Rozdział czternasty

„Przesłuchania część druga czyli przedstawienie musi trwać…”

- Czy ma pani pozwolenie na broń? – Zapytał prokurator. Lara przytaknęła. Wiedziała, że jej opowieść nie brzmi przekonująco. – Niech pani dokończy. Jesteśmy ciekawi, co wydarzyło się, kiedy odzyskała pani przytomność…
- Usłyszałam dźwięk syren policyjnych. Zanim zdążyłam podnieść się z ziemi, funkcjonariusze już przeszukiwali budynek.
- Próbowała pani uciekać, prawda?
- Tak. – Przyznała się Lara, patrząc prosto w oczy polskiemu prokuratorowi. Ten uśmiechnął się szeroko.
- Dwóch policjantów zeznało, że pobiła pani jednego z nich. Kiedy przeszukiwał Pani bagaż, próbowała pani odebrać swój plecak i zadała mu kilka ciosów w twarz. To wszystko?
- Nie. Poczęstowałam go jeszcze butem, prosto w krocze. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Tłumacz spojrzał na nią, chwilę zastanowił się nad jej słowami, następnie przetłumaczył je w zaledwie odrobinkę kulturalniejszy sposób. Lara nie owijała w bawełnę, nie lubiła tego robić. Mówiła beznamiętnie, bardzo spokojnie. Ivo patrzył na nią z podziwem, mrugając uroczo długimi rzęsami. Rzadko mu się zdarzały takie klientki. Pełne charakteru, a jednak obojętne i co najlepsze… Mówiące prawdę, pomimo swojej winy. Kiedy prokurator skończył zadawać pytania dotyczące włamania, po kilku sekundach przerwy przeszedł do najtrudniejszej kwestii. Mówił głosem donośnym. Takim, który natychmiastowo zwracał uwagę wszystkich obecnych, uciszał szepty na sali.
- Czy przyznaje się pani do włamania na teren Collegium Maius?
- Nie. – Odpowiedziała twardo Lara. – Drzwi prowadzące na dziedziniec były otwarte.
- Zatem czy przyznaje się pani do kradzieży cennych, muzealnych eksponatów?
- Nie.
- Dalej podtrzymuje pani swoją bajkę o tym, że jakaś rudowłosa kobieta wsadziła pani do plecaka cyrkiel Kopernika?
- Sprzeciw! – Krzyknął Ivo, wstając. – Pan prokurator nie może używać określenia „bajka”! Zeznania mojej klientki może podważyć tylko Wysoki Sąd. – Prokurator machnął na jego słowa ręką.
- Mój kolega ma rację, to drobiazg. Idźmy dalej. Czy spała pani z mecenasem Friedemannem? – Padło pytanie. Na sali zapadła grobowa cisza. Ivo spoglądał na twarz Lary. Mógł zgłosić sprzeciw, ale nie zrobił tego.
- Nie.
- Czy uprawiała pani seks z mecenasem Friedemannem?
- Nie. – Powtórzyła z naciskiem. Ivo uśmiechnął się do prokuratora, przyłożył dłoń do ust i wysłał mu kolejnego buziaka w powietrze. Łącki postanowił zmienić temat. Wiedział, że właśnie zbłaźnił się wcześniejszym pytaniem. Chciał pokazać sędziemu, że poznanie Friedemanna w pociągu, następnie poproszenie go o poprowadzenie obrony jest podejrzane. Chciał udowodnić, że Larę i Iva łączyło coś więcej, niż znajomość. Prokurator zapomniał tylko o jednym, suchym fakcie, o którym wiedziała cała publika zgromadzona w sali… Ivo był gejem. A Łącki dupkiem.
- Czy przyznaje się pani do pobicia funkcjonariusza prawa?
- Tak.
- Chociaż tyle. Nie mam więcej pytań.


