Rozdział osiemnasty

„Skała”

Nie podobało jej się tempo swojej pracy, tym bardziej, że w działaniu w ogóle nie posuwała się naprzód. Przecież rozwiązała kolejną część legendy już kila dni temu! Znała odpowiedź na następne, nurtujące pytania, tymczasem wysiadała z autokaru w żółwim tempie, nosząc na plecach paskudnie ogromną torbę z bagażem. Klęła w myślach na samą siebie, po cholerę jej była prostownica do włosów, kosmetyczka, multum ubrań i apteczka, skoro rzadko z nich korzystała, a to ostatnie było jej najmniej potrzebne. Bandaże? Gazy? Pudło tabletek? Co najwyżej potrzebowała plastrów na opuchnięte pięty stóp. Chciała i lubiła dobrze wyglądać, obuwie na sporym obcasie w warunkach, z jakimi przyszło jej się zmierzyć, było niewygodne i nie nadawało się na długie spacery po nierównych powierzchniach tureckich chodników. Athanasia nie znała się na takiej pracy. Owszem, była świetną nauczycielką historii, posiadała wiedzę o mitach, legendach oraz orientowała się jak nikt inny w dziedzinie geografii. Nie potrafiła jednak walczyć, nie nosiła broni, nie czuła, że będzie jej ona kiedykolwiek potrzebna. Szukała noclegu, więc postanowiła zameldować się w hotelu położonym najbliżej wybrzeża, by móc w końcu dostać się do jaskini i zabrać upragniony artefakt… Kolejny, który byłby jej kartą przetargową w jakimś muzeum i przyniósłby jej nie tylko kilkukrotną wartość pieniężną swojej rocznej pensji, jaką dostawała na uniwersytecie, ale i sławę. Dodatkowo satysfakcję, że po raz kolejny w końcu utrze nosa Trencie i jego nowej wybrance serca.

