Rozdział dwudziesty czwarty


* muzyka do rozdziału - KLIK

„Nieźle popieprzona sprawa”

               
                Tryb autopilota działał bez zarzutu, toteż Dante pozwolił sobie na krótki odpoczynek. Wyciągnął ze swojej podręcznej torby estetycznie zapakowaną w folię spożywczą bułeczkę. Spojrzał na nią z uśmiechem, po czym wgryzł się w nią łapczywie. Dosłownie po sekundzie zakrztusił się i był pewien, że przyczyną tego nie było wcale wzięcie zbyt dużego kęsa. Przyczyną był natomiast widok za oknem śmigłowca, który zataczał chwilę koła nad Oceanem Indyjskim, by po jakimś czasie odlecieć i poczekać na Larę gdzieś indziej. Woda drżała niespokojnie, jak gdyby pod jej taflą zderzyły się dwie łodzie podwodne. Fale wzburzały się coraz bardziej, tworząc bałwany piany. Leydon przyglądał się temu, czując, jak włosy jeżą się na jego głowie, ciarki spacerują po jego plecach. „Lara…” – pomyślał od razu i zaczął kląć pod nosem, że nie ma wpływu na to, co działo się pod wodą. Miał tylko nadzieję, że za czterdzieści minut zobaczy kobietę całą. I zdrową.

                Ona jednak nie była tego taka pewna.
Jeszcze chwilę obserwowała archeologa, który natychmiast, równie wystraszony odrzucił monetę i zamkną legendarną skrzynię. Gdy na pół metra przed Larą spadł pod pokład ogromny, drewniany kabestan*, zawalając kolejne ściany wraku, dziewczyna ocknęła się z szoku. Nie patrząc na młodego mężczyznę, ruszyła na zewnątrz wraku przez dziurę utworzoną przez kabestan. Była na pokładzie. Mogła bezpiecznie opuścić wrak i wypłynąć, jednak coś powstrzymywało ją przed tym.
Dalmierz.
Podpłynęła do ciężkiej maszyny wskazującej drogę i mierzącej odległości, która wyglądem przypominała połączenie armaty z teleskopem. Croft latarką oświetlała żeliwne urządzenie i starała się znaleźć cokolwiek złotego, jakąś część, która mogłaby pasować do legendy i być jej kolejnym rozwiązaniem…

Szósty bada rozmiar drogi, nawigację prości
W podwodnym królestwie Cejlonu, Lakdiva.
Całości nie uniesiesz i strzeż się chytrości.
Monstrum nie tknie ascetów, co się kłonią bogom.

Nie chciała myśleć o wspomnianym „monstrum” i bała się, co mogłoby ją jeszcze zaskoczyć. Kolejne deski pokładu spadały pod pokład, wrak niebezpiecznie unosił prąd morski, który, nie wiadomo nawet, skąd się wziął. Lara nie mogła uwierzyć, że to wynik otwarcia skrzyni. Nie chciała wierzyć w mity… a jednak żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło do jej głowy. Woda rozdzierała wrak statku, nie stał już stabilnie na dnie, wahał się raz w prawo, raz w lewo.

Przeklęła w myśli, gdy zobaczyła krwawiący bok i utkwioną w nim włócznię z hakiem wbitym w jej skórę. Natychmiast ją wyciągnęła, rozglądając się dookoła.
Ktoś atakował?
Tutaj?

Gdzieś w cieniu mignęła jej sylwetka mężczyzny, Lara była jednak przekonana, iż sylwetka ta nie należała do wcześniej poznanego archeologa. Zgasiła latarkę. Zapamiętała, gdzie udał się mężczyzna, chowający się za pozostałą jeszcze  ścianą. Ruszyła w jej kierunku, odrobinę skręcając, by zaskoczyć przeciwnika z drugiej strony. Jej czerwona krew mieszała się z wodą, rana nie była jednak przesadnie głęboka. Croft wyciągnęła nóż. Z jakąkolwiek bronią czuła się pewniej.

Usłyszała krzyk. Rozświetliła mroczną głębię latarką. Krew była wszędzie, zabarwiała wodę, mieszała się z nią. Lara poczuła, że ma ochotę zwymiotować. Ciało mężczyzny z harpunem zostało przygwożdżone przez spadającą ogromną belkę kolumny masztu – ciężka, wykonana z drewna mocno uderzyła w mężczyznę, przygważdżając go do dna i miażdżąc jego tułów. Croft podpłynęła do niego i, starając się na patrzeć na zdeformowane zwłoki, nożem odcięła wodoodporną torbę mężczyzny. Otworzyła ją szybko i, zanim rzeczy tam schowane zdążyły wypłynąć z torby, Lara znalazła dokumenty zawiązane w folię ochronną. Wsadziła je do własnego plecaka i rozejrzała się. Gdy zawalił się masz, pokład został przedzielony na pół. Wszystko wydawało się być zawalone. Kobieta szybko odpłynęła od masztu, zanim kolejna sterta ciężkiego drewna, spadła jej pod nogi. Statek ostatecznie zachwiał się mocno.

