Rozdział trzynasty


„Przesłuchania część pierwsza”


Policjant w niebieskim mundurze przecudnej urody spoglądał na nią pewnym siebie wzrokiem. Kobieta odwzajemniała dokładnie takie samo spojrzenie. Mundurowy używał zbyt dużo kolońskiej wody, zapach ostrych perfum czuć było w całym pomieszczeniu. Niebieski siedział za biurkiem i końcówką ołówka, na której spoczywała obgryziona nieestetycznie gumka, uderzał o blat. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanął młody mężczyzna w eleganckim garniturze. Skinął na policjanta i coś tam powiedział, przerywając niezręczną ciszę. Kobieta wiedziała, że przesłuchanie właśnie się rozpoczęło.
- Dzisiejszej nocy była pani w muzeum Collegium Maius. – Stwierdził tłumacz. Dziewczyna nie miała żadnej taktyki, postanowiła rżnąć głupa i grać na zwłokę. To zawsze działało.
- Mam prawo do jednego telefonu. – Odpowiedziała wymijająco. Tłumacz przetłumaczył jej słowa policjantowi, ten zacisnął pięść. Wściekły na sprytną kobietę, rzucił w jej stronę aparat ze słuchawką. Bohaterka wystukała numer.
- Potrzebuję pomocy. Jestem w Krakowie, na jakimś posterunku. Jestem… Z resztą opowiem ci potem, tylko mnie stąd wyciągnij. Pośpiesz się. – Powiedziała głośno. Nie ukrywała treści, nie musiała. Tłumacz przetłumaczył dosłownie każde jej słowo. Oddała telefon policjantowi, ten powtórzył pytanie.
- Czy możecie państwo otworzyć okno? – Zapytała kulturalnie, zmieniając temat. Policjant westchnął rozdrażniony, gestem ręki wskazał tłumaczowi, by uchylił szybę. Ten szybko wykonał polecenie. – Nie wkradłam się do muzeum… Żeby to było jasne.
- Byłaś tam… - Powiedział tłumacz, nagle zmieniając formę z grzecznościowej na „ty”.
- Proszę skontaktować się z brytyjską ambasadą.
- Już to zrobiliśmy, Croft.
- Nic nie powiem, dopóki nie zjawi się tu mój człowiek. Tymczasem powiedz panu Kąpięsięwperfumach, że chcę zostać odprowadzona do celi i tam poczekać na Roberta Levisa. Inaczej nie złożę żadnych zeznań. – Odpowiedziała. Po jej słowach tłumacz delikatnie się uśmiechnął. Kwestia Lary widocznie go rozbroiła, z resztą w myśli przyznawał jej rację i nawet nie był skłonny uwierzyć, że ta inteligentna kobieta o światowej sławie miałaby dobry powód, by włamywać się na komisariat. Choć powinien być bezstronny, a ona sama tego nie wiedziała, życzył jej szczęścia. Jego kolega z branży faktycznie powinien zacząć używać prysznica zamiast wód toaletowych. Policjant warknął coś zdenerwowany, kiedy usłyszał tłumaczenie. Podszedł do dziewczyny i szarpnął nią, wyprowadzając ze swojego gabinetu. Zapach jego wody kolońskiej unosił się w powietrzu jeszcze długo, niczym woń dymu po całej paczce fajek.


