Leydon cię szukał po szpitalach, media huczą o znalezieniu cię w oceniane. Widać, że coś knujesz.
Znowu jesteś poszukiwana, chociaż ze Sri Lanki przewieziono cię tu.
- Więc jestem...
- W Londynie. Inspektor poinformował mnie o wszystkim, mam cię stąd wyciągnąć, więc bądź grzeczna. Nie wiem, czemu ci ufa. To nie moja sprawa. Teraz muszę sobie tu tylko chwilę pokoczować, udawać, że notuję coś w tym notesiku.
- Więc jestem...
- W Londynie. Inspektor poinformował mnie o wszystkim, mam cię stąd wyciągnąć, więc bądź grzeczna. Nie wiem, czemu ci ufa. To nie moja sprawa. Teraz muszę sobie tu tylko chwilę pokoczować, udawać, że notuję coś w tym notesiku.
Lara słuchała jego słów z pełnym zaciekawieniem. Tylu
ludzi zmartwiła, tylu ludzi walczyło o jej zdrowie. Angażował się Levis, Leydon…
teraz ten nieznany porucznik.
- Dziękuję.
- Podziękuj komu innemu, ja tylko wyświadczam
przysługę kumplowi. Moje dokumenty i samochód SOCA mogą zmylić głupiego
ordynatora, który myśli, że teraz cię przesłuchuję. Ale musimy się pospieszyć,
zanim prawdziwe władze przyjdą sprawdzić stan twojego zdrowia.
- To leki, które musi jej pan podać w drodze do
przychodni na terenie więzienia. Powstrzymają ból obrażeń. Gdy pacjentka
dojedzie na miejsce…
- Tam zajmą się nią nasi specjaliści. Jak poczuje się
lepiej, od razu trafi pod sąd. Ma tyle na sumieniu, że nie martwiłbym się
przesadnie o stan jej zdrowia.
Croft, ubrana w szpitalny szlafrok, skuta kajdankami
została wrzucona do samochodu, na którego dachu migał kogut. Spojrzała
nienawistnie na Chestera, który grał prawdziwego glinę z krwi i kości idealnie.
Jego gra aktorska była o wiele lepsza niż Leydona.
- Witaj, Laro.
- Witaj, Robercie.
Croft rzuciła wzrokiem w stronę osoby siedzącej za
kierownicą. Sama, gniotąc się w kajdankach na tylnym siedzeniu, w myślach
narzekała na szwy na biodrze.
- Przepraszam za tę szopkę, jaką odstawia Chester.
Sama rozumiesz…
- Nie ma sprawy, to konieczność. – Odpowiedziała krótko.
– Słyszałam, że szukałeś mnie na Sri Lance...
- Przedtem byłem w Turcji, przez ciebie latam po całym
świecie. Przykro mi. Wiem o porwaniu.
Lara kiwnęła głową w akcie przyjęcia wyrazów smutku.
- Co z Majorem?
- Wciąż szukam tego gnoja. Sam bym cię wyciągnął ze
szpitala, zanim przyjadą psy, ale zostałem odsunięty.
- Chester mi wszystko opowiedział.
- Wiem o legendzie. – Powiedział po chwili poważnym
tonem. Lara spojrzała prosto w jego odbicie w lusterku. Była w szoku.
- Skąd?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, Croft. Mam
dla ciebie niespodziankę. Czeka na ciebie w hotelu. Musisz być jednak ostrożna,
nie wychylać się. Z każdym dniem jesteś poszukiwana coraz bardziej. Podałem
Leydonowi adres, już tam na nas czeka. Tylko proszę cię, nie rób już nigdy
takiego burdelu.
Chester otworzył drzwi samochodu i już miał wsiadać na
miejscu obok kierowcy Levisa, kiedy nagle coś go tknęło. Nie zamykając drzwi,
podbiegł do pielęgniarki i złapał ją za rękę.
- A właśnie, czy ma pani wszystko to, o co panią prosiłem?
Spis wykonywanych połączeń oraz dokumenty mogą nam się przydać…
- Rozumiem. Może pan odebrać rzeczy w recepcji.
Croft słyszała słowa Chestera i blondwłosej
pielęgniarki bardzo dobrze. Nie zamknął on za sobą drzwi. Gdyby naprawdę
siedziała w policyjnym samochodzie, byłaby to dla niej szansa na ucieczkę.
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Nie… nie będzie odgrywała aż takiego
przedstawienia.
Po niedługiej chwili Chester wrócił do samochodu z
wodoodpornym plecakiem Lary. Ta natychmiast spojrzała na niego wzrokiem pełnym
wdzięczności.
