Rozdział szósty

Rób co chcesz

Gdy Diamond Da20 lądował na placu rezydencji, dziewczyna wciąż odczuwała niedosyt po nieudanej i niedokończonej przygodzie.
- Uśmiechnij się. – powiedział Dante do kobiety i zdjął z uszu słuchawki. Lara obojętnie spełniła jego prośbę. Nie można było jednak uznać tego uśmiechu za szczery.
- Zapraszam na obiad. – odparła, zmieniając szybko temat. Dante podziękował, ale nie zgodził się. Pamiętał, że pewien kurczak wciąż oczekiwał go w domu.


Będący zawsze w pogotowiu Winston w błyskawicznym tempie otworzył jej drzwi. Lara przekroczyła próg, zastanawiając się jak to możliwe, że jej kamerdyner, pomimo sędziwego wieku, nadal był pełen młodzieńczego wigoru. Przywitała się z domownikami, wchodząc w brudnych buciorach do salonu. Zrzuciła z ramion plecak i usiadła na fotelu. Spojrzała na Zipa i Alistera, którzy kiwnęli jej tylko głową  zapatrzeni w ekran telewizora. Dziewczyna nie miała zamiaru im przeszkadzać. Już miała wstać z fotela i udać się do łazienki, kiedy do salonu wszedł Kurtis. Ten sam, którego zapisała w swojej pamięci - w tym samym czasie wyrzucając go ze swojego serca – niespełna dwa lata temu. Te same zawadiackie spojrzenie, szorstki zarost i cwaniacki uśmiech. Seksowna postura. Mimowolnie uśmiechnęła się i wstała. Podeszła do mężczyzny i przyjrzała mu się. Miała wrażenie, że jego nieskazitelnie błękitne oczy po prostu gapiły się bezprecedensowo w jej dekolt. Wiedziała, że bezceremonialność i brak skrępowania to w pewnym rodzaju całkiem zabawna cecha specyficznych powitań Kurtisa. Powoli dłonią dotknęła jego nieogolonego podbródka i uniosła jego głowę tak, by skierować jego wzrok na jej twarz. Nie pierwszy raz tak robiła.
- Nie wierzę. Cały ty. Kurtis Trent. W jednym kawałku. W moim salonie. – zaczęła i opuściła dłoń.
- Spóźniłaś się.
- Pracowałam. Długo czekałeś?
- Godzinę, raczej nie więcej. Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. – powiedział, odgarniając z czoła niesforną grzywkę, która wpadała mu do oka. Lara spojrzała na jego ruch, przegryzając wargi. Znała go aż za dobrze. Nigdy też nie musiała ukrywać, jak bardzo podobał jej się ten typ mężczyzn. Zwykle tajemniczy, intrygujący, a zarazem irytujący i drażniący. Inteligentny i błyskotliwy, ale przy tym niezbyt rozgarnięty w działaniu. Zdecydowany, często spontaniczny. A co najlepsze – o podobnych zainteresowaniach.
Przygoda.
Tak mogłaby określać nie tylko jego charakter, ale i całą postawę. Tak go tez zwykła traktować. A on dobrze o tym wiedział.
- Skoro wytrzymałeś godzinę, posiedzisz jeszcze drugą. Muszę wziąć kąpiel. – stwierdziła, wymijając go i oddalając się w stronę schodów prowadzących do jej pokoju. – Postaraj się być grzeczny. – dodała, znów uśmiechając się, jak gdyby była najgrzeczniejsza w swojej klasie. Kurt odwzajemnił uśmiech i usiadł na kanapie między Alisterem i Zipem, którzy z zainteresowaniem przyglądali się końcówce jednego z filmów o Bondzie.