- Tylko nie ściemniaj. – Usłyszała szept w słuchawce. Robert siedział z telefonem w dłoni na przeciwko szyby, w której widać było sylwetkę Lary. Ona także trzymała aparat telefoniczny w ręce. – Media zaczęły węszyć.
- Nie włamałam się tam. Zostałam wrobiona. – Odpowiedziała. Było jej niewygodnie. Za jej plecami, przy ścianie stał strażnik i przyglądał się jej z poważnym wyrazem twarzy. Dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną.
- Będziesz musiała o tym opowiedzieć przed sądem, wiesz o tym?
- Wiem. Jak tam sprawa z Majorem? Macie go?
- Nie mogę o tym mówić w takim miejscu. Powiem ci tylko, że szukamy tropu.
- Trop to zbyt mało. Kiedy odbędzie się rozprawa?
- Za kilka dni. Musisz tu wytrzymać. Potrzebujesz adwokata. Mam zadzwonić do kogoś bliskiego?
- Skontaktuj się z Ivem Friedemannem.  Przekaż mu, że proszę go, by był moim obrońcą.
- Laro… Wiesz, że ci ufam. Jestem jednak przedstawicielem instytucji policyjnej, mam nadzieję, że nie zrujnujesz ani mojej kariery, ani naszej przyjaźni. Nie chciałbym, byś kłamała, więc jeżeli włamałaś się do Collegium  i próbowałaś ukraść cyrkiel, to…
- Zostałam wrobiona! – Krzyknęła do słuchawki. Levis przytaknął.
- Rozumiem…
- NIC NIE ROZUMIESZ!
- Uspokój się! – Upomniał ją Robert, w tym samym czasie do Lary podszedł strażnik i odebrał jej słuchawkę, po czym złapał jej dłonie i chciał wyprowadzić z pomieszczenia. Lara próbowała mu się wyrwać, kiedy policjant odprowadzał ją do drzwi, spojrzała tylko na twarz Roberta za szybą.
- Wyciągnij mnie stąd. – Powiedziała, a Levis kiwnął potwierdzająco głową. Wyczytał słowa z desperackiego drżenia jej ust. Chciał pomóc, ale nie mógł jej bronić, nie mógł zeznawać. Wiedział, że tu nie chodzi tylko o jej wolność, ale i o jego pracę.


- Sąd wzywa oskarżoną.
Kobieta weszła wyprostowana do sali. Trzymała podniesioną głowę, kroczyła pewnie, patrząc tylko w oczy sędziego Płoszańskiego. Dopiero, gdy podeszła do biurka, przy którym należało usiąść, rzuciła okiem w stronę Iva. Ten patrzył na nią, kręcąc głową z niezadowoloną miną. Lara wiedziała, co mężczyzna miał na myśli. Spojrzała w dół, na swoje buty. Brudne trapery nie pasowały do czarnych, eleganckich spodni i granatowej koszuli z białym kołnierzem. Idealnie prezentowały się jednak ze skórzaną, czarną kurtką, którą kobieta zdjęła i zarzuciła na oparcie krzesła. Czuła się niestosownie, wiedziała, że nie jest do końca dopasowana do panującej sztywnej atmosfery. Tak naprawdę uwielbiała to uczucie. Obok niej stał jej obrońca, a po jej lewej – dyskretnie uśmiechający się tłumacz. Croft podała swoje imię i nazwisko, usłyszała, jak sędzia czyta akt oskarżenia i przedstawia sprawę. Zdziwiła się, że nie widziała nigdzie Biblii, na której w sądzie brytyjskim złożyłaby przysięgę mówienia prawdy. Zanim się obejrzała, jeden z prawników, którzy działali przeciwko niej, rozpoczął swój występ. Pytał w języku polskim, z czego Lara wcale nie była zadowolona. Wiedziała, że tłumacz jest obecny na sali jedynie z pobudek czysto formalnościowych. Tak naprawdę wszyscy zgromadzeni powinni znać język angielski. „Chociaż z Polakami nigdy nie wiadomo…” –pomyślała kobieta.
- Pracuje pani jako archeolog?
- Owszem. – Odpowiedziała twierdząco. Tłumacz sprawnie przetłumaczył jej słowa. Croft znów spojrzała na Iva. Ten złączył dłonie teatralnym ruchem i oparł wskazujący palec o wargi.
- Wyjaśnijmy sprawę raz jeszcze. Dnia dziewiętnastego listopada ktoś zadzwonił na krakowską komendę główną i powiedział, że nastąpiło włamanie do Collegium Maius. Na miejscu policja znalazła pani plecak, a w nim  artefakt muzealny - cyrkiel Kopernika. Próbowała pani odebrać funkcjonariuszowi swoją torbę i zadała mu kilka ciosów w twarz i jedno w krocze. Czy tak było?
- Poniekąd.
- Co oznacza słowo „poniekąd”?
- To znaczy, że nie byłam tam sama.
- Ach, wspominała już pani o tym. To znaczy, że jakaś wyimaginowana, rudowłosa kobieta podrzuciła pani artefakt i zamknęła panią w muzeum…
- Sprzeciw! – Wykrzyknął Ivo, przyciskając dłoń do piersi, jak gdyby słowa prokuratora wstrząsnęły nim doszczętnie. – To podważanie zeznań oskarżonej. Ma ona prawo do swojej wersji wydarzeń, natomiast stwierdzenie „wyimaginowana” kwestionuje jej słowa. Pan prokurator ma prawo zadawać pytania, a nie decydować, czy są one prawdziwe, czy fałszywe. To już rola sędziego.
- Podtrzymuję. – Odpowiedział sędzia. - Proszę zmienić pytanie, prokuratorze Łącki.
- Może pani opowiedzieć wszystko raz jeszcze, jak podczas pierwszego przesłuchania? – Lara spojrzała pytająco na Iva. Ten starał się nie spoufalać się na sali sądowej ze swoją klientką, jednak dziewczyna zauważyła jego ledwo widoczne skinienie głową.
- Nie ma problemu.
- A więc prosimy, pani Croft…



