„Samolot, bałagan i urocza nieznajoma”
- Jak jesteś na dachu, to złaź z niego i jedź
prosto…
- Słucham? – Zapytała Lara, odbierając
telefon. Stała na szczycie wieżowca 25 Bank Street i czekała, aż Dante wyląduje
swoją maszyną na dachu.
- Prosto na lotnisko, nie dam rady wylądować
przy tobie, nie lecę helikopterem. Widzę cię…
– Dokończył przyjaciel. Lara rozejrzała się po niebie i dostrzegła
niewysoko przelatujący, potężny odrzutowiec, kierujący się faktycznie w stronę
londyńskiego lotniska. Croft uniosła dłoń i pomachała Leydonowi. Westchnęła.
- Jestem poszukiwana przez policję, jak mam
się dostać na lotnisko?
- A jak się dostałaś na szczyt wieżowca?
- Hmm… - Mruknęła Lara, przypominając sobie o
czterech pobitych ochroniarzach, którzy próbowali uniemożliwić jej wejście najpierw
do windy, potem na dach. Uspokoili się jednak po otrzymanej serii ciosów, by w
tym momencie odzyskiwać przytomność w jakimś pustym pomieszczeniu sanitarnym.
Na myśl o nich Lara dyskretnie uśmiechnęła się. – Nieistotne.
- Czekam na ciebie na ostatnim pasie
startowym dla prywatnych samolotów.
Kurtis przekroczył próg Croft Manoru, wciąż
będąc w wielkim szoku. Patrzył na wyłamane drzwi frontowe, rozpoznawał
poprzewracane meble. Nie wierzył własnym oczom. Wspaniała, monumentalna
rezydencja Lary prezentowała się raczej niepokojąco. Dookoła panował bałagan,
ale nie taki, jaki robi się sam, kiedy gospodarz zapomina o odkurzaniu dywanów czy
ścieraniu kurzy z meblościanki. Burdel, jaki królował w posiadłości, był
niecodziennym chaosem, który dzielił się na wybite szyby oraz połamane i
wywrócone do góry nogami części drewnianych, kosztownych mebli. Trent nie
skradał się, nie wyciągnął broni. Intuicja mówiła mu, że w okazałym, chociaż
doszczętnie zniszczonym gniazdku panuje zupełna pustka. Rozpoznawał w tym
robotę Majora, miał już wcześniej do czynienia z desperackimi ruchami tego
przestępcy. Jego stopy stąpały po zabrudzonych panelach podłogowych, grobowe
milczenie posiadłości przerywały tylko ponawiane raz po raz dźwięki jeszcze
bardziej tłuczonego pod butami szkła. Trent zajrzał do gabinetu Zipa. Wszedł do
pomieszczenia i, spoglądając na sprzęt czarnoskórego znajomego, pozwolił sobie
się rozgościć. Uruchomił komputer, którego monitor miał lekkie pęknięcia. Trent
nie chciał sprzedawać go na aukcji internetowej, nie zależało mu na tym, by
monitor był w dobrym stanie, ucieszył go tylko fakt, że elektroniczny
przyjaciel wyświetlił stronę startową przeglądarki internetowej.
- Zobacz
kotku co mam w środku… - Zamruczał i uruchomił wirtualną historię wyświetlanych
stron internetowych sprzed ostatniej doby. Był pewien, że Lara po ucieczce z
więzienia odwiedzi rezydencję. Nie wiedział, co stało się później, ale
pamiętał, co działo się, gdy Alister i Zip rozszyfrowali z kobietą zagadki
legendy. Czarnoskóry elektronik zwykle szukał odpowiedzi w Internecie. Kurtis
miał nadzieję, że historia wyświetlonych stron pozwoli mu ustalić dokąd
pojechała Lara. Na razie tylko na tym mu zależało. Nie interesował się
Winstonem, czy innymi domownikami, nawet jeśli zostali porwani przez Majora i
Stoucasa, nie zginą, Major pewnie będzie żądał za nich okupu. Kurtis był pewien
swojego rozumowania, nie raz musiał myśleć podobnie, jak przestępca, łatwo mógł
się domyśleć następnego kroku wroga, to dawało mu przewagę. Teraz liczyła się
tylko Lara. Suwakiem myszki przesuwał spis wymienionych stron internetowych. Wzrokiem
wybierał najciekawsze propozycje.