- Dziękuję wam.
- Podziękujesz mi, jak zobaczysz, co mam dla ciebie w
hotelu, Croft.
Kobieta dostrzegła w odbiciu w lusterku uśmiech na
twarzy Levisa. Odwzajemniła uśmiech, o nic już nie pytając. Były inspektor
sięgnął dłonią w stronę pokrętła, uruchamiając radio samochodowe. Akurat Fred
Durst* narzekał na pojebanych gliniarzy ze zjebanymi odznakami*. Levis zaczął
śpiewać, ale marnie mu to wychodziło. Croft zaśmiała się. Lubiła czuć
beztroskie chwile, choć bywały one takie krótkie. Zaraz będzie trzeba przecież
wrócić do pracy.
Zjebanej pracy.*
CDN
* kabestan – przyrząd z czterema rączkami, działający
jak winda lub wciągarka (najczęściej do wciągania na statek kotwicę),
obsługiwany przez czterech mężczyzn, pchających rączki.
* Fred Durst – wokalista zespołu Limp Bizkit.
* piosenka, która leciała w samochodowym radiu to „Hot Dog” – Limp Bizkit.
* tekst piosenki cytowany w
opowiadaniu: „a fucked up cop with a fucked up badge,
fucked up job with fucked up pay…”
fucked up job with fucked up pay…”
No tak, kończysz w najlepszym momencie... co to znowu za niespodzianka? Choć w sumie się domyślam, ale nieważne. xd
OdpowiedzUsuńNie no, akcja mi się podobała, a muzyka, którą nam podrzuciłaś, tylko potęgowała wrażenia :D Masz niesamowity talent do opisów, i bogate słownictwo, czego o mnie powiedzieć nie można xD No i przede wszystkim było bardzo tomb raiderowo. Przez chwilę nawet zapomniałam o Kurtisie i skupiłam się na przygodzie Lary. Co więcej, nawet zaryzykuję stwierdzenie, że Kurt może już nie żyć tak na dobre. Tak, dobrze przeczytałaś... tak niesamowicie opisujesz poczynania Croftówny, że rekompensuje to stratę Trenta prawie całkowicie! Nie żebym go już nie chciała zobaczyć w opowiadaniu... ale gdyby nie wrócił to jakoś to przeboleję xD Bardzo mi się też podobał fragment, kiedy Lara w ostatniej chwili uniknęła śmierci w paszczy potwora. Lubię takie momenty :)
Co mogę dodać? Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się szybciej i znów będzie się dużo działo ;) Co do drugiego to mam pewność, wiem że nas nie zawiedziesz :D
Pozdrawiam!
P.S. Jakiś krótki wyszedł mi ten komentarz. Następnym razem postaram się bardziej! ;)
Haha , no dobra zacznę od tego że lubię dialogi a tu jest ich pięć na krzyż.. ale wytrzymam. Masz dar do pisania długich rozdziałów... chmm źle powiedziane! Super, ekstra długaśnych :) Co do opisowych części to mogę się tylko od ciebie uczyć ale powiem jako czytelnik że dłuższe 'opisówki' czasami nudzą. nie mówię że innych - ale mnie. chcę być szczera, mam nadzieję że to docenisz i nie powiesz 'o a ta mi to specjalnie napisała' wyrażam swoją opinię :3 nie znam się na pisaniu tak jak ty ale coś tam sklice, hehe. przejdźmy do zajebistych zalet twego oto powyższego rozdziału. Otóż te 'opisówki' mają plusy. jakie? no kobieto wspaniale opisujesz co się dzieje w danym momencie. wszystkie ruchy postaci, uczucia Larci, atmosferę. Dzięki twoim artystycznym zdaniom mogę poczuć się tak jakbym tam była :) podobało mi się właśnie to co mustelce również uniknięcie śmierci. pewnie jeszcze o czymś zapomniałam ale to nic. będzie przecież kolejny rozdział :) pozdrawiam pettitka16
OdpowiedzUsuńps. więcej dialogów proszę ! (chociaż dla mnie :D)
Ciekawe, czego się Asia domyśla ^^ z samego rana przeczytam FR bo teraz po kilku piwach z imprezy nie chcę, by wzrok przegapił coś istotnego. A przecież kocham to Twoje opowiadania. Kurtis? Bez niego? To mnie rani! Kurtisa kocham całym serduszkiem. Może go wskrzeszę, choć po tym komentarzu... sama nie wiem :P
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspaniałe słowa, Pettitka, mi się wydawało, że właśnie przez te opisy wyszło tak sobie, na pewno masz rację, w dialogach czuję się dużo lepiej. Ale pełno ich jest w innych rozdziałach, to tutaj poleciałam sobie opisowo. No ale stwór i akcja pod wodą zrobiła swoje, no inaczej sie tego nie dało sklecić, bo jak można w masce tlenowej mówić pod wodą?
