„Blisko, gdy ryzykować…”
Levis siedział na kanapie w salonie i
delektował się schłodzoną Coca-Colą Light.
- Macie coś?
– Zapytał zaciekawiony, spoglądając na przyjaciela i jego pomocników, którzy
zbierali odciski palców z gabinetu Zipa. Chester wzruszył tylko ramionami.
- Odciski
palców Majora nie są pewnie dla ciebie żadnym zaskoczeniem. Jest ich tu całkiem
sporo.
- Sprawdźcie mi wszystko dokładnie! Chcę wiedzieć czego dotykał, czego szukał… - Warknął Robert, wstając z kanapy i wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. - Obierz, Croft… - Szepnął, ale mimo to jego słowa usłyszał porucznik Mulieres.
- Sprawdźcie mi wszystko dokładnie! Chcę wiedzieć czego dotykał, czego szukał… - Warknął Robert, wstając z kanapy i wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. - Obierz, Croft… - Szepnął, ale mimo to jego słowa usłyszał porucznik Mulieres.
- Daruj to
sobie, sprawdziłem to. Lady Lara Croft zapłaciła kartą kredytową w Londynie.
Wydała trzysta osiemdziesiąt funtów na nową komórkę. Wypasiona Nokia N8, sam
chciałbym…
- Wracaj do
pracy… - Warknął zdenerwowany Levis, patrząc na wyświetlacz swojego telefonu.
Wiedział, że o tym fakcie powinien poinformować władze polskie, które szukały
kobiety i interesowały się sprawą jej ucieczki z sądu po skazaniu jej na
więzienie, nie chciał jednak tego robić. Coś mu mówiło, że Lara nie zrobiła nic
złego. Chciał móc jej ufać. Po chwili wahania schował telefon do kieszeni. „Niech mi się tu polska psiarnia nie kręci
pod nogami lepiej…” – pomyślał, usprawiedliwiając swój nieetyczny wybór.
Sam udał się do pokoju pani domu. Łatwo go znalazł, w rezydencji panował
wszędobylski burdel, drzwi wszystkich pokoi stały otworem. Robert był pewny, że
mimo profesjonalizmu swoich towarzyszy, nie dowie się niczego nowego. Major
porwał trzech niewinnych mężczyzn. Jak daleko jeszcze się posunie i dlaczego
celem jego ataków stała się sławna Lara Croft? Czy to ma coś wspólnego z
nieoddaną do muzeum Różdżką Kirke? Dlaczego dziewczyna włamała się do uniwersytetu
i po kiego diabła uciekła z sądu? Gdzie teraz jest i czy wie o porwaniu jej
przyjaciół? I w końcu jaką rolę w tym wszystkim gra Kurtis? Po której jest
stronie? Zbyt wiele pytań pozostawało dla Roberta bez odpowiedzi. Chociaż
wściekły, to jednak spokojnymi ruchami badał wnętrze pokoju Lary. Oglądał
zawartość jej szaf, jedna z nich była pancerna. Opróżniona. W środku, na jej
dnie można było odnaleźć kilka pustych magazynków, tłumiki, opakowania po
nabojach 50Action Express. Robert zastanawiał się, czy cały asortyment zabrał Major,
czy też Lara. Wyjrzał przez okno, widok za szybą zaparł mu dech w piersiach.
Ogrody o tej porze roku prezentowały się jeszcze piękniej niż zwykle. Wysokie
drzewa oplatały się swoimi rozpostartymi gałęziami, będąc schronieniem dla
wszelkiego ptactwa, żywopłoty tworzyły elementarny, spory labirynt. Levis nie
dziwił się, że dziewczyna wybrała sobie pokój w tej części domu. Z tego okna
widać było wszystko: główną bramę rezydencji, pobliski staw z rybami, tor
przeszkód ze zwodzonym mostem, nawet wspaniałą fontannę. Za wysokim płotem
rozciągały się lasy, rezydencja stała na zupełnym odludziu. Robert westchnął.
Zazdrościł Larze takiego bogactwa i egocentryzmu, sam był pewien, że nawet
pracując na trzy etaty i biorąc nadgodziny do końca życia, nie dorobiłby się nawet
połowy takiego majątku. Domyślał się, że to bogactwo ma za sobą wiele pokoleń,
nim trafiło w ręce Lary. Dziwił się, że jedna osoba panuje nad taką rezydencją.
Odchodząc od okna, zwrócił jeszcze uwagę na zdjęcia, stojące na parapecie. Mała
dziewczynka z ojcem, starsza dziewczyna w todze, kończąca collage, ta sama,
długowłosa dziewczyna w jeepie, z kilkunastoma innymi mężczyznami, ubrana w
wojskowy komplet munduru z moro tkaniny.
- Pani
komandos… - Mruknął Robert przekornie. Ostatnie zdjęcie przedstawiało
dziewczynę, stojącą z przystojnym mężczyzną i obejmującą go przyjacielsko. W
tle widać było sporą maszynę latającą. Helikopter. Do ramki zdjęcia
przymocowana była karteczka z numerem telefonu. Levis wziął do ręki zdjęcie. Przyglądał
mu się dłuższą chwilę, po czym wyrwał niewielką karteczkę. W ekspresowym tempie
wyszedł z pokoju.
- Chester! –
Krzyknął. Porucznik Mulieres pojawił się szybciej niż raport po wysłaniu
wiadomości sms. Robert podał mu małą karteczkę.
