Rozdział siódmy


Popis

- Czas nagli… - zauważyła półgłosem Lara, wykorzystując ostatnie chwile, by ostatecznie przygotować się do podróży. Siedziała w gabinecie Zipa i czekała, aż czarnoskóry przyjaciel naprawi jej zniszczone PDA. Nie zachęcała go do rozmowy, należał on do licznej grupy ludzi, które podczas pracy lubiły stuprocentowo skupić się na wykonywanym zajęciu, delektując się panującą dookoła ciszą.
- Nie popędzaj, bo będzie wolniej.
- Dobrze, kolego. – stwierdziła, krzyżując ręce na piersiach, czym okazała wszem i wobec swoją kończącą się cierpliwość do zabiegów elektronicznych Zipa. Nagle po rezydencji rozniósł się dźwięk dzwonka przy głównej bramie.
- To pewnie Kurtis. Najwyższy czas. – pomyślała, że odkąd go poznała, nic się nie zmieniło, a poziom jego punktualności zawsze okazywał się wielką wtopą.


- Kłopot? Ja nie widzę żadnego kłopotu. Wsiadaj na pokład i lecimy.
- Dante, wejdź do środka. Musimy na kogoś poczekać…
- Znam go?
Nie odpowiedziała. Nie miała ochoty na kolejne tłumaczenia i wysłuchiwanie komentarzy na temat podjętych przez nią decyzji. Tak, pracowała z Kurtisem. I co z tego? Nie rozumiała, dlaczego do rozwiązywanej zagadki nie może dodać trochę pikanterii i przekomarzania. To zwykle poprawiało jej humor, a umiejętności Kurtisa mogą pomóc jej z klepsydrą i pozostałymi, bóg wie jakimi zadaniami. Jeżeli kolejne misje wymagać będą znów obecności dwóch osób? Lara nie miała zamiaru usprawiedliwiać swojego wyboru. Chciała pracować z Kurtisem i nie widziała przeszkód, by nie mógł kręcić się obok niej. Przekraczając drzwi frontowe, zauważyła dwa plecaki, które Winston właśnie położył w holu głównym. Jeden był jej. Drugi…
- Należy do Kurtisa. – powiedział dziarsko kamerdyner, odpowiadając na jej pytający wzrok. – Przyniosłem je, a do twojego schowałem PDA. Zip zapewniał, że działa jak nowy.
- Dziękuję. – odpowiedziała, przyglądając się bagażowi Trenta. Wiedziała od początku, że kłamał. Odkąd go znała, nie pamiętała, by kiedykolwiek musiał się wracać po swoje rzeczy do Pragi. Był z charakteru zbyt pewny siebie. Skoro ją odwiedził, gwarantowane było, że zabierze ze sobą cały, potrzebny bagaż, jak gdyby domyślał się, że Lara znajdzie dla niego miejsce przy swoim boku. Więc po co wracał do Pragi? - pytała siebie dziewczyna. Nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, drzwi rezydencji znów się otworzyły. Zanim się obejrzała, Trent witał się z Leydonem. Zauważyła zaskoczony wzrok Dantego.
- Wychodzimy. – warknęła Croft, popędzając mężczyzn. Podniosła z ziemi swój plecak, butem kopnęła lekko bagaż Kurtisa. Mężczyzna spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Zabieraj to.
- Myślałem, że już nie pracujecie razem…
- Niespodzianka. – mruknęła Lara, ucinając rozpoczynający się temat. Czuła, że może raczej nie powinna unikać trudnych tematów, ale od razu rozwiewać wszystkie wątpliwości, ale przychodziło jej to z trudem i miała o to do siebie ogromną pretensję.


- Chyba odwołam swoją licencję. – ogłosił Leydon, powoli podchodząc do lądowania, jak kilka dni temu, na wyspie Paros, w samym środku leśnej polany, która nawet o tak wczesnej godzinie wydawała się być mroczna, wręcz nasycona ponurością.
- Przecież kochasz latać… ta licencja pilota to twój największy skarb. – zauważyła Lara, zdejmując słuchawki z uszu. Dante przytaknął.
- Lecz czuję się przez nią wykorzystywany… a nie, przepraszam. To ty mnie wykorzystujesz. Reflektory włączone, kontrola wysokości, horyzont… podchodzę do dalszej, na kursie, wysokość na sześć… wychylenie drążka sterowniczego odpowiednie. - zaczął mruczeć do siebie pod nosem. Lara przysłuchiwała się. Profesjonalista -  myślała o nim.


