Rozdział ósmy

Niespodzianka

         - Ależ ty jesteś marudny, Trent. – powiedziała Croft, przyglądając się towarzyszowi. Kurt nie odpowiedział. Siedział przy biurku i, przesiąknięty do szpiku kości nudą, gapił się w kartkę papieru.
- Po co mnie zatrudniłaś? Przecież wiesz, że marny ze mnie archeolog. Nie potrafię rozwiązywać takich zagadek. – mruknął nieswojo pod nosem. Czuł się niepotrzebny, nieważny w świecie legend i historycznych łamigłówek.
- Zatrudniłam cię, bo nie chcę, aby sytuacja z Paros się jeszcze kiedykolwiek powtórzyła. Nie wiem, co nas jeszcze czeka. Może do następnego zadania będą potrzebne dwie osoby, a nikt mi nie pomoże tak dobrze, jak ty. – odrzekła poważnie. Chciała, by te słowa zabrzmiały motywująco. Widziała złość mężczyzny i wiedziała, dlaczego stał się on nagle taki markotny. Chciała go trochę pocieszyć.
- Laro, znamy się już kilka lat.
- I co?
- Czemu mówimy do siebie po nazwisku? – zapytał nagle. Kobietę zaskoczyło to pytanie, nigdy się nad tym nie zastanawiała. Zawsze sądziła, że zwracanie się do kogoś po nazwisku jakoś ją wywyższa, dodaje pewności siebie i powagi. Nie wiedziała, czy on mówił tak do niej, bo czuł dokładnie taki sam stan wyższości nad nią w ich sojuszu, czy może po prostu uważał to za niegrzeczne, ale odbijał piłeczkę w drugą stronę, bo jak Kuba bogu, tak bóg kubańczykom… miała to w nosie, obydwie opcje byłyby dla niej dopuszczalne, wzruszyła więc jedynie ramionami. Nie odpowiedziała. - No mniejsza. Wymyśliłaś coś? Co to może być trzecie to próżnia na Świętej Ziemi…? – przeczytał głośno.
- Trudno powiedzieć. Może jakaś otchłań? – wyszeptała i postukała ołówkiem w blat biurka. Nagle do biblioteki wszedł Alister z całym tomem książek z zagadnień mechaniki kwantowej.
- Kiedy was nie było, pozwoliłem sięgnąć sobie do kolejnej części legendy. Domyśliłem się, że beze mnie i tak sobie nie poradzicie i wcześniej czy później i tak będę musiał szukać. – stwierdził dumnie, rzucając stertę podręczników na biurko. – W całkowitej próżni poruszają się punktowe cząstki elementarne. Wirtualne cząstki cały czas powstają w niej, w parach cząstka-antycząstka i natychmiast znikają. Nazywa się to fluktuacjami kwantowymi. Obecność tych cząstek wpływa na różne zjawiska fizyczne. – recytował z pamięci. Lara patrzyła na niego, jakby spadł właśnie z kosmosu w postaci owłosionego, brązowego stworka z długim nosem. Alister wyłapał jej irytujące spojrzenie.
- Dzięki, że mnie słuchasz, Laro. Jakieś pytania?
- Zakładając, że w legendzie mówimy właśnie o próżni w rozumieniu czysto fizycznym, mamy jakimś cudem zamienić się w punktowe cząstki elementarne i stworzyć parę cząstka-antycząstka? Jeżeli tak, to ja nie chcę tworzyć pary z panią obok. - powiedział Kurtis, uśmiechając się żartobliwie. Alister spojrzał na niego z przymrużeniem oka.
- Jestem pewien, że chodzi tu o próżnię fizyczną. No bo jaką inną? Słyszałaś kiedyś o jakiejś próżni w starożytności, nie wiem, może w Rzymie? Że co? Próżny grobowiec? Próżny był Neron?