Przewrócił się na prawą burtę. A raczej…
Coś przewróciło go na prawą burtę.

Przerażający ryk był głośniejszy niż huk wywołany upadkiem statku. Lara straciła równowagę, ale szybko odzyskała ją, słysząc odgłos, którego nie mogła namierzyć. Był jednak głośny. Dziewczyna chwilę zastanowiła się i odwróciła twarz. Nigdy nic podobnego nie dotarło do jej uszu. I oczu. Chociaż woda oceaniczna porządnie zniekształca dźwięk i obraz.

Zanim zdążyła zlokalizować źródło ryku, zobaczyła w oddali płynące zwierzę. Już z daleka wydawało się być ogromne. Pokryte zielonymi łuskami, z długim, sześćdziesięciometrowym ogonem, na którym błyszczały się ostre kolce. Nie widziała jego mordy. Nie chciała. Jego ryk był tak potężny, niczym odgłos tyranozaura w starej trylogii Spielberga. Croft podejrzewała, że zęby były równie ostre, co kolce i pazury łap, jakimi wbijał się w dno. Nie było najmniejszego sensu patrzeć kilkadziesiąt metrów przed siebie, dreptać w miejscu po rozwalonym pokładzie, zacierać dłonie i myśleć. To tylko wzmagało zdenerwowanie i odwlekało to, co nieuniknione.

Postanowiła uciekać, tym bardziej, że rana jej boku, mimo upływu czasu, wcale nie wydzielała coraz mniejszej ilości krwi. A jeżeli potwór na nią reaguje? Mocniej poruszała rękami i nogami. Zaczynało robić się zimno. Zimno? I co z tego? Nie raz bywało jej zimniej. Ból pleców i rannego boku stawał się nie do wytrzymania, poza tym znać o sobie dawały także mięśnie. Mimo to Lara zacisnęła zęby. Pożałowała, że jej strój nurka nie zawierał rękawic. Niemal cała skóra na jej dłoniach była odmoczona, pełna białych placków naskórka, które po naciśnięciu zdzierały się, pozostawiając dostęp do żywego ciała.
No ale przecież… dalmierz.


Nie miała czasu do stracenia, wróciła tam, gdzie stało urządzenie i zobaczyła, jak majstrował przy nim młody archeolog. Wyraz jego twarzy był otępiały, patrzył na Larę przerażonym wzrokiem, jak gdyby pytając ją, co to wszystko ma znaczyć. Kobieta rzuciła mu nienawistne spojrzenie. Wcale nie dlatego, iż sam obudził bestię, otwierając skrzynię i próbując ukraść monety. Dostrzegła tylko, jak chował on do plecaka niewielki, połyskujący przedmiot. Natychmiast podpłynęła do niego, a on zaczął uciekać. Płynął coraz dalej, oddalając się od statku, którym zajął się zbliżający się potwór. Ogonem zmiażdżył ostatnie ściany przytrzymujące potężną konstrukcję okrętu. Dalmierz, przy którym jeszcze chwilę temu stała Lara, opadł na dno. Croft odwróciła się mimowolnie w stronę statku, widząc mordę przerażającego stwora. Przypominała węża, który, otwierając paszczę, ukazywał cztery potężne kły i serię mniejszych, równie ostrych zębisk. Lara przez chwilę dziwiła się, dlaczego stwór nie płynie za złodziejem, jednak po chwili poznała odpowiedź na swoje pytanie.

Potwór morski rozrywał zębami zwłoki kolejnego mężczyzny. Inny celował do niego z harpuna, jednak i on w zaskakująco szybkim tempie kończył jako pokarm dla wielkiego stworzenia. Szyję miało ono tak giętką, że z prędkością światła obracało nią, faktycznie jak wąż.
Tylko skąd wzięli się ci mężczyźni?
Croft nie miała czasu na zastanowienie się. Płynęła wciąż za złodziejaszkiem. Czyżby on też znał treść niebiańskiej legendy z Różdżki Kirke? Za dużo pytań!

Lara poczuła kolejną falę uderzeniową za sobą w wodzie. Nie chciała tego robić, ale odwróciła się. Stwór płynął w jej stronę.
Niebezpiecznie.

