Rób
co chcesz
Gdy
Diamond Da20 lądował na placu rezydencji, dziewczyna wciąż odczuwała niedosyt
po nieudanej i niedokończonej przygodzie.
-
Uśmiechnij się. – powiedział Dante do kobiety i zdjął z uszu słuchawki. Lara
obojętnie spełniła jego prośbę. Nie można było jednak uznać tego uśmiechu za
szczery.
-
Zapraszam na obiad. – odparła, zmieniając szybko temat. Dante podziękował, ale
nie zgodził się. Pamiętał, że pewien kurczak wciąż oczekiwał go w domu.
Będący
zawsze w pogotowiu Winston w błyskawicznym tempie otworzył jej drzwi. Lara
przekroczyła próg, zastanawiając się jak to możliwe, że jej kamerdyner, pomimo
sędziwego wieku, nadal był pełen młodzieńczego wigoru. Przywitała się z domownikami,
wchodząc w brudnych buciorach do salonu. Zrzuciła z ramion plecak i usiadła na
fotelu. Spojrzała na Zipa i Alistera, którzy kiwnęli jej tylko głową zapatrzeni w ekran telewizora. Dziewczyna nie
miała zamiaru im przeszkadzać. Już miała wstać z fotela i udać się do łazienki,
kiedy do salonu wszedł Kurtis. Ten sam, którego zapisała w swojej pamięci - w
tym samym czasie wyrzucając go ze swojego serca – niespełna dwa lata temu. Te
same zawadiackie spojrzenie, szorstki zarost i cwaniacki uśmiech. Seksowna
postura. Mimowolnie uśmiechnęła się i wstała. Podeszła do mężczyzny i
przyjrzała mu się. Miała wrażenie, że jego nieskazitelnie błękitne oczy po
prostu gapiły się bezprecedensowo w jej dekolt. Wiedziała, że bezceremonialność
i brak skrępowania to w pewnym rodzaju całkiem zabawna cecha specyficznych
powitań Kurtisa. Powoli dłonią dotknęła jego nieogolonego podbródka i uniosła
jego głowę tak, by skierować jego wzrok na jej twarz. Nie pierwszy raz tak
robiła.
-
Nie wierzę. Cały ty. Kurtis Trent. W jednym kawałku. W moim salonie. – zaczęła
i opuściła dłoń.
-
Spóźniłaś się.
-
Pracowałam. Długo czekałeś?
-
Godzinę, raczej nie więcej. Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. – powiedział,
odgarniając z czoła niesforną grzywkę, która wpadała mu do oka. Lara spojrzała
na jego ruch, przegryzając wargi. Znała go aż za dobrze. Nigdy też nie musiała
ukrywać, jak bardzo podobał jej się ten typ mężczyzn. Zwykle tajemniczy,
intrygujący, a zarazem irytujący i drażniący. Inteligentny i błyskotliwy, ale
przy tym niezbyt rozgarnięty w działaniu. Zdecydowany, często spontaniczny. A
co najlepsze – o podobnych zainteresowaniach.
Przygoda.
Tak
mogłaby określać nie tylko jego charakter, ale i całą postawę. Tak go tez zwykła
traktować. A on dobrze o tym wiedział.
-
Skoro wytrzymałeś godzinę, posiedzisz jeszcze drugą. Muszę wziąć kąpiel. – stwierdziła,
wymijając go i oddalając się w stronę schodów prowadzących do jej pokoju. –
Postaraj się być grzeczny. – dodała, znów uśmiechając się, jak gdyby była
najgrzeczniejsza w swojej klasie. Kurt odwzajemnił uśmiech i usiadł na kanapie
między Alisterem i Zipem, którzy z zainteresowaniem przyglądali się końcówce
jednego z filmów o Bondzie.
-
Nie gadaj tyle. – mruknął Alister, szturchając Zipa łokciem. Czarnoskóry
przyjaciel spojrzał na niego z poirytowaniem, kontynuując swoją rozmowę z
Kurtisem.