- Nie wspomniałaś, co się stało z drugim… istnieje możliwość, że paczuszka, która została w starej sali sądowej, jest zniszczona, mam rację?
- Czy to ma jakieś znaczenie? Znasz mnie. Nie podarowałabym sobie, gdybym tego nie sprawdziła. Poza tym astrolabium, różdżka są złote, a złoto tak szybko nie pęka, więc istnieje prawdopodobieństwo, że artefakt wciąż tam tkwi w całości. – odpowiedziała. Kurt przytaknął. Szli przez chwilę w milczeniu, rozglądając się dookoła. Dziewczyna prowadziła, pamiętała drogę doskonale, przy okazji badała wzrokiem Trenta, który z zaintrygowaniem przyglądał się monumentalnym drzewom czy przerośniętej warstwie leśnego podszytu. Las był potężny. Drzewa mogły skutecznie oprzeć się gwałtownym wichurom, szeroko rozpościerały szponowate korzenie wysunięte na powierzchnię ziemi, stanowiąc dogodne kryjówki dla zwierząt i ludzi.
- Wiesz, że las w wielu religiach jest alegorią istot boskich? – zapytała, by rozpocząć jakoś konwersację. Cisza panująca dookoła zaczynała robić się monotonna. – Korona drzew to sfera niebieska, korzenie symbolizują podziemie.
- Czyli pnie to symbole ziemi?
- Życia ziemskiego, dokładnie tak. W starożytnej Grecji lasy i gaje uznawane były za domy przeróżnych bóstw i nimf. – Lara wskazała Kurtisowi widok po lewej. Ciemne kształty niepewnych zwierząt czołgały się, leżały, siedziały między drzewami, opierając się o pnie, tuliły się do ziemi raz widzialne, czasem przesłonięte mętnym półmrokiem. - Dlatego najczęściej były, jak ten… po prostu zostawiane w spokoju.
- To dlatego są takie… - Kurt próbował znaleźć odpowiednie słowo. Lara postanowiła ułatwić mu wypowiedź.
- Nienaruszone. Żyją setki lat własnym życiem. A kiedy brakowało terenów do urbanizacji, ostatecznie i niechętnie wycinano las, jednak dla uczczenia tego miejsca, jedno drzewo pozostawiano bogini Artemidzie.
- No popatrz. A my wierzymy, że drzewo symbolizuje pierwszy grzech.
- Nie drzewo. – zaprzeczyła. – Tylko jego owoc. A drzewo to poznanie dobra i zła. Wierzysz w to? – Zapytała zatrzymując się. Przez drzewa dostrzegała już mury sądu. Dłoń zsunęła na kaburę Browninga Hi-Power.
- Sam już nie wiem, w co wierzyć. – odpowiedział wymijająco.
- Możesz wierzyć mi. – stwierdziła z naciskiem. Kurtis wydawał być się zaskoczony jej wypowiedzią. – Pytanie, czy ja mogę wierzyć tobie?
- Laro…
- Nie lubię, kiedy wpuszcza się mnie w maliny, panie Trent. – wypowiedziała szybko, wyciągając broń. - Nie byłeś po swoje rzeczy, cały plecak zostawiłeś u mnie, pojechałeś do Pragi na jeden dzień. Po co?
Usłyszał ciche kliknięcie przeładowywanej pukawki. Widział dokładnie pewnie położony palec na spuście, mimo to żaden włos nie zjeżył się na jego ciele. Uśmiechnął się. Postanowił brnąć w swoje, najwyraźniej przekonany o tym, że nie zrobił nic, co miałoby jakiekolwiek podstawy do oskarżeń. Chyba, żeby brać pod uwagę, że Lara nie pozostawała zawistną suką, która faktycznie chciałaby mieć go na wyłączność i zazdrosna ujadałaby wściekle z powodu jego wyjazdu. Odrzucił tę myśl od razu, nie biorąc jej w ogóle pod uwagę. Znał kobietę na tyle, by wiedzieć, że dwa lata temu nie zakochał się w sile i piersiach, ale również ponadprzeciętnej inteligencji i, co najważniejsze, o niezaspokojonym pragnieniu wolności. Za to również szanował Larę.
- Po nic. 
- Nie ściemniaj! – podniosła głos, celując w jego stronę.  – Jak mam ci ufać, skoro od początku wszywasz mi jakieś brednie na prawo i lewo.
- Przesadzasz. – jego głos był spokojny. – Chyba mnie nie zabijesz, … - nie dokończył. Croft pociągnęła za spust, by po chwili usłyszeć ciche skomlenie. W tym samym czasie Trent obejrzał się w tył. Za nim leżała potężna samica szakala złocistego.
- Więc? – Lara schowała broń. Kurt przyglądał się jej ruchom, nie tracąc wciąż cwaniackiego uśmiechu. Nie dał się nabrać na jej sztuczki.
- Widziałem się z panienką. Dałem jej do zrozumienia, że mam robotę i będzie z tego jakiś profit. Wymierz w siebie ten pistolet i zapytaj swego serca, czy masz z tym problem.
- Nie mogłeś powiedzieć od razu? Albo do niej zadzwonić i się nie spóźniać? Tylko o to mi chodzi. Zawsze się spóźniasz.
- Nie możesz mi zaufać? Do Alcatraz się nie spóźniłem. – odpowiedział pytaniem na pytanie. Lara cieszyła się, że sprawa została wyjaśniona. Postanowiła szybko zmienić temat, a okazja do tego była idealna. Zza drzew można już było dostrzec zarysy starego sądu.
- Żebym ci nie musiała przypominać, że to przez ciebie wylądowałam w celi i o mało nie straciłam… - zawahała się. Od dawna myślała, a raczej ślepo wierzyła, że rozmowa o starych problemach nigdy więcej nie sprawi jej trudności, gdyż dawno zostawiła owe problemy dawno za sobą. Przecież, do cholery, spaliła ten most! - … to tutaj, chodź szybciej. – dokończyła ostatecznie speszona. Nie potrafiła dokończyć tematu, choć wiedziała, że każde słowo, jakie tylko przyszłoby jej do głowy, byłoby dozwolone.



