„Przesłuchania
część pierwsza”
Policjant w niebieskim mundurze przecudnej
urody spoglądał na nią pewnym siebie wzrokiem. Kobieta odwzajemniała dokładnie
takie samo spojrzenie. Mundurowy używał zbyt dużo kolońskiej wody, zapach
ostrych perfum czuć było w całym pomieszczeniu. Niebieski siedział za biurkiem
i końcówką ołówka, na której spoczywała obgryziona nieestetycznie gumka, uderzał
o blat. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanął młody mężczyzna w
eleganckim garniturze. Skinął na policjanta i coś tam powiedział, przerywając
niezręczną ciszę. Kobieta wiedziała, że przesłuchanie właśnie się rozpoczęło.
-
Dzisiejszej nocy była pani w muzeum Collegium Maius. – Stwierdził tłumacz. Dziewczyna
nie miała żadnej taktyki, postanowiła rżnąć głupa i grać na zwłokę. To zawsze
działało.
- Mam prawo
do jednego telefonu. – Odpowiedziała wymijająco. Tłumacz przetłumaczył jej
słowa policjantowi, ten zacisnął pięść. Wściekły na sprytną kobietę, rzucił w jej
stronę aparat ze słuchawką. Bohaterka wystukała numer.
- Potrzebuję
pomocy. Jestem w Krakowie, na jakimś posterunku. Jestem… Z resztą opowiem ci
potem, tylko mnie stąd wyciągnij. Pośpiesz się. – Powiedziała głośno. Nie
ukrywała treści, nie musiała. Tłumacz przetłumaczył dosłownie każde jej słowo.
Oddała telefon policjantowi, ten powtórzył pytanie.
- Czy
możecie państwo otworzyć okno? – Zapytała kulturalnie, zmieniając temat.
Policjant westchnął rozdrażniony, gestem ręki wskazał tłumaczowi, by uchylił
szybę. Ten szybko wykonał polecenie. – Nie wkradłam się do muzeum… Żeby to było
jasne.
- Byłaś tam…
- Powiedział tłumacz, nagle zmieniając formę z grzecznościowej na „ty”.
- Proszę
skontaktować się z brytyjską ambasadą.
- Już to
zrobiliśmy, Croft.
- Nic nie
powiem, dopóki nie zjawi się tu mój człowiek. Tymczasem powiedz panu Kąpięsięwperfumach,
że chcę zostać odprowadzona do celi i tam poczekać na Roberta Levisa. Inaczej
nie złożę żadnych zeznań. – Odpowiedziała. Po jej słowach tłumacz delikatnie
się uśmiechnął. Kwestia Lary widocznie go rozbroiła, z resztą w myśli
przyznawał jej rację i nawet nie był skłonny uwierzyć, że ta inteligentna
kobieta o światowej sławie miałaby dobry powód, by włamywać się na komisariat.
Choć powinien być bezstronny, a ona sama tego nie wiedziała, życzył jej
szczęścia. Jego kolega z branży faktycznie powinien zacząć używać prysznica
zamiast wód toaletowych. Policjant warknął coś zdenerwowany, kiedy usłyszał
tłumaczenie. Podszedł do dziewczyny i szarpnął nią, wyprowadzając ze swojego
gabinetu. Zapach jego wody kolońskiej unosił się w powietrzu jeszcze długo,
niczym woń dymu po całej paczce fajek.
- Tylko nie ściemniaj. – Usłyszała szept w
słuchawce. Robert siedział z telefonem w dłoni na przeciwko szyby, w której
widać było sylwetkę Lary. Ona także trzymała aparat telefoniczny w ręce. –
Media zaczęły węszyć.
- Nie
włamałam się tam. Zostałam wrobiona. – Odpowiedziała. Było jej niewygodnie. Za
jej plecami, przy ścianie stał strażnik i przyglądał się jej z poważnym wyrazem
twarzy. Dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną.