-
Nie wiem, na co jeszcze czekasz. – stwierdził. Trent przyglądał mu się chwilę,
po czym wzruszył ramionami.
-
A ja nie wiem, o co ci chodzi.
-
Nie rżnij głupa. Nie widziałeś, jak na ciebie spojrzała? - odpowiedział
pytaniem na pytanie Zip. Alister głośno westchnął. Chyba przeszkadzała mu
rozmowa towarzyszy.
-
Niby jak?
-
Jakby mówiła Nie rżnij głupa. Rżnij mnie.
-
Ściemniasz. – zaprzeczył Kurtis. Coś mu się nie wydawało, żeby przyjaciel Lary
aż tak się z nim spoufalał. Tu musiał być jakiś trik… jakiś haczyk.
-
Nie widziałeś jej wzroku? Nie słyszałeś dykcji z jaką wypowiadała słowa bądź grzeczny? Przecież od dawna jest
wiadome, że kiedy dziewczyna chce, żebyś był grzeczny, to tak naprawdę marzy,
byś stał się chamski i obcesowy. Kiedy mówi tak,
myśli nie. Nie mów mi, Casanova, że
muszę cię oświecać w takich sprawach. – tłumaczył Zip.
-
Daj spokój, przyjechałem tu pogadać o przygodzie, a nie na numerek z Croft. – warknął
Kurtis rozdrażniony. Słabo wychodziło mu kłamanie w tej kwestii, każdy inny
facet przejrzałby go z taką samą łatwością, jak Zip.
-
Jak chcesz. - elektronik wzruszył obojętnie ramionami. Kurtis jeszcze chwilę
przyglądał się Jamesowi, który właśnie na ekranie telewizora robił niesamowitą
akrobację, przeskakując z jednego dachu wieżowca na drugi dach, ścigając
niebezpiecznego przestępcę. Widać jednak było, że niebieskooki nie skupiał się
na filmie, w pokoju przebywał tylko ciałem, duchem kląc na przkór taniej wymówce. Dedukował nad słowami kumpla. W końcu nie wytrzymał tej napiętej
atmosfery. Wstał, bez słowa wyszedł z salonu i skierował się za Larą w stronę
schodów.
-
Wiedziałem, że pęknie. – mruknął Zip do siebie usatysfakcjonowany. Alister
spojrzał na niego z uznaniem, zaraz potem zerkając na zegarek.
-
Brawo. Wkręcenie go zajęło ci mniej niż pięć minut… obstawiałem co najmniej
dziesięć.
- Co ty, przecież wszyscy wiedzą, że to takie ich specyficzne powitanie. Sam opowiadałeś mi o windzie we Frankfurcie. - w tym samym czasie Zip wyciągnął w stronę Alistera dłoń, a Fletcher z kieszeni wydobył pognieciony banknot.
- Co ty, przecież wszyscy wiedzą, że to takie ich specyficzne powitanie. Sam opowiadałeś mi o windzie we Frankfurcie. - w tym samym czasie Zip wyciągnął w stronę Alistera dłoń, a Fletcher z kieszeni wydobył pognieciony banknot.
- Co ja wyprawiam... - warknął, niepewnie dotykając klamki pokoju. Wahał się wciąż, co zrobić i czy, znając jej temperament i pamiętając ich wspólny weekend na San Francisco, nie zostanie wyproszony siłą. Zastanawiał
się, jak zacząć rozmowę, jednak po chwili stwierdził, że przecież wcale nie
musiał nic mówić. Tak jak za dawnych czasów nawet nie zapukał, czując się pewniej już zdecydowanie pchnął drzwi i przekroczył próg jej sypialni. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł zmian w architekturze.
Usłyszał przez drzwi łazienki dźwięk odkręconej wody. Pociągnął za klamkę kompletnie wyluzowany, jak gdyby jakaś hipoza wdarła się do jego umysłu, uciszając zmysł czujności i wrodzonego sceptycyzmu do życia. Czuł się wolny i zdecydowany, pewny siebie i w swoim żywiole. Nic nie mogło stanąć mu na drodze. Wiedział już, że dziś ją dostanie. Będzie klęczała i błagała o więcej. Będzie krzyczeć jego imię. Coś go omamiło, wiedział o tym, rosło w nim napięcie i już nie bał się patrzeć. Nie mógł się oprzeć. Oparł się wyluzowany o futrynę.