Athanasia miała zupełnie inną taktykę. Siedziała w salonie z wyciągniętym atlasem i studiowała drogę do Palestyny. Nie skupiała się na słowie próżnia, stwierdziła, że jest ono mało istotne. Najwyraźniej miała rację, gdyż rozwiązywanie szło jej o wiele szybciej.
- Święta Ziemia… dom chleba… święty chleb… - mruczała pod nosem.

Trzecie to próżnia na Świętej Ziemi,
czy nic może być czymś? - pytali starożytni.
Wielką Noc wskazuje, tym się nie podzielisz.
Za mlekiem spojrzysz - dom chleba jest pusty.


Kombinowała. Nagle wstała od stołu i podeszła do niemałego regału z książkami. Nie wiedziała dokładnie sama, czego szukać. Przejeżdżała palcem po grzbietach książek i nagle zatrzymała się na jednej z nich. Nie wyciągała jej, przyglądała się jedynie tytułowi.
Nowy Testament.

W głowie kłębiły jej się słowa treści legendy. W jej oczach błyszczała iskra mówiąca Myślę. Nie przeszkadzać. Wróciła do stołu jak zahipnotyzowana. Uświadomiła sobie, że dobrze kierowała się palcem po mapie. Zajrzała jeszcze raz do atlasu. W państwie Palestyny były wymienione miasta. Na samym środku widniało pogrubioną czcionką słowo Bêt Lehem. Z języka hebrajskiego oznaczało to Dom Chleba. Według Ewangelii wg św. Mateusza i Łukasza było to miejsce narodzenia Jezusa Chrystusa.
- Betlejem! – krzyknęła do siebie triumfalnie. Sama nie wiedziała, dlaczego wcześniej na to nie wpadła. Zrozumiała trzecią część legendy. Postanowiła czym prędzej zarezerwować bilety lotnicze do Domu Chleba.


