Niespodzianka
- Ależ ty jesteś marudny, Trent. – powiedziała
Croft, przyglądając się towarzyszowi. Kurt nie odpowiedział. Siedział przy
biurku i, przesiąknięty do szpiku kości nudą, gapił się w kartkę papieru.
- Po co mnie zatrudniłaś?
Przecież wiesz, że marny ze mnie archeolog. Nie potrafię rozwiązywać takich
zagadek. – mruknął nieswojo pod nosem. Czuł się niepotrzebny, nieważny w
świecie legend i historycznych łamigłówek.
- Zatrudniłam cię, bo nie chcę,
aby sytuacja z Paros się jeszcze kiedykolwiek powtórzyła. Nie wiem, co nas
jeszcze czeka. Może do następnego zadania będą potrzebne dwie osoby, a nikt mi
nie pomoże tak dobrze, jak ty. – odrzekła poważnie. Chciała, by te słowa
zabrzmiały motywująco. Widziała złość mężczyzny i wiedziała, dlaczego stał się
on nagle taki markotny. Chciała go trochę pocieszyć.
- Laro, znamy się już kilka
lat.
- I co?
- Czemu mówimy do siebie po
nazwisku? – zapytał nagle. Kobietę zaskoczyło to pytanie, nigdy się nad tym nie
zastanawiała. Zawsze sądziła, że zwracanie się do kogoś po nazwisku jakoś ją
wywyższa, dodaje pewności siebie i powagi. Nie wiedziała, czy on mówił tak do
niej, bo czuł dokładnie taki sam stan wyższości nad nią w ich sojuszu, czy może
po prostu uważał to za niegrzeczne, ale odbijał piłeczkę w drugą stronę, bo jak
Kuba bogu, tak bóg kubańczykom… miała to w nosie, obydwie opcje byłyby dla niej
dopuszczalne, wzruszyła więc jedynie ramionami. Nie odpowiedziała. - No
mniejsza. Wymyśliłaś coś? Co to może być
trzecie to próżnia na Świętej Ziemi…?
– przeczytał głośno.
- Trudno powiedzieć. Może jakaś
otchłań? – wyszeptała i postukała ołówkiem w blat biurka. Nagle do biblioteki
wszedł Alister z całym tomem książek z zagadnień mechaniki kwantowej.
- Kiedy was nie było,
pozwoliłem sięgnąć sobie do kolejnej części legendy. Domyśliłem się, że beze
mnie i tak sobie nie poradzicie i wcześniej czy później i tak będę musiał
szukać. – stwierdził dumnie, rzucając stertę podręczników na biurko. – W
całkowitej próżni poruszają się punktowe cząstki elementarne. Wirtualne cząstki
cały czas powstają w niej, w parach cząstka-antycząstka i natychmiast znikają.
Nazywa się to fluktuacjami kwantowymi. Obecność tych cząstek wpływa na różne
zjawiska fizyczne. – recytował z pamięci. Lara patrzyła na niego, jakby spadł
właśnie z kosmosu w postaci owłosionego, brązowego stworka z długim nosem. Alister
wyłapał jej irytujące spojrzenie.
- Dzięki, że mnie słuchasz,
Laro. Jakieś pytania?
- Zakładając, że w legendzie
mówimy właśnie o próżni w rozumieniu czysto fizycznym, mamy jakimś cudem
zamienić się w punktowe cząstki elementarne i stworzyć parę cząstka-antycząstka? Jeżeli tak, to ja
nie chcę tworzyć pary z panią obok. - powiedział Kurtis, uśmiechając się
żartobliwie. Alister spojrzał na niego z przymrużeniem oka.
- Jestem pewien, że chodzi tu o
próżnię fizyczną. No bo jaką inną? Słyszałaś kiedyś o jakiejś próżni w
starożytności, nie wiem, może w Rzymie? Że co? Próżny grobowiec? Próżny był
Neron?