Leżała
w wannie odwrócona do drzwi tyłem. Nagie ciało pokryte warstwą piany wygodnie
rozłożone w wodzie odpoczywało po męczącej podróży. Kurtis stał w progu i
obserwował, jak delikatnymi ruchami kobieta dotykała swoich ramion, karku,
piersi. W dłoni trzymała namydloną, zapienioną gąbkę.
Relaksowała
się.
Trent brał pod uwagę opcję, że może wcale nie zauważyła jego wejścia. Nie była jednak aż tak zmęczona.
-
Zgubiłeś się? – zapytała cicho kilka sekund później. Kurtis nie odpowiedział.
Nie odrywał wzroku od jej sklejonych przez wodę długich, ciemnych włosów
opadających na plecy. Widział doskonale jej pierwszorzędne, proste nogi -
smukłe łydki i zgrabne uda.
-
Wejdź. Robisz przeciąg.
Jak
na rozkaz zamknął za sobą drzwi i podszedł kilka kroków w przód. Stał tuż obok
wanny.
-
Jak już tu wlazłeś, to się na coś przydaj. – stwierdziła, udając obojętną
Kurt
wiedział, o co jej chodziło, dobrze znał jej gierki. Odebrał z jej rąk
namydloną gąbkę i zachęcony usiadł na brzegu wanny. Pewnym ruchem ręki odgarnął
jej długie włosy na bok i dotknął jej pleców. Zauważył, że dziewczynę przeszły
delikatne ciarki. Uśmiechnął się.
-
Więc… zastanowiłaś już się? – zapytał. Lara przytaknęła.
-
Pytasz, czy dam ci robotę? Powiem szczerze, że nie miałam takiego zamiaru. Chciałam,
żebyś przyjechał i wyjechał jeszcze tego samego dnia nafaszerowany
nieprzyjemnymi informacjami o samym sobie.
-
Milusio. Powiedz po prostu, że się stęskniłaś za mną, masz na mnie ochotę.
Zróbmy to, a potem sobie pójdę. To cię satysfakcjonuje?
-
A ciebie?
-
Dajesz mi palec, kiedy wolałbym rękę. - podszedł bliżej. Rozporek jego spodni znajdował się zaledwie centymetry od jej ust, gdy siedziała w wannie, wygodnie oparta o ściankę.
-
Na twoje szczęście dziś przekonałam się, że zbyt szybko podjęłam się zadania,
któremu sama nie sprostam. Przeceniłam się i potrzebuję wspólnika.
-
Czyli?
-
Paradoks, bo jesteś ostatnią osobą, której ufam, a mimo to przeczucie mówi mi,
że jesteś najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli coś spieprzysz, to wylatujesz z tego
gniazdka, zanim się obejrzysz. Nie myśl sobie, że zapomniałam o Alcatraz.
Rozumiesz?
Nie
musiał odpowiadać, dziewczyna widziała w jego oczach powagę, gdyż jego oblicze
odbijało się w lustrzanej części ściany. Dziewczyna ochlapała go wodą. Kurt
parsknął i spojrzał na nią pytająco, gdy kobieta pociągnęła go za pasek od
spodni. Mężczyzna wpadł do wanny, mocząc sobie całe ubranie. Woda z pluskiem
wylała się na posadzkę.
-
Oj. – stwierdziła Croft, pozorując niewinny i słodki wyraz twarzy. –
Przepraszam. – wyszeptała bezgrzesznie, nadgryzając jego ucho.
-
Ja… - powiedział, ale nie dokończył. Lara położyła mu palec na ustach.
