Rozdział siedemnasty

„Blisko, gdy ryzykować…

Levis siedział na kanapie w salonie i delektował się schłodzoną Coca-Colą Light.
- Macie coś? – Zapytał zaciekawiony, spoglądając na przyjaciela i jego pomocników, którzy zbierali odciski palców z gabinetu Zipa. Chester wzruszył tylko ramionami.
- Odciski palców Majora nie są pewnie dla ciebie żadnym zaskoczeniem. Jest ich tu całkiem sporo.
- Sprawdźcie mi wszystko dokładnie! Chcę wiedzieć czego dotykał, czego szukał… - Warknął Robert, wstając z kanapy i wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. - Obierz, Croft… - Szepnął, ale mimo to jego słowa usłyszał porucznik Mulieres.
- Daruj to sobie, sprawdziłem to. Lady Lara Croft zapłaciła kartą kredytową w Londynie. Wydała trzysta osiemdziesiąt funtów na nową komórkę. Wypasiona Nokia N8, sam chciałbym…
- Wracaj do pracy… - Warknął zdenerwowany Levis, patrząc na wyświetlacz swojego telefonu. Wiedział, że o tym fakcie powinien poinformować władze polskie, które szukały kobiety i interesowały się sprawą jej ucieczki z sądu po skazaniu jej na więzienie, nie chciał jednak tego robić. Coś mu mówiło, że Lara nie zrobiła nic złego. Chciał móc jej ufać. Po chwili wahania schował telefon do kieszeni. „Niech mi się tu polska psiarnia nie kręci pod nogami lepiej…” – pomyślał, usprawiedliwiając swój nieetyczny wybór. Sam udał się do pokoju pani domu. Łatwo go znalazł, w rezydencji panował wszędobylski burdel, drzwi wszystkich pokoi stały otworem. Robert był pewny, że mimo profesjonalizmu swoich towarzyszy, nie dowie się niczego nowego. Major porwał trzech niewinnych mężczyzn. Jak daleko jeszcze się posunie i dlaczego celem jego ataków stała się sławna Lara Croft? Czy to ma coś wspólnego z nieoddaną do muzeum Różdżką Kirke? Dlaczego dziewczyna włamała się do uniwersytetu i po kiego diabła uciekła z sądu? Gdzie teraz jest i czy wie o porwaniu jej przyjaciół? I w końcu jaką rolę w tym wszystkim gra Kurtis? Po której jest stronie? Zbyt wiele pytań pozostawało dla Roberta bez odpowiedzi. Chociaż wściekły, to jednak spokojnymi ruchami badał wnętrze pokoju Lary. Oglądał zawartość jej szaf, jedna z nich była pancerna. Opróżniona. W środku, na jej dnie można było odnaleźć kilka pustych magazynków, tłumiki, opakowania po nabojach 50Action Express. Robert zastanawiał się, czy cały asortyment zabrał Major, czy też Lara. Wyjrzał przez okno, widok za szybą zaparł mu dech w piersiach. Ogrody o tej porze roku prezentowały się jeszcze piękniej niż zwykle. Wysokie drzewa oplatały się swoimi rozpostartymi gałęziami, będąc schronieniem dla wszelkiego ptactwa, żywopłoty tworzyły elementarny, spory labirynt. Levis nie dziwił się, że dziewczyna wybrała sobie pokój w tej części domu. Z tego okna widać było wszystko: główną bramę rezydencji, pobliski staw z rybami, tor przeszkód ze zwodzonym mostem, nawet wspaniałą fontannę. Za wysokim płotem rozciągały się lasy, rezydencja stała na zupełnym odludziu. Robert westchnął. Zazdrościł Larze takiego bogactwa i egocentryzmu, sam był pewien, że nawet pracując na trzy etaty i biorąc nadgodziny do końca życia, nie dorobiłby się nawet połowy takiego majątku. Domyślał się, że to bogactwo ma za sobą wiele pokoleń, nim trafiło w ręce Lary. Dziwił się, że jedna osoba panuje nad taką rezydencją. Odchodząc od okna, zwrócił jeszcze uwagę na zdjęcia, stojące na parapecie. Mała dziewczynka z ojcem, starsza dziewczyna w todze, kończąca collage, ta sama, długowłosa dziewczyna w jeepie, z kilkunastoma innymi mężczyznami, ubrana w wojskowy komplet munduru z moro tkaniny.
- Pani komandos… - Mruknął Robert przekornie. Ostatnie zdjęcie przedstawiało dziewczynę, stojącą z przystojnym mężczyzną i obejmującą go przyjacielsko. W tle widać było sporą maszynę latającą. Helikopter. Do ramki zdjęcia przymocowana była karteczka z numerem telefonu. Levis wziął do ręki zdjęcie. Przyglądał mu się dłuższą chwilę, po czym wyrwał niewielką karteczkę. W ekspresowym tempie wyszedł z pokoju.
- Chester! – Krzyknął. Porucznik Mulieres pojawił się szybciej niż raport po wysłaniu wiadomości sms. Robert podał mu małą karteczkę.
- Tak?
- Sprawdzisz mi ten numer.