Athanasia miała zupełnie inną
taktykę. Siedziała w salonie z wyciągniętym atlasem i studiowała drogę do
Palestyny. Nie skupiała się na słowie próżnia,
stwierdziła, że jest ono mało istotne. Najwyraźniej miała rację, gdyż
rozwiązywanie szło jej o wiele szybciej.
- Święta Ziemia… dom chleba… święty
chleb… - mruczała pod nosem.
Trzecie
to próżnia na Świętej Ziemi,
czy
nic może być czymś? - pytali starożytni.
Wielką
Noc wskazuje, tym się nie podzielisz.
Za
mlekiem spojrzysz - dom chleba jest pusty.
Kombinowała.
Nagle wstała od stołu i podeszła do niemałego regału z książkami. Nie wiedziała
dokładnie sama, czego szukać. Przejeżdżała palcem po grzbietach książek i nagle
zatrzymała się na jednej z nich. Nie wyciągała jej, przyglądała się jedynie tytułowi.
Nowy Testament.
W
głowie kłębiły jej się słowa treści legendy. W jej oczach błyszczała iskra
mówiąca Myślę. Nie przeszkadzać. Wróciła
do stołu jak zahipnotyzowana. Uświadomiła sobie, że dobrze kierowała się palcem
po mapie. Zajrzała jeszcze raz do atlasu. W państwie Palestyny były wymienione
miasta. Na samym środku widniało pogrubioną czcionką słowo Bêt Lehem. Z języka hebrajskiego oznaczało to Dom Chleba. Według Ewangelii wg św. Mateusza i Łukasza było to
miejsce narodzenia Jezusa Chrystusa.
- Betlejem! – krzyknęła do
siebie triumfalnie. Sama nie wiedziała, dlaczego wcześniej na to nie wpadła. Zrozumiała
trzecią część legendy. Postanowiła czym prędzej zarezerwować bilety lotnicze do
Domu Chleba.
- Aby osiągnąć dostateczną próżnię, trzeba… - mruknął Kurt,
przeglądając podręcznik. Lara spojrzała na niego, odwracając na chwilę wzrok od
książki, która leżała przed nią. – Bla, bla, bla. A co u ciebie? – zagadał do
dziewczyny. Lara uśmiechnęła się cynicznie i palcem odnalazła jakiś fragment.
- Próżnia w sensie technicznym jest to stan wysokiego rozrzedzenia gazu.
Granica między rozrzedzonym gazem, a tak rozumianą próżnią jest arbitralna. Co
za kretyn. Zasypał nas podręcznikami i myśli, że znajdziemy tu rozwiązanie.
- Przecież słyszałaś, że nie ma
innej próżni.
- Ale legenda nie kończy się na
próżni! Tam są jeszcze inne szyfry. Czym jest ten cholerny Dom Chleba? – odpowiedziała
monotonnym tonem. Nie kryła znudzenia.
- Wyluzuj, Lara.
- Łatwo ci mówić! – krzyknęła
rozdrażniona, zatrzaskując podręcznik. Wstała i przespacerowała się po
bibliotece, po chwili zatrzymała się przy krześle Kurtisa. On zdziwiony jej
irytacją, dotknął jej dłoni. Była chłodna.
- Musisz się wyluzować, inaczej
będziemy tu siedzieć do rana. – przekonywał ją, ale nie dostrzegł żadnej chęci
współpracy na jej twarzy. – Dobra, usiądź. Pokażę ci coś. – poprosił
ostatecznie, łagodnie i potulnie. Lara spojrzała na niego niepoważnie, ale
mimowolnie się uśmiechnęła, siadając mu na kolanach. Kurt wskazał jej palcem
tekst w książce. – W celu otrzymania
bardzo wysokiej próżni… - przeczytał. Na ułamek sekundy oderwał się od wpisu
i spojrzał kobiecie prosto w oczy. Jedną ręką odgarnął pasmo włosów, które
opadało na jej twarz. - … należy podczas
pompowania wstępnego … - nie dokończył. Lara dłonią odwróciła jego twarz w swoją
stronę i mocno pocałowała jego usta. Kurtis przerwał pocałunek, bawiła go ta
sytuacja. - … wygrzać komorę próżniową… -
dodał, ostatecznie zamykając książkę. Dziewczyna przegryzła wargę, znów
pocałowała. – … najlepiej zrobić to na stole…
- szepnął, tym razem improwizując. Nie odrywając się od jej ust, zrzucił
stos podręczników na ziemię.