-
Trzeba to wysuszyć. – odparła poważnym tonem, zdecydowanym ruchem odpinając
klamrę jego paska. Zanim się obejrzała, Kurtis wyszedł z wanny bez spodni. Woda
kapała na kafelki, tworząc sporą kałużę. Lara spojrzała na przystojnego
dwudziestoośmiolatka pytająco, ale Trent tylko uśmiechnął się cwaniacko. Bez
uprzedzenia wziął ją na ręce i wyprowadził z łazienki. Ściskając jej nadgarstki,
rzucił ją na łóżko. Warknęła, grając niezadowolenie, a jej nagie, zupełnie mokre
ciało wtopiło się w miękki, wygodny materiał. Kurtis, zapominając o całym
świecie – o swojej dziewczynie, o Pradze i pracy, o którą się ubiegał – położył
się obok Lary. Uwielbiał ją pod jednym względem tak mocno, jak jej nienawidził
pod drugim. Ta zdarła z niego mokrą koszulę. Przegryzła wargi na myśl, że
kiedyś zakochała się w tak znacznie młodszym facecie, a mimo upływu czasu – ten
sam podlotek kręci ją równie mocno, wiedziała, co potrafił wyczyniać z
kobietami. Tonęła w pocałunkach, którymi ją częstował. Pieściła jego pośladki,
ściskając je, wbijała w nie paznokcie. On całował jej kark, schodząc coraz
niżej i niżej, rozkoszując się po chwili miękkim i ciepłym dotykiem jej piersi.
Jednym szybkim ruchem przerzuciła lewą nogę nad jego ciałem, dosiadając go i
wbijając paznokcie w tors. Sięgnęła dłonią pomiędzy ich ciała, by po chwili
jęknąć, gdy tylko poczuła pulsowanie rosnącego kształtu wewnątrz. Ich ruchy
były spójne, oddawały się sztuce namiętności. Pragnęli mocniej, intensywniej…
coraz szybciej i gorliwiej. Podniecenie i energia mocno się siebie trzymały. Czuli
swój płomień i ciepło pościeli. Mieli na siebie ochotę, chociaż oboje dobrze
wiedzieli, że była to tylko przygoda.
Jak
wszystko.
-
Witaj, myszko. – wyszeptał, leżąc obok niej zmęczony i ospały. Tylko on mógł ją
tak nazwać, by puściła to mimo uszu i nie zrobiła awantury. Powolnymi ruchami
palcami dłoni dotykał jej bioder, przesuwając palce raz wyżej, raz niżej. Kiedy
zobaczył na jej twarzy pytający wzrok, dodał. – Nie zdążyłem się z tobą
przywitać. Od razu przeszliśmy do konkretów…
-
Witaj, Trent. Masz już tę pracę. – odpowiedziała. Kurt spojrzał na nią
uśmiechnięty od ucha do ucha. – Nie. – szybko zaprzeczyła, odczytując jego
myśli. – Nie daję ci tej roboty za zgrabny tyłek.
-
Ale przyznaj, że miło będzie ci go oglądać przez następne dni. – powiedział z
pewnym siebie wyrazem twarzy. Lara pokręciła przecząco głową.
-
To się nie powtórzy, Trent. Powiedzmy tak. To była chwila relaksu. Teraz
zacznie się praca.
-
Daj spokój, Croft. Zawsze tak mówiłaś. – zaczął ją przedrzeźniać typowo
kobiecym głosem. – Seks i biznes to dwie
różne rzeczy! A i tak kończymy za każdym razem w łóżku... w windzie... ile
razy cię przerabiałem, Lara? Próbowaliśmy kilka razy? A ile ze sobą
wytrzymywaliśmy? Dwa miesiące?
-
Zostawiłeś mnie dla Zuzany.
-
Iriny, Jarmilii czy jak jej tam… nieważne. Nie zostawiłem cię dla niej, po
prostu nie chciałem, by umierała. To są dwie różne sprawy.
-
A ja mogłam umierać?