Turcja powitała ją wielkim szumem. Samochody gnały przed siebie i żaden, jak na złość, nie chciał się zatrzymać, mimo intensywnego machania ręką. Lara nie narzekała, miała sporo czasu, nie spieszyła się. Klimat Turcji lekko ją rozleniwił. Łapiąc stopa pod przystankiem autobusowym, zastanawiała się nad najlepszym miejscem na nocleg. Nie mogła sobie pozwolić na ekskluzywny hotel. Coś jej podpowiadało, że policja depcze jej po piętach, przypomniała sobie, jak zapłaciła w Londynie za nowy telefon. Wiedziała, że mimo, iż od Polski jest oddalona o ponad tysiąc pięćset kilometrów, nie powinna ryzykować i powtarzać błędu z kartą kredytową. Nagle jeden z samochodów zatrzymał się. Młoda kobieta za kierownicą uśmiechnęła się delikatnie.
- Podwieźć? – Zapytała po turecku, na co Lara natychmiast zareagowała stwierdzeniem, iż jest Brytyjką. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i powtórzyła pytanie łamanym angielskim.
- Byłabym wdzięczna. – Powiedziała Lara, rzucając plecak na tylnie siedzenie czarnej toyoty. Rozsiadła się wygodnie na miejscu przy kierowcy. Spojrzała na uroczą blondynkę o matczynym, ciepłym uśmiechu i przesadnej ilości pudru na twarzy.
- Gdzie?
- Wracam z lotniska, chciałabym u kogoś przenocować. W której dzielnicy można znaleźć tanie, noclegi? Zależy mi na prywatności. – Powiedziała, pewnym siebie tonem głosu. Kobieta po jej słowach nagle spoważniała. Przekręcając kluczyk w stacyjce, kiwnęła potakująco głową.
- Ja rozumiem. Imigrant? Pracować czarno?
- Coś w tym stylu. – Szepnęła dziewczyna.
- Tu być odpowiednie miejsce. Trochę nie po drodze, ale… - Kobieta spojrzała na Larę z lekkim przerażeniem w oczach. – … ale… chętnie ja podwieźć panią…
- Lora. - Mruknęła Lara na odczepnego. Nie chciało jej się wymyślać bardziej ambitnego imienia.
- Nuraya.


Kurtis lubił wycieczki po różnych krajach, nigdy nie były to jednak wycieczki bezcelowe. Tym razem nie miał pojęcia, czy spotka Larę w Turcji. Pierwszy raz czuł, że ta kobieta nie jest mu obojętna, że jest dla niego ważniejsza niż Athanasia. Lubił rudą za jej ciało, za jej opanowanie, za to, że była prostą, ale bardzo wykształconą i inteligentną nauczycielką, wcześniej seksowną tancerką. Cenił to, że była to kobieta silna, która wzięła swoje życie w garść, skończyła studia… Jednak po ostatnich wydarzeniach, szczególnie w Betlejem udowodniła, że nie jest wcale taką spokojną i grzeczną kobietą. Trent zastanawiał się, czy wcześniej, będąc z nim, tylko grała taką sympatyczną, czy ciągle była agresywną i nieobliczalną. Bardziej wierzył, że to właśnie po tym, jak opowiedział jej o legendzie, stała się arogancką i niezależną. Po ostatniej rozmowie z Larą w jej rezydencji, gdy dowiedziała się o Athanasii, archeolog dała mu do zrozumienia, że może faktycznie pierścionek zaręczynowy kobiety mógł być artefaktem z Palestyny. To go bolało najbardziej. Dał tej świętej krowie uciec ze złotą obręczą… z legendarnym zerem. Wpieniony na siebie przekropnie wychodził właśnie z samolotu. Już na lotnisku w Turcji zobaczył grupkę ludzi i przewodnika, który machał do niego czapeczką z logiem biura turystycznego, w jakim Kurtis zakupił wycieczkę turystyczną. Uśmiechnął się ironicznie, podszedł do grupy turystów, przedstawił się kulturalnie, aż w końcu - po pokazaniu biletu – przewodnik włożył mu na głowę żółtą czapeczkę z daszkiem. „Wyglądam jak kretyn…”. Kurtis przyjrzał się grupie, wzdychając z niezadowoleniem. Większość ludzi były to rodziny z dziećmi, które śmiały się i biegały dookoła uśmiechniętego przewodnika.  Kurtis już zupełnie bez słowa udał się za nimi do autokaru, jaki miał ich wpierw zawieźć do hotelu, następnie do zamku, w którym znajdowała się jaskinia morska. Trent był pełen nadziei. Postanowił przeżyć z tymi nierozgarniętymi turystami tyle czasu, ile musiał, by tylko dostać się do jaskini. Nie dla artefaktu…
- Żebyś ty wiedziała, co ja przez ciebie przechodzę, Croft… - Mruknął cicho, gdy jakaś nastolatka podskoczyła i zrzuciła mu z głowy czapkę, której nie miał zamiaru podnosić i ubierać.
- Jestem Kate. – Powiedziała czarującym tonem głosu, mrugając przy tym intrygująco długimi, pomalowanymi tuszem rzęsami. Miała ekstrawagancki makijaż i krótką spódniczkę. Wyglądała na pełnoletnią, ale Kurtis nie dawał jej więcej niż piętnaście lat.
- Wracaj do rodziców. – Mruknął. Sam dziwił się sobie, jak to się dzieje, że kobiety przyciągał łatwo i skutecznie jak magnes. Po ostatnich wydarzeniach w biurze turystycznym znudziło mu się wyrywanie łatwych panien czy… dzieci. Tym bardziej, że myślał o Larze. Coraz bardziej intensywnie.