- Tak?
- Sprawdzisz
mi ten numer.
Turcja powitała ją wielkim szumem. Samochody
gnały przed siebie i żaden, jak na złość, nie chciał się zatrzymać, mimo
intensywnego machania ręką. Lara nie narzekała, miała sporo czasu, nie
spieszyła się. Klimat Turcji lekko ją rozleniwił. Łapiąc stopa pod przystankiem
autobusowym, zastanawiała się nad najlepszym miejscem na nocleg. Nie mogła
sobie pozwolić na ekskluzywny hotel. Coś jej podpowiadało, że policja depcze
jej po piętach, przypomniała sobie, jak zapłaciła w Londynie za nowy telefon.
Wiedziała, że mimo, iż od Polski jest oddalona o ponad tysiąc pięćset
kilometrów, nie powinna ryzykować i powtarzać błędu z kartą kredytową. Nagle
jeden z samochodów zatrzymał się. Młoda kobieta za kierownicą uśmiechnęła się
delikatnie.
- Podwieźć?
– Zapytała po turecku, na co Lara natychmiast zareagowała stwierdzeniem, iż
jest Brytyjką. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i powtórzyła pytanie łamanym
angielskim.
- Byłabym
wdzięczna. – Powiedziała Lara, rzucając plecak na tylnie siedzenie czarnej toyoty.
Rozsiadła się wygodnie na miejscu przy kierowcy. Spojrzała na uroczą blondynkę
o matczynym, ciepłym uśmiechu i przesadnej ilości pudru na twarzy.
- Gdzie?
- Wracam z
lotniska, chciałabym u kogoś przenocować. W której dzielnicy można znaleźć
tanie, noclegi? Zależy mi na prywatności. – Powiedziała, pewnym siebie tonem
głosu. Kobieta po jej słowach nagle spoważniała. Przekręcając kluczyk w
stacyjce, kiwnęła potakująco głową.
- Ja
rozumiem. Imigrant? Pracować czarno?
- Coś w tym
stylu. – Szepnęła dziewczyna.
- Tu być
odpowiednie miejsce. Trochę nie po drodze, ale… - Kobieta spojrzała na Larę z
lekkim przerażeniem w oczach. – … ale… chętnie ja podwieźć panią…
- Lora. -
Mruknęła Lara na odczepnego. Nie chciało jej się wymyślać bardziej ambitnego
imienia.
- Nuraya.
Kurtis lubił wycieczki po różnych krajach,
nigdy nie były to jednak wycieczki bezcelowe. Tym razem nie miał pojęcia, czy
spotka Larę w Turcji. Pierwszy raz czuł, że ta kobieta nie jest mu obojętna, że
jest dla niego ważniejsza niż Athanasia. Lubił rudą za jej ciało, za jej
opanowanie, za to, że była prostą, ale bardzo wykształconą i inteligentną
nauczycielką, wcześniej seksowną tancerką. Cenił to, że była to kobieta silna,
która wzięła swoje życie w garść, skończyła studia… Jednak po ostatnich wydarzeniach,
szczególnie w Betlejem udowodniła, że nie jest wcale taką spokojną i grzeczną
kobietą. Trent zastanawiał się, czy wcześniej, będąc z nim, tylko grała taką
sympatyczną, czy ciągle była agresywną i nieobliczalną. Bardziej wierzył, że to
właśnie po tym, jak opowiedział jej o legendzie, stała się arogancką i
niezależną. Po ostatniej rozmowie z Larą w jej rezydencji, gdy dowiedziała się
o Athanasii, archeolog dała mu do zrozumienia, że może faktycznie pierścionek
zaręczynowy kobiety mógł być artefaktem z Palestyny. To go bolało najbardziej.
Dał tej świętej krowie uciec ze złotą obręczą… z legendarnym zerem. Wpieniony
na siebie przekropnie wychodził właśnie z samolotu. Już na lotnisku w Turcji
zobaczył grupkę ludzi i przewodnika, który machał do niego czapeczką z logiem
biura turystycznego, w jakim Kurtis zakupił wycieczkę turystyczną. Uśmiechnął
się ironicznie, podszedł do grupy turystów, przedstawił się kulturalnie, aż w
końcu - po pokazaniu biletu – przewodnik włożył mu na głowę żółtą czapeczkę z
daszkiem. „Wyglądam jak kretyn…”. Kurtis
przyjrzał się grupie, wzdychając z niezadowoleniem. Większość ludzi były to
rodziny z dziećmi, które śmiały się i biegały dookoła uśmiechniętego
przewodnika. Kurtis już zupełnie bez
słowa udał się za nimi do autokaru, jaki miał ich wpierw zawieźć do hotelu,
następnie do zamku, w którym znajdowała się jaskinia morska. Trent był pełen
nadziei. Postanowił przeżyć z tymi nierozgarniętymi turystami tyle czasu, ile
musiał, by tylko dostać się do jaskini. Nie dla artefaktu…
- Żebyś ty
wiedziała, co ja przez ciebie przechodzę, Croft… - Mruknął cicho, gdy jakaś
nastolatka podskoczyła i zrzuciła mu z głowy czapkę, której nie miał zamiaru
podnosić i ubierać.