-
Proszę cię. Spaliliśmy ten most, nie wracajmy do tego, nie teraz, nie po tym
wszystkim. Nie musisz ufać mi jako mężczyźnie, ale zawsze możesz ufać mi jako
swojemu współpracownikowi. Musisz mieć do mnie resztki szacunku, skoro prosisz
o pomoc, nie sądzisz?
-
Wspominałeś, że masz dziewczynę. – przypomniała sobie Lara, zmieniając temat.
Kurt przytaknął. – Widzę, jak wierny jesteś.
-
Zawsze smakujesz najlepiej. Nie mógłbym
sobie tego odpuścić.
Lara
udała, że nie dosłyszała jego komentarza. Wiedziała, że zawsze był szczery pod
tym względem. Pochlebiało jej to, lecz starała się uniknąć emanowania tym
faktem.
-
Wrócisz do niej? Tak po prostu?
-
Co cię to obchodzi? Chcesz mnie na wyłączność?
-
Od kiedy człowiek przygody wiąże się na stałe? Czyżbyś był na emeryturze? Nie
interesuje mnie twoje życie prywatne. Nie chcę do ciebie wracać. Chcę z tobą
pracować.
-
I mówisz to zaraz po tym, jak rzuciłaś mnie na łóżko, obciągnęłaś mi i uprawiałaś
ze mną seks?
-
Zawsze smakujesz najlepiej. – powtórzyła jego słowa, przedrzeźniając go, ale
wiedział, że i ona nie kłamała. Czuli do siebie to samo. Czysta chemia. - Ale
następnego razu nie będzie, zapomnij.
Szczerości
jej nie skąpił, ale zastanawiała się, czy w sprawie legendy będzie równie
rzetelny i prostolinijny. Pakowała właśnie najpotrzebniejszy sprzęt, kiedy
Kurtis odwiedził ją w jej pokoju.
-
Zanim wyruszę z tobą po raz kolejny na jakąś pokręconą wyprawę, mam kilka
zastrzeżeń. – powiedział na wstępie. Lara kiwnęła głową w jego stronę, dając mu
do zrozumienia, że słucha go uważnie. – Nie jadę w ciemno.
-
Boisz się ciemności?
-
Dobrze wiesz o co mi chodzi, Croft. Mówiłaś, że twój Leydon będzie tu pojutrze.
-
Co z tego?
-
To, że ja nadal nie wiem, o co kaman.
Jakie mam zadanie, co robimy, nie wiem… może czego szukamy, co nam grozi.
Konkrety. Chcę wiedzieć z czym mam zjeść to zadanie.
-
Powiem wprost. Robisz to, o co cię proszę. Nic więcej wiedzieć nie musisz, to
dla naszego wspólnego dobra. I nie rozpowiadaj o tym.
-
Nie ufasz mi… - zauważył. Lara pokręciła
przecząco głową, wrzucając do plecaka paczkę apteczek.
-
To nie tak. Tym razem nie o to chodzi.
-
Zatem oświeć mnie.
-
To… naprawdę skomplikowane. – mruknęła wymijająco. Kurt zaśmiał się.
-
A teraz jeszcze masz mnie za idiotę.
-
Prawda. – przyznała. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Westchnął.
-
Znasz mnie. W życiu krzywdy bym ci nie zrobił.
-
A Paryż?
-
To był wypadek.
-
San Francisco?
-
Nie wiedziałem, po czyjej jesteś stronie. – przypomniał sobie. – Ja i tak będę bronił swojego
zdania. A ty wiesz, że jestem jedną z tych niewielu osób, które ani cię nie
okradną, ani nie wyśmieją twoich porażek. Zaufaj mi.
-
Ufam ci, Trent.
-
Więc dlaczego tu jestem?
-
Dobra. Chodź… - pociągnęła jego rękę, wyprowadzając go ze swojego pokoju. Celem
ich krótkiego spaceru po korytarzach rezydencji była biblioteka. Lara usiadła
na swoim obrotowym krześle i otworzyła szufladę w biurku. Wyciągnęła z niej wydrukowane
tłumaczenie. – Czytaj.
-
Wiersz?