Drzwi pozosostawały naruszone po ostatniej wizycie kobiety, toteż łatwo przyszło bohaterom dostać się do środka.
- Ostrożnie. Patrz pod nogi, w podłodze jest… - nie zdążyła dokończyć. Usłyszała huk, następnie latarką oświetliła korytarz przed sobą. Zobaczyła dłonie Kurtisa trzymające się krawędzi podłogi w miejscu, w którym była przepaść prowadząca do komnaty. – Uprzedzałam. – warknęła dziewczyna, po czym podeszła do mężczyzny i wyciągnęła do niego dłoń. – Dawaj, pomogę ci.
- Nie musisz. – stwierdził Trent i sam podciągnął się na rękach. – Co to ma być?
- Dziura. - w tym samym czasie Croft zdjęła z ramion plecak i przegrzebała go. Miała sprzęt najwyższej jakości, nigdy się na nim nie zawiodła. Plecak nie wydawał się być spory ani ciężki, ale gdyby zajrzeć do środka, była to prawdziwa kolebka dla konesera niebezpiecznych wypraw: akcesoria do górskich wspinaczek, wodoodporne latarki, dymne świece sygnalizacyjne, mini apteczki, amunicja… nawet wysokokaloryczna czekolada. – Dziuro, to Kurtis. Zaprzyjaźnijcie się, bo będziesz się jej przyglądał przez następne minuty. – powiedziała, wyciągając  linę dynamiczną.
- Masz jakiś plan?
- Jasne. Ja tam schodzę, ty trzymasz linę. Ja przeszukuję podziemie, ty jeszcze trzymasz linę, ja wydobywam paczuszkę, wtedy też trzymasz linę, następnie ja wchodzę do góry a ty… uwaga… trzymasz linę! Bingo! - Croft zawiązała podwójną ósemkę, następnie podała linę Kurtisowi.
- Nie przyjechałem tu, żeby ci trzymać linę.
- Masz rację, nie przyjechałeś. Przyleciałeś tu. Poza tym chciałeś być moim tragarzem, więc trzymanie liny nie powinno wcale ci uwłaczać. – poprawiła go Croft. – A jak ci się nie podoba, to spadaj. – Lara nie musiała dwa razy powtarzać. Kurtis zabrał z jej plecaka drugą linę i postanowił wykonać jej zadanie. Wbił w podłoże kotwiczkę i sam zaczął schodzić w dół. Zanim Croft zdążyła zareagować, Kurtis już opuszczał się po linie.
- Co ty robisz, ta lina jest za krótka! – krzyknęła, po czym odczepiła się od uprzęży. Nie tolerowała sytuacji, kiedy ktoś nie wykonywał jej poleceń, a sama była osobą dość drażliwą. Zanim Lara zdążyła odczepić swoją uprząż, Kurt był już prawie na dole. Wiedział, że lina szybko się skończy, ale znany był z tego, iż taki kłopot w rzeczywistości nie był dla niego żadnym kłopotem.
- Poświeć! – usłyszała kobieta, natychmiast otwierając pudełko flar. Rzuciła jedną w dół, zaraz po niej drugą pod innym kątem, by oświetliła inną część podziemi. Lara patrzyła na wyczyny mężczyzny, gdy w pewnym momencie ten rozbujał się na linie i puścił ją, łapiąc się wystającej szczeliny w jednej ze ścian.
- Popisuje się… - mruknęła dziewczyna, wciąż bacznie obserwując jego ruchy. Kurtis puścił się ścian i spadł kilka metrów w dół, łapiąc się kolejnej wyrwy niżej. Dzięki słabemu oświetleniu wiedział, co robić i sam przed sobą musiał przyznać, że brakowało mu tego. Po chwili puścił się już całkowicie, lądując na samym dole jaskini w pozycji kucającej. Podniósł z ziemi flarę i spojrzał na swoje poharatane, brudne dłonie, z których całkowicie rozszarpany został naskórek. Trent uśmiechnął się do siebie pod nosem. Już dawno nie bawił się tak dobrze. Odgarnął kupę gruzu, ale paczuszki nie znalazł.
- Nie widzę jej!
Krzyknął, choć nie musiał tego robić. Echo roznosiło każdy dźwięk tak dokładnie, że Lara doskonale słyszała przesuwający się kamyk pod stopami Kurtisa z każdym kolejnym jego krokiem.
- Pod gruzami…
Kurtis nie miał zamiaru bawić się w kopacza i przestawiać części rozwalonej klepsydry. Obszedł zrezygnowana jeszcze raz pomieszczenie i ze zdziwieniem stwierdził, że mały pakunek leżał daleko od przewróconej budowli. Majestatycznym ruchem ręki podniósł go z ziemi i uniósł wysoko, ukazując zwycięstwo swojej misji. W drugiej dłoni trzymał flarę, Lara uśmiechnęła się, widząc jego czyn. Zaraz potem zrzuciła mu linę, a jego oczy zalśniły radosnym blaskiem, gdy wkładał do kieszeni miniaturową wagę o dwóch złotych szalkach.