- Pozytywnie. – Warknęła sarkastycznie Lara, wysiadając z czarnej toyoty. Patrzyła na rząd niskich budynków, których szare ściany gniły przesiąknięte wilgocią. Dziewczyna ruszyła przed siebie, rozglądając się uważnie dookoła. Dokładnie o to jej chodziło, prosząc Nurayę o prywatność. Chciała zaszyć się w cichym i ponurym blokowisku, otoczonym zabudowaniami fabrycznymi. Pod oknami mieszkań waliły się kupy gruzu i piasku, czarne dzieci ubrane w zdarte szmaty siedziały na nich, budując wszelakie, ciekawe budowle, od piramid po zamki. By ulepszać swoje piaskowe formy, oblewały je kradzioną wodą z beczułek sąsiadów, do których spływała prosto z rynny nie zawsze świeża deszczówka. Mimo śmiechu dzieci, krajobraz dookoła wydawał się być martwy. Mieszkania przypominały puste i szare nory, budy zabite dechami na pewno nie odzwierciedlały turystycznych domków z wybrzeża Morza Egejskiego. Tureckie slumsy przerażały swą niskością, w porównaniu z kominami fabryk, z których wydobywające się opary i dymy kłębiły się na lazurowym niebie. Widok był sromotny, dla jednych wręcz przerażający, dla innych przygnębiająco codzienny. Przyzwyczajeni starcy przechadzali się ulicami, wspierając swoje spróchniałe członki o laski czy starcze wózki. Po drugiej stronie ulicy, pomiędzy dwoma znakami drogowymi wisiała żyłka, na której zmęczone pracą kobiety rozwieszały czystą, jednak wyblakłą, zdartą odzież. Dziewczyna nie współczuła tym kobietom, były jej one obojętne. Lara nieopodal owych praczek zobaczyła ławkę i stolik zrobiony z odwróconego kubła na śmieci i większej deski jako blatu, na którym starsi panowie pogrywali sobie w karty. Jeden z nich, brodaty, z zupełnie już siwym włosem, palił papierosa. Lara spojrzała na niego, uśmiechając się lekko. Bez zastanowienia podeszła do panów i przysiadła obok nich, na ławeczce, rzucając plecak na ziemię. Wszyscy spojrzeli na nią spod byka, dopiero, gdy wyciągnęła portfel i energicznie rzuciła plik banknotów na stół, brodacz uśmiechnął się życzliwie. Oczy mężczyzn zabłysnęły, widząc kupkę najprawdziwszych funtów. Dziewczyna wyciągnęła dłoń w stronę jednego, który siedział najbliżej talii. Podał jej pięć losowych kart. Lara uśmiechnęła się. As, król, dama, walet i dziesiątka trefl. Poker królewski. Miała farta.  Celowo wymieniła trzy karty. Dama kier i dwie ósemki: karo i pik.
- Sprawdzamy. – Mruknął brodacz, pokazując wszystkim swoje karty. Miał fula. Mężczyzna siedzący obok niego też prezentował dużo lepszą pozycję, rzucił na śmietnik cztery karty o tej samej wartości, tak zwaną karetę. Lara gwizdnęła z podziwem, z udawanym niezadowoleniem pokazując dwie damki i dwie ósemki. Dwie pary. Nic wielkiego. Mężczyzna mający karetę, zabrał wszystkie banknoty Lary. Śmiał się i mamrotał coś po turecku, Croft cieszyła się z tego obrotu spraw, udowodniła swoje bogactwo, które z łatwością trwoniła… i głupotę. Zaimponowała brodaczowi. Odważyła się odezwać, chociaż wątpiła, by towarzystwo, w jakim przebywała, znało jakikolwiek obcy język.
- Szukam mieszkania. Mogę dużo zapłacić. – Powiedziała wyraźnie i wolno. Brodacz spojrzał na nią z uznaniem.
- Nie żałujesz tych pieniędzy? – Odpowiedział całkiem niezłym akcentem, wskazując na banknoty w rękach kolegi. Dziewczyna zdziwiła się jego znajomością angielskiego, nie dała jednak tego po sobie poznać.
- Zapłacę drugie tyle za pokój. Tylko kilka dni.
- Chodź ze mną. – Brodacz wstał z ławeczki, nieostrożnie trącając odwrócony śmietnik, z którego pospadały karty. Dwóch pozostałych mężczyzn zaczęło je zbierać. Barczysty siwek otworzył kluczem potężne drzwi, wskazując dziewczynie odurzającą zapachem stęchlizny klatkę schodową, następnie przekręcił klucz w zamku drzwi po lewej stronie, wpuszczając pierwszą kobietę do środka. Stancja była pusta, mroczna. W kącie, niedaleko drzwi leżała na podłodze zrobiona z materaców, przeróżnych koców, prowizoryczna prycz, zastępująca dziewczynie wygodne, hotelowe łóżko. 
- Zostań tu, ile chcesz. – Dodał mężczyzna, gdy Lara ruszyła w głąb pomieszczenia. Spojrzała na dwa, ustawione obok siebie okna. Jedno z nich było całkowicie zabite deskami, przez których szczeliny wdzierały się niewielkie promyki słońca. Drugie natomiast Lara natychmiast otworzyła, chcąc przewietrzyć tę śmierdzącą melinę.  – Jest tu cicho. I spokojnie. – Dodał brodacz, gdy Lara położyła bagaż obok pryczy. W drugim kącie, na drewnianym krześle, stała niewielka lampka naftowa, przy której znajdował się także pojemniczek z naftą. Jedynym meblem, który mógłby przerażać swoją ogromnością, była stara szafa, zamykana na kłódkę, której klucz wsadzony był do zamka. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Lubiła czasem zamykać się w takich spartańskich warunkach, przypominały jej one powrót do miliona przygód, jakie przeżywała, zwiedzając glob ziemski wzdłuż i wszerz, poza tym po dłuższym przebywaniu w takich okolicznościach tym bardziej potrafiła docenić urok i czar swojej rezydencji. Lara natychmiast otworzyła ponownie portfel. Wyciągnęła kilka banknotów, nie przeliczając ich wartości, podała je starcowi. Brodacz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- To twoje? – Zapytała, wskazując palcem na stojący w niewielkiej sieni, tani sprzęt wędkarski oraz deskę do surfingu.
- Siostrzeniec zostawił u mnie na kilka dni. Mieszka na południu, ale czasem mnie odwiedza.
- Potrafisz pływać motorówką? – Pytała wciąż. Mało ją obchodziła historia brodacza. Nie lubiła do przesady spoufalać się z nieznajomymi. Aczkolwiek ceniła sobie możliwość ich wykorzystania.
- Nie ja. Deniz tak.
- Skontaktuj się z nim. – Dziewczyna westchnęła. Po raz kolejny tego dnia wyciągnęła swój portfel. Doszła do wniosku, że skoro nie przepłaca za wygodny, hotelowy pokój z widokiem na kurort Morza Śródziemnego, może sobie pozwolić na rozpieszczenie staruszka.
- Trzymaj. To tylko zaliczka. Jutro dostaniesz resztę. 