Nie była zbyt szybka, toteż dopłynął do niej w przerażającym tempie. Przyspieszał. Zdążyła tylko spojrzeć prosto w jego wyłupiaste, czarne oczy. Po czym zamknęła swoje. Piwne. Zasłoniła twarz dłonią. Poczuła silne uderzenie, gdy została odepchnięta w dół. Uderzyła plecami o dno. Machnęła nogami, aby pokonać siłę wypierającej wody. Poczuła silny ból w kręgosłupie, ale podniosła się dość szybko i rozejrzała, świecąc latarką w górę i przed siebie. Potwór morski odepchnął ją sobie z drogi ogonem, dopadając złodziejaszka.
Teraz i jego rozrywał na strzępy. Lara uśmiechnęła się do siebie i zaczęła podpływać ostrożnie w jego kierunku. Gdyby Zip ją widział, kolejny raz okrzyknąłby ją mianem nienormalnej. Wchodziła przecież w paszczę lwa… morskiego stwora, ściślej mówiąc.

Przyglądała się czujnie, pilnując momentu, aż plecak martwego archeologa opadnie na dno, niedaleko niej. Podpłynęła do niego i wyciągnęła owinięty w folię ciężki, złoty przedmiot w kształcie małej lunety… niewielka część celownika dalmierza. Zanim zdążyła go schować, usłyszała niedaleko kolejny ryk bestii.

„Przecież dorwała złodzieja monet! Powinna zniknąć, skrzynia jest bezpieczna!”
Nic bardziej mylnego.

Croft nie miała nawet czasu na obmyślenie planu. Wąż cofał się w jej stronę szybko, Lara zdążyła więc tylko odwrócić się i zacząć płynąć w kierunku wraku statku. Uciekała. Nurt wytwarzany przez bestię był tak potężny, że dziewczyna nie miała żadnych szans na oddalenie się od niej. I przeżycie. Nie miała również już sił przyspieszać, czuła, że daje z siebie wszystko. Gdy płynęła, zdążyła tylko rzucić okiem w stronę zegarka.
Minęło dziewięćdziesiąt sześć minut.
Za cztery minuty Dante odleci, zostawiając ją tutaj samą, na pożarcie stworowi.

Niedoczekanie!

Kobieta poczuła przypływ sił. Zawsze, gdy myślała o końcu, skądś czerpała niesamowite pokłady energii, być może adrenaliny, pozwalające przetrwać wszystko. Była silna… do tej pory niezwyciężona, sprytna, inteligentna… Odwróciła twarz, wciąż płynąc przed siebie. Morski stwór był już niedaleko. Cechy, które wymieniała w myślach nie były w stanie jej pomóc. Po chwili poczuła paraliżujący ból w prawym boku. Końcówka ogona bestii, zakończona ostrym grotem, odepchnęła ją z powrotem na dno.

Zapadła ciemność, ostatnie źródło światła rozbiło się o kamienie i deski, pozostałości wraku, które przesuwała woda.

„I tak za dwie minuty wyczerpałyby się baterie…” – pomyślała. Wściekle odbiła się nogami od dna i, wkładając w to całe rezerwy sił, odsunęła się w prawo, by nie dosięgła jej morda potwora. W ostatniej chwili uniknęła spotkania z jego kłami. Wąż uderzył paszczą w dno, po czym cofnął się w tył i zatoczył nad Larą koło, jak przed spotkaniem ze swoją ofiarą robi rekin, by zaatakować po raz kolejny. Tym razem bardziej w prawo, gdzie znajdowała się kobieta. W ułamku sekundy przez głowę dziewczyny przelatywały obrazy z całego życia. Większość związana była z grobowcami, przygodami, przyjaciółmi i… Kurtisem. Dziewczyna przeklinała na siebie, że pozwoliła wkręcić mu się w przygodę z legendą. Tylko przez to zginął… teraz i ona do niego dołączy.

Po cholerę w ogóle był jej ten artefakt? Nie musiała przecież płynąć w kierunku potwora. Nie musiała nic. Nie musiała kraść Majorowi Różdżki! Była jednak bohaterką, nie miała w sobie możliwości rezygnacji, pokory. Zawsze wiedziała, że może. Zgubiła ją pewność siebie. Ją i kilka innych osób. W tym Trenta.

„To się nie może tak skończyć” – pomyślała, jak gdyby błagając reżysera do zmiany treści scenariusza. Zastanowiła się, co powinna pomyśleć przed spotkaniem oko w oko z morskim diabłem. Nie miała zamiaru się modlić, nie robiła tego przez całe życie, nie będzie i przy śmierci…

Zaraz…

Modlitwa?

Monstrum nie tknie ascetów, co się kłonią bogom.