- Będziesz
musiała o tym opowiedzieć przed sądem, wiesz o tym?
- Wiem. Jak
tam sprawa z Majorem? Macie go?
- Nie mogę o
tym mówić w takim miejscu. Powiem ci tylko, że szukamy tropu.
- Trop to
zbyt mało. Kiedy odbędzie się rozprawa?
- Za kilka
dni. Musisz tu wytrzymać. Potrzebujesz adwokata. Mam zadzwonić do kogoś
bliskiego?
- Skontaktuj
się z Ivem Friedemannem. Przekaż mu, że
proszę go, by był moim obrońcą.
- Laro…
Wiesz, że ci ufam. Jestem jednak przedstawicielem instytucji policyjnej, mam
nadzieję, że nie zrujnujesz ani mojej kariery, ani naszej przyjaźni. Nie
chciałbym, byś kłamała, więc jeżeli włamałaś się do Collegium i próbowałaś ukraść cyrkiel, to…
- Zostałam
wrobiona! – Krzyknęła do słuchawki. Levis przytaknął.
- Rozumiem…
- NIC NIE
ROZUMIESZ!
- Uspokój
się! – Upomniał ją Robert, w tym samym czasie do Lary podszedł strażnik i
odebrał jej słuchawkę, po czym złapał jej dłonie i chciał wyprowadzić z
pomieszczenia. Lara próbowała mu się wyrwać, kiedy policjant odprowadzał ją do
drzwi, spojrzała tylko na twarz Roberta za szybą.
- Wyciągnij
mnie stąd. – Powiedziała, a Levis kiwnął potwierdzająco głową. Wyczytał słowa z
desperackiego drżenia jej ust. Chciał pomóc, ale nie mógł jej bronić, nie mógł
zeznawać. Wiedział, że tu nie chodzi tylko o jej wolność, ale i o jego pracę.
- Sąd wzywa oskarżoną.
Kobieta
weszła wyprostowana do sali. Trzymała podniesioną głowę, kroczyła pewnie,
patrząc tylko w oczy sędziego Płoszańskiego. Dopiero, gdy podeszła do biurka,
przy którym należało usiąść, rzuciła okiem w stronę Iva. Ten patrzył na nią,
kręcąc głową z niezadowoloną miną. Lara wiedziała, co mężczyzna miał na myśli.
Spojrzała w dół, na swoje buty. Brudne trapery nie pasowały do czarnych,
eleganckich spodni i granatowej koszuli z białym kołnierzem. Idealnie prezentowały
się jednak ze skórzaną, czarną kurtką, którą kobieta zdjęła i zarzuciła na
oparcie krzesła. Czuła się niestosownie, wiedziała, że nie jest do końca
dopasowana do panującej sztywnej atmosfery. Tak naprawdę uwielbiała to uczucie.
Obok niej stał jej obrońca, a po jej lewej – dyskretnie uśmiechający się tłumacz.
Croft podała swoje imię i nazwisko, usłyszała, jak sędzia czyta akt oskarżenia
i przedstawia sprawę. Zdziwiła się, że nie widziała nigdzie Biblii, na której w
sądzie brytyjskim złożyłaby przysięgę mówienia prawdy. Zanim się obejrzała,
jeden z prawników, którzy działali przeciwko niej, rozpoczął swój występ. Pytał
w języku polskim, z czego Lara wcale nie była zadowolona. Wiedziała, że tłumacz
jest obecny na sali jedynie z pobudek czysto formalnościowych. Tak naprawdę
wszyscy zgromadzeni powinni znać język angielski. „Chociaż z Polakami nigdy nie wiadomo…” –pomyślała kobieta.
- Pracuje pani
jako archeolog?
- Owszem. –
Odpowiedziała twierdząco. Tłumacz sprawnie przetłumaczył jej słowa. Croft znów
spojrzała na Iva. Ten złączył dłonie teatralnym ruchem i oparł wskazujący palec
o wargi.