- Jestem. – Mruknął Kurtis, podnosząc rękę i kiwając do przewodnika. Nagle usłyszał za sobą głośną melodię. Odwrócił się. Pod hotelem siedziało dwóch mężczyzn i kobieta. Ona tańczyła, zmysłowo poruszając biodrami, jej czarne włosy rozwiewał delikatny wiatr, podkreślający tylko morską bryzę Riwiery Tureckiej, natomiast jeden z jej towarzyszy siedział na niskim stołku, grając na surmie spokojną melodię. Drugi akompaniował mu,  wygrywając pojedyncze, strunowe dźwięki na oud. Kurtis chwilę wsłuchiwał się w brzmienie muzyki, nawet nie patrząc na ciemnej karnacji kobietę w długiej, czerwonej sukni, z tamburynem w ręku. Po chwili wyciągnął z kieszeni kilka drobnych monet i podał jej, jednak w głowie kłębiły mu się myśli, by pokazać ten widok Larze lub zabrać ją do jakiejś tureckiej, romantycznej tawerny. W tym samym czasie poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał na twarz młodej Kate, która stojąc blisko swoich rodziców, wpatrywała się w niego z rozmarzeniem.
- Panie Kurcie, gdzie ma pan naszą czapeczkę? – Zapytał sympatycznie mężczyzna w kanarkowych spodenkach, sprawdzający obecność swojej grupy pod hotelem.
- Kurtisie. Nazywam się Kurtis, nie Kurt.
- W takim razie gdzie ma pan naszą czapeczkę, panie Kurtisie? – Trent nie odpowiedział, wzruszył tylko obojętnie ramionami. Przewodnik spojrzał na niego niesympatycznie i rzucił w jego stronę identyczną, żółtą czapką z daszkiem. Przez chwilę bohater zastanawiał się, skąd przewodnik ma taki wielki arsenał czapeczek, ale w końcu nadszedł czas na wejście do autokaru i udanie się na pierwszą i ostatnią wycieczkę z owymi, dziwnymi ludźmi. Kurt ostatni raz spojrzał na ulicznych artystów i miał nadzieję, że taki widok, a przede wszystkim dźwięk nie gości tylko pod tym hotelem. W końcu autokar, wraz z Kurtisem na pokładzie, ruszył od razu w stronę zamku Alanya Kalesi, którego podziemne korytarze miały prawdopodobnie prowadzić do morskiej jaskini, tym bardziej – jak Kurtis przypuszczał – do Lary.