Lara widziała tylko, jak potwór przymierzał już się do ataku. Długą szyją wziął zamach.
Croft nie miała dużo czasu. I nic do stracenia.
Złożyła ręce.
Pokornie schyliła głowę.
Otworzyła oczy, widząc przed sobą otwartą paszczę stwora.

Zamknęła oczy.

I nagle wszystko zrobiło się takie ciche. Woda już nie falowała, widocznie dotarła do kresu swej niszczycielskiej podróży i zatrzymała się, trawiąc teraz powoli to, co zagarnęła.



***


Ciepło…
Nie, nie ciepło. Duszno. I jeszcze ten obrzydliwy zapach…

- No budź się…

Słyszała wyraźnie wypowiadane rozkazującym tonem słowa. Wiedziała, kto mówił. Znała ten głos od kilku lat. Co z tego, skoro nie była w stanie w niego uwierzyć... powoli otworzyła oczy. Światło jarzeniówki uderzyło wprost w źrenice. Białe okno, biała ściana, sufit, pościel i szafa. Wszystko.
Odwróciła głowę w prawo i dostrzegła mrok za oknem. Ile godzin musiało minąć od spotkania z potworem? W podróż wyruszyła z samego rana… głowa pulsowała niemiłosiernie. Dziewczyna poczuła dotyk miękkiej i ciepłej skóry na dłoni. Odwróciła twarz w lewo.
Dante siedział przy łóżku i uśmiechał się cwaniacko.
- Dałaś mi popalić, Croft. Ostatni raz się przez ciebie tak zamartwiam.
- Ale jak…
- Opowiem ci potem, bo to nieźle popieprzona sprawa.
- Wszystko mnie boli.
Nie lubiła się nad sobą użalać, ale nie miała w głosie cierpienia. Raczej irytację i zdenerwowanie... kości, mięśnie… i ten nieszczęsny bok. Jakby całe jej ciało nagle przestało współpracować i każdy narząd rozpoczął strajk, denerwując kobietę kłuciem, uwieraniem, sztywnieniem, pulsowaniem, skurczem…

Nagle na szpitalnym korytarzu można było usłyszeć kroki. Dante zdążył położyć Larze palec na ustach. Z ruchu jego warg wyczytała krótkie „śpij”. Zamknęła oczy.

- Reprezentant odpowiedniej służby właśnie przybył. Skoro pani Croft się jeszcze nie obudziła, najpierw przesłucha on pana. Dziękuję, że nie oddalał się pan od naszej placówki.
- Dostałem przecież surowy zakaz.
- Owszem, ale mógłby pan przecież stawiać opór, a tego byśmy nie chcieli.
- Co będzie, gdy Lara wyzdrowieje?
- Już panu tłumaczyłam. Zostanie przesłuchana przez władzę, następnie przeniesiona do aresztu, gdzie poczeka na reprezentantów ambasad polskiej i tureckiej, będzie sądzona za ostatnie przewinienia.

Lara usłyszała głos młodej kobiety. Brzmiał nad wyraz surowo. Nie otwierała oczu. Przesłuchanie? No tak. Skoro trafiła do szpitala, nie było możliwości ucieczki przed władzami. Nie mogła jednak pozwolić, by Dantego przesłuchiwała policja! Co on sobie myśli?! Nie zna sytuacji, co powiedziałby? Że pomagał jej w przelocie z jednego kraju do drugiego… za współpracę zostałby pozbawiony licencji i na pewno posiedziałby kilka lat. Tu już nie chodziło o kradzież cyrkla czy też włamanie do tureckiego zamku, pobicie ochroniarzy, policjantów, próba ucieczki na lotnisku, kradzież samochodu… Dante nie mógł siedzieć za jej przewinienia. Musiała wstać i opowiedzieć o legendzie, o porwaniu jej przyjaciół i o Majorze. To mogłoby załagodzić wynik postępowania karnego. Nienawidziła współpracować z policją. Ale, by chronić Dantego… musiała. Otworzyła oczy i chrząknęła znacząco. Pielęgniarka, jak przypuszczała Lara, niziutka, o drobnej posturze ciała, spiętych, długich blond włosach, uśmiechnęła się do niej sztucznie.
- Jest pani w szpitalu. Dobrze, że się pani obudziła. Sprawdzę, czy wszystko jest w porządku i natychmiast zostanie pani przesłuchana. Władze nie mogą czekać w tak pilnej sprawie…
- Słucham? Gdzie je…? – Nie zdążyła dokończyć zdania. Udawała otępiałą, Dante patrzył na nią przerażonym wzrokiem.
Miała udawać nieprzytomną!
Taki był chrzaniony plan! Najpierw Dante miał pogadać z porucznikiem... Chciał tego.
- O… Lara. – Powiedział, udając mile zaskoczonego, jednak nie wyszła mu dobrze ta sztuka. Blondynka spojrzała na niego podejrzliwie, jak gdyby wątpiąc w szczerość jego nagłej radości. Croft rzuciła mu krótkie, pretensjonalne spojrzenie, mówiące „postaraj się grać lepiej!”. Pielęgniarka ułożyła kobietę w pozycji bezpiecznej, Lara jęknęła. Żebra dawały o sobie znać. Kobieta dotykała ją w kilku miejscach, pytała o nasilenie bólu i samopoczucie. Lara odpowiadała na pytania zgodnie z prawdą. W końcu sama chciała zadać kilka swoich pytań.
- Co mi jest?
- Miała pani stłuczone dwa żebra, ranę w boku, którą zszyliśmy oraz, co było poważniejszym problemem, krótkotrwałą niewydolność oddechową. W pani aparacie tlenowym do nurkowania zabrakło tlenu, o mało się pani nie udusiła. Proszę na drugi raz lepiej przygotowywać się do podróży. A nie… nie będzie pani miała następnego razu.