Niedługo kolejny rozdział!
Jeszcze raz dziękuję za super komentarze!
Kocham was i pozdrawiam!
Wow, jak dawno nie dodawałaś nowego rozdziału, Lilko! ;) Musiałam porządnie odświeżyć sobie pamięć przed przeczytaniem tego rozdziału i już jest okey. ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest długi, ale po takim czasie oczekiwania nie mogło być inaczej, krótki rozdział nie wchodziłby w rachubę!;) Jak zawsze błyszczysz poprawnością i stylem pisania, to naprawdę jest niezłe!;)
Co do owej niespodzianki, to Mustelka nie jest jedyną, która się domyśla co to może być. xD Ja także mam swoją wersję, zobaczymy, czy któraś z nas odgadła dobrze.;) Jejku i jak modlitwa się przydała pannie Croft! Chyba od tego momentu Lara zacznie latać do kościoła i msze zamawiać. ;-) Całe szczęście, że przypomniała sobie dalszą część legendy, ten moment chyba lubię najbardziej! Chociaż, w ogóle z tą rybą akcja była niezła, chwilami sama się bałam. ;)
Ma dziewczyna szczęście, że tyle osób jednak jej pomaga, sama nie dałaby rady... jak nic zginałby w pierdlu, nasza Lara! xD
I także dołączam się do prośby: więcej dialogów!;) W tym było ich naprawdę za mało jak dla mnie, która też jest ich wielbicielką. ;)
Dobrze, że nadal piszesz! Mam nadzieję, że kolejny rozdział dodasz niebawem i nie będę musiała długo czekać. Ciekawa jestem bardzo, czy słusznie się domyślam niespodzianki. ;)
Pozdrawiam cieplutko!;) Buziaki od Pati-Ann! ;*
Aha i widzę, że w ankiecie jak na razie góruje Kurtis Life, ja sama także oddałam na to opowiadanie głos, jak widać nie jestem jego jedyną fanką! ;*
OdpowiedzUsuńAlicjo... O tym rozdziale mogę powiedzieć tyle... To jest powrót w zaje*istym stylu!
OdpowiedzUsuńZagięłaś mnie kompletnie. Dołączona muzyka + opis podwodnej przygody... Istny majstersztyk, przez chwilę wydawało mi się, że razem z Larą znajduję się pod wodą i obserwuję całe wydarzenie. Niesamowite uczucie, tak jak już pisałam, w połączeniu z muzyką. Dla takich opisów chce się żyć i mieć wyobraźnię, na prawdę.
A co do wyobraźni- twoja jest przeogromna. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem jej wielkości. Moment ze złożeniem dłoni przez Larę, jak do modlitwy- definicja epickości.
I ogólnie- jak zawsze prze fantastyczny opis z udziałem glin, w którym dialogów nie pobije żaden film sensacyjny :D.
Istne cudo, Lilko. I obyś teraz ze względu na wakacje częściej pisała, bo już się stęskniłam za twoim geniuszem :*.
Oczywiście domyślam się, co jest tą niespodzianką, o której wspomina Levis... I mam nadzieję że to to, o czym myślę, a ty wiesz, o czym, a tak właściwie o kim ja myślę :D.
Chyba sie domyślam o co wam chodzi, ale to nie to chyba :D
OdpowiedzUsuńNa razie nie czytam, nie piszę bo... w środę mam praktyczny egzamin, od kilku dni nie odchodze od książek, wiem, mam zaległości u Pati-Ann, u Mustelki... Nadrobię, obiecuję! ;*
Kocham was i do poczytania za kilka dni, napiszę też kolejny rozdział bo czuję wenę, ale muszę ją stopować do egzaminu :(
Buziaki! ;*
Patrycjo moja najdroższa - uwielbiam czytać Twoje komentarze, aż chce się dalej pisać :D
A ja akurat nie uważam, że to ktoś, tylko COŚ :D Coś, albo dwa cosie, nie jestem pewna xD Co do egzaminu - powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńNie chcę was rozczarować... :D
OdpowiedzUsuńLara ma cyrkiel! Przecież po powrocie z Polski, jak wlazła do rezydencji w czerwonych włosach, oddała go Alisterowi i szybko wyjechała do Turcji! Teraz sobie przypomniałam, że po ucieczce z sądu wróciła do Collegium Maius, a potem czmych do Anglii z pomocą Iva :D
OdpowiedzUsuń