-
Legenda. Ukradłam ją jednemu, niesympatycznemu gościowi. Teraz ją rozwiązuję.
-
A czy jej rozwiązanie nie zapewnia władzy nad światem? Nie wiedziałem, że
jesteś aż taką egocentryczką. – Mruknął mężczyzna, nie odrywając wzroku od
kartki.
-
Żebyś ty się nie okazał, Trent. Jednego kumpla już zastrzeliłam, nie dawaj mi
teraz jeszcze ty powodu do zmartwień. Ja nie chcę władzy. Jestem tylko ciekawa.
Po za tym oddanie wszystkich tych artefaktów do muzeum byłoby dużo warte… dla
ciebie również. – odpowiedziała. – No i przy okazji uratowalibyśmy świat, jak w
Strahov.
-
Artefaktów?
-
Owszem. Tam jest napisane, że istnieje
osiem mistycznych przedmiotów, które zapewniają ich zdobywcy ogromną moc. Chcę
odnaleźć całą ósemkę. A ty mi w tym pomożesz.
-
Więc rozumiem, że zaczynamy od początku?
-
Nie. Pierwszy artefakt to astrolabium. Znajdował się w katakumbach
aleksandryjskich. To już mam. Wczoraj szukałam drugiego przedmiotu. Na wyspie
Paros, w ruinach starego sądu była komnata, w centrum której stała wielka waga.
Miała dwie szale. Na obu były paczki. Trzeba było oczywiście wybrać prawidłową.
-
Co znalazłaś?
-
Szczerze mówiąc… - Lara zrobiła niezadowoloną minę. – Kupkę piasku. Źle
wybrałam. Do zadania były potrzebne dwie osoby. Gdybyśmy oboje stanęli na
szalach, waga by się nie rozpadła tak szybko, a my mielibyśmy obie paczuszki. Właśnie
wtedy pomyślałam, że potrzebuję paroba, dobrze, że zgłosiłeś się dzień
wcześniej. Wygrałeś casting!
-
To znaczy, że nawaliłaś? Słynna Lara Croft popełniła błąd? Hahah…
-
Miałam wrażenie, że kilka minut temu mówiłeś coś o zaufaniu i nie wyśmiewaniu moich
porażek. – przypomniała. Kurt przytaknął, faktycznie, takie słowa padły jakąś
chwilę temu. – W każdym razie mam nadzieję, że druga paczka jakoś się uchroniła
przed stłuczeniem i artefakt dalej spoczywa w komnacie, dlatego pojutrze
polecisz ze mną z powrotem do Paros. A potem weźmiemy się za resztę artefaktów.
– wytłumaczyła. Kurt słuchał jej uważnie, kolejny raz czytając legendę. Jej
treść zaintrygowała go. Miała w sobie źdźbło tajemnicy i wiązała się z niemałą
przygodą, co szczerze radowało mężczyznę. Uśmiechnął się do siebie,
przypominając sobie o swojej dziewczynie. Byłaby zadowolona, gdyby wiedziała,
że Kurtis, oddając znalezione artefakty do muzeum, zgarnie kupę forsy.
-
Przyjmuję tę robotę, Croft. Mam tylko jedno ale.
– zaznaczył.
-
Słucham.
-
Na jeden dzień wracam do Pragi.
-
Po co?
-
Nie interesuje cię moje życie prywatne… - mruknął wymijająco. Lara zobaczyła w
jego oku błysk niepewności. Kombinujesz…
– pomyślała. Postanowiła jednak nie mieszać się w jego sprawy.
-
Oj, nie patrz tak na mnie. Muszę zabrać swoje rzeczy.
-
Rób co chcesz. Za dwa dni widzę cię pod moimi drzwiami. Z samego rana.
-
… i ten, jeden z najstarszych, ruskich herbów nazywany jest Brama. – powiedziała głośno, wskazując
na ilustrację wyświetloną podczas pokazu slajdów. Sala wykładowa czeskiego uniwersytetu
była wypełniona po brzegi studentami trzeciego roku. – Jak widać, tarczę okrywa
płaszcz książęcy z mitrą. – obecni na sali studenci bez entuzjazmu kiwali głowami.