- Nie gadaj tyle. – mruknął Alister, szturchając Zipa łokciem. Czarnoskóry przyjaciel spojrzał na niego z poirytowaniem, kontynuując swoją rozmowę z Kurtisem.
- Nie wiem, na co jeszcze czekasz. – stwierdził. Trent przyglądał mu się chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- A ja nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie rżnij głupa. Nie widziałeś, jak na ciebie spojrzała? - odpowiedział pytaniem na pytanie Zip. Alister głośno westchnął. Chyba przeszkadzała mu rozmowa towarzyszy.
- Niby jak?
- Jakby mówiła Nie rżnij głupa. Rżnij mnie.
- Ściemniasz. – zaprzeczył Kurtis. Coś mu się nie wydawało, żeby przyjaciel Lary aż tak się z nim spoufalał. Tu musiał być jakiś trik… jakiś haczyk.
- Nie widziałeś jej wzroku? Nie słyszałeś dykcji z jaką wypowiadała słowa bądź grzeczny? Przecież od dawna jest wiadome, że kiedy dziewczyna chce, żebyś był grzeczny, to tak naprawdę marzy, byś stał się chamski i obcesowy. Kiedy mówi tak, myśli nie. Nie mów mi, Casanova, że muszę cię oświecać w takich sprawach. – tłumaczył Zip.
- Daj spokój, przyjechałem tu pogadać o przygodzie, a nie na numerek z Croft. – warknął Kurtis rozdrażniony. Słabo wychodziło mu kłamanie w tej kwestii, każdy inny facet przejrzałby go z taką samą łatwością, jak Zip.
- Jak chcesz. - elektronik wzruszył obojętnie ramionami. Kurtis jeszcze chwilę przyglądał się Jamesowi, który właśnie na ekranie telewizora robił niesamowitą akrobację, przeskakując z jednego dachu wieżowca na drugi dach, ścigając niebezpiecznego przestępcę. Widać jednak było, że niebieskooki nie skupiał się na filmie, w pokoju przebywał tylko ciałem, duchem kląc na przkór taniej wymówce. Dedukował nad słowami kumpla. W końcu nie wytrzymał tej napiętej atmosfery. Wstał, bez słowa wyszedł z salonu i skierował się za Larą w stronę schodów.
- Wiedziałem, że pęknie. – mruknął Zip do siebie usatysfakcjonowany. Alister spojrzał na niego z uznaniem, zaraz potem zerkając na zegarek.
- Brawo. Wkręcenie go zajęło ci mniej niż pięć minut… obstawiałem co najmniej dziesięć.
- Co ty, przecież wszyscy wiedzą, że to takie ich specyficzne powitanie. Sam opowiadałeś mi o windzie we Frankfurcie. - w tym samym czasie Zip wyciągnął w stronę Alistera dłoń, a Fletcher z kieszeni wydobył pognieciony banknot.