- Turcja,
jaskinie… Korsanlar Mağarasi. – Przeczytał głośno. Chciał usiąść na obrotowym
krześle Zipa, ale kiedy tylko je przysunął, martwy przedmiot runął na ziemię.
Dopiero wtedy Kurtis zwrócił uwagę na jego przestrzelone oparcie. Dziura w nim
była naprawdę oszałamiająco duża, strzał mógłby spokojnie wywiercić spory,
krwawiący otwór w ludzkim ciele. Trent spojrzał instynktownie pod nogi. W
gabinecie Zipa roiło się od łusek po amunicji 308 Winchester. Major musiał
wyrządzić niezłą burdę. Po chwili Trent wrócił
do przeglądania stron, otworzył zauważony wcześniej odnośnik do Wikipedii, pod
hasło „Korsanlar Mağarasi”.
„Grota
morska zlokalizowana po wschodniej stronie półwyspu, na którym znajduje się
średniowieczna twierdza w tureckim mieście Alanya. Jedna z legend mówi, iż z
tej jaskini prowadziło potajemne przejście do twierdzy, gdzie średniowieczni
piraci znosili swe skarby.”
Przeczytany
przez Kurtisa tekst wydawał się być nasiąknięty tajemniczością, która
zaintrygowała by najgorliwszego poszukiwacza przygód. Trent uśmiechnął się do
siebie, znał archeologiczne gusta Lary. Wyciągnął z kieszeni pognieciony kawałek
pergaminu z przepisaną treścią Niebiańskiej Legendy. Na jej odwrocie zapisał
nazwę groty oraz jej lokalizację. Postanowił jak najszybciej udać się do Turcji
nie tylko po to, by odnaleźć kolejny artefakt, akurat on interesował go
najmniej. Celem mężczyzny było spotkanie z Larą, a przede wszystkim obiecanie
jej szczerości i przeproszenie za wcześniejsze błędy. Kiedy wycofywał się z
gabinetu, rzucił spojrzenie w stronę schodów. Dokładnie przypomniał sobie
scenę, kiedy razem z Majorem, którego postrzelił, stał na owych schodach.
- Sukinsyn…
- Mruknął, zdając sobie sprawę z tego, że porywaczowi przydałaby się nauczka.
Nagle wpadł mu do głowy kolejny pomysł. Trent wrócił do komputera i w niedługim
czasie odnalazł stronę internetową angielskiej agencji federalnej SOCA. Kliknął
w podstronę „Skontaktuj się z nami”
i wyciągnął z kieszeni telefon
komórkowy. Szybko wykręcił podany tam numer, następnie usunął historię
wszystkich przeglądanych stron. Nie chciał, by Levis, jako przedstawiciel
policji znalazł Larę i wsadził ją do pudła.
- Poproszę z
głównym inspektorem Robertem Levisem. Dobrze, poczekam… Inspektorze? Zapraszam
pana do rezydencji Lary Croft. Człowiek, którego pan poszukuje, porywając trzy
osoby, zostawił po sobie niezły bałagan.
- Ostatni raz jej pomagam… - Mruknął niechętnie
Dante, dostrzegając, jak na całym placu lotniska wszystkie latarnie zgasły, a
wieże kontrolne lotów przerwały połączenia. Nagle dostrzegł skradającą się w stronę samolotu dziewczynę.
Bez zastanowienia wpuścił ją na pokład i od razu skierował do szklanej kabiny
pilota. Dziewczynie głośno oddychała, w oczach miała nutkę szaleństwa i
adrenaliny.
- Miło cię
widzieć, Leydon.
- Daruj
sobie, daruj. I co? Miałaś jakiś problem? – Warknął Dante, kiedy kobieta
usiadła na miejscu obok przyjaciela.
- Ja? No co
ty. Problem mieli ochroniarze z dobermanami na smyczy, przy płocie. Ooo, Dante.
Szalejesz. Tym razem samolot? W końcu jakaś porządna maszyna. Odpalaj już,
zaraz cała elektronika ruszy na nowo.
- A czy ten
płot nie był czasem pod napięciem? Jesteś szalona, wyłączyłaś prąd?! A co do
maszyny, śmigłowce to cuda nauki, ale rozejrzyj się tylko w tej bestyjce. Laro,
przywitaj się ze moim najukochańszym Gulfstream dwieście. Pieszczotliwie zwie
się Astra Galaxy.