- Nie ważne co zrobisz, a i tak zaraz znajdziesz się w mediach… - Mruknęła do siebie Lara, przepychając się przez tłum ludzi wychodzących z pociągu na stacji w Londynie. Dziewczyna odwróciła głowę ostrożnie w tył i zobaczyła kolejny błysk flesza. Jakiś mężczyzna z podejrzaną plakietką na kurtce, trzymał w rękach aparat fotograficzny. Westchnęła, nie chciała reagować. Już miała wejść do pociągu, kiedy znów dostrzegła jasne mignięcie światła skierowane w jej kierunku. Rzuciła reporterowi nienawistne spojrzenie, a będąc już w wąskim korytarzu pojazdu – stanęła przy oknie i pokazała mu środkowy palec. Reporter nie odpuścił, cyknął kolejne zdjęcie. Dziewczyna najchętniej wyszłaby z powrotem na peron i rozwaliła jego sprzęt, rozbijając go o tory, jednak nie miała na to czasu. Bez zbędnego komentarza weszła tylko do pustego przedziału, rzuciła plecak na siedzenie pod oknem i zamknęła drzwi, a ich szybę przysłoniła firanką. Nie minęło nawet kilka minut, gdy pociąg ruszył.


- Nie chodziło mi o takie szczegóły… - Odparł prokurator. Lara westchnęła. Szkoda. Bawiła ją opowieść o upierdliwym reporterze. Była ciekawa, czy wulgarne zdjęcie jej palca znajdzie się w przyszłym wydaniu brytyjskiej gazety „The Sun”. – Ale to tylko świadczy o pani egocentryczności i buntowniczej postawie.
- Sam się prosił… - Mruknęła Lara. Tłumacz spojrzał na nią zdziwiony.
- Moja klientka chce kontynuować. – Skorygował jej słowa. Prokurator spojrzał na nią, po czym kazał jej dokończyć.



Minęło dopiero kilka godzin podróży… Lara żałowała, że nie poleciała samolotem, oszczędziłaby sobie czasowych, monotonnych katuszy. Z drugiej strony – nigdzie się nie spieszyła, miała przecież całe dwa tygodnie. A jednak nudziła się w samotności. Pociąg jechał powoli, ostatnie, tegoroczne promienie słońca delikatnie przebijały się przez szybę, oświetlając przedział. Croft patrzyła w okno, przyglądając się nieciekawym krajobrazom Köln, pociąg w końcu zatrzymał się na dworcu głównym niemieckiej Kolonii. Kobieta usłyszała hałas na korytarzu, w końcu drzwi jej przedziału otworzyły się. Do wnętrza wszedł konduktor, a za nim dwóch eleganckich, wysokich mężczyzn. Mówili coś w języku niemieckim, Lara wyłapywała pojedyncze słówka. Podała bilet kontrolerowi, a następnie przyjrzała się nowym towarzyszom podróży. Rozłożyli oni swoje bagaże na półkach powieszonych nad siedzeniami i rozsiedli się wygodnie na miejscach obok drzwi. Jeden z nich - blondyn o dłuższych włosach - siedział z nogą założoną na nogę. To na nim skupiła swoją uwagę. Był gejem. Na dodatek nie byle jakim gejem… nie takim, który ukrywał się ze swoją prawdziwą tożsamością przez kilka lat niczym Robbie Williams. Ten celowo kłuł swoją orientacją w oczy. Jego gesty, spojrzenia rzucane w stronę towarzysza... Poruszał palcami i oglądał swój perfekcyjny manikiur. Miał na sobie ciemny garnitur i krawat koloru kiszonej kapusty – ni to biały, ni to zielony, na pewno nie żółty. Taka sama była chusteczka wystająca majestatycznie z małej kieszonki. Mężczyzna zauważył na sobie wzrok Lary, uśmiechnął się do niej przyjaźnie, jednak po chwili westchnął rozczarowany. Lara przyjęła pytający wyraz twarzy, mężczyzna więc zadał jej jakieś pytanie. Odpowiedziała krótko „Jestem Brytyjką”. Nie zdziwiła się, kiedy usłyszała odpowiedź w swoim ojczystym języku. Płynną.
- Dobry Boże, co ty masz na sobie? – Zapytał. Croft odwzajemniła uśmiech.
- Sądziłam, że ubranie.
- Twoje… Buty! Takie… brudne, wielkie… niesmaczne.
- Nie wiem, nie jadłam. Po prostu praktyczne. – Odpowiedziała szybko. Mężczyzna natychmiast zaprzeczył, kładąc ostentacyjnie dłoń na czole.
- Oj, skarbie… Słowa „buty” i „praktyczne” nigdy nie powinny chodzić ze sobą w parze. Jestem Ivo Friedemann, a to Lenz. Jedziemy do Warszawy, pracujemy tam jako adwokaci. Dokąd ty zmierzasz?
- Lara. Kraków.
- Czyli wysiadasz zaraz po nas… Super! – Ivo odezwał się entuzjastycznie, nadal uśmiechnięty. Lara nie była ani trochę zdenerwowana ich wejściem. Po kilku godzinach samotnej podróży ucieszył ją fakt, że może do kogoś otworzyć usta.