- Wyjaśnijmy
sprawę raz jeszcze. Dnia dziewiętnastego listopada ktoś zadzwonił na krakowską
komendę główną i powiedział, że nastąpiło włamanie do Collegium Maius. Na
miejscu policja znalazła pani plecak, a w nim artefakt muzealny - cyrkiel Kopernika.
Próbowała pani odebrać funkcjonariuszowi swoją torbę i zadała mu kilka ciosów w
twarz i jedno w krocze. Czy tak było?
- Poniekąd.
- Co oznacza
słowo „poniekąd”?
- To znaczy,
że nie byłam tam sama.
- Ach,
wspominała już pani o tym. To znaczy, że jakaś wyimaginowana, rudowłosa kobieta
podrzuciła pani artefakt i zamknęła panią w muzeum…
- Sprzeciw!
– Wykrzyknął Ivo, przyciskając dłoń do piersi, jak gdyby słowa prokuratora
wstrząsnęły nim doszczętnie. – To podważanie zeznań oskarżonej. Ma ona prawo do
swojej wersji wydarzeń, natomiast stwierdzenie „wyimaginowana” kwestionuje jej słowa. Pan prokurator ma prawo
zadawać pytania, a nie decydować, czy są one prawdziwe, czy fałszywe. To już
rola sędziego.
-
Podtrzymuję. – Odpowiedział sędzia. - Proszę zmienić pytanie, prokuratorze
Łącki.
- Może pani
opowiedzieć wszystko raz jeszcze, jak podczas pierwszego przesłuchania? – Lara
spojrzała pytająco na Iva. Ten starał się nie spoufalać się na sali sądowej ze
swoją klientką, jednak dziewczyna zauważyła jego ledwo widoczne skinienie
głową.
- Nie ma
problemu.
- A więc
prosimy, pani Croft…
- Nie ważne
co zrobisz, a i tak zaraz znajdziesz się w mediach… - Mruknęła do siebie Lara,
przepychając się przez tłum ludzi wychodzących z pociągu na stacji w Londynie.
Dziewczyna odwróciła głowę ostrożnie w tył i zobaczyła kolejny błysk flesza.
Jakiś mężczyzna z podejrzaną plakietką na kurtce, trzymał w rękach aparat
fotograficzny. Westchnęła, nie chciała reagować. Już miała wejść do pociągu,
kiedy znów dostrzegła jasne mignięcie światła skierowane w jej kierunku.
Rzuciła reporterowi nienawistne spojrzenie, a będąc już w wąskim korytarzu
pojazdu – stanęła przy oknie i pokazała mu środkowy palec. Reporter nie
odpuścił, cyknął kolejne zdjęcie. Dziewczyna najchętniej wyszłaby z powrotem na
peron i rozwaliła jego sprzęt, rozbijając go o tory, jednak nie miała na to
czasu. Bez zbędnego komentarza weszła tylko do pustego przedziału, rzuciła
plecak na siedzenie pod oknem i zamknęła drzwi, a ich szybę przysłoniła
firanką. Nie minęło nawet kilka minut, gdy pociąg ruszył.
- Nie chodziło mi o takie szczegóły… - Odparł
prokurator. Lara westchnęła. Szkoda. Bawiła ją opowieść o upierdliwym
reporterze. Była ciekawa, czy wulgarne zdjęcie jej palca znajdzie się w
przyszłym wydaniu brytyjskiej gazety „The
Sun”. – Ale to tylko świadczy o pani egocentryczności i buntowniczej
postawie.
- Sam się
prosił… - Mruknęła Lara. Tłumacz spojrzał na nią zdziwiony.
- Moja
klientka chce kontynuować. – Skorygował jej słowa. Prokurator spojrzał na nią,
po czym kazał jej dokończyć.