Wieczór wydawał się być parny, toteż bohaterka nie mogła się doczekać, aż zanurzy się w chłodnej wodzie, tuż, obok jaskini, która miała zwiastować jej kolejną przygodę. Brodacz stał obok niej na podwórzu, bacznie przyglądając się nadal grającym w karty. Starzec wytłumaczył, że im późniejsza godzina, tym więcej chętnych do gry, więc nocą przenoszą się oni do sieni klatki schodowej, zakłócając często ciszę nocną głośnymi krzykami i swoim awanturnictwem, wynikającym z przyłączenia się do gry kilku beczułek raki – narodowego trunku alkoholowego. Lara odparła, że nie będzie jej to przeszkadzać, gdyż na noc ma zdecydowanie inne plany. Nagle jeden z elementów jej owych planów nadjechał, hamując tuż przy niej z piskiem opon. Za kierownicą samochodu Tofas Fiat Doblò, będącego całkiem przyzwoitym kombivanem siedział przystojny brunet o dosyć ciemnej karnacji i jeszcze ciemnych oczach. Uśmiechał się lekko. Szybko wysiadł z samochodu i mocno uściskał brodacza.
- Lara. – Powiedział brodacz, wskazując siostrzeńcowi dziewczynę. Ta nie podała mu dłoni, ale skinęła głową w jego stronę. Deniz, jak wcześniej Nuraya, mówił kiepsko po angielsku. Lara nie przeszkadzała więc mężczyznom, gdy próbowali się dogadać w ojczystym języku. Dała brodaczowi minutę na pochwalenie się funtami, wystającymi z jego kieszeni i wytłumaczenie, że trzeba najpierw podwieźć, a potem pomóc jej dopłynąć do jaskini Korsanlar Mağarası. Deniz przytakiwał potwierdzająco, po czym machnął na dziewczynę ręką i znów otworzył drzwiczki swojego Tofasa. Lara bez żadnego zwątpienia zajęła rychło miejsce obok kierowcy.
- Będzie mi potrzebny sprzęt do nurkowania? – Zapytała powoli i bardzo wyraźnie. Chłopak nie odpowiedział. Wciąż się uśmiechał, ukazując śnieżnobiałe zęby. Croft chwilę przyglądała się najpierw jego twarzy, potem barczystym ramionom i mięśniom klatki piersiowej, które odkrywał obcisły, granatowy bezrękawnik. Na prawym ramieniu mężczyzna miał tatuaż – literę alfabetu runicznego „Fehu” – symbol bogactwa. Chłopak chyba czuł, że dziewczynie bacznie go obserwuje, niespodziewanie odwrócił twarz w jej stronę.
- Brzeg daleko, jeśli my bezpieczni. Blisko, gdy ryzykować. – Wydukał w końcu. Lara niezbyt zrozumiała, co miał na myśli.
- To znaczy?
- My jaskini blisko, jeśli skoczyć. Moczyć się. Daleko, gdy dojść w dół, do bezpiecznego brzegu, płynąć kutrem. – Rozwinął. Dziewczyna natychmiast zdała sobie sprawę z jego słów, rozglądając się dookoła. Samochód już dawno opuścił teren fabrycznych slumsów, teraz przejeżdżał przez polną drogę, pokrytą suchym piaskiem, który kurzył się pod kołami, a przed przednią szybą rozciągał się widok błękitnego nieba z przebłyskiem różu i pomarańczy, które zwiastowały wolno dokonujący się zachód słońca i nadejście równie ciepłej nocy.
- Nie traćmy czasu. – Powiedziała Lara, przyglądając się horyzontowi, a niedługo po jej słowach samochód zatrzymał się. Deniz wysiadł pierwszy, otworzył bagażnik, by wyciągnąć z niego dwa skafandry do nurkowania, maskę oraz niewielki aparat ze sprężonym powietrzem, pomagającym oddychać pod wodą, który przymontował do maski. Lara spojrzała, jak Deniz zaczyna wkładać na siebie kombinezon. Zaczęła robić to samo. Jej nowy znajomy podał jej niewielką torbę z pasem na ramię. Dziewczyna wiedziała, co czynić. Wyciągnęła ze swojego plecaka latarkę, palmtopa, kilka apteczek, nóż, flary, telefon, małą pukawkę niewielkiego kalibru oraz kilka innych, ważnych rzeczy, które w razie potrzeby mogłyby jej uratować życie. Torba stworzona ze specjalistycznego materiału musiała wytrzymać pod wodą, zabezpieczając jej niewielki bagaż. Swój plecak Croft ostatecznie zostawiła w samochodzie.
- Znajdziesz rzeczy u wujka. – Powiedział Deniz. Lara przytaknęła, wiedząc, gdzie szukać brodacza. Przyszykowana do zanurzenia, ruszyła za mężczyzną, który stanął na blisko położonej krawędzi skalnej. Spojrzała w dół, prosto w morskie fale i oceniła sytuację. Na dole było dość bezpiecznie, miejsce było spokojne, bez wystających skalnych elementów, na które mogłaby się nadziać przy skoku. Wysokość też nie przerastała jej możliwości, było to jakieś dwadzieścia sześć metrów. Deniz spojrzał na nią, chyba poszukiwał w jej oczach przerażenia, ale niczego podobnego nie znalazł.
- Bać się? – Zapytał w końcu ciekawsko. Lara zaprzeczyła energicznym ruchem głowy. – Skoczyć z tobą. Wskazać drogę. Wrócić do auta. Odwieźć rzeczy do wuja. – Mruczał plan działania. Larę śmieszyły jego pojedyncze zdania, jednak starała się nie zrażać do siebie chłopaka nieuprzejmością. Podobał jej się. Już nie sam wygląd, ale i odwaga. „Trent prędzej zacząłby marudzić, że wysoko, że niebezpiecznie… Pierdoła.” – pomyślała, wciąż uśmiechając się do chłopaka. On delikatnie dotknął jej ręki, a ona nie odepchnęła jego dłoni. Pozwoliła się przytrzymać.
- Na trzy! – Krzyknęła. – Raz! Dwa!
Bohaterowie wzięli niewielki rozbieg, następnie, gdy Croft wydała z siebie głośne „TRZY!”, odbili się i wskoczyli do wody. W trakcie lotu Deniz dla bezpieczeństwa puścił dłoń archeolog. Wszystkiemu towarzyszył głośny chlust, następnie uruchomienie w morskiej głębi dwóch latarek LED. Płynęli chwilę obok siebie, jednak mężczyzna szybko wyprzedził towarzyszkę, będąc jej przewodnikiem po dnie Morza Śródziemnego. Płynęli tak kilka minut, gdy w końcu Deniz odwrócił się w stronę dziewczyny. Spojrzał w górę, nie znajdował się głęboko od powierzchni wody. Wskazał Larze niewielki, skalny otwór. Ręką dawał jej sygnały, że najpierw musi do niego ostrożnie wpłynąć, następnie kilkakrotnie skręcić w lewo, by znaleźć miejsce wygodne do wypłynięcia. Lara przytaknęła. Chłopak jeszcze raz upewnił się, że powierzchnia wody jest niedaleko, by natychmiast, ku zdziwieniu Lary zdjąć swoją maskę i, delikatnie ujmując w ręce jej dłoń, złożyć na niej pocałunek. Lara nie zdążyła zareagować, gdy tylko zrozumiała, jaki uroczy gest wykonał Deniz, on już podpływał do powierzchni wody, powoli  wynurzając się z morskiej głębiny. Dziewczyna zdziwiona, ale i rozbawiona jego zachowaniem, już bez zastanowienia wpłynęła do skalnego otworu.