- Co ja wyprawiam... - warknął, niepewnie dotykając klamki pokoju. Wahał się wciąż, co zrobić i czy, znając jej temperament i pamiętając ich wspólny weekend na San Francisco, nie zostanie wyproszony siłą. Zastanawiał się, jak zacząć rozmowę, jednak po chwili stwierdził, że przecież wcale nie musiał nic mówić. Tak jak za dawnych czasów nawet nie zapukał, czując się pewniej już zdecydowanie pchnął drzwi i przekroczył próg jej sypialni. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł zmian w architekturze. Usłyszał przez drzwi łazienki dźwięk odkręconej wody. Pociągnął za klamkę kompletnie wyluzowany, jak gdyby jakaś hipoza wdarła się do jego umysłu, uciszając zmysł czujności i wrodzonego sceptycyzmu do życia. Czuł się wolny i zdecydowany, pewny siebie i w swoim żywiole. Nic nie mogło stanąć mu na drodze. Wiedział już, że dziś ją dostanie. Będzie klęczała i błagała o więcej. Będzie krzyczeć jego imię. Coś go omamiło, wiedział o tym, rosło w nim napięcie i już nie bał się patrzeć. Nie mógł się oprzeć. Oparł się wyluzowany o futrynę.
Leżała w wannie odwrócona do drzwi tyłem. Nagie ciało pokryte warstwą piany wygodnie rozłożone w wodzie odpoczywało po męczącej podróży. Kurtis stał w progu i obserwował, jak delikatnymi ruchami kobieta dotykała swoich ramion, karku, piersi. W dłoni trzymała namydloną, zapienioną gąbkę.
Relaksowała się.
Trent brał pod uwagę opcję, że może wcale nie zauważyła jego wejścia. Nie była jednak aż tak zmęczona.
- Zgubiłeś się? – zapytała cicho kilka sekund później. Kurtis nie odpowiedział. Nie odrywał wzroku od jej sklejonych przez wodę długich, ciemnych włosów opadających na plecy. Widział doskonale jej pierwszorzędne, proste nogi - smukłe łydki i zgrabne uda. 
- Wejdź. Robisz przeciąg.
Jak na rozkaz zamknął za sobą drzwi i podszedł kilka kroków w przód. Stał tuż obok wanny.
- Jak już tu wlazłeś, to się na coś przydaj. – stwierdziła, udając obojętną
Kurt wiedział, o co jej chodziło, dobrze znał jej gierki. Odebrał z jej rąk namydloną gąbkę i zachęcony usiadł na brzegu wanny. Pewnym ruchem ręki odgarnął jej długie włosy na bok i dotknął jej pleców. Zauważył, że dziewczynę przeszły delikatne ciarki. Uśmiechnął się.
- Więc… zastanowiłaś już się? – zapytał. Lara przytaknęła.
- Pytasz, czy dam ci robotę? Powiem szczerze, że nie miałam takiego zamiaru. Chciałam, żebyś przyjechał i wyjechał jeszcze tego samego dnia nafaszerowany nieprzyjemnymi informacjami o samym sobie.
- Milusio. Powiedz po prostu, że się stęskniłaś za mną, masz na mnie ochotę. Zróbmy to, a potem sobie pójdę. To cię satysfakcjonuje?
- A ciebie?
- Dajesz mi palec, kiedy wolałbym rękę. - podszedł bliżej. Rozporek jego spodni znajdował się zaledwie centymetry od jej ust, gdy siedziała w wannie, wygodnie oparta o ściankę.
- Na twoje szczęście dziś przekonałam się, że zbyt szybko podjęłam się zadania, któremu sama nie sprostam. Przeceniłam się i potrzebuję wspólnika.
- Czyli?
- Paradoks, bo jesteś ostatnią osobą, której ufam, a mimo to przeczucie mówi mi, że jesteś najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli coś spieprzysz, to wylatujesz z tego gniazdka, zanim się obejrzysz. Nie myśl sobie, że zapomniałam o Alcatraz. Rozumiesz?
Nie musiał odpowiadać, dziewczyna widziała w jego oczach powagę, gdyż jego oblicze odbijało się w lustrzanej części ściany. Dziewczyna ochlapała go wodą. Kurt parsknął i spojrzał na nią pytająco, gdy kobieta pociągnęła go za pasek od spodni. Mężczyzna wpadł do wanny, mocząc sobie całe ubranie. Woda z pluskiem wylała się na posadzkę.
- Oj. – stwierdziła Croft, pozorując niewinny i słodki wyraz twarzy. – Przepraszam. – wyszeptała bezgrzesznie, nadgryzając jego ucho.
- Ja… - powiedział, ale nie dokończył. Lara położyła mu palec na ustach.
- Trzeba to wysuszyć. – odparła poważnym tonem, zdecydowanym ruchem odpinając klamrę jego paska. Zanim się obejrzała, Kurtis wyszedł z wanny bez spodni. Woda kapała na kafelki, tworząc sporą kałużę. Lara spojrzała na przystojnego dwudziestoośmiolatka pytająco, ale Trent tylko uśmiechnął się cwaniacko. Bez uprzedzenia wziął ją na ręce i wyprowadził z łazienki. Ściskając jej nadgarstki, rzucił ją na łóżko. Warknęła, grając niezadowolenie, a jej nagie, zupełnie mokre ciało wtopiło się w miękki, wygodny materiał. Kurtis, zapominając o całym świecie – o swojej dziewczynie, o Pradze i pracy, o którą się ubiegał – położył się obok Lary. Uwielbiał ją pod jednym względem tak mocno, jak jej nienawidził pod drugim. Ta zdarła z niego mokrą koszulę. Przegryzła wargi na myśl, że kiedyś zakochała się w tak znacznie młodszym facecie, a mimo upływu czasu – ten sam podlotek kręci ją równie mocno, wiedziała, co potrafił wyczyniać z kobietami. Tonęła w pocałunkach, którymi ją częstował. Pieściła jego pośladki, ściskając je, wbijała w nie paznokcie. On całował jej kark, schodząc coraz niżej i niżej, rozkoszując się po chwili miękkim i ciepłym dotykiem jej piersi. Jednym szybkim ruchem przerzuciła lewą nogę nad jego ciałem, dosiadając go i wbijając paznokcie w tors. Sięgnęła dłonią pomiędzy ich ciała, by po chwili jęknąć, gdy tylko poczuła pulsowanie rosnącego kształtu wewnątrz. Ich ruchy były spójne, oddawały się sztuce namiętności. Pragnęli mocniej, intensywniej… coraz szybciej i gorliwiej. Podniecenie i energia mocno się siebie trzymały. Czuli swój płomień i ciepło pościeli. Mieli na siebie ochotę, chociaż oboje dobrze wiedzieli, że była to tylko przygoda.
Jak wszystko.