- To nie
było trudne, wystarczyło włamać się do głównych bezpieczników, potem już prosto
do ciebie. Wow, przecież to apartament, nie samolot! Skąd miałeś na to kasę? –
Lara wyszła z kabiny pilota i usiadła na aksamitnej kanapie rozłożonej w pomieszczeniu,
w którym zmieściłoby się ośmiu pasażerów. Miała przed sobą elegancki stół i 38’calowy
monitor LCD.
- Wykonałem
serię lotów dla NASA. Miałem pokierować Boeingiem 707 w ramach nowych testów.
- NASA? –
Zapytała Lara. – Poważna fucha. Myślałam, że nie biorą pierwszych-lepszych
ludzi z ulicy.
- Biorą,
kiedy loty są niebezpieczne. Podpisując umowę zgadzasz się z tym, że wszystko
robisz na własną odpowiedzialność. Możesz stracić życie, testujesz maszyny nie
do końca gotowe na lot.
- Dante…
Ostatni raz wchodzisz w takie gówno.
- Z twojej
pensji na pewno kupiłbym sobie taki samolot… Za dwadzieścia lat. A emerytom
odbiera się prawa lotów..,
- Pasja
pasją, ale trzymaj się z dala od nowych kolegów w NASA.
- Dobrze,
prze pani. Nie będę już cię zanudzał opowieściami o wspaniałych silnikach tej
zabawki, ale masz przed sobą dwa odtwarzacze dvd, na oparciu kanapy znajdziesz
regulację słuchawek, możesz położyć się i odpłynąć. Czeka nas przelot trzech
tysięcy kilometrów, Laro. Czuj się jak u siebie. – Dante nie musiał się
powtarzać, odpalił silnik odrzutowca. Lara podeszła do dotykowego monitora i
uruchomiła przeglądarkę plików muzycznych. Wirtualna biblioteka była dość
spora, dziewczyna bez zastanowienia włączyła stary kawałek grupy U2. Położyła
się na kanapie i zamknęła oczy, kiwając energicznie głową.
„I and, I
in the sky, you make me feel like I can fly so high, elevation…”.
Poczuła, jak
maszyna wznosi się w powietrze.
Samochodowe radio grało właśnie jego ulubiony
kawałek. Mężczyzna wjechał na rondo, nucąc pod nosem stary przebój ”Enjoy the Silence”. Jadąc ekskluzywnym
peugeotem 407, już z daleka widział monumentalny budynek rezydencji Croft.
Przypominał sobie wygląd jej wnętrza. Anonimowy telefon, który dokładnie
sprawdził, wcale nie wydawał się być taki bezimienny – należał do Trenta. Levis
znał to nazwisko, dobrze pamiętał faceta, którego Lara przedstawiła jako
kolejną ofiarę ataku Majora w jej domu. Inspektor do końca nie wierzył, że
mężczyzna taki jak Kurtis był tylko poszkodowanym. Co dziwniejsze, Robert sam
nie wiedział, co miał o nim myśleć. Kurt był dla niego kartą zapisaną tajemniczym
szyfrem, którego nie potrafił odkodować i zrozumieć. Trudno mu było stwierdzić,
czy Trent pomagał Larze, czy może współpracował z Majorem, czy robił jeszcze
coś innego. Jego telefon zdziwił go, a ciekawość nie pozwoliła mu odmówić
obejrzenia rezydencji. Bez problemu wjechał na teren posiadłości, brama
frontowa nie była zamknięta. Inspektor Levis wyłączył radio i wysiadł z
samochodu nie zamykając za sobą drzwi. Z powagą, ale i lekkim podziwem
przyglądał się ogrodom, które, mimo jesiennej pory roku, nadal pozostawały
nieskazitelnie zielone. Już bez zastanowienia, wciąż nucąc pod nosem refren
hitu z lat osiemdziesiątych, przekroczył próg rezydencji. Tak, jak podejrzewał,
jej wnętrze było w rozsypce. Posiadłość od strony zewnętrznej, budząca uznanie
i zachwyt, w środku była tylko nieogarniętym bezładem, który wołał o pomstę do nieba.