- Normalka! Można się przyzwyczaić, że zawsze odpieprzysz coś głupiego… – krzyknęła sarkastycznie Lara, odbierając Kurtisowi paczuszkę. Udawała złą, choć nie była przesadnie wściekła. Rozerwała woreczek i wyciągnęła z niego złotą, malutką wagę. Kurtis popatrzył na delikatny przedmiot i przełknął ślinę.
- To wszystko to czyste złoto?
Lara odebrała mu przedmiot i natychmiast zabezpieczyła go folią bąbelkową, po czym włożyła do plecaka razem z dwoma linami.
- Owszem. I mówię poważnie, Trent. Nie rób więcej takich akcji, możesz stracić głowę.
- Jesteś beznadziejna. Nie pozwolisz się nawet człowiekowi rozerwać. Wszystko chcesz robić sama, a ja mam tylko ci pomóc… trzymając linę.
- Nie musisz mi na każdym kroku udowadniać, że jesteś wartościowym, byłym legionistą. Znam twoje wybryki i umiejętności na wylot. Po prostu uważaj na siebie następnym razem. – szepnęła mu do ucha, po czym zarzuciła plecak na ramiona i ruszyła w stronę wyjścia z sądu. Kiedy znów znalazła się w lesie, wyciągnęła Headset. Nazwisko jej ulubionego pilota pojawiło się na ekranie.