- To nie jest żadna taryfa ulgowa… - Powiedział cicho Ivo, siadając przy biurku, w swoim gabinecie. Dostojnym ruchem założył nogę na nogę. Palcami lewej dłoni uderzał w dębowy, elegancki blat. Po drugiej stronie biurka, na twardym, drewnianym krześle siedziała Lara, skuta w kajdanki. Za nią, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, opierał się o ścianę strażnik. Sędzia ogłosił półgodzinną przerwę na obiad. – Jesteś oskarżoną, musisz się wybronić.
- Mogłabym się przyznać do wszystkiego, a potem poprosić Alistera, by wpłacił kaucję.
- To jest Polska. Kraj przesiąknięty biurokratyzmem, zapomnij o kaucji. Wierzę ci, że nie jesteś winna. Nie mamy jednak żadnych dowodów, które świadczyły by o tej niewinności. Jedyne, co mogę zrobić, to zminimalizować twój wyrok. Chyba nie dam rady powstrzymać Łąckiego. To świnia, pośle cię do pudła.
- A to? – Lara wskazała palcem na małego krwiaka, na policzku. – Gdyby obejrzał to lekarz…
- Sądzisz, że można określić, iż oberwałaś właśnie wtedy statuetką Oskara?
- Można spróbować… - Croft wzruszyła ramionami. – Gdybyście mnie wypuścili, znalazłabym tę sukę na własną rękę i przyprowadziła do tego pieprzonego…
- Ekhm. – Warknął strażnik spod ściany. Lara ugryzła się w język. Mówiła po angielsku, przyjaciel doskonale rozumiał jej słowa. Najwyraźniej strażnik także. Ivo delikatnym gestem uniósł dłoń i położył palec na ustach kobiety.
- Cii… skarbie… prokurator, który chce cię wpakować za kratki ma pobitego policjanta, taksówkarza… Dlaczego nie mogłaś powstrzymać tych ślicznych rączek i brudnych buciorów przed atakiem…
- Ja tu zwariuję z tobą, Friedemann. Zaraz się okaże, że będę siedzieć w celi na tym wypizdówku świata, a ty mi znowu wylatujesz z tekstem o moich butach…
- Laro… gdybyś… mogła wyjechać z Polski, dostać się do Brytanii, osądziłaby cię właśnie Brytania. To byłoby bardziej dla ciebie korzystne. Gdybyś jeszcze odnalazła tę rudowłosą kobietę i udowodniła jej winę, zostałabyś całkowicie uniewinniona na terytorium obu państw.
- Zaraz… Przecież Robert Levis wie, że ona istnieje. Jego ludzie widzieli ją w Palestynie! Kiedy z Kurtisem…
- Robert Levis odmówił składania zeznań.
- Ale przecież… Dlaczego?
- To zagroziłoby jego reputacji w SOCA.
- A to drań… - Warknęła Croft. – Zostanę skazana, bo inspektor boi się o swój tyłek.
- Wspominałaś przed chwilą o jakimś Kurtisie… - Zauważył Ivo. Oblizał wargi, po czym dotknął ich. Były suche. Niezadowolony mężczyzna natychmiastowo wyciągnął z kieszeni nawilżającą, bezbarwną pomadkę o zapachu truskawki. Lara spojrzała na niego niepoważnie.
- Kurtis to był mój znajomy. Umawiał się z tą rudowłosą wywłoką.
- Jakieś przystojne ciacho? – Zapytał uśmiechając się szeroko.
- Jak cholera... Mam Ci go opisać? Wysoki, wysportowany… Stuprocentowo heteroseksualny. - Zaczęła wymieniać. Ivo przewrócił oczami.
- Cóż za szkoda… Ale ten Kurtis mógłby zeznawać, że dziewczyna interesowała się artefaktami muzealnymi. Mógłby pokazać jej zdjęcie, które czyniłoby ją podejrzaną. Mógłby w ogóle potwierdzić, że kobieta istnieje. Skontaktuj się z nim. – Ivo podał dziewczynie telefon. Lara westchnęła. Nie chciała prosić Trenta o pomoc. – Szybko! Przerwa się zaraz skończy. Sąd może odroczyć sprawę do kilku dni i kiedy twój kolega się zjawi, będzie mógł zeznawać! – Krzyknął, chcąc przekonać dziewczynę do podjęcia decyzji. Lara wzięła do ręki telefon. Kajdanki przeszkadzały jej w operowaniu słuchawką, ale po wybraniu odpowiedniego numeru, dziewczyna przyłożyła aparat do ucha. Wiedziała, że mecenas miał rację, mimo to spojrzała na Iva wzrokiem gniewnym.


- Jesteś mi potrzebny. – Szepnęła.
- Czy ty, Croft, nie możesz znaleźć sobie ambitniejszego hobby niż zawracanie mi głowy? Mam swoje życie. MYŚLISZ, ŻE JESTEM NA KAŻDE TWOJE ZAWOŁANIE?! Wysłałaś mnie z kwitkiem, to się teraz ODPIERDOL!