Pierwsze ławki zawsze były oblegane przez uczniów, którym zależało. Robili
notatki, uważnie słuchając i obserwując panią magister. Jedną z takich osób
była Ursula Ladislava. Troszeczkę zarozumiała, zawsze błyszczała wiedzą, o
której inni mogli tylko pomarzyć. Athanasia nie widziała w niej jednak powodu
do dumy. Przeważnie lekceważyła jej chełpliwość. Ławki w środku były zajmowane
przez osoby najbardziej wygadane, które podchodziły do zajęć z przymrużeniem
oka. Uczniowie wybierający miejsca na końcu pomieszczenia z zapałem
rozwiązywali krzyżówki czy chociażby powszechnie znane sudoku. Athanasia była
przyzwyczajona do takiego obrotu spraw. Odwróciła się do projektora, aby
przesunąć prezentację multimedialną na kolejny slajd, kiedy usłyszała dźwięk
otwieranych i zaraz potem zamykanych drzwi. Spojrzała w tył sali i udawała, że
nie dostrzega mężczyzny, który wyluzowany usiadł w ostatnim rzędzie. Mimowolnie
jednak drgnęła na jego widok. Postanowiła dziś szybciej skończyć historyczny
wykład.
-
Proszę przejrzeć literaturę tego okresu, kroniki Michała Ogińskiego na
przykład. – okrzyknęła, dając do zrozumienia, że nadszedł koniec jej zajęć.
Studenci w pośpiechu opuszczali salę. Athanasia również spakowała swoje rzeczy,
kiedy zobaczyła przed swoim biurkiem uśmiechniętą twarz Ursuli.
-
Pani magister…
-
Śpieszę się. – odpowiedziała Athanasia. Panna Ladislava spojrzała na nią,
udając, że nie dosłyszała słów nauczycielki.
-
Wolałabym oprzeć swoją pracę na twórczości Amelii Załuskiej niż na jej ojcu.
-
Opieraj się na czym chcesz. Tymczasem wyjdź. – wykładowczyni nie musiała drugi
raz powtarzać. Zrezygnowana i zdenerwowana Ursula w pośpiechu opuściła salę. W
tym samym czasie Kurtis wstał z ostatniej ławki i podszedł bliżej. Uśmiechnął
się sympatycznie.
-
Dobrze ci idzie odstraszanie ambitnych uczennic.
-
Co tu robisz? – zapytała szybko, zmieniając temat. Kurtis nie odpowiedział.
Wyciągnął z kieszeni kartkę z treścią legendy, którą spisał z pergaminu Lary.
Athanasia spojrzała na niego podejrzliwie po czym zabrała się za czytanie.
-
Wiara twa diamentem niech będzie od
dzisiaj, ty, któryś nad treścią gawęd wisiał mądrze… – Zacytowała. – Brzmi
poważnie. Skąd to masz?
-
Znalazłem pracę. Razem z brytyjskich archeolog rozszyfruję tę legendę,
następnie odnajdę te osiem artefaktów i oddam je do muzeum. Wiesz, ile za to
można zdobyć kasy?.
-
Brytyjskich archeolog? Chyba nie mówisz o…
-
Rozmawiałem z Croft. Chce mnie zatrudnić, dlatego uciekam do Londynu na kilka
dni. Efektem tego będzie kupa szmalu, więc możesz przestać wykładać.
-
Lubię moją pracę. Nie po to kończyłam studia, żeby siedzieć w domu. Przyszedłeś
po pomoc? – zapytała. Kurt nie zdążył odpowiedzieć. – …bliskojamskie męczeńskiej córy wodza ksiąg świątyń. Banalne.
Hypatia z Aleksandrii, córka Teonona, dyrektora biblioteki aleksandryjskiej.
Nazywana męczennicą nauki. Wynalazła astrolabium używane w nawigacji do XVIII
wieku, aby wyznaczać położenie ciał niebieskich. Słowo bliskojamskie oznacza katakumby. – wyrecytowała z satysfakcją.