- Aby osiągnąć dostateczną próżnię, trzeba… - mruknął Kurt, przeglądając podręcznik. Lara spojrzała na niego, odwracając na chwilę wzrok od książki, która leżała przed nią. – Bla, bla, bla. A co u ciebie? – zagadał do dziewczyny. Lara uśmiechnęła się cynicznie i palcem odnalazła jakiś fragment.
- Próżnia w sensie technicznym jest to stan wysokiego rozrzedzenia gazu. Granica między rozrzedzonym gazem, a tak rozumianą próżnią jest arbitralna. Co za kretyn. Zasypał nas podręcznikami i myśli, że znajdziemy tu rozwiązanie.
- Przecież słyszałaś, że nie ma innej próżni.
- Ale legenda nie kończy się na próżni! Tam są jeszcze inne szyfry. Czym jest ten cholerny Dom Chleba? – odpowiedziała monotonnym tonem. Nie kryła znudzenia.
- Wyluzuj, Lara.
- Łatwo ci mówić! – krzyknęła rozdrażniona, zatrzaskując podręcznik. Wstała i przespacerowała się po bibliotece, po chwili zatrzymała się przy krześle Kurtisa. On zdziwiony jej irytacją, dotknął jej dłoni. Była chłodna.
- Musisz się wyluzować, inaczej będziemy tu siedzieć do rana. – przekonywał ją, ale nie dostrzegł żadnej chęci współpracy na jej twarzy. – Dobra, usiądź. Pokażę ci coś. – poprosił ostatecznie, łagodnie i potulnie. Lara spojrzała na niego niepoważnie, ale mimowolnie się uśmiechnęła, siadając mu na kolanach. Kurt wskazał jej palcem tekst w książce. – W celu otrzymania bardzo wysokiej próżni… - przeczytał. Na ułamek sekundy oderwał się od wpisu i spojrzał kobiecie prosto w oczy. Jedną ręką odgarnął pasmo włosów, które opadało na jej twarz. - … należy podczas pompowania wstępnego … - nie dokończył. Lara dłonią odwróciła jego twarz w swoją stronę i mocno pocałowała jego usta. Kurtis przerwał pocałunek, bawiła go ta sytuacja. - … wygrzać komorę próżniową… - dodał, ostatecznie zamykając książkę. Dziewczyna przegryzła wargę, znów pocałowała. – … najlepiej zrobić to na stole…  - szepnął, tym razem improwizując. Nie odrywając się od jej ust, zrzucił stos podręczników na ziemię.
- Zawsze bardziej lubiłam chemię… - wyszeptała i prawą dłoń położyła na jego głowie. Bawiła się jego włosami, targała je i głaskała. Na przemian. Bez żadnych zawahań szarpnęła Kurtisa za jego koszulę, odpinając naraz wszystkie guziki. Dziewczyna zgrabnie cofnęła się w tył, ciągnąc za sobą zachęconego mężczyznę. Nagle poczuła za sobą róg biurka. Kurtis kątem oka dostrzegł to samo. Bez zastanowienia złapał ją za biodra i usadowił na blacie. Objął ją w pasie i bez żadnej gry wstępnej rozpiął zamek swoich spodni. Jeansy opadły mu do kostek. Lara poczuła przyjemny dreszcz na ciele. Uśmiechnęła się pożądliwie, wtulając się mocno w mężczyznę, wyczuwając jego przyspieszone bicie serca. Paznokciami wbijała się w jego plecy, przyciskając go do siebie coraz bardziej gorliwie. Jego dłonie penetrowały ją całą, dotykały, pieściły każdą jej część, schodziły coraz niżej… spod jej bluzki aż do koronkowych, czarnych majteczek. Kurtis czuł jej narastające podniecenie, które mnożyło jego żywiołowość, a ona tonęła w jego pocałunkach, wyczuwała jego szybki oddech, kiedy poruszał się w niej coraz gwałtowniej, mocniej. Płonęła, cicho jęcząc, energicznymi ruchami bioder oczekiwała na więcej…
To nie była miłość.
To była chemia. W najczystszej swojej postaci pożądania.
Nagle po rezydencji rozniósł się odgłos tłuczonego szkła, jak gdyby zbiła się szyba w oknie czy lustro. - Słyszałeś? – wyszeptała, jęcząc z rozkoszy. Kurtis nie odpowiedział, posuwał się coraz szybciej. Natychmiast Lara odepchnęła go od siebie. – Zwolnij… – mruknęła półgłosem. Pytającym wzrokiem Kurt spojrzał na dziewczynę, a ona natychmiast zeszła ze stołu i zaczęła się ubierać. Podbiegła do regału z książkami i wyciągnęła jedną z nich. Regał natychmiast odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, ukazując półkę z niewielkimi pukawkami i sporym zapasem amunicji.