- Zawsze bardziej lubiłam
chemię… - wyszeptała i prawą dłoń
położyła na jego głowie. Bawiła się jego włosami, targała je i głaskała. Na
przemian. Bez żadnych zawahań szarpnęła Kurtisa za jego koszulę, odpinając naraz
wszystkie guziki. Dziewczyna zgrabnie cofnęła się w tył, ciągnąc za sobą zachęconego
mężczyznę. Nagle poczuła za sobą róg biurka. Kurtis kątem oka dostrzegł to
samo. Bez zastanowienia złapał ją za biodra i usadowił na blacie. Objął ją w
pasie i bez żadnej gry wstępnej rozpiął zamek swoich spodni. Jeansy opadły mu
do kostek. Lara poczuła przyjemny dreszcz na ciele. Uśmiechnęła się pożądliwie,
wtulając się mocno w mężczyznę, wyczuwając jego przyspieszone bicie serca.
Paznokciami wbijała się w jego plecy, przyciskając go do siebie coraz bardziej
gorliwie. Jego dłonie penetrowały ją całą, dotykały, pieściły każdą jej część,
schodziły coraz niżej… spod jej bluzki aż do koronkowych, czarnych majteczek. Kurtis
czuł jej narastające podniecenie, które mnożyło jego żywiołowość, a ona tonęła
w jego pocałunkach, wyczuwała jego szybki oddech, kiedy poruszał się w niej
coraz gwałtowniej, mocniej. Płonęła, cicho jęcząc, energicznymi ruchami bioder
oczekiwała na więcej…
To
nie była miłość.
To
była chemia. W najczystszej swojej postaci pożądania.
Nagle
po rezydencji rozniósł się odgłos tłuczonego szkła, jak gdyby zbiła się szyba w
oknie czy lustro. - Słyszałeś? – wyszeptała, jęcząc z rozkoszy. Kurtis nie
odpowiedział, posuwał się coraz szybciej. Natychmiast Lara odepchnęła go od
siebie. – Zwolnij… – mruknęła półgłosem. Pytającym wzrokiem Kurt spojrzał na
dziewczynę, a ona natychmiast zeszła ze stołu i zaczęła się ubierać. Podbiegła
do regału z książkami i wyciągnęła jedną z nich. Regał natychmiast odwrócił się
o sto osiemdziesiąt stopni, ukazując półkę z niewielkimi pukawkami i sporym
zapasem amunicji.
- Co jest? – zapytał Kurtis,
nie ściszając głosu.
- Wciągaj spodnie. - Croft
podała mu naładowany pistolet. Trent nadal nie wiedział, co się dzieje, jednak
odgłosy na parterze świadczyły o włamaniu. Tezę tego świadczenia potwierdzały
zdenerwowane głosy Zipa i Alistera dochodzące z salonu. I jeden, zupełnie obcy
głos. Uciszający ich. - Sama chciałabym to wiedzieć. Kryj mnie. – dodała i
odliczyła do trzech, stojąc tuż obok drzwi. Na trzy otworzyła je i rozejrzała się. Ostrożnie przeszła przez próg i
spojrzała przez poręcz schodów w dół. W holu zobaczyła trzech uzbrojonych mężczyzn,
zakneblowanych przyjaciół, którzy siedzieli na kanapie pod ostrzałem. Już miała
dyskretnie zejść po schodach, gdy podłoga złowrogo zaskrzypiała. Dwóch z
mężczyzn w holu usłyszało nieprzyjemny, cichy dźwięk i machinalnie odwróciło
się w stronę bohaterów. Otworzyli ogień. Kurt wycofał się do biblioteki, Lara w
mig odpowiedziała strzałem, przeskakując z wysokości pierwszego piętra poręcz i
lądując na jednym z włamywaczy. Natychmiast go obezwładniła. W tym samym czasie
zobaczyła dwóch mężczyzn w kominiarkach, którzy w nią celowali. Poczuła się
osaczona.