Kurtis chciałby móc wyjść z autokaru, ale nie miał wyboru. Musiał wytrzymać w towarzystwie przesadnie rozrywkowych wczasowiczów, którzy właśnie śpiewali głośno jakieś szanty, zakłócając ciszę w całym autokarze. Podróż na szczęście nie trwała długo, tym bardziej, że towarzyszyła Trentowi rzeka przemyśleń nad wszystkim tym, co spieprzył do tej pory. Miał cel. Naprawić każdy swój najmniejszy błąd po stokroć. Był świadomy tego, że jego wszystkie działania, których podejmował się do tej pory to dno, wodorosty i sześć metrów mułu. Czuł się niepotrzebny, ale nie miał zamiaru kolejny raz użalać się nad sobą i smutki topić w butelce taniego sznapsa. „Nie tym razem…” – prawił sobie moralizatorskie kazania, gdy kierowca autokaru powiedział do mikrofonu, że dojeżdżają pod zamek. Wycieczka zaczęła zbierać swoje bagaże do wyjścia.

CDN
 

6 komentarze:

  1. Na samym początku chciałabym ci podziękować za komentarz. Jak przystało na dobrze wychowaną osobę odpiszę.

    A więc tak... Zdjęcie pasuje idealnie do rozdziału. :) Widzę, że dodany w poniedziałek, ja ostatnio zapuściłam się w mroki gry i zapomniałam o całym świecie łącznie z opowiadaniem. Przyznam szczerze, że nie czytałam poprzednich części, ani rozdziałów, ponieważ nie wiedziałam, które jest aktualne, a tyle ich było... :) Teraz nadrobię zaległości, choć dużo dowiedziałam się dzisiaj i myślę, że nie mam ich wiele. Lara ma problemy z policją polską, prawdopodobnie z powodu różdżki, dlatego postanowiła uciec do Turcji, bo tam też jest niezbadana jaskinia na Morzu Śródziemnym. Underworld się kłania xD. Dalej... Nie wiem kto to Levis i cała reszta, ale już niedługo się dowiem. Święta idą to będzie dużo czasu, zwłaszcza dzisiaj, aby ich poznać. Kurtis ruszył w pogoń za Larą, ale spodziewa się, że Croft zamieszkała w jakimś ekskluzywnym hotelu, tym czasem ona zatrzymała się w ruderze.

    Przyznam, że ciężko czytało mi się twój rozdział, ze względu na małą czcionkę, a dopiero teraz przypomniałam sobie, o powiększaniu strony. Ech... No nic.

    Wygląd bloga planuję w najbliższym czasie zmienić, zasięgnęłam już rady niejakiej K24L, pewnie ją znasz. Dziękuję jednak, że zwróciłaś na to uwagę. W końcu mam jeszcze całe życie przed sobą. :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę najpiękniejszej Wielkanocy w Twoim życiu!
    (oryginalnie ^^)

    PS. Czytałam "Second Approach", które znalazłam na blogu Gosi10 i chcę ci oświadczyć, że jestem zauroczona twoim talentem, dlatego zaraz pędzę czytać kolejne części i rozdziały!