Kurtisowi metaforycznie szczęka opadła z wrażenia. Nie dał jednak po sobie tego
poznać. Nie spodziewał się aż tak historycznej wiedzy po świeżo upieczonej pani
magister, a tym bardziej byłej striptizerce. Nie wiedział, że nawet prostytutki
mają swoje pasje, a miłość do historii greczynka pielęgnowała w sobie już od
małego.
-
Astrolabium już mamy. Z resztą, nie potrzebuję twojej pomocy.
-
Więc po co przyszedłeś?
-
Znalazłem pracę. Kiedy wrócę z kolejnej wyprawy po artefakt, mógłbym…
-
Nie. – przerwała mu rudowłosa. – Kurtis, między nami wszystko skończone. Rób co
chcesz, z kim chcesz.
-
Mówiłaś, że mam znaleźć pracę…
-
Mówiłam też, że masz nie wracać do domu pod wpływem.
-
Ale…
-
Żegnam, Kurt. – wyszeptała, spoglądając poważnie na mężczyznę. – Życzę ci
powodzenia. - Odwróciła się na pięcie i wyszła z sali wykładowej, zawieszając
na ramieniu czarną torbę. Kurtis miał ochotę biec za nią, ale wiedział, że to
nic nie zmieni. Mógł się spodziewać takiej reakcji, ale miał nadzieję, że eks
wybranka jego serca przyjmie go czule z otwartymi ramionami. Zrezygnowany i
zdenerwowany bardziej na siebie niż na nią, postanowił jak najszybciej wrócić
do Anglii.
CDN
O matko, nie wyobrazam sobie Lary z kimś innym niż Kurt :3 I zazdroszczę jej takiego faceta, nawet, jeśli to tylko 'przygoda'. Zawsze może stać się "przygodą jej życia", nie? :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się kolejna, szaleńcza wyprawa ^^ Czekam! :3
komentarz napisany na HL Onet - 2010-07-31 23:55
Gorąco!
OdpowiedzUsuńTo było po prostu piękne.
Strasznie podobała mi się postawa Lary w tej części.
Ach ta obojętność w jej wykonaniu ^^
komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-01 09:31
ja Ci mówię, że pewnego dnia wydasz... przezajebistą książkę! :DD ciekawy rozdział no i oczywiście czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńkomentarz napisany na HL Onet - 2010-08-02 22:25
Jejku! Dobrze, żem znów zajrzała do swoich starych opowiadań, bo nigdy bym tu nie dotarła :d Napadła mnie taka chętka na jakieś opowiadanie o Larze... No, a wiedziałam, ze masz ten nowy blog.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie uda mi się przeczytać wszystkiego, co napisałaś... Ale, tak, możesz wydać książkę, wtedy na pewno przeczytam :D
Słowem wyjaśnienia: z tego bloga znam tylko prolog i rozdział szósty... ale chyba jakoś sobie poradzę dalej...? No, postanawiam być na bieżąco i nigdy więcej nie puszczę Craiga Armstronga podczas czytania @_@
Co do rozdziału, mogę się wypowiedzieć, że bardzo mi się podoba. Wypadam ostatnio ze swojego sławnego, krytycznego nastroju. Nostalgia.
A czy posiadasz mój aktualny nr gg?
hah, właśnie weszłaś na gg, ale chyba nie posiadasz tego nr xD 22139175
komentarz napisany na Onet HL 2010-08-05 20:51
Jedno słowo - megazajebiste!!!!! :D
OdpowiedzUsuńkomentarz napisany na HL Onet - 2010-08-06 20:02
Dobrze,że Athanasia zostawiła Kurta. On jest tylko Lary. A ta akcja w łazience i pokoju Lary.. O.o BOSKA! xD Chcemy więcej szczegółów! I więcej takich akcji! ;D Sądzę,że dużo osób się ze mną zgodzi ;)
OdpowiedzUsuńkomentarz napisany na Onet HL 2011-03-16 22:33