- Jestem
Kate. – Powiedziała czarującym tonem głosu, mrugając przy tym intrygująco
długimi, pomalowanymi tuszem rzęsami. Miała ekstrawagancki makijaż i krótką
spódniczkę. Wyglądała na pełnoletnią, ale Kurtis nie dawał jej więcej niż
piętnaście lat.
- Wracaj do
rodziców. – Mruknął. Sam dziwił się sobie, jak to się dzieje, że kobiety
przyciągał łatwo i skutecznie jak magnes. Po ostatnich wydarzeniach w biurze
turystycznym znudziło mu się wyrywanie łatwych panien czy… dzieci. Tym
bardziej, że myślał o Larze. Coraz bardziej intensywnie.
- Pozytywnie. – Warknęła sarkastycznie Lara,
wysiadając z czarnej toyoty. Patrzyła na rząd niskich budynków, których szare
ściany gniły przesiąknięte wilgocią. Dziewczyna ruszyła przed siebie,
rozglądając się uważnie dookoła. Dokładnie o to jej chodziło, prosząc Nurayę o
prywatność. Chciała zaszyć się w cichym i ponurym blokowisku, otoczonym
zabudowaniami fabrycznymi. Pod oknami mieszkań waliły się kupy gruzu i piasku, czarne
dzieci ubrane w zdarte szmaty siedziały na nich, budując wszelakie, ciekawe
budowle, od piramid po zamki. By ulepszać swoje piaskowe formy, oblewały je
kradzioną wodą z beczułek sąsiadów, do których spływała prosto z rynny nie
zawsze świeża deszczówka. Mimo śmiechu dzieci, krajobraz dookoła wydawał się
być martwy. Mieszkania przypominały puste i szare nory, budy zabite dechami na
pewno nie odzwierciedlały turystycznych domków z wybrzeża Morza Egejskiego.
Tureckie slumsy przerażały swą niskością, w porównaniu z kominami fabryk, z
których wydobywające się opary i dymy kłębiły się na lazurowym niebie. Widok
był sromotny, dla jednych wręcz przerażający, dla innych przygnębiająco
codzienny. Przyzwyczajeni starcy przechadzali się ulicami, wspierając swoje
spróchniałe członki o laski czy starcze wózki. Po drugiej stronie ulicy,
pomiędzy dwoma znakami drogowymi wisiała żyłka, na której zmęczone pracą
kobiety rozwieszały czystą, jednak wyblakłą, zdartą odzież. Dziewczyna nie
współczuła tym kobietom, były jej one obojętne. Lara nieopodal owych praczek zobaczyła
ławkę i stolik zrobiony z odwróconego kubła na śmieci i większej deski jako
blatu, na którym starsi panowie pogrywali sobie w karty. Jeden z nich, brodaty,
z zupełnie już siwym włosem, palił papierosa. Lara spojrzała na niego,
uśmiechając się lekko. Bez zastanowienia podeszła do panów i przysiadła obok
nich, na ławeczce, rzucając plecak na ziemię. Wszyscy spojrzeli na nią spod
byka, dopiero, gdy wyciągnęła portfel i energicznie rzuciła plik banknotów na
stół, brodacz uśmiechnął się życzliwie. Oczy mężczyzn zabłysnęły, widząc kupkę
najprawdziwszych funtów. Dziewczyna wyciągnęła dłoń w stronę jednego, który
siedział najbliżej talii. Podał jej pięć losowych kart. Lara uśmiechnęła się.
As, król, dama, walet i dziesiątka trefl. Poker królewski. Miała farta. Celowo wymieniła trzy karty. Dama kier i dwie
ósemki: karo i pik.
- Sprawdzamy.
– Mruknął brodacz, pokazując wszystkim swoje karty. Miał fula. Mężczyzna
siedzący obok niego też prezentował dużo lepszą pozycję, rzucił na śmietnik
cztery karty o tej samej wartości, tak zwaną karetę. Lara gwizdnęła z podziwem,
z udawanym niezadowoleniem pokazując dwie damki i dwie ósemki. Dwie pary. Nic
wielkiego. Mężczyzna mający karetę, zabrał wszystkie banknoty Lary. Śmiał się i
mamrotał coś po turecku, Croft cieszyła się z tego obrotu spraw, udowodniła
swoje bogactwo, które z łatwością trwoniła… i głupotę. Zaimponowała brodaczowi.
Odważyła się odezwać, chociaż wątpiła, by towarzystwo, w jakim przebywała,
znało jakikolwiek obcy język.
- Szukam
mieszkania. Mogę dużo zapłacić. – Powiedziała wyraźnie i wolno. Brodacz
spojrzał na nią z uznaniem.
- Nie
żałujesz tych pieniędzy? – Odpowiedział całkiem niezłym akcentem, wskazując na
banknoty w rękach kolegi. Dziewczyna zdziwiła się jego znajomością
angielskiego, nie dała jednak tego po sobie poznać.
- Zapłacę drugie
tyle za pokój. Tylko kilka dni.
- Chodź ze
mną. – Brodacz wstał z ławeczki, nieostrożnie trącając odwrócony śmietnik, z
którego pospadały karty. Dwóch pozostałych mężczyzn zaczęło je zbierać.
Barczysty siwek otworzył kluczem potężne drzwi, wskazując dziewczynie
odurzającą zapachem stęchlizny klatkę schodową, następnie przekręcił klucz w
zamku drzwi po lewej stronie, wpuszczając pierwszą kobietę do środka. Stancja
była pusta, mroczna. W kącie, niedaleko drzwi leżała na podłodze zrobiona z
materaców, przeróżnych koców, prowizoryczna prycz, zastępująca dziewczynie
wygodne, hotelowe łóżko.