- A więc poznała pani mecenasa Friedemanna zaledwie kilka dni temu?
- Owszem.
- Nie wolała pani wybrać kogoś, kogo zna pani dłużej? Jak wiadomo, jest pani osobą publiczną, często zdarzało się pani łamać prawo…
- Sprzeciw. – Warknął Ivo. – Pytanie jest bez związku ze sprawą. Co za różnica, jakiego adwokata wybrała moja klientka i co ma z tym wspólnego jej wcześniejsze postępowanie?
- Podtrzymuję sprzeciw. Proszę zmienić pytanie, prokuratorze.
- W takim razie proszę kontynuować opowieść, pani Croft.


- Dopiero szósta… - Zauważyła, wskazując za okno. Ivo przytaknął.
- Zima zbliża się nieubłaganie, a z nią coraz to krótsze dni. – Odpowiedział. Nagle za oknem mignęła im tablica z napisem „Warszawa - Dworzec Centralny”. Milczący prawie przez całą podróż mruk - Lenz wraz z sympatycznym, homoseksualnym przyjacielem zaczęli mozolnie zbierać swoje rzeczy.
- Szczęśliwej drogi, Laro! – Powiedział Ivo i podał dziewczynie dłoń. Ta ścisnęła ją mocno. – Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Gdybyś potrzebowała prawnika… - Blondyn teatralnym ruchem wyciągnął z kieszeni małą karteczkę. Wyrafinowanym gestem podał ją kobiecie. – Zadzwoń. 
- Dzięki. Powodzenia w Warszawie! – Uśmiechnęła się, chowając wizytówkę. Kiedy Lenz wyszedł z przedziału, Ivo podążył za nim, eleganckim krokiem.


Lara zmierzyła peron Krakowa zadowolonym wzrokiem. Cieszyła się, że po tak długiej podróży w końcu dojechała do celu. Rozejrzała się, po czym pomaszerowała w stronę schodów prowadzących do wyjścia z dworca, a na parkingu łatwo złapała taksówkę. Było chłodno, jesienny wieczór nie należał do najprzyjemniejszej części dnia. Młoda kobieta zapytała o najlepszy hotel w okolicy, mogła sobie pozwolić na coś drogiego i ekskluzywnego. Kierowca spojrzał na nią zdziwiony, najpierw zmierzył wzrokiem jej twarz, następnie skierował spojrzenie na rozpiętą bluzę i wydekoltowany t-shirt. Powiedział coś po polsku, więc Croft zdążyła powtórzyć.
- Hotel.
To słowa mężczyzna zrozumiał. Nie komentując jej niedostosowanego do pogody i pory roku ubioru, ruszył spokojnie w stronę głównej ulicy. Podróż nie trwała długo. Gdy Lara wysiadała, dostała do ręki kartkę z zapisaną kwotą do zapłaty w cyfrach.
- Należy się dwadzieścia osiem złotych polskich i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. – Odparł taksówkarz, ale Lara kompletnie go nie zrozumiała. Wsadziła mu w dłoń banknot pięćdziesięciu funtów i bez pożegnania opuściła wóz. Przekraczając próg hotelu, nie była ani przez chwilę rozczarowana. Został on urządzony w kolorach złota i czerwieni, zdobiony dywanami i eleganckimi ławami tuż przy recepcjach. Croft podeszła do jednego z tych stanowisk i poprosiła o pokój. Została pierwszorzędnie obsłużona, tym razem już w ojczystym języku i, oddając czytelny podpis na jakimś druku, otrzymała kartę otwierającą apartament 344. Po otworzeniu drzwi swojego pokoju, uśmiechnęła się i, odrzucając plecak na ogromne łóżko, pomaszerowała do łazienki.