„Co za suka!” – pomyślała Croft, robiąc dobrą minę do złej gry. Udawała, że wcale nie ruszają jej słowa pielęgniarki.
               
- Jak długo…
- Spała pani dwie doby na lekach.

Dwie doby?! Przez dwie doby nie kontaktowała się z Majorem! Przez dwie doby nie miała pojęcia, co dzieje się z Zipem, Alisterem i Winstonem. Przez dwie doby spała w najlepsze,  kiedy rudowłosa Athanasia rozwiązywała kolejne części legendy!
Właśnie, legenda!

- Gdzie są moje rzeczy…
- To teraz nieistotne. Widzę, że pani stan szybko się poprawia. Zawołam porucznika. A pana muszę prosić o opuszczenie pomieszczenia.

Z pozycji bezpiecznej Croft przekręciła się znów, by leżeć na prosto. Zauważyła na prawej ręce wenflon, to znaczy, że jakiś czas musiała być pod kroplówką. Wzdrygnęła się. Nienawidziła takich miejsc. Z drugiej strony takie placówki ratowały ludzkie życie. Lara pełnym szacunkiem darzyła lekarzy, jednak solidaryzowanie się ze służbami władzy było lekką przesadą. Dziewczyna znalazła się w niezłych tarapatach. Klęła pod nosem na siebie. Gdyby w ostatniej chwili nie rozwiązała ostatniej linijki strofy legendy, byłoby po niej. Zamknęła oczy, skupiając myśli i starając się przypomnieć sobie ten moment.

Moment, w którym pochyliła głowę. Widziała już zębiska potwora, rozwartą paszczę, z której wypływały szczątki ludzkich ciał. I nagle wszystko zniknęło. Wyparowało. Niczym najlepsza iluzja Copperfielda. Pamiętała, że poczuła iskrę nadziei i miała wypływać…
To wtedy zabrakło jej tlenu. Poza tym porażająca ciemność utrudniała ruchy pod wodą.
Zamknęła oczy i zaczęła się dusić.
Nic więcej nie była w stanie sobie przypomnieć.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł szatyn przed czterdziestką, ubrany w ciemny garnitur. Miał lekki zarost i krótkie włosy. Krawat dodawał mu wyrafinowania, choć nie wyglądał na takiego, co chodził tak chętnie ubrany poza pracą. Lara uśmiechnęła się do siebie w myśli, widząc jego twarz. Lekko zgarbiony podszedł do łóżka i wyciągnął swoją legitymację, którą podał kobiecie.
- Porucznik Chester Mulieres. Jestem z brytyjskiej agencji SOCA, również mam dokumenty świadczące o przyzwoleniu reprezentowania ambasady tureckiej. Muszę zadać pani kilka pytań.
Za porucznikiem stanęła pielęgniarka. Chester odwrócił się do niej i spojrzał na nią wrogo.
- Pani Croft nie potrzebuje adwokata, a ja nie potrzebuję świadka.
Wyjaśnił krótko. Ciekawska pielęgniarka zrozumiała. Natychmiast opuściła salę.
- Pracujesz dla Levisa? Pamiętam cię. Byłeś wtedy z nim, u mnie w rezydencji, po włamaniu się Majora.
Chester przytaknął.
- Pracuję dla SOCA, nie dla Roberta. Levis został zwolniony, teraz mam innego podwładnego. Jednak wciąż jestem jego przyjacielem. Poprosił mnie, bym wyciągnął cię ze szpitala najprostszym sposobem. 
- Zwolniony? – Zapytała Croft natychmiast.
- Zbyt długo ścigał Majora. Nadinspektor się wkurwił i go zwolnił. Poza tym… podziękuj temu swojemu pilotowi. Gdy twoje sto minut się skończyło, zadzwonił do Levisa, a on do mnie. Mieliśmy najpierw ustalić fakty, miałem mu wszystko opowiedzieć, udawać, że go przesłuchuję, ale obudziłaś się za szybko. Sytuacją na oceanie zainteresowali się też badacze naukowi, ekipa ratunkowa i jacyś archeolodzy z wyspy zeszli do wody, jak tylko ucichła. Poza tym Levis znał tam kilka osób. Leydon cię szukał po szpitalach, media huczą o znalezieniu cię w oceniane. Widać, że coś knujesz. Znowu jesteś poszukiwana, chociaż ze Sri Lanki przewieziono cię tu.
- Więc jestem...
- W Londynie. Inspektor poinformował mnie o wszystkim, mam cię stąd wyciągnąć, więc bądź grzeczna. Nie wiem, czemu ci ufa. To nie moja sprawa. Teraz muszę sobie tu tylko chwilę pokoczować, udawać, że notuję coś w tym notesiku.
Lara słuchała jego słów z pełnym zaciekawieniem. Tylu ludzi zmartwiła, tylu ludzi walczyło o jej zdrowie. Angażował się Levis, Leydon… teraz ten nieznany porucznik.
- Dziękuję.
- Podziękuj komu innemu, ja tylko wyświadczam przysługę kumplowi. Moje dokumenty i samochód SOCA mogą zmylić głupiego ordynatora, który myśli, że teraz cię przesłuchuję. Ale musimy się pospieszyć, zanim prawdziwe władze przyjdą sprawdzić stan twojego zdrowia.