- Zostań tu,
ile chcesz. – Dodał mężczyzna, gdy Lara ruszyła w głąb pomieszczenia. Spojrzała
na dwa, ustawione obok siebie okna. Jedno z nich było całkowicie zabite
deskami, przez których szczeliny wdzierały się niewielkie promyki słońca.
Drugie natomiast Lara natychmiast otworzyła, chcąc przewietrzyć tę śmierdzącą
melinę. – Jest tu cicho. I spokojnie. –
Dodał brodacz, gdy Lara położyła bagaż obok pryczy. W drugim kącie, na
drewnianym krześle, stała niewielka lampka naftowa, przy której znajdował się
także pojemniczek z naftą. Jedynym meblem, który mógłby przerażać swoją
ogromnością, była stara szafa, zamykana na kłódkę, której klucz wsadzony był do
zamka. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Lubiła czasem zamykać się w takich
spartańskich warunkach, przypominały jej one powrót do miliona przygód, jakie
przeżywała, zwiedzając glob ziemski wzdłuż i wszerz, poza tym po dłuższym
przebywaniu w takich okolicznościach tym bardziej potrafiła docenić urok i czar
swojej rezydencji. Lara natychmiast otworzyła ponownie portfel. Wyciągnęła
kilka banknotów, nie przeliczając ich wartości, podała je starcowi. Brodacz
uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To twoje?
– Zapytała, wskazując palcem na stojący w niewielkiej sieni, tani sprzęt
wędkarski oraz deskę do surfingu.
-
Siostrzeniec zostawił u mnie na kilka dni. Mieszka na południu, ale czasem mnie
odwiedza.
- Potrafisz
pływać motorówką? – Pytała wciąż. Mało ją obchodziła historia brodacza. Nie
lubiła do przesady spoufalać się z nieznajomymi. Aczkolwiek ceniła sobie
możliwość ich wykorzystania.
- Nie ja.
Deniz tak.
- Skontaktuj
się z nim. – Dziewczyna westchnęła. Po raz kolejny tego dnia wyciągnęła swój
portfel. Doszła do wniosku, że skoro nie przepłaca za wygodny, hotelowy pokój z
widokiem na kurort Morza Śródziemnego, może sobie pozwolić na rozpieszczenie
staruszka.
- Trzymaj. To tylko zaliczka. Jutro
dostaniesz resztę.
- Jestem. – Mruknął Kurtis, podnosząc rękę i
kiwając do przewodnika. Nagle usłyszał za sobą głośną melodię. Odwrócił się.
Pod hotelem siedziało dwóch mężczyzn i kobieta. Ona tańczyła, zmysłowo
poruszając biodrami, jej czarne włosy rozwiewał delikatny wiatr, podkreślający
tylko morską bryzę Riwiery Tureckiej, natomiast jeden z jej towarzyszy siedział
na niskim stołku, grając na surmie spokojną melodię. Drugi akompaniował mu, wygrywając pojedyncze, strunowe dźwięki na oud.
Kurtis chwilę wsłuchiwał się w brzmienie muzyki, nawet nie patrząc na ciemnej
karnacji kobietę w długiej, czerwonej sukni, z tamburynem w ręku. Po chwili
wyciągnął z kieszeni kilka drobnych monet i podał jej, jednak w głowie kłębiły
mu się myśli, by pokazać ten widok Larze lub zabrać ją do jakiejś tureckiej,
romantycznej tawerny. W tym samym czasie poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał
na twarz młodej Kate, która stojąc blisko swoich rodziców, wpatrywała się w
niego z rozmarzeniem.
- Panie
Kurcie, gdzie ma pan naszą czapeczkę? – Zapytał sympatycznie mężczyzna w
kanarkowych spodenkach, sprawdzający obecność swojej grupy pod hotelem.
- Kurtisie.
Nazywam się Kurtis, nie Kurt.
- W takim
razie gdzie ma pan naszą czapeczkę, panie Kurtisie? – Trent nie odpowiedział,
wzruszył tylko obojętnie ramionami. Przewodnik spojrzał na niego
niesympatycznie i rzucił w jego stronę identyczną, żółtą czapką z daszkiem.
Przez chwilę bohater zastanawiał się, skąd przewodnik ma taki wielki arsenał
czapeczek, ale w końcu nadszedł czas na wejście do autokaru i udanie się na
pierwszą i ostatnią wycieczkę z owymi, dziwnymi ludźmi. Kurt ostatni raz
spojrzał na ulicznych artystów i miał nadzieję, że taki widok, a przede
wszystkim dźwięk nie gości tylko pod tym hotelem. W końcu autokar, wraz z
Kurtisem na pokładzie, ruszył od razu w stronę zamku Alanya Kalesi, którego
podziemne korytarze miały prawdopodobnie prowadzić do morskiej jaskini, tym
bardziej – jak Kurtis przypuszczał – do Lary.