Robert rozejrzał się i tak, jak Kurtis godzinę temu, rozpoznał w tym wszystkim
robotę Majora.
- Poruczniku
Mulieres? Przywołaj mi ekipę, która ogarnie burdel w rezydencji Croft i
zabezpieczy ślady. Mamy kolejny atak poszukiwanego Majora. Tym razem uciekinier
dopisał sobie do swojej kartoteki jeszcze jedno przestępstwo… Porwanie, mój drogi.
Pośpiesz się, masz tu być zaraz.
Na lotnisku panował okropny ambaras, który
uniemożliwiał rudej przelot do Turcji. Dziewczyna nie miała takiej
cierpliwości, więc zanim odblokowano w Polsce linie lotnicze, siedziała już ona
w wygodnym autokarze. Wydała majątek na przejazd trasy, ale wierzyła, że
artefakty, jakie znajdzie po rozszyfrowaniu do końca treści legendy, pozwolą
jej nie wracać do pracy na czeskim uniwersytecie i do końca życia cieszyć się
będzie bogactwem, śmiejąc się z Lary i Kurtisa, mając co wspominać na starość.
Tymczasem znudzona długą trasą Athanasia myślała o Kurtisie. Wyrzuciła go z
mieszkania za nieróbstwo, a kiedy wrócił z pomysłem na pracę, nie przyjęła go z
powrotem. Widziała Larę, troszkę zazdrościła jej tej energii, tej niezależności
i odwagi. Ruda była sprytna, ale brakowało jej pewności siebie. Chyba trochę
przerosło ją złamanie prawa w Polsce i tak dalekie posunięcia. Siedząc w
niewygodnym autokarze zastanawiała się nad swoim dotychczasowym, dosyć
spokojnym życiem. Nie brakowało jej go, ale postanowiła, że wykroczenie w
Polsce było jej ostatnim tak poważnym przestępstwem, chciała już znaleźć się w
muzeum ze wszystkimi artefaktami i w zamian za nie otrzymać teczkę pełną
pieniędzy. Oglądała błyszczący na palcu pierścień z podziwem. Poza tym czuła
lekką zazdrość wobec Lary. Już nawet nie o tę pewność siebie, ale o jej
bogactwo i samego Kurtisa. A zazdrość ta była wredną suką. I w taką osobę
powoli zmieniała się ruda. Przekonana o tym, że Croft nie doleci do Turcji,
wcześniej złapie ją polska ambasada, już cieszyła się sukcesem.
W pomieszczeniu brakowało
krzeseł, toteż Trent postanowił stanąć na końcu długiej kolejki. W rękach
ściskał katalog i przeglądał interesujące oferty. Chorwacja, Tunezja, Grecja…
- W czym
mogę pomóc? – Zapytała młoda kobieta, szeroko uśmiechając się do przystojnego
mężczyzny o niebieskich oczach. Kurtis odwrócił wzrok od katalogu i podszedł do
biurka. Jego oczy najpierw zatrzymały się na sporym dekolcie, dopiero potem
poszybowały w górę i spojrzały w oczy dziewczyny.
- Eee… -
Bąknął Trent. Przez chwilę kompletnie zapomniał, po co przyszedł do biura
podróży.
- Tak?
- Interesuje
mnie wyjazd do Turcji. Chodzi mi o wycieczkę najlepiej w okolicę miasta Alanya.
Tam podobno znajduje się jakaś twierdza…
- Chodzi
panu o zamek Alanya Kalesi. To największa atrakcja turystyczna tego regionu.
Jadąc z nami do Turcji nasze biuro oferuje dodatkową, dla chętnych wycieczkę
fakultatywną właśnie do tego miasta i tej twierdzy. – Odpowiedziała dziewczyna,
uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Kiedy
najbliższy wylot?
- To nie
takie proste, proszę pana. Mogę dokonać rezerwacji, ale zapewne pragnie się pan
przyszykować do wycieczki, proponuję termin za dwa tygodnie…
- Chcę
jechać już dziś.
- Rozumiem,
że interesują pana oferty last minutes? – Zapytała. Kurtis nie potrafił skupić
się na jej słowach. Przytaknął tylko i przegryzł wargę. Dziewczyna dostrzegła
jego wzrok i zamrugała do niego uwodzicielsko. Chrząknęła, przywracając Kurta
na ziemię, odrywając jego męskie spojrzenie od swoich piersi, delikatnie
oblizując usta.