- Czy plecak, jaki rzuciła pani wtedy na łóżko, jest tym samym, który zabrała pani policja i w którym znaleziono skradziony artefakt?
- Zgłaszam sprzeciw! – Ivo nie potrafił się powstrzymać i ostatecznie słowa, które powinien powiedzieć stanowczo, ale spokojnie- wykrzyczał.
- Panie adwokacie, proszę o spokój. – Mruknął sędzia.
- Nie możesz cały czas zgłaszać sprzeciwu i mnie blokować! – Prokurator się zdenerwował. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Ivo spojrzał na niego i wygiął usta tak, jak gdyby chciał wysłać mu buziaka.
- Mogę. I to jest piękne. Zgłaszam sprzeciw, ponieważ po pierwsze, pytanie jest nieistotne, nie ma związku ze sprawą, plecak nie jest najistotniejszą kwestią. Po drugie cyrkiel znaleziono, zanim został wyniesiony z budynku, został więc zabezpieczony przed kradzieżą. Pan prokurator źle sformułował pytanie.
- Oddalam. – Odpowiedział sędzia Płoszański. – Niech pani odpowie.
- Tak, to ten sam plecak. Nie miałam innego bagażu.
- Zatem proszę kontynuować.


Noc była zimna i mroczna. Samochód zatrzymał się tuż pod bramą Collegium Maius. Lara wysiadła z taksówki i podziękowała kierowcy kolejnym banknotem. Ten uśmiechnął się do niej i odjechał główną drogą.


- Przepraszam, że przerywam zeznania. Czy owy taksówkarz jest obecny na rozprawie? – Zapytał prokurator. – Chciałbym go później przesłuchać.
- Jestem obecny. – Odpowiedział mężczyzna z końca sali. Prokurator uśmiechnął się pod wąsem. – Świetnie. A więc podjechała pani taksówką pod bramę uczelni. Jaki był pani kolejny ruch?
- Podeszłam do drzwi i przeszłam przez próg.
- Były otwarte?
- Owszem.
- Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że naruszyła pani prawo? Jest to włamanie. Poniesie pani tego konsekwencje, niezależnie od dalszego przebiegu rozprawy.
- Rozumiem.
- Czy zdaje sobie pani sprawę też z tego, że drzwi zostały zamknięta po godzinie dziewiętnastej? Za składanie fałszywych zeznań grozi pozbawienie wolności…
- Zdaję sobie z tego sprawę. – Przerwała. Drażniło ją ciągłe powtarzanie przez prokuratora tego samego początku wypowiedzi.
- A czy zdaje sobie pani także sprawę, z tego, że w Collegium są kamery, które powinny zarejestrować pani obecność na strzeżonym terenie?
- Owszem, wiedziałam.
- Dlaczego żadna z kamer nie działała? – Zapytał prokurator. Lara zwątpiła. Do tej pory nie kłamała, teraz jednak zawahała się przed powiedzeniem prawdy.
- Proszę się nie bać… - Dopingował prawnik, tak, jak gdyby chciałby jej pomóc. Było to jednak tylko podsycanie atmosfery. Lara milczała. To był jej błąd. Im dłużej siedziała cicho, tym bardziej wydawałoby się kłamstwem to, co mówi.
- Nie wiem. – Odpowiedziała w końcu. Nie było to całkowitą prawdą. Nie było jednak też totalnym kłamstwem, ponieważ Croft nie miała pojęcia, jakiej sztuczki użył tym razem Zip, by wyłączyć kamery.  Nie miała zamiaru wciągnąć do tej sprawy czarnoskórego przyjaciela.
- Rozumiem. Co było dalej? – Zapytał prawnik. Lara rozejrzała się po sali. Widziała niezadowolony wyraz na twarzy Iva, widziała zaciekawioną minę sędziego. Przejechała wzrokiem po tłumie gapiących się na nią ludzi.
- Usłyszałam huk…