Wieczór wydawał się być parny, toteż
bohaterka nie mogła się doczekać, aż zanurzy się w chłodnej wodzie, tuż, obok
jaskini, która miała zwiastować jej kolejną przygodę. Brodacz stał obok niej na
podwórzu, bacznie przyglądając się nadal grającym w karty. Starzec wytłumaczył,
że im późniejsza godzina, tym więcej chętnych do gry, więc nocą przenoszą się
oni do sieni klatki schodowej, zakłócając często ciszę nocną głośnymi krzykami
i swoim awanturnictwem, wynikającym z przyłączenia się do gry kilku beczułek
raki – narodowego trunku alkoholowego. Lara odparła, że nie będzie jej to
przeszkadzać, gdyż na noc ma zdecydowanie inne plany. Nagle jeden z elementów
jej owych planów nadjechał, hamując tuż przy niej z piskiem opon. Za kierownicą
samochodu Tofas Fiat Doblò, będącego całkiem przyzwoitym kombivanem siedział
przystojny brunet o dosyć ciemnej karnacji i jeszcze ciemnych oczach. Uśmiechał
się lekko. Szybko wysiadł z samochodu i mocno uściskał brodacza.
- Lara. –
Powiedział brodacz, wskazując siostrzeńcowi dziewczynę. Ta nie podała mu dłoni,
ale skinęła głową w jego stronę. Deniz, jak wcześniej Nuraya, mówił kiepsko po
angielsku. Lara nie przeszkadzała więc mężczyznom, gdy próbowali się dogadać w
ojczystym języku. Dała brodaczowi minutę na pochwalenie się funtami, wystającymi
z jego kieszeni i wytłumaczenie, że trzeba najpierw podwieźć, a potem pomóc jej
dopłynąć do jaskini Korsanlar Mağarası.
Deniz przytakiwał potwierdzająco, po czym machnął na dziewczynę ręką i znów
otworzył drzwiczki swojego Tofasa. Lara bez żadnego zwątpienia zajęła rychło
miejsce obok kierowcy.
- Będzie mi potrzebny sprzęt do nurkowania? – Zapytała powoli i bardzo
wyraźnie. Chłopak nie odpowiedział. Wciąż się uśmiechał, ukazując śnieżnobiałe
zęby. Croft chwilę przyglądała się najpierw jego twarzy, potem barczystym
ramionom i mięśniom klatki piersiowej, które odkrywał obcisły, granatowy
bezrękawnik. Na prawym ramieniu mężczyzna miał tatuaż – literę alfabetu
runicznego „Fehu” – symbol bogactwa. Chłopak chyba czuł, że dziewczynie
bacznie go obserwuje, niespodziewanie odwrócił twarz w jej stronę.
- Brzeg daleko, jeśli my bezpieczni. Blisko, gdy ryzykować. – Wydukał w
końcu. Lara niezbyt zrozumiała, co miał na myśli.
- To znaczy?
- My jaskini blisko, jeśli skoczyć. Moczyć się. Daleko, gdy dojść w dół,
do bezpiecznego brzegu, płynąć kutrem. – Rozwinął. Dziewczyna natychmiast zdała
sobie sprawę z jego słów, rozglądając się dookoła. Samochód już dawno opuścił
teren fabrycznych slumsów, teraz przejeżdżał przez polną drogę, pokrytą suchym
piaskiem, który kurzył się pod kołami, a przed przednią szybą rozciągał się
widok błękitnego nieba z przebłyskiem różu i pomarańczy, które zwiastowały
wolno dokonujący się zachód słońca i nadejście równie ciepłej nocy.
- Nie traćmy czasu. – Powiedziała Lara, przyglądając się horyzontowi, a
niedługo po jej słowach samochód zatrzymał się. Deniz wysiadł pierwszy,
otworzył bagażnik, by wyciągnąć z niego dwa skafandry do nurkowania, maskę oraz
niewielki aparat ze sprężonym powietrzem, pomagającym oddychać pod wodą, który
przymontował do maski. Lara spojrzała, jak Deniz zaczyna wkładać na siebie kombinezon.
Zaczęła robić to samo. Jej nowy znajomy podał jej niewielką torbę z pasem na ramię.
Dziewczyna wiedziała, co czynić. Wyciągnęła ze swojego plecaka latarkę,
palmtopa, kilka apteczek, nóż, flary, telefon, małą pukawkę niewielkiego
kalibru oraz kilka innych, ważnych rzeczy, które w razie potrzeby mogłyby jej
uratować życie. Torba stworzona ze specjalistycznego materiału musiała
wytrzymać pod wodą, zabezpieczając jej niewielki bagaż. Swój plecak Croft
ostatecznie zostawiła w samochodzie.
- Znajdziesz rzeczy u wujka. – Powiedział Deniz. Lara przytaknęła,
wiedząc, gdzie szukać brodacza. Przyszykowana do zanurzenia, ruszyła za
mężczyzną, który stanął na blisko położonej krawędzi skalnej. Spojrzała w dół,
prosto w morskie fale i oceniła sytuację. Na dole było dość bezpiecznie,
miejsce było spokojne, bez wystających skalnych elementów, na które mogłaby się
nadziać przy skoku. Wysokość też nie przerastała jej możliwości, było to jakieś
dwadzieścia sześć metrów. Deniz spojrzał na nią, chyba poszukiwał w jej oczach
przerażenia, ale niczego podobnego nie znalazł.
- Bać się? – Zapytał w końcu ciekawsko. Lara zaprzeczyła energicznym
ruchem głowy. – Skoczyć z tobą. Wskazać drogę. Wrócić do auta. Odwieźć rzeczy
do wuja. – Mruczał plan działania. Larę śmieszyły jego pojedyncze zdania,
jednak starała się nie zrażać do siebie chłopaka nieuprzejmością. Podobał jej się.