- Muszę wyjechać najpóźniej jutro. Zależy mi na
czasie.
- Może
chcesz porozmawiać o tej wycieczce w gabinecie właścicielki? – Zapytała,
ściszając głos i kiwając głową w stronę eleganckich drzwi. Kurtis rozejrzał
się, biuro było opustoszałe. Kiwnął przytakująco głową. „A niby dlaczego nie…?” – pomyślał, a w jego oczach można było
dostrzec nutkę porywczości połączonej z pewnością siebie. Jego tętno
przyspieszyło, gdy zobaczył, jak młoda dziewczyna wstaje delikatnie ze swojego
fotela, a jej czarna spódnica pozwala mu obejrzeć jej niesamowite, zgrabne
nogi, w szczególności pierwszorzędne uda, kształtne pośladki… Podeszła do okien
i opuściła rolety, na drzwiach zawiesiła kartkę, oznaczającą przerwę w pracy.
Przekręciła klucz w drzwiach wejściowych. Podeszła do Kurta i agresywnie
szarpnęła jego dłoń, prowadząc go w stronę gabinetu szefowej.
Na pierwszy rzut oka biurko wydawało się być
solidne, dębowe. Kurtis zamierzał sprawdzić jego wytrzymałość i, łapiąc
dziewczynę za biodra, usadowił ją na blacie. Nogi seksownej nieznajomej oplotły
głośno oddychającego mężczyznę w pasie. Dziewczyna czuła, jak delikatny prąd
przeszywa jej ciało od czubka głowy po końcówki palców u stóp. Jęknęła głośno,
wyginając się w łuk i uwydatniając swój biust. Nie myślała o niczym, poddała
się kompletnie temu, co działo się w tym momencie. Trent był fantastycznym
kochankiem, nie zamierzał bawić się w żadne gry wstępne, bez zawahania ściągnął
z towarzyszki najpierw białą koszuleczkę… Nieznajoma nie była mu dłużna, odwdzięczając
się mu tym samym, z prędkością światła pozbawiła go koszulki. Co chwilę wbijała
paznokcie w jego plecy, co tylko potęgowało podniecenie. Instynktownie zeszła z
biurka i rozpięła najpierw pasek, następnie rozporek jego spodni. Szybkim
szarpnięciem opuściła w dół jego bokserki. Pochyliła się, by po chwili
doprowadzić mężczyznę do zupełnego szaleństwa. Po jego przyspieszonym oddechu i
cichych westchnięciach stwierdziła, że jest już gotowy, więc wstała i z
powrotem usiadła na blacie biurka. Trent przejął inicjatywę, zrzucając z niej
najpierw elegancką spódnicę, następnie koronkowe majteczki. Poczuła delikatne
pchnięcie. Cicho jęknęła, by po chwili krzyczeć z rozkoszy. Biurko z każdym
pchnięciem drżało coraz bardziej. Nieznajoma zamknęła oczy i napięła wszystkie
mięśnie, biorąc głęboki oddech. Poczuła niesamowitą rozkosz rozchodzącą się po
jej nagim ciele. Kurt patrzył na nią z uśmiechem pełnym niepokorności i
wyniosłości. Jej dreszcze, które czuł na swoim ciele, doprowadziły go do
szczytowania. Gabinet przeszywała cisza, którą zakłócały tylko dwa, powoli
zwalniające oddechy.
- Możesz lecieć już dziś, jeśli ci się tak
śpieszy… Eee…
- Kurtis. –
Powiedział mężczyzna, zapinając pasek swoich spodni. Nagle w pomieszczeniu
rozniósł się dźwięk przekręcanych w zamku kluczy, drzwi gabinetu otworzyły się,
a w progu stanęła starsza kobieta. Z poważnym wyrazem twarzy spojrzała najpierw
na swoją podwładną, następnie na Kurtisa.
- Susanna, Co
tu się dzie…
- Kupuję tę
wycieczkę. Zarezerwujesz mi bilety? – Zapytał Trent, nie zwracając uwagi na
wejście szefowej. Nieznajoma uśmiechnęła się i ręką wskazała mu drogę z w
stronę biura, następnie wyszła, zamykając za sobą drzwi. Starsza pani podeszła
do biurka i chwyciła do ręki stos pogniecionych dokumentów, większość z nich
leżała na ziemi. Zdziwiona pozbierała je, następnie zdezorientowana usiadła na
swoim fotelu.