Podeszła do ceglanej ściany tuż obok gotyckiego portalu umieszczonego niedaleko fontanny, na dziedzińcu. Dotknęła muru, po chwili jednak odskoczyła od niego. Coś usłyszała. Była pewna, że dźwięk podobny do dźwięku tłuczonego szkła dochodził z budynku. Spojrzała w górę, dostrzegła w oknie lekki promień światła na pierwszym piętrze oraz – czego była pewna – twarz kobiety. Uniwersytet miał więc tej nocy więcej niż jednego gościa. Zdziwiona postanowiła sprawdzić, kto bawi się o tej porze w szkole, bez opieki nauczyciela. Ruszyła po schodach do góry i zauważyła lekko uchylone okno. Włożyła rękę w szparę i otworzyła sobie je z drugiej strony. Dookoła panowały grobowe ciemności, Croft wyciągnęła z plecaka latarkę. Oświetliła ostrożnie pomieszczenie i zauważyła sporą ilość półek z książkami… Była w bibliotece. Wyszła zza kilku regałów i zobaczyła przed sobą otwarte drzwi prowadzące na korytarz. Porzuciła bibliotekę, delikatnie stawiając kolejne kroki. Na końcu korytarzu zobaczyła następne, otworzone drzwi. Za drzwiami, do futryny przymocowana była krata, która także nie była zamknięta. Podejrzane. Lara ruszyła w tamtym kierunku, a gdy weszła do środka, zauważyła – jak podejrzewała – potłuczone szkło. Szyba leżała rozbryzgana na małe, ostre kawałeczki na podłodze, tuż obok rozwalonej gabloty. Croft zajrzała do niej i dostrzegła, że jest pusta. Uderzenie. Nagle poczuła ostry ból na karku. Odwróciła się z prędkością ,o jakiej nawet sam Chuck Norris mógłby tylko pomarzyć. Niestety było za późno. Drugie uderzenie. Zakręciło jej się w głowie. Trzecie uderzenie. Znów oberwała czymś twardym po twarzy. Poczuła, że po policzku spływa jej gorąca, czerwona ciecz.
- Ty… - Syknęła i opadła na podłogę. Straciła przytomność. Rudowłosa uśmiechnęła się kpiąco. Athanasia spojrzała na Larę zadowolona ze swojego czynu. Zdenerwowana podniosła z ziemi jej plecak i otworzyła go. Z kieszeni wyciągnęła mały, świecący cyrkiel i wrzuciła go na sam spód torby. Odłożyła ją i wystukała znany, krótki numer na dotykowym ekranie swojego telefonu.
- Policja? Chciałabym zgłosić włamanie… - Wypowiedziała, odkładając na półkę trofeum Andrzeja Wajdy. Wyszła z muzeum, pozostawiając Larę tylko w towarzystwie złotego, ciężkiego Oscara, który przyglądał jej się dumnie z półki.


- Czy ma pani pozwolenie na broń? – Zapytał prokurator. Lara przytaknęła. Wiedziała, że jej opowieść nie brzmi przekonująco. – Niech pani dokończy. Jesteśmy ciekawi, co wydarzyło się, kiedy odzyskała pani przytomność…


CDN



1 komentarze:

  1. Wyszło super, mi się podobało;-* Nie zaprzeczam, że tekst był trudny, aczkolwiek zrozumiałam całą jego treść i mam ją już zapisaną w główce;-D
    Co do rozdzialiku to tak żywo opisałaś te przesłuchania, że chwilami zdawało mi się, że naprawdę jestem na sali sądowej;-* A co do tej całej rudej Anthanasi to niezła z niej su*a, to przez nią to wszystko!;-) Cwany lisek z niej, teraz pewnie wkopie jeszcze Kurtisa aby było jej weselej;-D Oj ma się Lara z nimi wszystkimi, chyba Polski nie będzie wspominać zbyt dobrze;-*
    Cieszę się, że opowiadanie ruszyło;-* Obyś dalej miała dużo weny i pomysłów i tego Ci bardzo gorąco życzę! Trzymaj się ciepło, buziaczki;-*

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-09-29 19:55

    OdpowiedzUsuń