- To leki, które musi jej pan podać w drodze do przychodni na terenie więzienia. Powstrzymają ból obrażeń. Gdy pacjentka dojedzie na miejsce…
- Tam zajmą się nią nasi specjaliści. Jak poczuje się lepiej, od razu trafi pod sąd. Ma tyle na sumieniu, że nie martwiłbym się przesadnie o stan jej zdrowia.
Croft, ubrana w szpitalny szlafrok, skuta kajdankami została wrzucona do samochodu, na którego dachu migał kogut. Spojrzała nienawistnie na Chestera, który grał prawdziwego glinę z krwi i kości idealnie. Jego gra aktorska była o wiele lepsza niż Leydona.
- Witaj, Laro.
- Witaj, Robercie.
Croft rzuciła wzrokiem w stronę osoby siedzącej za kierownicą. Sama, gniotąc się w kajdankach na tylnym siedzeniu, w myślach narzekała na szwy na biodrze.
- Przepraszam za tę szopkę, jaką odstawia Chester. Sama rozumiesz…
- Nie ma sprawy, to konieczność. – Odpowiedziała krótko. – Słyszałam, że szukałeś mnie na Sri Lance...
- Przedtem byłem w Turcji, przez ciebie latam po całym świecie. Przykro mi. Wiem o porwaniu.
Lara kiwnęła głową w akcie przyjęcia wyrazów smutku.
- Co z Majorem?
- Wciąż szukam tego gnoja. Sam bym cię wyciągnął ze szpitala, zanim przyjadą psy, ale zostałem odsunięty.
- Chester mi wszystko opowiedział.
- Wiem o legendzie. – Powiedział po chwili poważnym tonem. Lara spojrzała prosto w jego odbicie w lusterku. Była w szoku.
- Skąd?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, Croft. Mam dla ciebie niespodziankę. Czeka na ciebie w hotelu. Musisz być jednak ostrożna, nie wychylać się. Z każdym dniem jesteś poszukiwana coraz bardziej. Podałem Leydonowi adres, już tam na nas czeka. Tylko proszę cię, nie rób już nigdy takiego burdelu.