- Wszystko zostało zanotowne. Wystarczy się tu podpisać.
- Dyrektorze, bardzo dziękuję za zrozumienie. – powiedziała rudowłosa magister, stojąc przy swoim biurku i zabierając swoje rzeczy z szuflady.
- Jest pani pewna? Stuprocentowo?
- Owszem. Znalazłam inną, równie satysfakcjonującą posadę.
- Ale przecież pani uwielbia uczyć, dopiero co przyjąłem panią na okres próbny, a już się pani zadomowiła... A wyniki studentów mówią same za siebie. Kochają pani zajęcia. Gdzie ja teraz znajdę tak wspaniałą nauczycielkę?
- Panie dyrektorze… Potrzebuję teraz dużo czasu wolnego. Mam… że się tak wyrażę… zaplanowane kilka tygodni.
- Dobrze, zatem skoro potrzebuje pani czasu, niedługo studenci kończą rok szkolny, dostanie pani urlop płatny. Tylko niech pani nie każe mi przyjmować tego wypowiedzenia.
- Przemyślę to. Jednak od razu zaznaczam, że nie będzie mnie w kraju. – Athanasia uśmiechnęła się serdecznie, jednak mężczyzna stojący po drugiej stronie biurka wcale nie wydawał się równie radosny i podekscytowany. Dyrektor jedynie jak gdyby przytłoczony i zmuszony całą tą sytuacją - przytaknął.
- Rozumiem, że jedzie pani do rodziny… niech sobie przypomnę, z pochodzenia jest pani…
- Greczynką. Nie wyjeżdżam w sprawach rodzinnych, raczej turystycznych.
- Ach, rozumiem. Więc panno Afelis, niech pani się pojawi po prostu w nowym roku szkolnym. Czy mogę o to prosić?
- Zadzwonię. – obiecała, po czym podała dłoń swojemu przełożonemu i wyszła dumnym krokiem z uczelni. Niosąc torbę ze swoimi rzeczami, wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru. – Kurtis… - szepnęła do siebie. – Charakter pisma to ty miałeś paskudny…



CDN

3 komentarze:

  1. iadaniaanita@op.pl16 lipca 2012 09:35

    Hehhe no ja też się uśmiałam równo ;-) Nie ma co, fajnie umiesz przeplatać i humor i powagę ze sobą, umiesz wczuć się w każdą sytuację ;-) Brawura po prostu. Bedziesz sławna dziewczyno, zobaczysz, że za pare lat wspomnisz moje słowa;-) A mogę spytać skąd u Ciebie zainteresowanie tematyką opowiadań akurat o Larze Croft? ;-* Lubiłaś tę bohaterkę i tak postanowiłaś pisać o niej historie? ;-) Pytam z ciekawości, jesli nie chcesz to nie musisz odpowiadać, ja i tak zawsze za dużo gadam;-D No a rozdział świetny, czekam z niecierpliwością na 8 ;-)

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-08 21:00

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomb Raider 1 to była pierwsza gra, jaką miałam zainstalowaną na pierwszym moim komputerze, a był to styczeń 1999r. Z Larą więc to była miłość od pierwszego levela (Peru - Caves) xD ale dopiero kilka lat potem zdecydowałam się na pisanie. Zaczęłam pisać, ponieważ przeczytałam jedno z bardziej znanych opowiadań, które powstały po premierze AoD (croftpaulina) i stwierdziłam, że też mogę się w to bawić. No i bawię się do dziś.

      Usuń
    2. I dobrze, że się bawisz :D I że nie zniechęciłaś się do nowej Lary w AoD, przeżyłaś grę i możemy wspólnie kontemplować i komplementować Twoją twórczość :)

      Po przeczytaniu rozdziału nasuwają mi się głównie trzy myśli. Primo - zastanawiam się, czy wyobrażam sobie Larę w opisanej sytuacji z panem Trentem xD Secondo - rozmyślam, skąd biorą się pomysły na fabuły. Tertio - czuję w sobie się, by zwalczyć ból poszpagatowy (chyba się z lekka nadwyrężyłam) i przepisać rozdział :d I dziękuję za wsparcie w tej kwestii. ;)

      komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-10 20:17

      Usuń