Minęło
dopiero kilka godzin podróży… Lara żałowała, że nie poleciała samolotem,
oszczędziłaby sobie czasowych, monotonnych katuszy. Z drugiej strony – nigdzie
się nie spieszyła, miała przecież całe dwa tygodnie. A jednak nudziła się w
samotności. Pociąg jechał powoli, ostatnie, tegoroczne promienie słońca
delikatnie przebijały się przez szybę, oświetlając przedział. Croft patrzyła w
okno, przyglądając się nieciekawym krajobrazom Köln, pociąg w końcu zatrzymał
się na dworcu głównym niemieckiej Kolonii. Kobieta usłyszała hałas na
korytarzu, w końcu drzwi jej przedziału otworzyły się. Do wnętrza wszedł
konduktor, a za nim dwóch eleganckich, wysokich mężczyzn. Mówili coś w języku
niemieckim, Lara wyłapywała pojedyncze słówka. Podała bilet kontrolerowi, a
następnie przyjrzała się nowym towarzyszom podróży. Rozłożyli oni swoje bagaże
na półkach powieszonych nad siedzeniami i rozsiedli się wygodnie na miejscach
obok drzwi. Jeden z nich - blondyn o dłuższych włosach - siedział z nogą założoną na
nogę. To na nim skupiła swoją uwagę. Był gejem. Na dodatek nie byle jakim
gejem… nie takim, który ukrywał się ze swoją prawdziwą tożsamością przez kilka
lat niczym Robbie Williams. Ten celowo kłuł swoją orientacją w oczy. Jego
gesty, spojrzenia rzucane w stronę towarzysza... Poruszał palcami i oglądał
swój perfekcyjny manikiur. Miał na sobie ciemny garnitur i krawat koloru
kiszonej kapusty – ni to biały, ni to zielony, na pewno nie żółty. Taka sama
była chusteczka wystająca majestatycznie z małej kieszonki. Mężczyzna zauważył
na sobie wzrok Lary, uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jednak po chwili
westchnął rozczarowany. Lara przyjęła pytający wyraz twarzy, mężczyzna więc
zadał jej jakieś pytanie. Odpowiedziała krótko „Jestem Brytyjką”. Nie zdziwiła
się, kiedy usłyszała odpowiedź w swoim ojczystym języku. Płynną.
- Dobry Boże, co ty masz na sobie? – Zapytał.
Croft odwzajemniła uśmiech.
- Sądziłam, że ubranie.
- Twoje… Buty! Takie… brudne, wielkie… niesmaczne.
- Nie wiem, nie jadłam. Po prostu praktyczne.
– Odpowiedziała szybko. Mężczyzna natychmiast zaprzeczył, kładąc ostentacyjnie
dłoń na czole.
- Oj, skarbie… Słowa „buty” i „praktyczne”
nigdy nie powinny chodzić ze sobą w parze. Jestem Ivo Friedemann, a to Lenz.
Jedziemy do Warszawy, pracujemy tam jako adwokaci. Dokąd ty zmierzasz?
- Lara. Kraków.
- Czyli wysiadasz zaraz po nas… Super! – Ivo
odezwał się entuzjastycznie, nadal uśmiechnięty. Lara nie była ani trochę
zdenerwowana ich wejściem. Po kilku godzinach samotnej podróży ucieszył ją
fakt, że może do kogoś otworzyć usta.
- A więc poznała pani mecenasa Friedemanna
zaledwie kilka dni temu?
- Owszem.
- Nie wolała
pani wybrać kogoś, kogo zna pani dłużej? Jak wiadomo, jest pani osobą
publiczną, często zdarzało się pani łamać prawo…
- Sprzeciw.
– Warknął Ivo. – Pytanie jest bez związku ze sprawą. Co za różnica, jakiego
adwokata wybrała moja klientka i co ma z tym wspólnego jej wcześniejsze
postępowanie?