Chester otworzył drzwi samochodu i już miał wsiadać na miejscu obok kierowcy Levisa, kiedy nagle coś go tknęło. Nie zamykając drzwi, podbiegł do pielęgniarki i złapał ją za rękę.
- A właśnie, czy ma pani wszystko to, o co panią prosiłem? Spis wykonywanych połączeń oraz dokumenty mogą nam się przydać…
- Rozumiem. Może pan odebrać rzeczy w recepcji.
Croft słyszała słowa Chestera i blondwłosej pielęgniarki bardzo dobrze. Nie zamknął on za sobą drzwi. Gdyby naprawdę siedziała w policyjnym samochodzie, byłaby to dla niej szansa na ucieczkę. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Nie… nie będzie odgrywała aż takiego przedstawienia.
Po niedługiej chwili Chester wrócił do samochodu z wodoodpornym plecakiem Lary. Ta natychmiast spojrzała na niego wzrokiem pełnym wdzięczności.
- Dziękuję wam.
- Podziękujesz mi, jak zobaczysz, co mam dla ciebie w hotelu, Croft.
Kobieta dostrzegła w odbiciu w lusterku uśmiech na twarzy Levisa. Odwzajemniła uśmiech, o nic już nie pytając. Były inspektor sięgnął dłonią w stronę pokrętła, uruchamiając radio samochodowe. Akurat Fred Durst* narzekał na pojebanych gliniarzy ze zjebanymi odznakami*. Levis zaczął śpiewać, ale marnie mu to wychodziło. Croft zaśmiała się. Lubiła czuć beztroskie chwile, choć bywały one takie krótkie. Zaraz będzie trzeba przecież wrócić do pracy.
Zjebanej pracy.*





CDN



* kabestan – przyrząd z czterema rączkami, działający jak winda lub wciągarka (najczęściej do wciągania na statek kotwicę), obsługiwany przez czterech mężczyzn, pchających rączki.

* Fred Durst – wokalista zespołu Limp Bizkit.
* piosenka, która leciała w samochodowym radiu to „Hot Dog” – Limp Bizkit.
* tekst piosenki cytowany w opowiadaniu: a fucked up cop with a fucked up badge,
fucked up job with fucked up pay…”

10 komentarze:

  1. No tak, kończysz w najlepszym momencie... co to znowu za niespodzianka? Choć w sumie się domyślam, ale nieważne. xd
    Nie no, akcja mi się podobała, a muzyka, którą nam podrzuciłaś, tylko potęgowała wrażenia :D Masz niesamowity talent do opisów, i bogate słownictwo, czego o mnie powiedzieć nie można xD No i przede wszystkim było bardzo tomb raiderowo. Przez chwilę nawet zapomniałam o Kurtisie i skupiłam się na przygodzie Lary. Co więcej, nawet zaryzykuję stwierdzenie, że Kurt może już nie żyć tak na dobre. Tak, dobrze przeczytałaś... tak niesamowicie opisujesz poczynania Croftówny, że rekompensuje to stratę Trenta prawie całkowicie! Nie żebym go już nie chciała zobaczyć w opowiadaniu... ale gdyby nie wrócił to jakoś to przeboleję xD Bardzo mi się też podobał fragment, kiedy Lara w ostatniej chwili uniknęła śmierci w paszczy potwora. Lubię takie momenty :)
    Co mogę dodać? Czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się szybciej i znów będzie się dużo działo ;) Co do drugiego to mam pewność, wiem że nas nie zawiedziesz :D
    Pozdrawiam!

    P.S. Jakiś krótki wyszedł mi ten komentarz. Następnym razem postaram się bardziej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha , no dobra zacznę od tego że lubię dialogi a tu jest ich pięć na krzyż.. ale wytrzymam. Masz dar do pisania długich rozdziałów... chmm źle powiedziane! Super, ekstra długaśnych :) Co do opisowych części to mogę się tylko od ciebie uczyć ale powiem jako czytelnik że dłuższe 'opisówki' czasami nudzą. nie mówię że innych - ale mnie. chcę być szczera, mam nadzieję że to docenisz i nie powiesz 'o a ta mi to specjalnie napisała' wyrażam swoją opinię :3 nie znam się na pisaniu tak jak ty ale coś tam sklice, hehe. przejdźmy do zajebistych zalet twego oto powyższego rozdziału. Otóż te 'opisówki' mają plusy. jakie? no kobieto wspaniale opisujesz co się dzieje w danym momencie. wszystkie ruchy postaci, uczucia Larci, atmosferę. Dzięki twoim artystycznym zdaniom mogę poczuć się tak jakbym tam była :) podobało mi się właśnie to co mustelce również uniknięcie śmierci. pewnie jeszcze o czymś zapomniałam ale to nic. będzie przecież kolejny rozdział :) pozdrawiam pettitka16

    ps. więcej dialogów proszę ! (chociaż dla mnie :D)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe, czego się Asia domyśla ^^ z samego rana przeczytam FR bo teraz po kilku piwach z imprezy nie chcę, by wzrok przegapił coś istotnego. A przecież kocham to Twoje opowiadania. Kurtis? Bez niego? To mnie rani! Kurtisa kocham całym serduszkiem. Może go wskrzeszę, choć po tym komentarzu... sama nie wiem :P
    Dziękuję za wspaniałe słowa, Pettitka, mi się wydawało, że właśnie przez te opisy wyszło tak sobie, na pewno masz rację, w dialogach czuję się dużo lepiej. Ale pełno ich jest w innych rozdziałach, to tutaj poleciałam sobie opisowo. No ale stwór i akcja pod wodą zrobiła swoje, no inaczej sie tego nie dało sklecić, bo jak można w masce tlenowej mówić pod wodą?
    Niedługo kolejny rozdział!
    Jeszcze raz dziękuję za super komentarze!
    Kocham was i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, jak dawno nie dodawałaś nowego rozdziału, Lilko! ;) Musiałam porządnie odświeżyć sobie pamięć przed przeczytaniem tego rozdziału i już jest okey. ;)