    Uci
    www.laraopowiadaniacroft.bloog.pl

    komentarz opublikowany na HL Onet- 2011-04-20 15:02

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek chciałabym podziękować za tyle miłych słów, jakie napisałaś mi w komentarzu pod rozdziałem;-* Nowy powinien pojawić się u mnie po świętach, teraz miałam dwutygodniową przerwę i z pisaniem i z dodawaniem rozdziałów, bo niestety złapały mnie kłopoty zdrowotne. Ale przejdźmy teraz do komentowania Twojego, świetnego (jak zawsze) rozdziału:
    Po pierwsze, czarna toyota - gdzieś właśnie pisałaś, że jest to Twój tak jakby znak rozpoznawczy (chyba na Double-Fate, ale nie daję głowy). Tak czy siak jest to prawda, raczej w każdym Twoim opowiadaniu występowała czarna toyota;D Teraz w tym rozdziale również wystąpiła;) I jest super, jest szał! xD Po drugie, zrobiłam się podejrzliwa, jak nigdy. Podejrzewałam Nurayę, że odstawi Larę na gliny xD Nie wiem dlaczego, tak jakoś sądziłam, że to zrobi. xD Co do Kurtisa, to aż mu współczułam. Biedny, musiał robić z siebie błazna i nosić tę śmieszną czapeczkę, musiał przetrwać w autokarze z rozentuzjowanymi wycieczkowiczami, a na dodatek jakaś małolata zaczęła się do niego przystawiać. Pff... szacun, iż chłop wytrzymał, on ma naprawdę stalowe nerwy! xD No, ale czego się nie zrobi dla panny Lary;) O, hehe, podobało mi się, w jaki sposób się Trent oburzył, że nazywa się Kurtis, a nie Kurt. Hehe jak widać zdrobnienia jego imienia może używać tylko wybrane grono osób.xD Wróćmy do Lary. Dobrze, że gra w pokera była tylko po to, by ukazać zawartość portfela, raczej nie liczę na to, że Croft uzależni się od hazardu;-) Co do tego przystojniaka, który jej pomógł, to mam nadzieję, że jeszcze się pojawi, bo polubiłam gościa za całokształt. Gdy pocałował dłoń Lary pod wodą, najpierw pomyślałam: "no nie, jaki ckliwy romantyk się znalazł!", potem jednak zdałam sobie sprawę, jak mało jest facetów, którzy naprawdę szanują kobiety i pan Deniz ponownie zapunktował i zabłysnął w moich oczach. Napisz coś o nim jeszcze... fajny jest! xD I to chyba będzie na tyle mojej "krótkiej" wypowiedzi... podkreślam, że rozdział bardzo mi się podobał, a czytanie takiego opowiadania to naprawdę jedna, wielka przyjemność! Już nie mogłam się doczekać 17-stego rozdziału, ale wiedziałam, że byłaś na praktykach, więc nie dało rady dodać wcześniej;-) Cudnie jak zawsze, czekam na następny, a ty trzymaj tak dalej!
    Aha, taki drobiazg. Jak Robert dzwoni do Lary w pierwszym akapicie, to mówi: "Obierz, Croft..." Tam chyba powinno być "odbierz", nie? Taka mała literówa, ale jak ktoś wypatrzy to szybciej można ją poprawić, więc piszę, bo może nie zauważyłaś;-*
    Pozdrawiam cieplutko! Do napisania, buziaki! ;-***

    komentarz napisany na HL Onet - 2011-04-19 22:06

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle razy sprawdzałam ten rozdział i nie zauważyłam tej literówki :D hihi, dzięki za wytknięcie, już poprawiam xD Co do Deniza - będzie o nim jeszcze troszkę głośno, do Nurayi nie miałam żadnych planów, ale Twoja myśl zawróciła mi w głowie, że faktycznie można ją jeszcze wykorzystać, ale raczej nie z policją, może inaczej xD Czarna toyota faktycznie jest moim znakiem rozpoznawczym. Jak Dante :D w każdym opowiadaniu być musi.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. No! Wreszcie mam trochę czasu dla siebie i akurat Ty mi tu wyskakujesz z nowościami, i to na dwóch blogach jednocześnie! Istna uczta. Ale po kolei...
    To było okropnie słodkie, jak Deniz pocałował Larę. Matko, wyobraziłam to sobie i... no, to było doprawdy urocze. Mam nadzieję, że jeszcze tego pana kiedyś spotkamy, bo zrobił na mnie bardzo miłe pierwsze wrażenie. :)
    A Kurtis, biedny Kurtis... Doskonale wiem, jak on się tam czuje, bo sama z całego serca nienawidzę autokarowych wycieczek w towarzystwie nawiedzonych turystów śpiewających szanty czy jakieś ludowe pieśni. Biedny, biedny Trent, współczuję mu. ^^
    I nadal nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim talentem i nad umiejętnością tworzenia fabuły. Ty to tak wszystko ładnie do kupy składasz...No i inspirujesz mnie. Jak dobrze, że Cię znalazłam. :D
    No, to teraz pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na kolejny rozdział. I przy okazji: Wesołych Świąt, bo nie wiem, czy zdążę tu jeszcze przed nimi wpaść. :D