- Witaj, myszko. – wyszeptał, leżąc obok niej zmęczony i ospały. Tylko on mógł ją tak nazwać, by puściła to mimo uszu i nie zrobiła awantury. Powolnymi ruchami palcami dłoni dotykał jej bioder, przesuwając palce raz wyżej, raz niżej. Kiedy zobaczył na jej twarzy pytający wzrok, dodał. – Nie zdążyłem się z tobą przywitać. Od razu przeszliśmy do konkretów…
- Witaj, Trent. Masz już tę pracę. – odpowiedziała. Kurt spojrzał na nią uśmiechnięty od ucha do ucha. – Nie. – szybko zaprzeczyła, odczytując jego myśli. – Nie daję ci tej roboty za zgrabny tyłek.
- Ale przyznaj, że miło będzie ci go oglądać przez następne dni. – powiedział z pewnym siebie wyrazem twarzy. Lara pokręciła przecząco głową.
- To się nie powtórzy, Trent. Powiedzmy tak. To była chwila relaksu. Teraz zacznie się praca.
- Daj spokój, Croft. Zawsze tak mówiłaś. – zaczął ją przedrzeźniać typowo kobiecym głosem. – Seks i biznes to dwie różne rzeczy! A i tak kończymy za każdym razem w łóżku... w windzie... ile razy cię przerabiałem, Lara? Próbowaliśmy kilka razy? A ile ze sobą wytrzymywaliśmy? Dwa miesiące?
- Zostawiłeś mnie dla Zuzany.
- Iriny, Jarmilii czy jak jej tam… nieważne. Nie zostawiłem cię dla niej, po prostu nie chciałem, by umierała. To są dwie różne sprawy.
- A ja mogłam umierać?
- Proszę cię. Spaliliśmy ten most, nie wracajmy do tego, nie teraz, nie po tym wszystkim. Nie musisz ufać mi jako mężczyźnie, ale zawsze możesz ufać mi jako swojemu współpracownikowi. Musisz mieć do mnie resztki szacunku, skoro prosisz o pomoc, nie sądzisz?
- Wspominałeś, że masz dziewczynę. – przypomniała sobie Lara, zmieniając temat. Kurt przytaknął. – Widzę, jak wierny jesteś.
- Zawsze smakujesz najlepiej.  Nie mógłbym sobie tego odpuścić.
Lara udała, że nie dosłyszała jego komentarza. Wiedziała, że zawsze był szczery pod tym względem. Pochlebiało jej to, lecz starała się uniknąć emanowania tym faktem.
- Wrócisz do niej? Tak po prostu?
- Co cię to obchodzi? Chcesz mnie na wyłączność?
- Od kiedy człowiek przygody wiąże się na stałe? Czyżbyś był na emeryturze? Nie interesuje mnie twoje życie prywatne. Nie chcę do ciebie wracać. Chcę z tobą pracować.
- I mówisz to zaraz po tym, jak rzuciłaś mnie na łóżko, obciągnęłaś mi i uprawiałaś ze mną seks?
- Zawsze smakujesz najlepiej. – powtórzyła jego słowa, przedrzeźniając go, ale wiedział, że i ona nie kłamała. Czuli do siebie to samo. Czysta chemia. - Ale następnego razu nie będzie, zapomnij.