- Szefie, mamy tę laleczkę. – odparł
jeden. Croft była pewna, że gdzieś słyszała jego głos. Uśmiechnęła się
ironicznie. Niedowierzała.
- Stoucas? – zapytała, chociaż
nie potrzebowała potwierdzającej odpowiedzi. – Co was sprowadza panowie w moje
skromne progi? Proszę, zdejmijcie buty i kominiarki. Winston zaparzyłby
herbatę, gdyby nie był związany. Och, i, co najważniejsze, gdybyście… – złapała
oddech, unosząc palec wskazujący ku górze, resztę ściskając w pięść, jak gdyby
wpadając na pewien pomysł. – gdybyście nie byli zwykłymi łobuzami.
- Szefie, zostaliśmy
rozpoznani! – odpowiedział napakowany osiłek. Lara przytaknęła. Spojrzała na mężczyznę,
który stał za nią. Widziała już te zbyt pewne siebie oczęta. Major zdecydowanym
ruchem ściągnął kominiarkę z głowy, po chwili jego popychadło zrobiło to samo.
- Myślałam, że nie żyjesz. – powiedziała
Croft, patrząc Majorowi prosto w oczy.
- Opuść broń. – rozkazał
mężczyzna o szczurzym pysku. Kiedy Lara odłożyła na ziemię dwie Beretty 92FS,
Major uśmiechnął się sympatycznie. – A teraz powiedz, gdzie ukryłaś towarzysza.
Towarzysza?
Lara przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Skąd Major wiedział o Kurtisie?
Po chwili kobieta usłyszała cichy chichot. Odwracając twarz w stronę Stoucasa,
zobaczyła jego szeroki, dwuznaczny uśmieszek. Lara westchnęła. Postanowiła grac
na zwłokę.
- Jaką masz pewność, że byłam z
kimś?
Major
spoważniał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Nie graj w kulki, Croft.
Pieprzyłaś się z kimś, aż podłoga drżała. Zawołaj go i każ mu przynieść różdżkę,
legendę, astrolabium i wagę.
- Leży na biurku. One z resztą
też. Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać i skąd wiedziałeś, że miałam być w
katakumbach? Skąd wiesz o wadze?
- Powinnaś dokładniej
przeszukiwać swoje rzeczy, moja panno. – w tym samym momencie Stoucas zaśmiał
się kpiąco i wyciągnął z kieszeni elektroniczny lokalizator GPS.
- Pluskwa? – zapytała. Major nie
musiał wcale przytakiwać.
- Mikroskopijnej wielkości
doczepiona do twojego PDA. Kiedy je rozwaliłaś, sygnał znikł, dlatego nie
mogliśmy przywitać się na Paros. Ale wszyscy dobrze wiedzą, gdzie mieszkasz.
Lara spojrzała na niego pełna
podziwu. Dłońmi zaczęła bić brawo.
– Gratuluję pomysłu, słusznie,
słusznie… następnym razem nie dam się tak załatwić.
- Nie będziesz miała następnego
razu, dziecinko. Wołaj go. – zpytał, celując jej prosto w skronie z karabinu
automatycznego StG44.
- Może i jest zajebisty, ale
uwierz mi, że nieprzywibruje tu.
Major
stracił cierpliwość. Zabronił towarzyszom opuszczania broni i ruszył w kierunku
schodów.