- Już mi wszystko jedno. – Powiedziała szeptem kobieta, oddając słuchawkę mecenasowi. Była rozczarowana słowami Kurtisa, uświadomiła sobie, że chciała usłyszeć jego głos. Zabolały ją jego słowa. Nie tego się spodziewała, może wstydziła się przyznać, że chciałaby zobaczyć twarz byłego współpracownika. Ivo kiwnął głową na znak zrozumienia.
- Na miłość boską, coś ty mu zrobiła, że tak cię potraktował?
- Długa historia. – Odpowiedziała Lara tonem przepełnionym zrezygnowaniem. Ivo kiwnął przecząco palcem.
- O, nie. Moja droga! Nie będziesz mi się tu teraz poddawać. Idziemy na salę i odwalimy tam prawdziwe show. W razie porażki, kiedy sąd wyda oświadczenie o twojej winie, postaram się maksymalnie załagodzić wyrok i zadbać, by przeniesiono cię do więzienia brytyjskiego.
- Dziękuję, Ivo.
-  Powodzenia.


Croft podniosła z siedzenia swoje cztery litery. Na salę wszedł sędzia Płoszański. Ivo stał na środku pomieszczenia i starannie zapinał guziki swojej marynarki. Uśmiechnął się do Lary.
- Dzień dobry, lady Croft. – Zagadnął, jak gdyby spotykał kobietę na koktajlu, w przydrożnym bistro. Następnie zajął się jej kryminalną przeszłością. Była kiedyś już kiedyś aresztowana, zgadza się? Była oskarżona kiedyś o morderstwo przyjaciela, zgadza się? Nikt nie zgłaszał sprzeciwu. Była to część jego strategii, która zwykle bywała skuteczna. Lara odpowiadała potwierdzająco, przypominając sobie oskarżenie o zabójstwo von Croya. Stare czasy. Ivo uwielbiał jej szczerość. Odwrócił się, podszedł do swojego stolika, udał, że zagląda ciekawsko do swoich notatek. Lara siedziała wyprostowana, miała podniesioną głowę. Jej obrońca twierdził, że proces sądowy to nic innego, jak spektakl dwóch narratorów walczących o uwagę sędziego. Ivo wierzył, że czasami trzeba zmylić wszystkich, by wygrać. Postanowił pozwolić Larze się przyznawać, wiedział, że może ją uratować pokazanie jej prawdziwego portretu. Wierzył, że jeżeli ma przegrać sprawę, to tylko w obronie prawdy. Nie pozwolił jej kłamać, jak robią to często inni obrońcy. Zmuszają do łgarstwa swoich klientów tylko dlatego, by wygrać sprawę. Ivo zadawał kolejne, trudne pytania. Czy byłaby w stanie zabić człowieka dla wygranej, czy jako archeolog ma szacunek do znajdowanych artefaktów, jak długo pracuje w swoim zawodzie, jak wysoka jest jej pensja… Lara podała konkretną kwotę. Widziała zaskoczoną twarz sędziego. Jej pensja za jedno znalezisko najzwyczajniej przekraczała roczną sumę zarobku Płoszańskiego. Ivo uśmiechnął się. Sądził, iż wysoka kwota da sędziemu do zrozumienia, że Lara nie musiała kraść artefaktów dla zysków materialnych. Taka była też prawda. Prokurator Łącki miał wiele możliwości do zgłoszenia sprzeciwu, pytania zadawane przez Iva wcale nie były takie istotne dla sprawy. Łącki jednak sądził, iż sędziowie nie lubią sprzeciwów. Wtedy podejrzewają, że chce się coś przed nimi ukryć. Siedział więc cicho i potulnie słuchał słów oskarżonej. Ivo potrzebował szczegółów. Jak często zdarza się pani przekraczać granice prawa, czy zdaje sobie pani sprawę z konsekwencji i ponosi je? Nie miał zamiaru poruszać sprawy Collegium, skoro wcześniej prokurator Łącki wypytał Larę o każdy szczegół jej włamania.
- Krwiak na policzku to efekt uderzenia statuetką Oskara?
- Owszem.
- Gdyby lekarz go zbadał… - Zaczął Ivo. Prokurator Łącki w końcu wstał z krzesła.
- Sprzeciw! Wysoki Sądzie, pan mecenas spowalnia przebieg rozprawy. W jego pytaniach nie widać związku ze sprawą!
- Skarżypyta. – Warknął Ivo do Łąckiego.
- Spokój. – Powiedział groźnie sędzia Płoszański. – Panie mecenasie, proszę kończyć albo zacząć zadawać konkretne pytania.
- Czy podjeżdżając taksówką pod Collegium Maius chciała pani wejść do środka? – Zapytał Ivo. Łącki wyglądał, jakby połknął własny język.
- Chciałam.
- Czy wchodząc na dziedziniec miała pani na celu wejście do środka budynku?
- Nie.
- Co pani robiła na dziedzińcu?