- Co jest? – zapytał Kurtis, nie ściszając głosu.
- Wciągaj spodnie. - Croft podała mu naładowany pistolet. Trent nadal nie wiedział, co się dzieje, jednak odgłosy na parterze świadczyły o włamaniu. Tezę tego świadczenia potwierdzały zdenerwowane głosy Zipa i Alistera dochodzące z salonu. I jeden, zupełnie obcy głos. Uciszający ich. - Sama chciałabym to wiedzieć. Kryj mnie. – dodała i odliczyła do trzech, stojąc tuż obok drzwi. Na trzy otworzyła je i rozejrzała się. Ostrożnie przeszła przez próg i spojrzała przez poręcz schodów w dół. W holu zobaczyła trzech uzbrojonych mężczyzn, zakneblowanych przyjaciół, którzy siedzieli na kanapie pod ostrzałem. Już miała dyskretnie zejść po schodach, gdy podłoga złowrogo zaskrzypiała. Dwóch z mężczyzn w holu usłyszało nieprzyjemny, cichy dźwięk i machinalnie odwróciło się w stronę bohaterów. Otworzyli ogień. Kurt wycofał się do biblioteki, Lara w mig odpowiedziała strzałem, przeskakując z wysokości pierwszego piętra poręcz i lądując na jednym z włamywaczy. Natychmiast go obezwładniła. W tym samym czasie zobaczyła dwóch mężczyzn w kominiarkach, którzy w nią celowali. Poczuła się osaczona.
- Szefie, mamy tę laleczkę. – odparł jeden. Croft była pewna, że gdzieś słyszała jego głos. Uśmiechnęła się ironicznie. Niedowierzała.
- Stoucas? – zapytała, chociaż nie potrzebowała potwierdzającej odpowiedzi. – Co was sprowadza panowie w moje skromne progi? Proszę, zdejmijcie buty i kominiarki. Winston zaparzyłby herbatę, gdyby nie był związany. Och, i, co najważniejsze, gdybyście… – złapała oddech, unosząc palec wskazujący ku górze, resztę ściskając w pięść, jak gdyby wpadając na pewien pomysł. – gdybyście nie byli zwykłymi łobuzami.
- Szefie, zostaliśmy rozpoznani! – odpowiedział napakowany osiłek. Lara przytaknęła. Spojrzała na mężczyznę, który stał za nią. Widziała już te zbyt pewne siebie oczęta. Major zdecydowanym ruchem ściągnął kominiarkę z głowy, po chwili jego popychadło zrobiło to samo.
- Myślałam, że nie żyjesz. – powiedziała Croft, patrząc Majorowi prosto w oczy.
- Opuść broń. – rozkazał mężczyzna o szczurzym pysku. Kiedy Lara odłożyła na ziemię dwie Beretty 92FS, Major uśmiechnął się sympatycznie. – A teraz powiedz, gdzie ukryłaś towarzysza.
Towarzysza? Lara przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Skąd Major wiedział o Kurtisie? Po chwili kobieta usłyszała cichy chichot. Odwracając twarz w stronę Stoucasa, zobaczyła jego szeroki, dwuznaczny uśmieszek. Lara westchnęła. Postanowiła grac na zwłokę.
- Jaką masz pewność, że byłam z kimś?
Major spoważniał. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Nie graj w kulki, Croft. Pieprzyłaś się z kimś, aż podłoga drżała. Zawołaj go i każ mu przynieść różdżkę, legendę, astrolabium i wagę.
- Leży na biurku. One z resztą też. Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać i skąd wiedziałeś, że miałam być w katakumbach? Skąd wiesz o wadze?
- Powinnaś dokładniej przeszukiwać swoje rzeczy, moja panno. – w tym samym momencie Stoucas zaśmiał się kpiąco i wyciągnął z kieszeni elektroniczny lokalizator GPS.
- Pluskwa? – zapytała. Major nie musiał wcale przytakiwać.
- Mikroskopijnej wielkości doczepiona do twojego PDA. Kiedy je rozwaliłaś, sygnał znikł, dlatego nie mogliśmy przywitać się na Paros. Ale wszyscy dobrze wiedzą, gdzie mieszkasz.
Lara spojrzała na niego pełna podziwu. Dłońmi zaczęła bić brawo.
– Gratuluję pomysłu, słusznie, słusznie… następnym razem nie dam się tak załatwić.
- Nie będziesz miała następnego razu, dziecinko. Wołaj go. – zpytał, celując jej prosto w skronie z karabinu automatycznego StG44.
- Może i jest zajebisty, ale uwierz mi, że nieprzywibruje tu.