Już nie sam wygląd, ale i odwaga. „Trent prędzej zacząłby marudzić, że
wysoko, że niebezpiecznie… Pierdoła.” – pomyślała, wciąż uśmiechając się do
chłopaka. On delikatnie dotknął jej ręki, a ona nie odepchnęła jego dłoni.
Pozwoliła się przytrzymać.
- Na trzy! – Krzyknęła. – Raz! Dwa!
Bohaterowie wzięli niewielki rozbieg, następnie, gdy Croft wydała z
siebie głośne „TRZY!”, odbili się i wskoczyli do wody. W trakcie lotu
Deniz dla bezpieczeństwa puścił dłoń archeolog. Wszystkiemu towarzyszył głośny
chlust, następnie uruchomienie w morskiej głębi dwóch latarek LED. Płynęli
chwilę obok siebie, jednak mężczyzna szybko wyprzedził towarzyszkę, będąc jej
przewodnikiem po dnie Morza Śródziemnego. Płynęli tak kilka minut, gdy w końcu
Deniz odwrócił się w stronę dziewczyny. Spojrzał w górę, nie znajdował się
głęboko od powierzchni wody. Wskazał Larze niewielki, skalny otwór. Ręką dawał
jej sygnały, że najpierw musi do niego ostrożnie wpłynąć, następnie
kilkakrotnie skręcić w lewo, by znaleźć miejsce wygodne do wypłynięcia. Lara
przytaknęła. Chłopak jeszcze raz upewnił się, że powierzchnia wody jest
niedaleko, by natychmiast, ku zdziwieniu Lary zdjąć swoją maskę i, delikatnie
ujmując w ręce jej dłoń, złożyć na niej pocałunek. Lara nie zdążyła zareagować,
gdy tylko zrozumiała, jaki uroczy gest wykonał Deniz, on już podpływał do
powierzchni wody, powoli wynurzając się z
morskiej głębiny. Dziewczyna zdziwiona, ale i rozbawiona jego zachowaniem, już
bez zastanowienia wpłynęła do skalnego otworu.
Kurtis chciałby móc wyjść z autokaru, ale nie
miał wyboru. Musiał wytrzymać w towarzystwie przesadnie rozrywkowych
wczasowiczów, którzy właśnie śpiewali głośno jakieś szanty, zakłócając ciszę w
całym autokarze. Podróż na szczęście nie trwała długo, tym bardziej, że
towarzyszyła Trentowi rzeka przemyśleń nad wszystkim tym, co spieprzył do tej
pory. Miał cel. Naprawić każdy swój najmniejszy błąd po stokroć. Był świadomy
tego, że jego wszystkie działania, których podejmował się do tej pory to dno,
wodorosty i sześć metrów mułu. Czuł się niepotrzebny, ale nie miał zamiaru
kolejny raz użalać się nad sobą i smutki topić w butelce taniego sznapsa. „Nie tym razem…” – prawił sobie
moralizatorskie kazania, gdy kierowca autokaru powiedział do mikrofonu, że
dojeżdżają pod zamek. Wycieczka zaczęła zbierać swoje bagaże do wyjścia.
CDN
Na samym początku chciałabym ci podziękować za komentarz. Jak przystało na dobrze wychowaną osobę odpiszę.
OdpowiedzUsuńA więc tak... Zdjęcie pasuje idealnie do rozdziału. :) Widzę, że dodany w poniedziałek, ja ostatnio zapuściłam się w mroki gry i zapomniałam o całym świecie łącznie z opowiadaniem. Przyznam szczerze, że nie czytałam poprzednich części, ani rozdziałów, ponieważ nie wiedziałam, które jest aktualne, a tyle ich było... :) Teraz nadrobię zaległości, choć dużo dowiedziałam się dzisiaj i myślę, że nie mam ich wiele. Lara ma problemy z policją polską, prawdopodobnie z powodu różdżki, dlatego postanowiła uciec do Turcji, bo tam też jest niezbadana jaskinia na Morzu Śródziemnym. Underworld się kłania xD. Dalej... Nie wiem kto to Levis i cała reszta, ale już niedługo się dowiem. Święta idą to będzie dużo czasu, zwłaszcza dzisiaj, aby ich poznać. Kurtis ruszył w pogoń za Larą, ale spodziewa się, że Croft zamieszkała w jakimś ekskluzywnym hotelu, tym czasem ona zatrzymała się w ruderze.
Przyznam, że ciężko czytało mi się twój rozdział, ze względu na małą czcionkę, a dopiero teraz przypomniałam sobie, o powiększaniu strony. Ech... No nic.
Wygląd bloga planuję w najbliższym czasie zmienić, zasięgnęłam już rady niejakiej K24L, pewnie ją znasz. Dziękuję jednak, że zwróciłaś na to uwagę. W końcu mam jeszcze całe życie przed sobą. :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę najpiękniejszej Wielkanocy w Twoim życiu!
(oryginalnie ^^)
PS. Czytałam "Second Approach", które znalazłam na blogu Gosi10 i chcę ci oświadczyć, że jestem zauroczona twoim talentem, dlatego zaraz pędzę czytać kolejne części i rozdziały!