- Byłam. – Odpowiedziała szeptem Lara. Poruszyła się niespokojnie. Nie znalazła lepszej odpowiedzi. Nie chciała się przyznać, że oglądała mury dziedzińca, poszukując artefaktu z rozszyfrowanej legendy. Ivo nie wiedział o legendzie. I tak musiało pozostać.
- Musi pani odpowiadać głośno i wyr…
- Byłam. Po prostu tam byłam.
- I kiedy zobaczyła pani cień światła na szybie, postanowiła pani wejść do budynku i sprawdzić, kto buszuje o tak późnej porze na uniwersytecie?
- Tak.
- Dziękuję, lady Corft za chwilę szczerości. Nie mam do oskarżonej więcej pytań… - Powiedział. Sędzia uśmiechnął się. Wyszedł z sali bez słowa, by po kilku minutach wrócić z plikiem różnych notatek w dłoni. Ivo usiadł przy swoim stoliku. Trzymał złożone dłonie, jak do modlitwy. Widać, że zależało mu nie tyle na uniewinnieniu Lary, co na prawdzie, szczerości i zminimalizowanym wyroku. Bywały dni, gdy w sali sądowej szalała burza, teraz jednak wszyscy siedzieli cicho, oczekując słów sędziego. Lara miała kamienny wyraz twarzy. Była poważna, domyślała się wyroku. Wierzyła jednak w profesjonalizm Iva i miała nadzieję, że jakoś się z tego wyplącze. Pamiętała jego słowa, wypowiedziane podczas przerwy „Gdybyś… mogła wyjechać z Polski, dostać się do Brytanii, osądziłaby cię właśnie Brytania. To byłoby bardziej dla ciebie korzystne. Gdybyś jeszcze odnalazła tę rudowłosą kobietę i udowodniła jej winę, zostałabyś całkowicie uniewinniona na terytorium obu państw...”. Wiedziała, co oznaczały. Ivo nie mógł wtedy mówić wprost, w jego gabinecie stał strażnik. Lara zrozumiała przekaz, w razie potrzeby Ivo proponował jej ucieczkę z więzienia, z Polski i uniewinnienie się na własną rękę. Była w stanie to zrobić, nie chciała jednak korzystać z tej możliwości. Miała nadzieję. Sędzia nie próbował topić sprawy w powodzi papierków, faktów i opinii. Wszystkie notatki rozłożył na swoim biurku, ale do rąk wziął tylko jedną. Gładził ręką podbródek, wyglądał na pewnego siebie. Nie wygłaszał żadnych zbędnych komentarzy.
- Usiłowanie kradzieży z włamaniem. Panie prokuratorze… - Sędzia wskazał dłonią na Łąckiego. Mężczyzna wstał. Wyrecytował.
- Artykuł 279, paragraf pierwszy kodeksu karnego. Zabór rzeczy ruchomej celem jej przywłaszczenia dokonany po uprzednim pokonaniu zabezpieczenia. Sposób pokonania zabezpieczenia jest nieistotny. Sprawca może posłużyć się także oryginalnym kluczem. Sprawca odpowiada za przestępstwo niezależnie od wartości skradzionego mienia. Przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności od jednego roku do dziesięciu lat.
- Dziękuję, prokuratorze. Winna, pięć lata pozbawienia wolności. Następnie pobicie. Panie prokuratorze?
- Artykuł 158 kodeksu karnego. Pozbawienia wolności do lat trzech.
- Dziękuję, panie prokuratorze. W tym przypadku, jako, że pobicie dotyczyło funkcjonariusza prawa na służbie, wyrok wynosi cztery lata pozbawienia wolności. Kolejnym przestępstwem jest składanie fałszywych zeznań. Panie prokuratorze…?
- Za składanie fałszywych zeznań grozi kara z artykułu 233 kodeksu karnego, czyli pozbawienie wolności do lat trzech. – Znów wyrecytował Łącki. Sędzia uśmiechnął się do niego.
- Potrafi pani liczyć średnią, pani Croft? – Zapytał sędzia. Croft nie odpowiedziała.
- Wysoki Sądzie, moja klientka…
- Panie mecenasie, proszę o ciszę w tym momencie. Korzystając z wyników przesłuchania oświadczam, co następuje. Oskarżona zostaje skazana na mocy nadanej mi na cztery lata pozbawienia wolności.
- Wysoki Sądzie, chciałbym…
- Nie udzieliłem panu głosu, panie mecenasie. panie prokuratorze, proszę o słowo końcowe.
- Moja klientka ma prawo odwołać się od wyroku i… - Zaczął Ivo. Sędzia powinien udzielić mu prawa głosu, ten jednak nie był na tyle wyrozumiały.
- Panie mecenasie, proszę wyjść z sali.
- Ale…
- Proszę o wyprowadzenie pana mecenasa z sali rozpraw.
- Laro! Pamiętaj, że gdybyś… Zostałabyś uniewinniona! – Krzyknął Ivo, kiedy wysoki i napakowany ochroniarz chwycił go za rękę i wyprowadził z pomieszczenia. Lara uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, co musi zrobić. Nie miała z resztą innego wyjścia. Musiała wiać.