    Komentarz wystawiony na HL Onet - 2011-04-20 16:59

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz już wiem co się wydarzyło! Muszę przyznać, że trochę się pomyliłam, ale w końcu kto potrafi zrozumieć książkę czytając jeden rozdział? Streszczenia były wyjątkowo krótkie, wszystkie razem wyglądały jak jeden twój rozdział, jednak czytało mi się je wyjątkowo płynnie. Dopiski pod "rozdziałami", fragmenty oryginalnego tekstu pomogły mi sobie dokładnie wyobrazić, co się tam działo. Nie przeczytałam jedynie streszczenia ostatniego, siedemnastego rozdziału, bo dokładnie znam jego treść.
    Teraz wiem już kto to Levis, kim jest Major i bardzo się cieszę, że dodałaś plan wydarzeń, dla tak leniwych osób jak ja :)
    Pozdrawiam i dziękuję!

    komentarz napisany na HL Onet - 2011-04-22 11:23

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj nareszcie przeczytałam ten rozdział:)
    I po tym komentarzu zabiorę się za czytanie 18;P
    A więc: Psiarnia... Oni są okropni. Zajrzą wszędzie. "Niech mi się tu polska psiarnia nie kręci pod nogami lepiej"
    Policja PL na pewno rozpłaszczyła by du.pę i nic nie zrobiła ^^, I ciekawa jestem po co im numer do Dantego? ( bo to był Dante prawda?)
    No i Turcja:) Lara (a raczej Lora:P) łapie stopa.. Przyzwyczajona jestem do tego, że jeździ drogimi autami ^^, No dobra.. Ma już podwózkę. Dziwi mnie tylko to, że Croft nie umie Tureckiego:P Fajna jest ta rozmowa kali jeść kali pić xD I teraz do Kurta:P Porównywanie Lary i Athanasi - woli Lare. (to dobrze!:P) A i przejeba*e miał z tymi turystami.
    I ta czapeczka... Jak wyobraziłam sobie minę Trenta to mało z krzesła nie spadłam:D
    Ej a będzie coś z tą Kate? Czy to postać epizodyczna?:P (Dobra już nie zadaje takich pytań:P)
    No i teraz znów do Lary (taki przeskakiwany rozdział ale to fajnie bo wiem co robią bohaterowie w tym samym czasie:)) Zobaczyłam w głowie obraz tego (nie wiem jak to nazwać) osiedla. Ruina na ruinie, wszystko takie szare... To normalnie wygląda jak poziom z jakiejś gry xD No to idzie dalej. Dzieci, praczki no i staruszkowie grający w pokera.
    Taki widok pasuje do ubogich dzielnic, osiedli itd. Dlaczego Lara tak rozdaje kasę? (a z resztą jest bogata i wolno jej) Specjalnie przegrała. Ekstra to opisujesz wszystko jak w ogóle rozmawia z brodaczem, jak wchodzi do tego pokoju. Jak ona trwoni swój majątek xD
    Za wszystko płaci starcowi dużą kasę ^^, I teraz znów do Trenta:P Czułam jakbym stała koło Trenta i też gapiła się na taniec i słuchała muzyki. - to jest super uczucie. (zabrałaś mnie na wycieczkę do Turcji:D)
    - Panie Kurcie, gdzie ma pan naszą czapeczkę? - nie wiem dlaczego ale jak przeczytałam tą wypowiedź to się dziko zaśmiałam.(może to przez to Kurcie:D) Co się tak ten Trent spieszy do Lary:P Przecież ona jest agresywna. Może mu oczy jeszcze wydrapie;) I teraz skok do Lary:P
    Gorący wieczór - Ja chce już LAAAATOOOO!!!:P
    przystojny brunet o dosyć ciemnej karnacji, ciemnych oczach. (Oj bo się jeszcze Croft zabuja ;d)
    Ten Deniz to gentleman, otwiera Larze drzwi.
    Teraz trudno już o takiego faceta xD
    potem barczystym ramionom i mięśniom klatki piersiowej, które odkrywał obcisły, granatowy bezrękawnik. - No teraz to na pewno Croftówna poczuje miętę ;p Polna droga, pasek -tfu przypomina mi się jak jechałam rowerem z kimś i się zakurzyło troszkę od tego piachu xD
    Ale samochodem to fajnie tak się przejechać ^^,
    Już się czają do skoku:P Podobał jej się. Już nie sam wygląd, ale i odwaga ( ile on ma lat?)
    "Trent prędzej zacząłby marudzić, że wysoko, że niebezpiecznie... Pier.doła." - hahahaha jak go podsumowała.. boskie;d On delikatnie dotknął jej ręki, a ona nie odepchnęła jego dłoni. Pozwoliła się przytrzymać. - zrobiła wyjątek dla obcego: zabujała się jak nic xd (dobra kończę już z tym zabujała się;p)
    No to teraz chlup do wody:P
    Pocałował ją w rękę (czy on ją podrywa?:P)
    I ona się znowu dała. Ją to zachwyca
    I teraz końcówka z Kurtem:) Jakie on cierpienia znosić musi z tymi wczasowiczami;pp
    I jego rozmyślenia co ''zwalił'' xD(ocenzurowane) Kurt chyba w każdym opo czuje się przy Larze jak bezużyteczne coś... Jak takie popychadło:P Albo po prostu wydaje mi się.
    No ale to już chyba koniec użerania się z tymi turystami no nie?:P A z resztą lecę czytać 18-stkę to się dowiem. Ta zapowiedź na gadu... Musze przeczytać jak najszybciej się da nowy rozdział:)

    komentarz opublikowany na HL Onet 2011-05-06 11:36

    OdpowiedzUsuń