Uci
www.laraopowiadaniacroft.bloog.pl
komentarz opublikowany na HL Onet- 2011-04-20 15:02
Na początek chciałabym podziękować za tyle miłych słów, jakie napisałaś mi w komentarzu pod rozdziałem;-* Nowy powinien pojawić się u mnie po świętach, teraz miałam dwutygodniową przerwę i z pisaniem i z dodawaniem rozdziałów, bo niestety złapały mnie kłopoty zdrowotne. Ale przejdźmy teraz do komentowania Twojego, świetnego (jak zawsze) rozdziału:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, czarna toyota - gdzieś właśnie pisałaś, że jest to Twój tak jakby znak rozpoznawczy (chyba na Double-Fate, ale nie daję głowy). Tak czy siak jest to prawda, raczej w każdym Twoim opowiadaniu występowała czarna toyota;D Teraz w tym rozdziale również wystąpiła;) I jest super, jest szał! xD Po drugie, zrobiłam się podejrzliwa, jak nigdy. Podejrzewałam Nurayę, że odstawi Larę na gliny xD Nie wiem dlaczego, tak jakoś sądziłam, że to zrobi. xD Co do Kurtisa, to aż mu współczułam. Biedny, musiał robić z siebie błazna i nosić tę śmieszną czapeczkę, musiał przetrwać w autokarze z rozentuzjowanymi wycieczkowiczami, a na dodatek jakaś małolata zaczęła się do niego przystawiać. Pff... szacun, iż chłop wytrzymał, on ma naprawdę stalowe nerwy! xD No, ale czego się nie zrobi dla panny Lary;) O, hehe, podobało mi się, w jaki sposób się Trent oburzył, że nazywa się Kurtis, a nie Kurt. Hehe jak widać zdrobnienia jego imienia może używać tylko wybrane grono osób.xD Wróćmy do Lary. Dobrze, że gra w pokera była tylko po to, by ukazać zawartość portfela, raczej nie liczę na to, że Croft uzależni się od hazardu;-) Co do tego przystojniaka, który jej pomógł, to mam nadzieję, że jeszcze się pojawi, bo polubiłam gościa za całokształt. Gdy pocałował dłoń Lary pod wodą, najpierw pomyślałam: "no nie, jaki ckliwy romantyk się znalazł!", potem jednak zdałam sobie sprawę, jak mało jest facetów, którzy naprawdę szanują kobiety i pan Deniz ponownie zapunktował i zabłysnął w moich oczach. Napisz coś o nim jeszcze... fajny jest! xD I to chyba będzie na tyle mojej "krótkiej" wypowiedzi... podkreślam, że rozdział bardzo mi się podobał, a czytanie takiego opowiadania to naprawdę jedna, wielka przyjemność! Już nie mogłam się doczekać 17-stego rozdziału, ale wiedziałam, że byłaś na praktykach, więc nie dało rady dodać wcześniej;-) Cudnie jak zawsze, czekam na następny, a ty trzymaj tak dalej!
Aha, taki drobiazg. Jak Robert dzwoni do Lary w pierwszym akapicie, to mówi: "Obierz, Croft..." Tam chyba powinno być "odbierz", nie? Taka mała literówa, ale jak ktoś wypatrzy to szybciej można ją poprawić, więc piszę, bo może nie zauważyłaś;-*
Pozdrawiam cieplutko! Do napisania, buziaki! ;-***
komentarz napisany na HL Onet - 2011-04-19 22:06
Tyle razy sprawdzałam ten rozdział i nie zauważyłam tej literówki :D hihi, dzięki za wytknięcie, już poprawiam xD Co do Deniza - będzie o nim jeszcze troszkę głośno, do Nurayi nie miałam żadnych planów, ale Twoja myśl zawróciła mi w głowie, że faktycznie można ją jeszcze wykorzystać, ale raczej nie z policją, może inaczej xD Czarna toyota faktycznie jest moim znakiem rozpoznawczym. Jak Dante :D w każdym opowiadaniu być musi.
UsuńPozdrawiam.
No! Wreszcie mam trochę czasu dla siebie i akurat Ty mi tu wyskakujesz z nowościami, i to na dwóch blogach jednocześnie! Istna uczta. Ale po kolei...
OdpowiedzUsuńTo było okropnie słodkie, jak Deniz pocałował Larę. Matko, wyobraziłam to sobie i... no, to było doprawdy urocze. Mam nadzieję, że jeszcze tego pana kiedyś spotkamy, bo zrobił na mnie bardzo miłe pierwsze wrażenie. :)
A Kurtis, biedny Kurtis... Doskonale wiem, jak on się tam czuje, bo sama z całego serca nienawidzę autokarowych wycieczek w towarzystwie nawiedzonych turystów śpiewających szanty czy jakieś ludowe pieśni. Biedny, biedny Trent, współczuję mu. ^^
I nadal nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim talentem i nad umiejętnością tworzenia fabuły. Ty to tak wszystko ładnie do kupy składasz...No i inspirujesz mnie. Jak dobrze, że Cię znalazłam. :D
No, to teraz pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na kolejny rozdział. I przy okazji: Wesołych Świąt, bo nie wiem, czy zdążę tu jeszcze przed nimi wpaść. :D
Komentarz wystawiony na HL Onet - 2011-04-20 16:59
Teraz już wiem co się wydarzyło! Muszę przyznać, że trochę się pomyliłam, ale w końcu kto potrafi zrozumieć książkę czytając jeden rozdział? Streszczenia były wyjątkowo krótkie, wszystkie razem wyglądały jak jeden twój rozdział, jednak czytało mi się je wyjątkowo płynnie. Dopiski pod "rozdziałami", fragmenty oryginalnego tekstu pomogły mi sobie dokładnie wyobrazić, co się tam działo. Nie przeczytałam jedynie streszczenia ostatniego, siedemnastego rozdziału, bo dokładnie znam jego treść.