-
Podtrzymuję sprzeciw. Proszę zmienić pytanie, prokuratorze.
- W takim
razie proszę kontynuować opowieść, pani Croft.
- Dopiero szósta…
- Zauważyła, wskazując za okno. Ivo przytaknął.
- Zima zbliża się nieubłaganie, a z nią coraz
to krótsze dni. – Odpowiedział. Nagle za oknem mignęła im tablica z napisem
„Warszawa - Dworzec Centralny”. Milczący prawie przez całą podróż mruk - Lenz
wraz z sympatycznym, homoseksualnym przyjacielem zaczęli mozolnie zbierać swoje
rzeczy.
- Szczęśliwej drogi, Laro! – Powiedział Ivo i
podał dziewczynie dłoń. Ta ścisnęła ją mocno. – Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze
się spotkamy. Gdybyś potrzebowała prawnika… - Blondyn teatralnym ruchem
wyciągnął z kieszeni małą karteczkę. Wyrafinowanym gestem podał ją kobiecie. –
Zadzwoń.
- Dzięki. Powodzenia w Warszawie! –
Uśmiechnęła się, chowając wizytówkę. Kiedy Lenz wyszedł z przedziału, Ivo
podążył za nim, eleganckim krokiem.
Lara
zmierzyła peron Krakowa zadowolonym wzrokiem. Cieszyła się, że po tak długiej
podróży w końcu dojechała do celu. Rozejrzała się, po czym pomaszerowała w
stronę schodów prowadzących do wyjścia z dworca, a na parkingu łatwo złapała
taksówkę. Było chłodno, jesienny wieczór nie należał do najprzyjemniejszej
części dnia. Młoda kobieta zapytała o najlepszy hotel w okolicy, mogła sobie
pozwolić na coś drogiego i ekskluzywnego. Kierowca spojrzał na nią zdziwiony,
najpierw zmierzył wzrokiem jej twarz, następnie skierował spojrzenie na
rozpiętą bluzę i wydekoltowany t-shirt. Powiedział coś po polsku, więc Croft
zdążyła powtórzyć.
- Hotel.
To słowa mężczyzna zrozumiał. Nie komentując
jej niedostosowanego do pogody i pory roku ubioru, ruszył spokojnie w stronę
głównej ulicy. Podróż nie trwała długo. Gdy Lara wysiadała, dostała do ręki
kartkę z zapisaną kwotą do zapłaty w cyfrach.
- Należy się
dwadzieścia osiem złotych polskich i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. – Odparł
taksówkarz, ale Lara kompletnie go nie zrozumiała. Wsadziła mu w dłoń banknot
pięćdziesięciu funtów i bez pożegnania opuściła wóz. Przekraczając próg hotelu,
nie była ani przez chwilę rozczarowana. Został on urządzony w kolorach złota i
czerwieni, zdobiony dywanami i eleganckimi ławami tuż przy recepcjach. Croft
podeszła do jednego z tych stanowisk i poprosiła o pokój. Została
pierwszorzędnie obsłużona, tym razem już w ojczystym języku i, oddając czytelny
podpis na jakimś druku, otrzymała kartę otwierającą apartament 344. Po
otworzeniu drzwi swojego pokoju, uśmiechnęła się i, odrzucając plecak na
ogromne łóżko, pomaszerowała do łazienki.
- Czy plecak, jaki rzuciła pani wtedy na
łóżko, jest tym samym, który zabrała pani policja i w którym znaleziono
skradziony artefakt?
- Zgłaszam
sprzeciw! – Ivo nie potrafił się powstrzymać i ostatecznie słowa, które
powinien powiedzieć stanowczo, ale spokojnie- wykrzyczał.
- Panie
adwokacie, proszę o spokój. – Mruknął sędzia.
- Nie możesz
cały czas zgłaszać sprzeciwu i mnie blokować! – Prokurator się zdenerwował. Na
jego czole pojawiły się kropelki potu. Ivo spojrzał na niego i wygiął usta tak,
jak gdyby chciał wysłać mu buziaka.