Szczerości jej nie skąpił, ale zastanawiała się, czy w sprawie legendy będzie równie rzetelny i prostolinijny. Pakowała właśnie najpotrzebniejszy sprzęt, kiedy Kurtis odwiedził ją w jej pokoju.
- Zanim wyruszę z tobą po raz kolejny na jakąś pokręconą wyprawę, mam kilka zastrzeżeń. – powiedział na wstępie. Lara kiwnęła głową w jego stronę, dając mu do zrozumienia, że słucha go uważnie. – Nie jadę w ciemno.
- Boisz się ciemności?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi, Croft. Mówiłaś, że twój Leydon będzie tu pojutrze.
- Co z tego?
- To, że ja nadal nie wiem, o co kaman. Jakie mam zadanie, co robimy, nie wiem… może czego szukamy, co nam grozi. Konkrety. Chcę wiedzieć z czym mam zjeść to zadanie.
- Powiem wprost. Robisz to, o co cię proszę. Nic więcej wiedzieć nie musisz, to dla naszego wspólnego dobra. I nie rozpowiadaj o tym.
- Nie ufasz mi…  - zauważył. Lara pokręciła przecząco głową, wrzucając do plecaka paczkę apteczek.
- To nie tak. Tym razem nie o to chodzi.
- Zatem oświeć mnie.
- To… naprawdę skomplikowane. – mruknęła wymijająco. Kurt zaśmiał się.
- A teraz jeszcze masz mnie za idiotę.
- Prawda. – przyznała. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Westchnął.
- Znasz mnie. W życiu krzywdy bym ci nie zrobił.
- A Paryż?
- To był wypadek.
- San Francisco?
- Nie wiedziałem, po czyjej jesteś stronie.  – przypomniał sobie. – Ja i tak będę bronił swojego zdania. A ty wiesz, że jestem jedną z tych niewielu osób, które ani cię nie okradną, ani nie wyśmieją twoich porażek. Zaufaj mi.
- Ufam ci, Trent.
- Więc dlaczego tu jestem?
- Dobra. Chodź… - pociągnęła jego rękę, wyprowadzając go ze swojego pokoju. Celem ich krótkiego spaceru po korytarzach rezydencji była biblioteka. Lara usiadła na swoim obrotowym krześle i otworzyła szufladę w biurku. Wyciągnęła z niej wydrukowane tłumaczenie. – Czytaj.
- Wiersz?
- Legenda. Ukradłam ją jednemu, niesympatycznemu gościowi. Teraz ją rozwiązuję.
- A czy jej rozwiązanie nie zapewnia władzy nad światem? Nie wiedziałem, że jesteś aż taką egocentryczką. – Mruknął mężczyzna, nie odrywając wzroku od kartki.
- Żebyś ty się nie okazał, Trent. Jednego kumpla już zastrzeliłam, nie dawaj mi teraz jeszcze ty powodu do zmartwień. Ja nie chcę władzy. Jestem tylko ciekawa. Po za tym oddanie wszystkich tych artefaktów do muzeum byłoby dużo warte… dla ciebie również. – odpowiedziała. – No i przy okazji uratowalibyśmy świat, jak w Strahov.
- Artefaktów?
- Owszem.  Tam jest napisane, że istnieje osiem mistycznych przedmiotów, które zapewniają ich zdobywcy ogromną moc. Chcę odnaleźć całą ósemkę. A ty mi w tym pomożesz.
- Więc rozumiem, że zaczynamy od początku?
- Nie. Pierwszy artefakt to astrolabium. Znajdował się w katakumbach aleksandryjskich. To już mam. Wczoraj szukałam drugiego przedmiotu. Na wyspie Paros, w ruinach starego sądu była komnata, w centrum której stała wielka waga. Miała dwie szale. Na obu były paczki. Trzeba było oczywiście wybrać prawidłową.
- Co znalazłaś?
- Szczerze mówiąc… - Lara zrobiła niezadowoloną minę. – Kupkę piasku. Źle wybrałam. Do zadania były potrzebne dwie osoby. Gdybyśmy oboje stanęli na szalach, waga by się nie rozpadła tak szybko, a my mielibyśmy obie paczuszki. Właśnie wtedy pomyślałam, że potrzebuję paroba, dobrze, że zgłosiłeś się dzień wcześniej. Wygrałeś casting!
- To znaczy, że nawaliłaś? Słynna Lara Croft popełniła błąd? Hahah…
- Miałam wrażenie, że kilka minut temu mówiłeś coś o zaufaniu i nie wyśmiewaniu moich porażek. – przypomniała. Kurt przytaknął, faktycznie, takie słowa padły jakąś chwilę temu. – W każdym razie mam nadzieję, że druga paczka jakoś się uchroniła przed stłuczeniem i artefakt dalej spoczywa w komnacie, dlatego pojutrze polecisz ze mną z powrotem do Paros. A potem weźmiemy się za resztę artefaktów. – wytłumaczyła. Kurt słuchał jej uważnie, kolejny raz czytając legendę. Jej treść zaintrygowała go. Miała w sobie źdźbło tajemnicy i wiązała się z niemałą przygodą, co szczerze radowało mężczyznę. Uśmiechnął się do siebie, przypominając sobie o swojej dziewczynie. Byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że Kurtis, oddając znalezione artefakty do muzeum, zgarnie kupę forsy.
- Przyjmuję tę robotę, Croft. Mam tylko jedno ale. – zaznaczył.
- Słucham.
- Na jeden dzień wracam do Pragi.
- Po co?
- Nie interesuje cię moje życie prywatne… - mruknął wymijająco. Lara zobaczyła w jego oku błysk niepewności. Kombinujesz… – pomyślała. Postanowiła jednak nie mieszać się w jego sprawy.
- Oj, nie patrz tak na mnie. Muszę zabrać swoje rzeczy.
- Rób co chcesz. Za dwa dni widzę cię pod moimi drzwiami. Z samego rana.