Major stracił cierpliwość. Zabronił towarzyszom opuszczania broni i ruszył w kierunku schodów.
- Biblioteka. Pierwsze piętro, trzecie drzwi od lewej. – mruknęła, by dodać mu pewności siebie, dokładnie tak samo jak w katakumbach. Stoucas trzymał ją na muszce, drugi koleś, którego przygniotła wcześniej, wyskakując z piętra, zdążył już się pozbierać i także w nią celował. Major poczuł się zbyt pewnie. Idąc po stopniach, nagle usłyszał obok siebie świst kuli, po chwili krzyknął rozzłoszczony, upuszczając na schodach karabin. Jego krzyk zaniepokoił i rozproszył Stoucasa i jego kolegę, którzy celowali w Larę, Croft miała więc chwilę na pewny atak. Z niesamowitą szybkością podniosła swoje Beretty z podłogi i jedną z nich wycelowała w Stoucasa, drugą w jego kompana.
- Niespodzianka. – powiedziała głośno, jeszcze bardziej wytrącając wrogów z równowagi. Zdziwieni mężczyźni spojrzeli po sobie rozzłoszczeni takim obrotem spraw, natomiast kula chromowanego Desert Eagle trafiła Majora prosto w ramię. Mężczyzna popatrzył przed siebie i zobaczył Kurtisa, który pewnym ruchem przeładowywał broń.
- Cofnij się. – mruknął Trent i kiwnął głową na wysokiego szatyna. Major powoli wykonywał zadanie. – A teraz wycofaj też swoich znajomych. – rozkazał Trent władczym tonem. Major, mając przed sobą lufę pistoletu, nie miał dużego pola manewru, toteż grzecznie, skinieniem głowy kazał opuścić broń Stoucasowi i drugiemu pomocnikowi. Był on jednak osobą zdesperowaną, co zmuszało go do kombinowania.
- To my się już chyba pożegnamy… - powiedział kulturalnie, robiąc malutki krok w tył, wycofując się w stronę drzwi frontowych. Ledwo zauważalnym ruchem dłoni machnął do swoich znajomych, dając im znak do działania. Lara przyuważyła ten prawie niewidoczny gest, prawą dłonią wycelowała szybko w Majora, wtedy kolega Stoucasa podbiegł do niej i uderzył nasadą dłoni w mostek kobiety. Prawą rękę oparł na jej czole, jakby sprawdzał temperaturę, lewą sięgnął głęboko za kark. Lara wstrzymała oddech. Wiedziała, że gdyby teraz prawa dłoń wroga pchnęła jej głowę, w ułamku sekundy pękłyby jej kręgi szyjne. Pistolet wypadł jej z dłoni. W ramach odwetu z prędkością światła odwróciła się na pięcie i z całej siły zablokowała dłoń przeciwnika. Wykręciła ją mocno w tył. W tym samym czasie uniosła nogę. Dwa kopnięcia w krocze zgięły kolesia w pół i ułożyły grzecznie na ziemi. Stoucas zaatakował ją od tyłu. Mężczyzna machnął nożem, próbując ciąć Larę w bok, jednak trafił  zaledwie w powietrze kilka centymetrów przed nią. Croft zdążyła skutecznie odskoczyć i, odwracając się przodem do przeciwnika, rozłożyła szeroko ręce. Otwartymi dłońmi uderzyła w uszy pochylonego napastnika. Ten zachwiał się, wyprostował, po czym runął jak długi. Wstał i znów wyprostował się, chociaż trudno mu było złapać równowagę. Po kilku niepewnych krokach chwiał się tylko, jakby poczęstowano go litrem wódki. Nie było z niego żadnego pożytku, po następnych krokach znów wylądował na ziemi. Nóż wypadł mu z ręki. Major i Kurtis wcale się temu nie przyglądali, mieli swoje porachunki. Trent wycelował w wycofującego się do drzwi przeciwnika. Pociągnął za spust, jednak zamiast wystrzału usłyszał tylko ciche kliknięcie.
Brak amunicji! W takiej chwili!