Kiedy Lara meldowała się w tureckim hotelu,
Kurtis siedział już w taksówce, ściskając w dłoni bilet na samolot do Turcji.
Na lotnisku miał się spotkać z grupą turystów, która towarzyszyć mu miała w
podróży. Nie miał zamiaru się z nikim solidaryzować. Dopiero teraz zaczęło
dochodzić do niego, co zrobił. Był mężczyzną, na dodatek tymczasowo wolnym, co
uspokajało jego sumienie.
- Daj
spokój, Lara wcale nie musi wiedzieć o tym drobnym incydencie… - Szepnął sam do
siebie. Taksówkarz spojrzał zaciekawiony w lusterko.
- Słucham?
- Jedź
szybciej, spóźnię się na samolot.
CDN
Haha, świetnie dobrany podkład! Już nie mówię o wspomnieniu Elevation ^.^ By the way, Kurtis robi karierę przez łóżko! Znaczy ten, nie karierę... I przez biurko... No, nieważne, w końcu to Trent. Jemu wszystko wolno! Wracając do bardziej istotnych rzeczy ;), cieszę się bardzo z Twojego Wspaniałego, Cudownego I Powalającego Powrotu W Wielkim Stylu. Szczerze mówiąc, zaczynałam się martwić.
OdpowiedzUsuńAkapit pt."Ostatni raz jej pomagam" - świetny xD
Czekam na kontę.
I ślę wielkie pozdro! ;))
komentarz napisano na HL Onet - 2011-03-13 12:42
Jejku, jejku!:) Nareszcie! Normalnie czekałam z utęsknieniem na 16:P Strasznie mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńLara w odrzutowcu I klasa:) Ha u siebie w opo. też mam odrzutowiec:P Tylko ty masz zajebiście dużo szczegółów dzięki czemu poczułam, że jestem w tej maszynie razem z Croft.
I ten uśmieszek Lary.. Normalnie go w myślach widziałam xD Kurtis w Croft Manor.. I wezwał Inspektora? Zawsze myślałam, że ani Trent ani Lara nie chcą mieć do czynienia z psiarnią xD Czy to coś innego?;p
I Nasia się też pojawiła:) Zazdrośnica...
A ten tego... Ta scena... Kurt i ta ''bezimienna'' xD Nie to że coś ale się zgorszę:p Nie no żartuję, gorzej się zgorszyć nie mogę niż jestem xD
Oczywiście cieszę się wielce, że wena powróciła:) Na rozdział warto było czekać. No i czekam na następny:):*:*:* I tak przy okazji już tak zareklamuję się, że i u mnie od czasu do czasu pojawiają się nowe rozdziały;p.
Pozdrawiam serdecznie:*
komentarz napisano HL Onet - 2011-03-13 19:39
Rany, przeczytałam całe... Zajęło mi to trzy dni, ale przeczytałam i teraz nie mogę wyjść z podziwu. Wcześniej połknęłam "Kurtis-Life", teraz się wezmę za pozostałe. Jesteś dziewczyno genialna, naprawdę, uwielbiam te Twoje dialogi, w niektóry miejscach wybuchałam śmiechem jak na dobrej komedii. I, że Cię tak zacytuję - kiedyś ożenię się z Twoim mózgiem. Albo raczej wyjdę za mąż, łatewer. xd
OdpowiedzUsuńNo, a znalazłam Cię przez jakąś ocenialnię dawno dawno temu, dodałam do zakładek i zapomniałam... A ostatnio sprzątałam w zakładkach i sobie przypomniałam o Tobie, a że uwielbiam Larę Croft i TR to... sama wiesz, trudno się oprzeć. ^^ I wiesz co? Zainspirowałaś mnie jak cholera. Zaczęłam pisać własne opowiadanie o Larze, może nawet kiedyś zacznę je publikować. ^^ No i zyskałaś nową czytelniczkę. Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział, a tymczasem lecę czytać "Second-Approach". A Ty pisz! :)
komentarz wystawiony na HL Onet - 2011-03-16 20:24