- Biblioteka. Pierwsze piętro,
trzecie drzwi od lewej. – mruknęła, by dodać mu pewności siebie, dokładnie tak
samo jak w katakumbach. Stoucas trzymał ją na muszce, drugi koleś, którego
przygniotła wcześniej, wyskakując z piętra, zdążył już się pozbierać i także w
nią celował. Major poczuł się zbyt pewnie. Idąc po stopniach, nagle usłyszał
obok siebie świst kuli, po chwili krzyknął rozzłoszczony, upuszczając na
schodach karabin. Jego krzyk zaniepokoił i rozproszył Stoucasa i jego kolegę,
którzy celowali w Larę, Croft miała więc chwilę na pewny atak. Z niesamowitą
szybkością podniosła swoje Beretty z podłogi i jedną z nich wycelowała w
Stoucasa, drugą w jego kompana.
- Niespodzianka. – powiedziała
głośno, jeszcze bardziej wytrącając wrogów z równowagi. Zdziwieni mężczyźni
spojrzeli po sobie rozzłoszczeni takim obrotem spraw, natomiast kula
chromowanego Desert Eagle trafiła Majora prosto w ramię. Mężczyzna popatrzył
przed siebie i zobaczył Kurtisa, który pewnym ruchem przeładowywał broń.
- Cofnij się. – mruknął Trent i
kiwnął głową na wysokiego szatyna. Major powoli wykonywał zadanie. – A teraz
wycofaj też swoich znajomych. – rozkazał Trent władczym tonem. Major, mając
przed sobą lufę pistoletu, nie miał dużego pola manewru, toteż grzecznie,
skinieniem głowy kazał opuścić broń Stoucasowi i drugiemu pomocnikowi. Był on
jednak osobą zdesperowaną, co zmuszało go do kombinowania.
- To my się już chyba
pożegnamy… - powiedział kulturalnie, robiąc malutki krok w tył, wycofując się w
stronę drzwi frontowych. Ledwo zauważalnym ruchem dłoni machnął do swoich
znajomych, dając im znak do działania. Lara przyuważyła ten prawie niewidoczny
gest, prawą dłonią wycelowała szybko w Majora, wtedy kolega Stoucasa podbiegł
do niej i uderzył nasadą dłoni w mostek kobiety.
Prawą rękę oparł na jej czole, jakby sprawdzał temperaturę, lewą sięgnął
głęboko za kark. Lara wstrzymała oddech. Wiedziała, że gdyby teraz prawa dłoń wroga
pchnęła jej głowę, w ułamku sekundy pękłyby jej kręgi szyjne. Pistolet wypadł
jej z dłoni. W ramach odwetu z prędkością światła odwróciła się na pięcie i z
całej siły zablokowała dłoń przeciwnika. Wykręciła ją mocno w tył. W tym samym
czasie uniosła nogę. Dwa kopnięcia w krocze zgięły kolesia w pół i ułożyły grzecznie
na ziemi. Stoucas zaatakował ją od tyłu. Mężczyzna machnął nożem, próbując ciąć
Larę w bok, jednak trafił zaledwie w
powietrze kilka centymetrów przed nią. Croft zdążyła skutecznie odskoczyć i,
odwracając się przodem do przeciwnika, rozłożyła szeroko ręce. Otwartymi dłońmi
uderzyła w uszy pochylonego napastnika. Ten zachwiał się, wyprostował, po czym
runął jak długi. Wstał i znów wyprostował się, chociaż trudno mu było złapać
równowagę. Po kilku niepewnych krokach chwiał się tylko, jakby poczęstowano go
litrem wódki. Nie było z niego żadnego pożytku, po następnych krokach znów
wylądował na ziemi. Nóż wypadł mu z ręki. Major i Kurtis wcale się temu nie przyglądali,
mieli swoje porachunki. Trent wycelował w wycofującego się do drzwi
przeciwnika. Pociągnął za spust, jednak zamiast wystrzału usłyszał tylko ciche
kliknięcie.
Brak
amunicji! W takiej chwili!