- Mogę. I to
jest piękne. Zgłaszam sprzeciw, ponieważ po pierwsze, pytanie jest nieistotne,
nie ma związku ze sprawą, plecak nie jest najistotniejszą kwestią. Po drugie
cyrkiel znaleziono, zanim został wyniesiony z budynku, został więc
zabezpieczony przed kradzieżą. Pan prokurator źle sformułował pytanie.
- Oddalam. –
Odpowiedział sędzia Płoszański. – Niech pani odpowie.
- Tak, to
ten sam plecak. Nie miałam innego bagażu.
- Zatem
proszę kontynuować.
Noc była
zimna i mroczna. Samochód zatrzymał się tuż pod bramą Collegium Maius. Lara
wysiadła z taksówki i podziękowała kierowcy kolejnym banknotem. Ten uśmiechnął
się do niej i odjechał główną drogą.
- Przepraszam, że przerywam zeznania. Czy owy
taksówkarz jest obecny na rozprawie? – Zapytał prokurator. – Chciałbym go
później przesłuchać.
- Jestem
obecny. – Odpowiedział mężczyzna z końca sali. Prokurator uśmiechnął się pod
wąsem. – Świetnie. A więc podjechała pani taksówką pod bramę uczelni. Jaki był
pani kolejny ruch?
- Podeszłam
do drzwi i przeszłam przez próg.
- Były
otwarte?
- Owszem.
- Czy zdaje
sobie pani sprawę z tego, że naruszyła pani prawo? Jest to włamanie. Poniesie pani
tego konsekwencje, niezależnie od dalszego przebiegu rozprawy.
- Rozumiem.
- Czy zdaje
sobie pani sprawę też z tego, że drzwi zostały zamknięta po godzinie dziewiętnastej?
Za składanie fałszywych zeznań grozi pozbawienie wolności…
- Zdaję
sobie z tego sprawę. – Przerwała. Drażniło ją ciągłe powtarzanie przez
prokuratora tego samego początku wypowiedzi.
- A czy
zdaje sobie pani także sprawę, z tego, że w Collegium są kamery, które powinny
zarejestrować pani obecność na strzeżonym terenie?
- Owszem,
wiedziałam.
- Dlaczego
żadna z kamer nie działała? – Zapytał prokurator. Lara zwątpiła. Do tej pory
nie kłamała, teraz jednak zawahała się przed powiedzeniem prawdy.
- Proszę się
nie bać… - Dopingował prawnik, tak, jak gdyby chciałby jej pomóc. Było to
jednak tylko podsycanie atmosfery. Lara milczała. To był jej błąd. Im dłużej
siedziała cicho, tym bardziej wydawałoby się kłamstwem to, co mówi.
- Nie wiem.
– Odpowiedziała w końcu. Nie było to całkowitą prawdą. Nie było jednak też
totalnym kłamstwem, ponieważ Croft nie miała pojęcia, jakiej sztuczki użył tym
razem Zip, by wyłączyć kamery. Nie miała
zamiaru wciągnąć do tej sprawy czarnoskórego przyjaciela.
- Rozumiem.
Co było dalej? – Zapytał prawnik. Lara rozejrzała się po sali. Widziała
niezadowolony wyraz na twarzy Iva, widziała zaciekawioną minę sędziego.
Przejechała wzrokiem po tłumie gapiących się na nią ludzi.