OdpowiedzUsuńTeraz wiem już kto to Levis, kim jest Major i bardzo się cieszę, że dodałaś plan wydarzeń, dla tak leniwych osób jak ja :)
Pozdrawiam i dziękuję!
komentarz napisany na HL Onet - 2011-04-22 11:23
Wczoraj nareszcie przeczytałam ten rozdział:)
OdpowiedzUsuńI po tym komentarzu zabiorę się za czytanie 18;P
A więc: Psiarnia... Oni są okropni. Zajrzą wszędzie. "Niech mi się tu polska psiarnia nie kręci pod nogami lepiej"
Policja PL na pewno rozpłaszczyła by du.pę i nic nie zrobiła ^^, I ciekawa jestem po co im numer do Dantego? ( bo to był Dante prawda?)
No i Turcja:) Lara (a raczej Lora:P) łapie stopa.. Przyzwyczajona jestem do tego, że jeździ drogimi autami ^^, No dobra.. Ma już podwózkę. Dziwi mnie tylko to, że Croft nie umie Tureckiego:P Fajna jest ta rozmowa kali jeść kali pić xD I teraz do Kurta:P Porównywanie Lary i Athanasi - woli Lare. (to dobrze!:P) A i przejeba*e miał z tymi turystami.
I ta czapeczka... Jak wyobraziłam sobie minę Trenta to mało z krzesła nie spadłam:D
Ej a będzie coś z tą Kate? Czy to postać epizodyczna?:P (Dobra już nie zadaje takich pytań:P)
No i teraz znów do Lary (taki przeskakiwany rozdział ale to fajnie bo wiem co robią bohaterowie w tym samym czasie:)) Zobaczyłam w głowie obraz tego (nie wiem jak to nazwać) osiedla. Ruina na ruinie, wszystko takie szare... To normalnie wygląda jak poziom z jakiejś gry xD No to idzie dalej. Dzieci, praczki no i staruszkowie grający w pokera.
Taki widok pasuje do ubogich dzielnic, osiedli itd. Dlaczego Lara tak rozdaje kasę? (a z resztą jest bogata i wolno jej) Specjalnie przegrała. Ekstra to opisujesz wszystko jak w ogóle rozmawia z brodaczem, jak wchodzi do tego pokoju. Jak ona trwoni swój majątek xD
Za wszystko płaci starcowi dużą kasę ^^, I teraz znów do Trenta:P Czułam jakbym stała koło Trenta i też gapiła się na taniec i słuchała muzyki. - to jest super uczucie. (zabrałaś mnie na wycieczkę do Turcji:D)
- Panie Kurcie, gdzie ma pan naszą czapeczkę? - nie wiem dlaczego ale jak przeczytałam tą wypowiedź to się dziko zaśmiałam.(może to przez to Kurcie:D) Co się tak ten Trent spieszy do Lary:P Przecież ona jest agresywna. Może mu oczy jeszcze wydrapie;) I teraz skok do Lary:P
Gorący wieczór - Ja chce już LAAAATOOOO!!!:P
przystojny brunet o dosyć ciemnej karnacji, ciemnych oczach. (Oj bo się jeszcze Croft zabuja ;d)
Ten Deniz to gentleman, otwiera Larze drzwi.
Teraz trudno już o takiego faceta xD
potem barczystym ramionom i mięśniom klatki piersiowej, które odkrywał obcisły, granatowy bezrękawnik. - No teraz to na pewno Croftówna poczuje miętę ;p Polna droga, pasek -tfu przypomina mi się jak jechałam rowerem z kimś i się zakurzyło troszkę od tego piachu xD
Ale samochodem to fajnie tak się przejechać ^^,
Już się czają do skoku:P Podobał jej się. Już nie sam wygląd, ale i odwaga ( ile on ma lat?)
"Trent prędzej zacząłby marudzić, że wysoko, że niebezpiecznie... Pier.doła." - hahahaha jak go podsumowała.. boskie;d On delikatnie dotknął jej ręki, a ona nie odepchnęła jego dłoni. Pozwoliła się przytrzymać. - zrobiła wyjątek dla obcego: zabujała się jak nic xd (dobra kończę już z tym zabujała się;p)
No to teraz chlup do wody:P
Pocałował ją w rękę (czy on ją podrywa?:P)
I ona się znowu dała. Ją to zachwyca
I teraz końcówka z Kurtem:) Jakie on cierpienia znosić musi z tymi wczasowiczami;pp
I jego rozmyślenia co ''zwalił'' xD(ocenzurowane) Kurt chyba w każdym opo czuje się przy Larze jak bezużyteczne coś... Jak takie popychadło:P Albo po prostu wydaje mi się.
No ale to już chyba koniec użerania się z tymi turystami no nie?:P A z resztą lecę czytać 18-stkę to się dowiem. Ta zapowiedź na gadu... Musze przeczytać jak najszybciej się da nowy rozdział:)
komentarz opublikowany na HL Onet 2011-05-06 11:36