Kurtis przeklął i odrzucił pistolet, szybko dopadając Majora przy drzwiach. Z całej siły uderzył go łokciem w kark. Zanim przeciwnik wrócił do pozycji, z której znów mógłby zaatakować, Kurtis chwycił wyciągającą się ku jego koszuli lewą dłoń i szarpnięciem wykręcił ją w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Major nawet nie jęknął, mimo postrzelonego wcześniej ramienia. Odwracając się prawie tyłem do Trenta, uderzył go z kolana sprawiając, że Kurt stracił dosłownie na kilka sekund równowagę. To jednak wystarczyło. Kopanie leżącego nie należało do zasad zalecanych przez podręczniki dobrego wychowania, ale Major miał najwyraźniej te zasady, słabszymi przeciwnikami podbiegła do Majora. Napastnik, zostawiając zbierającego w dupie, z całej siły kopiąc Kurtisa w przeponę. Trent zakrztusił się, by po chwili stracić całkowicie, choć na krótko przytomność. Croft poradziwszy sobie z dwoma poprzednimi się z ziemi Kurtisa, wślizgiem dostał się do leżącego na ziemi Stoucasa, który – ogłuszony przez Larę – dalej leżał nieprzytomny. Major sięgnął po obok poniewierający się na podłodze nóż i rzucił się na kobietę. Dziewczyna często oglądała takie sceny w tanich filmach sensacyjnych. Major leżał na niej, przygniatając ją swoim ciężarem. Błyszczące ostrze noża nieubłaganie zbliżało się do jej twarzy. Dziesięć centymetrów odległości pomiędzy bronią a jej gardłem. Nagłym szarpnięciem Croft zaskoczyła przeciwnika na tyle, że nóż nie zdążył dostatecznie zmienić kierunku, w ostatniej chwili Major jednak wypuścił swoją broń. Dziewczyna poczuła, że coś gorącego rozlewa jej się po lewym uchu. Major wstał w tym samym czasie, w którym Kurtis oprzytomniał. Sięgnął po nóż i pobiegł do Trenta, który, łapiąc oddech, wstawał z ziemi. Zanim bohater zdążył zareagować, Major stanął za nim i przyłożył mu nóż do gardła. W tym samym czasie Croft podniosła z ziemi swoją broń i wycelowała w niego.
- Strzelaj! - krzyknął Kurtis, będąc żywą tarczą. Wiele ryzykował, ale chciał, by zabawa z włamywaczem w końcu się skończyła. Ufał Larze, wiedział, że ma zbyt dobrą celowość, by spudłować. Mimo wszystko jednak sama Lara nie ufała sobie aż tak mocno.
- Właśnie, strzelaj! - dopingował Major. – Hehe, Stoucas, wstawaj głupcze! – podniósł głos, by po chwili jego nadal kiwający się na boki pomocnik podszedł do swojego szefa. Major uśmiechnął się do Lary i wraz z Kurtisem - który nie miał zbyt wielkiej szansy na kontratak i obronę z ostrzem przy krtani - wycofywał się do drzwi frontowych. Croft nadal celowała, ale od razu wiedziała, że nie zaryzykuje życia towarzysza.
Ba. Kochanka.
Przypomniała sobie o niedawnej, niedokończonej przygodzie w bibliotece. Nie mogła sobie pozwolić na to, by tego kiedyś tego nie skończyć. Uśmiechnęła się do swoich myśli i opuściła broń.
- Dobra, spadaj! - krzyknęła do Majora. - I tak cię jeszcze dorwę, gnoju.
- To się jeszcze okaże. -  odpowiedział Major i odrzucił Kurtisa przed siebie, uciekając z przyjacielem drzwiami. Kurt chciał się rzucić za nimi w pogoń, ale Lara zatrzymała go już po chwili.
- Nie warto. – oznajmiła twardo, po czym wtuliła się w jego spocone ramię. Kurt spojrzał na jej zranione ucho.
- Krwawisz. - stwierdził niepotrzebnie, gdyż Croft tylko przytaknęła skinieniem głowy. Nagle po pomieszczeniu rozniosło się znaczące chrząknięcie. Bohaterowie odwrócili się za siebie i dostrzegli siedzących na kanapie, związanych i zakneblowanych przyjaciół. Uśmiechnęła się do nich ciepło i  zbliżyła się do nich w celu zwrócenia im z dawna oczekiwanej wolności. Kurtis natomiast spojrzał na leżącego na ziemi, nadal nieprzytomnego kompana, którego Major nie chciał zabierać ze sobą.
- Co z nim robimy?
- Piękna akcja! – krzyknął podekscytowany Alister. – Nie miałaby miejsca, gdybyście w ciszy studiowali podręczniki…
- Związali nas! – dodał oburzony Zip.
- Nic wam nie jest? – Winston okazywał więcej troski niż pozostali poszkodowani.
- Nic. – odpowiedziała Lara i do Winstona, i do Kurtisa. – potrzymaj. – mruknęła, podając Zipowi linę. Podeszła do nieprzytomnego przeciwnika i poprosiła Trenta o pomoc. Razem usadowili mężczyznę na kanapie i związali mocno. – Zaraz zadzwonię na policję. Niech go zabiorą.