CDN

3 komentarze:

  1. Hahaha o nie moja złota, Ty już byś chciała abym ja Cię zabijała za te przewinienie i już święty spokój by był, co?;-D Hehhee nie ma tak łatwo, teraz Cię wezmę na litość i dopiero będziesz miała zarywanie nocek aby dla biednej, pokrzywdzonej Anici się na czas wyrabiać;-* Otóż powiem tak: obrzydziłaś mi weekend, był obrzydliwy i nudny bez Twojego rozdziału;-) A po drugie: umiliłaś za to poniedziałek;-) czyli tak czy siak i tak bilans wyszedł na zero, bo jestem zadowolona;-D A nie ma to jak radośnie zacząć tydzień w tak piękny dzień;-*
    Dobra, dosyć tego pitu pitu o niczym, teraz konkretnie: Lara-kryminalistka to jest coś, szkoda tylko, ze biedulka oberwała nie ze swojej winy...ale najlepsze były jej gadki, jakby wszystko w du** miała;-D Ogółem jej postawa świadczyła o tym, że wszystko i wszystkich wokół zlewa;-D To jest babka z charakterem, nie ma co;-) Tylko teraz wcale nie jest tak różowo...mam nadzieję, że zwieje jednak i się nie da wsadzić do paki;-D A Kurtis to świnia! Chociaż...Lara też go niebyt w porządku czasami traktowała...no , zobaczymy jak to będzie;-) Z niecierpliwością czekam na rozdział następny;-*

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-10-11 16:32

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam, oj tam. Przegadany czy nie i tak świetnie wyszedł! Jest taki inny, bo kto dotąd równie szczegółowo opisał sprawę sądową Lary? Niewiele razy mamy okazję zobaczyć Croft w codziennych (no... sprawa sądowa to na pewno coś zwyklejszego niż wycieczki po starożytnej świątyni) sytuacjach. A Twoje punkty widzenia tej postaci jak zwykle bardzo mi odpowiadają.
    Łącki to prawie jak "Łęcki" albo moja chora fascynacja "Lalką" Prusa przybiera niebezpieczny rozmiar...
    Mam tylko zastrzeżenie co do pisowni - "pan", "pani" powinno być z małej litery, bo to zapis rozmowy, nie oficjalne pismo.
    Pzdr.

    komentarz wystawiony na HL Onet - 2010-10-26 11:07

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jako że gustuję w epoce romantyzmu, nie cierpię pozytywizmu, nie cierpię także Lalki, nazwisko to przypadek, chociaż niedawno przerabialiśmy Lalkę. :) No w sumie z tym "Pan" "Pani" masz rację, ale oczywiście Lilka chciała zabłysnąć nadintelektem i wykazać się kulturą osobistą, która w owej formie literackiej jest kompletnie bezużyteczna xD
      Już to poprawiam :D

      Usuń