- … i ten, jeden z najstarszych, ruskich herbów nazywany jest Brama. – powiedziała głośno, wskazując na ilustrację wyświetloną podczas pokazu slajdów. Sala wykładowa czeskiego uniwersytetu była wypełniona po brzegi studentami trzeciego roku. – Jak widać, tarczę okrywa płaszcz książęcy z mitrą. – obecni na sali studenci bez entuzjazmu kiwali głowami. Pierwsze ławki zawsze były oblegane przez uczniów, którym zależało. Robili notatki, uważnie słuchając i obserwując panią magister. Jedną z takich osób była Ursula Ladislava. Troszeczkę zarozumiała, zawsze błyszczała wiedzą, o której inni mogli tylko pomarzyć. Athanasia nie widziała w niej jednak powodu do dumy. Przeważnie lekceważyła jej chełpliwość. Ławki w środku były zajmowane przez osoby najbardziej wygadane, które podchodziły do zajęć z przymrużeniem oka. Uczniowie wybierający miejsca na końcu pomieszczenia z zapałem rozwiązywali krzyżówki czy chociażby powszechnie znane sudoku. Athanasia była przyzwyczajona do takiego obrotu spraw. Odwróciła się do projektora, aby przesunąć prezentację multimedialną na kolejny slajd, kiedy usłyszała dźwięk otwieranych i zaraz potem zamykanych drzwi. Spojrzała w tył sali i udawała, że nie dostrzega mężczyzny, który wyluzowany usiadł w ostatnim rzędzie. Mimowolnie jednak drgnęła na jego widok. Postanowiła dziś szybciej skończyć historyczny wykład.


- Proszę przejrzeć literaturę tego okresu, kroniki Michała Ogińskiego na przykład. – okrzyknęła, dając do zrozumienia, że nadszedł koniec jej zajęć. Studenci w pośpiechu opuszczali salę. Athanasia również spakowała swoje rzeczy, kiedy zobaczyła przed swoim biurkiem uśmiechniętą twarz Ursuli.
- Pani magister…
- Śpieszę się. – odpowiedziała Athanasia. Panna Ladislava spojrzała na nią, udając, że nie dosłyszała słów nauczycielki.
- Wolałabym oprzeć swoją pracę na twórczości Amelii Załuskiej niż na jej ojcu.
- Opieraj się na czym chcesz. Tymczasem wyjdź. – wykładowczyni nie musiała drugi raz powtarzać. Zrezygnowana i zdenerwowana Ursula w pośpiechu opuściła salę. W tym samym czasie Kurtis wstał z ostatniej ławki i podszedł bliżej. Uśmiechnął się sympatycznie.
- Dobrze ci idzie odstraszanie ambitnych uczennic.
- Co tu robisz? – zapytała szybko, zmieniając temat. Kurtis nie odpowiedział. Wyciągnął z kieszeni kartkę z treścią legendy, którą spisał z pergaminu Lary. Athanasia spojrzała na niego podejrzliwie po czym  zabrała się za czytanie.
- Wiara twa diamentem niech będzie od dzisiaj, ty, któryś nad treścią gawęd wisiał mądrze… – Zacytowała. – Brzmi poważnie. Skąd to masz?
- Znalazłem pracę. Razem z brytyjskich archeolog rozszyfruję tę legendę, następnie odnajdę te osiem artefaktów i oddam je do muzeum. Wiesz, ile za to można zdobyć kasy?.
- Brytyjskich archeolog? Chyba nie mówisz o…
- Rozmawiałem z Croft. Chce mnie zatrudnić, dlatego uciekam do Londynu na kilka dni. Efektem tego będzie kupa szmalu, więc możesz przestać wykładać.
- Lubię moją pracę. Nie po to kończyłam studia, żeby siedzieć w domu. Przyszedłeś po pomoc? – zapytała. Kurt nie zdążył odpowiedzieć. – …bliskojamskie męczeńskiej córy wodza ksiąg świątyń. Banalne. Hypatia z Aleksandrii, córka Teonona, dyrektora biblioteki aleksandryjskiej. Nazywana męczennicą nauki. Wynalazła astrolabium używane w nawigacji do XVIII wieku, aby wyznaczać położenie ciał niebieskich. Słowo bliskojamskie oznacza katakumby. – wyrecytowała z satysfakcją. Kurtisowi metaforycznie szczęka opadła z wrażenia. Nie dał jednak po sobie tego poznać. Nie spodziewał się aż tak historycznej wiedzy po świeżo upieczonej pani magister, a tym bardziej byłej striptizerce. Nie wiedział, że nawet prostytutki mają swoje pasje, a miłość do historii greczynka pielęgnowała w sobie już od małego.
- Astrolabium już mamy. Z resztą, nie potrzebuję twojej pomocy.
- Więc po co przyszedłeś?
- Znalazłem pracę. Kiedy wrócę z kolejnej wyprawy po artefakt, mógłbym…
- Nie. – przerwała mu rudowłosa. – Kurtis, między nami wszystko skończone. Rób co chcesz, z kim chcesz.
- Mówiłaś, że mam znaleźć pracę…
- Mówiłam też, że masz nie wracać do domu pod wpływem.
- Ale…
- Żegnam, Kurt. – wyszeptała, spoglądając poważnie na mężczyznę. – Życzę ci powodzenia. - Odwróciła się na pięcie i wyszła z sali wykładowej, zawieszając na ramieniu czarną torbę. Kurtis miał ochotę biec za nią, ale wiedział, że to nic nie zmieni. Mógł się spodziewać takiej reakcji, ale miał nadzieję, że eks wybranka jego serca przyjmie go czule z otwartymi ramionami. Zrezygnowany i zdenerwowany bardziej na siebie niż na nią, postanowił jak najszybciej wrócić do Anglii.