    Rzeczywiście jest długi, ale po takim czasie oczekiwania nie mogło być inaczej, krótki rozdział nie wchodziłby w rachubę!;) Jak zawsze błyszczysz poprawnością i stylem pisania, to naprawdę jest niezłe!;)

    Co do owej niespodzianki, to Mustelka nie jest jedyną, która się domyśla co to może być. xD Ja także mam swoją wersję, zobaczymy, czy któraś z nas odgadła dobrze.;) Jejku i jak modlitwa się przydała pannie Croft! Chyba od tego momentu Lara zacznie latać do kościoła i msze zamawiać. ;-) Całe szczęście, że przypomniała sobie dalszą część legendy, ten moment chyba lubię najbardziej! Chociaż, w ogóle z tą rybą akcja była niezła, chwilami sama się bałam. ;)

    Ma dziewczyna szczęście, że tyle osób jednak jej pomaga, sama nie dałaby rady... jak nic zginałby w pierdlu, nasza Lara! xD
    I także dołączam się do prośby: więcej dialogów!;) W tym było ich naprawdę za mało jak dla mnie, która też jest ich wielbicielką. ;)

    Dobrze, że nadal piszesz! Mam nadzieję, że kolejny rozdział dodasz niebawem i nie będę musiała długo czekać. Ciekawa jestem bardzo, czy słusznie się domyślam niespodzianki. ;)

    Pozdrawiam cieplutko!;) Buziaki od Pati-Ann! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Aha i widzę, że w ankiecie jak na razie góruje Kurtis Life, ja sama także oddałam na to opowiadanie głos, jak widać nie jestem jego jedyną fanką! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Alicjo... O tym rozdziale mogę powiedzieć tyle... To jest powrót w zaje*istym stylu!
    Zagięłaś mnie kompletnie. Dołączona muzyka + opis podwodnej przygody... Istny majstersztyk, przez chwilę wydawało mi się, że razem z Larą znajduję się pod wodą i obserwuję całe wydarzenie. Niesamowite uczucie, tak jak już pisałam, w połączeniu z muzyką. Dla takich opisów chce się żyć i mieć wyobraźnię, na prawdę.
    A co do wyobraźni- twoja jest przeogromna. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem jej wielkości. Moment ze złożeniem dłoni przez Larę, jak do modlitwy- definicja epickości.
    I ogólnie- jak zawsze prze fantastyczny opis z udziałem glin, w którym dialogów nie pobije żaden film sensacyjny :D.
    Istne cudo, Lilko. I obyś teraz ze względu na wakacje częściej pisała, bo już się stęskniłam za twoim geniuszem :*.
    Oczywiście domyślam się, co jest tą niespodzianką, o której wspomina Levis... I mam nadzieję że to to, o czym myślę, a ty wiesz, o czym, a tak właściwie o kim ja myślę :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba sie domyślam o co wam chodzi, ale to nie to chyba :D
    Na razie nie czytam, nie piszę bo... w środę mam praktyczny egzamin, od kilku dni nie odchodze od książek, wiem, mam zaległości u Pati-Ann, u Mustelki... Nadrobię, obiecuję! ;*
    Kocham was i do poczytania za kilka dni, napiszę też kolejny rozdział bo czuję wenę, ale muszę ją stopować do egzaminu :(
    Buziaki! ;*
    Patrycjo moja najdroższa - uwielbiam czytać Twoje komentarze, aż chce się dalej pisać :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja akurat nie uważam, że to ktoś, tylko COŚ :D Coś, albo dwa cosie, nie jestem pewna xD Co do egzaminu - powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie chcę was rozczarować... :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Lara ma cyrkiel! Przecież po powrocie z Polski, jak wlazła do rezydencji w czerwonych włosach, oddała go Alisterowi i szybko wyjechała do Turcji! Teraz sobie przypomniałam, że po ucieczce z sądu wróciła do Collegium Maius, a potem czmych do Anglii z pomocą Iva :D

    OdpowiedzUsuń