CDN


Rozdział dedykuję Pati-Ann, dziękuję Ci za te rozmowy na G-G i, chociaż często mamy odmienne poglądy na świat, to łączy nas chęć pisania o Larze. Nadal uważam, że Twoje sceny erotyczne są dużo lepsze od moich :D

4 komentarze:

  1. Tyle treści, a tak mi zleciało szybko, że nie wiem. Ale świadczy to o wartości.
    Genialne, to chyba żadna nowość xD

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-15 09:44

    OdpowiedzUsuń
  2. No cudownie.... Ile to oni razy już zrobili? xD Lara z tego opowiadania jest napalona;P
    A Kurt?.. Zdaje mi się, że sie nie zmienił... Nadal jest pustym podrywaczem...(double-fate)
    Rozdział świetny jak każde inne:)))
    (A i na pewno gapnę na to wasze nowe opo-parodia;P)

    komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-15 21:41

    OdpowiedzUsuń
  3. MoonPanther (Pati-Ann)16 lipca 2012 09:42

    Jej dziękuję ci kochana za te miłe słówka i dedykacje! I za świetną reklamę mojego bloga, naprawdę tak mi miło, że pomyślałaś;-* Ile ja już Tobie zawdzięczam?;-*
    Szkoda , że tak mało jej osób takich szczerych jak Ty. A co się tyczy rozdziału, to czekałam na niego niecierpliwie i było naprawdę warto. Byłam pewna, że to cholerne szkło stłukł Zip albo Winston albo ktoś przez przypadek, a tu kurde zbirki;-* Fajnie się czytało i wiesz co, w jednym nie masz racji!!!!! Moje sceny erotyczne w opowiadaniu są lepsze niż Twoje?????? hahhahahhaaa może i tak było ale nie po tym rozdziale złociutka! Tym rozdziałem i sceną erotyczną mnie pobiłaś na głowę, naprawdę możesz mi wierzyć, do pięt Ci nimi nie dorastam! ;-* No ale cóż, poczekaj jaką ja ci rypnę dedykację pod rozdziałem bo zasłużyłaś i to jak! To co, ja lecę pisać kolejny rozdział bo nie ma bata też Ci chce coś miłego napisać pod spodem. Wpadnę na 9 rozdział, daj mi znać o nim, świetne opowiadanie. Aż się chce czytać. Dobra bo nie skończe dziś gadać. Nie przeciągam już struny i spływam, jest świetnie i tyle! ;-D

    komentarz napisany na HL Onet - 2010-08-16 14:11

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha. Dobre to przejście "dlaczego mówimy do siebie po nazwiskach?" xD ... O nieee... mechanika kwantowa... to zło. W ogóle z tej Lary niezły agresor ;] Niezły rozdział, niezły. Zresztą jak zawsze.
    U mnie nowy rozdział.. miło było w Niemczech, na szczęście nie po stronie NRD. I proszę o przeczytanie informacji powyżej rozdziału :)

    komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-18 15:34

    OdpowiedzUsuń