CDN

6 komentarze:

  1. O matko, nie wyobrazam sobie Lary z kimś innym niż Kurt :3 I zazdroszczę jej takiego faceta, nawet, jeśli to tylko 'przygoda'. Zawsze może stać się "przygodą jej życia", nie? :D
    Zapowiada się kolejna, szaleńcza wyprawa ^^ Czekam! :3

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-07-31 23:55

    OdpowiedzUsuń
  2. lithium2@vp.pl16 lipca 2012 07:16

    Gorąco!
    To było po prostu piękne.
    Strasznie podobała mi się postawa Lary w tej części.
    Ach ta obojętność w jej wykonaniu ^^

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-01 09:31

    OdpowiedzUsuń
  3. ja Ci mówię, że pewnego dnia wydasz... przezajebistą książkę! :DD ciekawy rozdział no i oczywiście czekam na więcej ;)

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-02 22:25

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku! Dobrze, żem znów zajrzała do swoich starych opowiadań, bo nigdy bym tu nie dotarła :d Napadła mnie taka chętka na jakieś opowiadanie o Larze... No, a wiedziałam, ze masz ten nowy blog.
    Chyba nigdy nie uda mi się przeczytać wszystkiego, co napisałaś... Ale, tak, możesz wydać książkę, wtedy na pewno przeczytam :D
    Słowem wyjaśnienia: z tego bloga znam tylko prolog i rozdział szósty... ale chyba jakoś sobie poradzę dalej...? No, postanawiam być na bieżąco i nigdy więcej nie puszczę Craiga Armstronga podczas czytania @_@
    Co do rozdziału, mogę się wypowiedzieć, że bardzo mi się podoba. Wypadam ostatnio ze swojego sławnego, krytycznego nastroju. Nostalgia.

    A czy posiadasz mój aktualny nr gg?
    hah, właśnie weszłaś na gg, ale chyba nie posiadasz tego nr xD 22139175

    komentarz napisany na Onet HL 2010-08-05 20:51

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedno słowo - megazajebiste!!!!! :D

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-06 20:02

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze,że Athanasia zostawiła Kurta. On jest tylko Lary. A ta akcja w łazience i pokoju Lary.. O.o BOSKA! xD Chcemy więcej szczegółów! I więcej takich akcji! ;D Sądzę,że dużo osób się ze mną zgodzi ;)

    komentarz napisany na Onet HL 2011-03-16 22:33

    OdpowiedzUsuń