- Usłyszałam
huk…
Podeszła do
ceglanej ściany tuż obok gotyckiego portalu umieszczonego niedaleko fontanny,
na dziedzińcu. Dotknęła muru, po chwili jednak odskoczyła od niego. Coś
usłyszała. Była pewna, że dźwięk podobny do dźwięku tłuczonego szkła dochodził
z budynku. Spojrzała w górę, dostrzegła w oknie lekki promień światła na
pierwszym piętrze oraz – czego była pewna – twarz kobiety. Uniwersytet miał
więc tej nocy więcej niż jednego gościa. Zdziwiona postanowiła sprawdzić, kto
bawi się o tej porze w szkole, bez opieki nauczyciela. Ruszyła po schodach do
góry i zauważyła lekko uchylone okno. Włożyła rękę w szparę i otworzyła sobie
je z drugiej strony. Dookoła panowały grobowe ciemności, Croft wyciągnęła z
plecaka latarkę. Oświetliła ostrożnie pomieszczenie i zauważyła sporą ilość
półek z książkami… Była w bibliotece. Wyszła zza kilku regałów i zobaczyła
przed sobą otwarte drzwi prowadzące na korytarz. Porzuciła bibliotekę,
delikatnie stawiając kolejne kroki. Na końcu korytarzu zobaczyła następne,
otworzone drzwi. Za drzwiami, do futryny przymocowana była krata, która także
nie była zamknięta. Podejrzane. Lara ruszyła w tamtym kierunku, a gdy weszła do
środka, zauważyła – jak podejrzewała – potłuczone szkło. Szyba leżała
rozbryzgana na małe, ostre kawałeczki na podłodze, tuż obok rozwalonej gabloty.
Croft zajrzała do niej i dostrzegła, że jest pusta. Uderzenie. Nagle poczuła
ostry ból na karku. Odwróciła się z prędkością ,o jakiej nawet sam Chuck Norris
mógłby tylko pomarzyć. Niestety było za późno. Drugie uderzenie. Zakręciło jej
się w głowie. Trzecie uderzenie. Znów oberwała czymś twardym po twarzy.
Poczuła, że po policzku spływa jej gorąca, czerwona ciecz.
- Ty… - Syknęła i opadła na podłogę. Straciła
przytomność. Rudowłosa uśmiechnęła się kpiąco. Athanasia spojrzała na Larę
zadowolona ze swojego czynu. Zdenerwowana podniosła z ziemi jej plecak i
otworzyła go. Z kieszeni wyciągnęła mały, świecący cyrkiel i wrzuciła go na sam
spód torby. Odłożyła ją i wystukała znany, krótki numer na dotykowym ekranie
swojego telefonu.
- Policja? Chciałabym zgłosić włamanie… -
Wypowiedziała, odkładając na półkę trofeum Andrzeja Wajdy. Wyszła z muzeum,
pozostawiając Larę tylko w towarzystwie złotego, ciężkiego Oscara, który
przyglądał jej się dumnie z półki.
- Czy ma pani pozwolenie na broń? – Zapytał prokurator.
Lara przytaknęła. Wiedziała, że jej opowieść nie brzmi przekonująco. – Niech pani
dokończy. Jesteśmy ciekawi, co wydarzyło się, kiedy odzyskała pani przytomność…
CDN
Wyszło super, mi się podobało;-* Nie zaprzeczam, że tekst był trudny, aczkolwiek zrozumiałam całą jego treść i mam ją już zapisaną w główce;-D
OdpowiedzUsuńCo do rozdzialiku to tak żywo opisałaś te przesłuchania, że chwilami zdawało mi się, że naprawdę jestem na sali sądowej;-* A co do tej całej rudej Anthanasi to niezła z niej su*a, to przez nią to wszystko!;-) Cwany lisek z niej, teraz pewnie wkopie jeszcze Kurtisa aby było jej weselej;-D Oj ma się Lara z nimi wszystkimi, chyba Polski nie będzie wspominać zbyt dobrze;-*
Cieszę się, że opowiadanie ruszyło;-* Obyś dalej miała dużo weny i pomysłów i tego Ci bardzo gorąco życzę! Trzymaj się ciepło, buziaczki;-*
komentarz napisany na HL Onet - 2010-09-29 19:55