Kurtis
przeklął i odrzucił pistolet, szybko dopadając Majora przy drzwiach. Z całej
siły uderzył go łokciem w kark. Zanim przeciwnik wrócił do pozycji, z której
znów mógłby zaatakować, Kurtis chwycił wyciągającą się ku jego koszuli lewą
dłoń i szarpnięciem wykręcił ją w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek
zegara. Major nawet nie jęknął, mimo postrzelonego wcześniej ramienia.
Odwracając się prawie tyłem do Trenta, uderzył go z kolana sprawiając, że Kurt
stracił dosłownie na kilka sekund równowagę. To jednak wystarczyło. Kopanie
leżącego nie należało do zasad zalecanych przez podręczniki dobrego wychowania,
ale Major miał najwyraźniej te zasady, słabszymi przeciwnikami podbiegła do
Majora. Napastnik, zostawiając zbierającego w dupie, z całej siły kopiąc Kurtisa
w przeponę. Trent zakrztusił się, by po chwili stracić całkowicie, choć na
krótko przytomność. Croft poradziwszy sobie z dwoma poprzednimi się z ziemi
Kurtisa, wślizgiem dostał się do leżącego na ziemi Stoucasa, który – ogłuszony
przez Larę – dalej leżał nieprzytomny. Major sięgnął po obok poniewierający się
na podłodze nóż i rzucił się na kobietę. Dziewczyna często oglądała takie sceny
w tanich filmach sensacyjnych. Major leżał na niej, przygniatając ją swoim
ciężarem. Błyszczące ostrze noża nieubłaganie zbliżało się do jej twarzy.
Dziesięć centymetrów odległości pomiędzy bronią a jej gardłem. Nagłym
szarpnięciem Croft zaskoczyła przeciwnika na tyle, że nóż nie zdążył dostatecznie
zmienić kierunku, w ostatniej chwili Major jednak wypuścił swoją broń.
Dziewczyna poczuła, że coś gorącego rozlewa jej się po lewym uchu. Major wstał
w tym samym czasie, w którym Kurtis oprzytomniał. Sięgnął po nóż i pobiegł do
Trenta, który, łapiąc oddech, wstawał z ziemi. Zanim bohater zdążył zareagować,
Major stanął za nim i przyłożył mu nóż do gardła. W tym samym czasie Croft
podniosła z ziemi swoją broń i wycelowała w niego.
- Strzelaj! - krzyknął Kurtis,
będąc żywą tarczą. Wiele ryzykował, ale chciał, by zabawa z włamywaczem w końcu
się skończyła. Ufał Larze, wiedział, że ma zbyt dobrą celowość, by spudłować.
Mimo wszystko jednak sama Lara nie ufała sobie aż tak mocno.
- Właśnie, strzelaj! - dopingował
Major. – Hehe, Stoucas, wstawaj głupcze! – podniósł głos, by po chwili jego
nadal kiwający się na boki pomocnik podszedł do swojego szefa. Major uśmiechnął
się do Lary i wraz z Kurtisem - który nie miał zbyt wielkiej szansy na
kontratak i obronę z ostrzem przy krtani - wycofywał się do drzwi frontowych.
Croft nadal celowała, ale od razu wiedziała, że nie zaryzykuje życia towarzysza.
Ba.
Kochanka.
Przypomniała
sobie o niedawnej, niedokończonej przygodzie w bibliotece. Nie mogła sobie
pozwolić na to, by tego kiedyś tego nie skończyć. Uśmiechnęła się do swoich
myśli i opuściła broń.
- Dobra, spadaj! - krzyknęła do
Majora. - I tak cię jeszcze dorwę, gnoju.
- To się jeszcze okaże. - odpowiedział Major i odrzucił Kurtisa przed
siebie, uciekając z przyjacielem drzwiami. Kurt chciał się rzucić za nimi w
pogoń, ale Lara zatrzymała go już po chwili.
- Nie warto. – oznajmiła twardo,
po czym wtuliła się w jego spocone ramię. Kurt spojrzał na jej zranione ucho.
- Krwawisz. - stwierdził
niepotrzebnie, gdyż Croft tylko przytaknęła skinieniem głowy. Nagle po
pomieszczeniu rozniosło się znaczące chrząknięcie. Bohaterowie odwrócili się za
siebie i dostrzegli siedzących na kanapie, związanych i zakneblowanych
przyjaciół. Uśmiechnęła się do nich ciepło i
zbliżyła się do nich w celu zwrócenia im z dawna oczekiwanej wolności.
Kurtis natomiast spojrzał na leżącego na ziemi, nadal nieprzytomnego kompana,
którego Major nie chciał zabierać ze sobą.
- Co z nim robimy?
- Piękna akcja! – krzyknął
podekscytowany Alister. – Nie miałaby miejsca, gdybyście w ciszy studiowali
podręczniki…
- Związali nas! – dodał
oburzony Zip.
- Nic wam nie jest? – Winston
okazywał więcej troski niż pozostali poszkodowani.
- Nic. – odpowiedziała Lara i
do Winstona, i do Kurtisa. – potrzymaj. – mruknęła, podając Zipowi linę. Podeszła
do nieprzytomnego przeciwnika i poprosiła Trenta o pomoc. Razem usadowili
mężczyznę na kanapie i związali mocno. – Zaraz zadzwonię na policję. Niech go
zabiorą.
CDN
Rozdział dedykuję Pati-Ann,
dziękuję Ci za te rozmowy na G-G i, chociaż często mamy odmienne poglądy na
świat, to łączy nas chęć pisania o Larze. Nadal uważam, że Twoje sceny
erotyczne są dużo lepsze od moich :D
Tyle treści, a tak mi zleciało szybko, że nie wiem. Ale świadczy to o wartości.
OdpowiedzUsuńGenialne, to chyba żadna nowość xD
komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-15 09:44
No cudownie.... Ile to oni razy już zrobili? xD Lara z tego opowiadania jest napalona;P
OdpowiedzUsuńA Kurt?.. Zdaje mi się, że sie nie zmienił... Nadal jest pustym podrywaczem...(double-fate)
Rozdział świetny jak każde inne:)))
(A i na pewno gapnę na to wasze nowe opo-parodia;P)
komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-15 21:41
Jej dziękuję ci kochana za te miłe słówka i dedykacje! I za świetną reklamę mojego bloga, naprawdę tak mi miło, że pomyślałaś;-* Ile ja już Tobie zawdzięczam?;-*
OdpowiedzUsuńSzkoda , że tak mało jej osób takich szczerych jak Ty. A co się tyczy rozdziału, to czekałam na niego niecierpliwie i było naprawdę warto. Byłam pewna, że to cholerne szkło stłukł Zip albo Winston albo ktoś przez przypadek, a tu kurde zbirki;-* Fajnie się czytało i wiesz co, w jednym nie masz racji!!!!! Moje sceny erotyczne w opowiadaniu są lepsze niż Twoje?????? hahhahahhaaa może i tak było ale nie po tym rozdziale złociutka! Tym rozdziałem i sceną erotyczną mnie pobiłaś na głowę, naprawdę możesz mi wierzyć, do pięt Ci nimi nie dorastam! ;-* No ale cóż, poczekaj jaką ja ci rypnę dedykację pod rozdziałem bo zasłużyłaś i to jak! To co, ja lecę pisać kolejny rozdział bo nie ma bata też Ci chce coś miłego napisać pod spodem. Wpadnę na 9 rozdział, daj mi znać o nim, świetne opowiadanie. Aż się chce czytać. Dobra bo nie skończe dziś gadać. Nie przeciągam już struny i spływam, jest świetnie i tyle! ;-D
komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-16 14:11
Haha. Dobre to przejście "dlaczego mówimy do siebie po nazwiskach?" xD ... O nieee... mechanika kwantowa... to zło. W ogóle z tej Lary niezły agresor ;] Niezły rozdział, niezły. Zresztą jak zawsze.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział.. miło było w Niemczech, na szczęście nie po stronie NRD. I proszę o przeczytanie informacji powyżej rozdziału :)
komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-18 15:34