- Jest licencja? – Robert oczekiwał na czyn spokojnego, aczkolwiek flegmatycznego w ruchach mężczyzny.
- Panowie z policji?
- To nieistotne. Proszę okazać dokument, który potwierdziłby, że ma pan prawo na długodystansowe loty takimi maszynami. – Levis nie patyczkował się z przesłuchiwanym. Wskazał palcem na stojący obok lotniskowego hangaru Gulfstream 200. Dante spojrzał na inspektora podejrzanym wzrokiem. Nie wykonał żadnego ruchu, nie szukał dokumentu.
- Ma pan nakaz?
- Zaraz ci powiem coś o moim nakazie. Nazywam się Robert Levis i jestem głównym inspektorem agencji SOCA. A ty jesteś facetem, który musi mi powiedzieć, gdzie aktualnie znajduje się lady Croft.
- Ale…
- Nie mam czasu na pierdoły, Leydon. Twój numer telefonu znalazłem w jej pokoju, obok zdjęcia, na którym świetnie się razem prezentowaliście, łatwo było cię namierzyć. Gdzie ona jest? – Zapytał szybko. Dante nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Czuł, że kolana uginają mu się pod wpływem niemocy. Nie był dobrym kłamcą, nie potrafił odmówić pomocy przyjaciółce i teraz zbiera za to zasłużone żniwo. Miał do wyboru dwie bramki: utratę przyjaźni albo konsekwencje prawne. Szybko zdecydował. Postanowił być wierny dziewczynie. Był pewny, że ona zrobiłaby to samo dla niego.
- Lary nie widziałem długi szmat czasu. Ostatni raz miałem z nią kontakt kilka lat temu, w Indiach i… - Nie zdążył dokończyć ściemy. Robert rozejrzał się, patrząc ostrożnie na swoich pomocników z agencji i towarzysza, porucznika Chestera Mulieresa. Chwycił Dantego mocno za ramię i poprowadził kilka kroków na ubocze. Z daleka od śledczych.
- Kopiemy piłkę do jednej bramki. – Powiedział w końcu, puszczając ciągniętego za sobą pilota. – Lara jest moją znajomą. Uciekła z Polski nie tylko, by ratować własny tyłek przed pudłem, ale i by dorwać Majora. Słyszałeś o nim? – Dante nie odpowiedział. Znów wzruszył ramionami. Nie chciał przesadnie ufać inspektorowi. Robert kontynuował. – To zbieg z więzienia. Oskarżony o napady, handel narkotykowy, przemyt samochodowy i... Jak bardzo mogę ci zaufać? – Zadał kolejne pytanie półszeptem. Leydon spojrzał na niego poważnym wzrokiem. Wziął głęboki wdech i w końcu postanowił się odezwać.
- Kontynuuj.
- Zapewne byłeś jej przyjacielem, bywałeś u niej w rezydencji, znałeś jej najbliższych. Ja także. Kilka dni temu zajrzałem tam i mam stuprocentową pewność, że Winston Smith, Alister Fletcher i… Ten trzeci…
- Zip?
- Właśnie on. Nie mogłem nigdzie dorwać jego danych osobowych, no mniejsza. Zostali porwani właśnie przez owego Majora. Teraz mam do ciebie prośbę. Najpierw powiedz mi, gdzie jest Lara, bym mógł jej o wszystkim opowiedzieć i pomóc w dorwaniu gnoja, następnie zamknij dziób na wyimaginowaną kłódkę i nie informuj Lary, że jej szukam.
- Niby dlaczego mam jej nie mówić? I jak to „porwani”? Masz jakieś informacje? Żyją? Gdzie są?
- Nie mogę ci powiedzieć nic więcej, przykro mi. Nie mów jej, bo jest nerwowa i, gdy uświadomisz jej pewne fakty zbyt szybko, dodatkowo przez telefon, może zrobić kilka głupstw i znowu wyląduje przed sądem. – Powiedział z dobitną pewnością siebie w głosie. Leydon zastanowił się chwilę nad jego słowami. Brzmiały nad wyraz sensownie. W końcu musiał przyznać rację inspektorowi. Oczami wyobraźni już widział wkurzoną Larę, która zdesperowana i agresywna, zaczyna kłócić się z doręczycielem nowiny. Nie chciałby być wtedy w skórze Levisa.
- Niech ci będzie. Lara przebywa na terenie Turcji. Dokładnego położenia nie znam, ale wspominała, że będzie nocowała na jakimś wygwizdówku, niedaleko wybrzeża Morza Śródziemnego.  – Nie musiał więcej mówić. Levis pokiwał mu głową i uśmiechnął się w ramach podziękowania. Poklepał go po ramieniu i wrócił do swoich towarzyszy.

- Jeżeli, ktoś coś usłyszy, to prawdopodobnie jęki starej wdowy. Legenda głosi, że w zamku przez pewien okres czasu mieszkała prosta rodzina rybacka. Kiedy mąż przepięknej kobiety wypłynął na morze i nie wrócił, żona z rozpaczy popełniła samobójstwo, od tamtej pory straszy w zamkowych komnatach. – Recytował przewodnik. Trent miał dosyć słuchania wyssanych z palca opowieści.
- A lochy? – Zapytał pełen ciekawości.
- Lochy to bardzo dobre pytanie, panie Kurtisie. Nie działały, jak w innych zamkach, a ci, którzy raz się tam dostali, już nigdy nie wychodzili z nich żywi. Można się tam było dostać tylko jednym sposobem, przez średniowieczne ubikacje. Były one skonstruowane tak, że gdy jakiś skazany chciał skorzystać z toalety, otwierała się zapadnia i mężczyzna spadał kilkanaście metrów w dół, do pomieszczenia lochów, z którego nie było żadnego wyjścia, nie było więc chociażby możliwości podania takiemu skazanemu posiłku. Nie wspominając już o tym, że taki skazany trafiał tam cały połamany, spadając z takiej wysokości, umierał więc w okropnych męczarniach.
- Są teraz dostępne dla zwiedzających? – Pytał dalej Trent. Nie tyle chciał, by przewodnik mówił o czymś ciekawszym niż legenda o wdowie, nie zależało mu na tym wcale, i tak go wcześniej nie słuchał… ale prawdopodobnie to właśnie lochy mogły doprowadzić go do jaskini morskiej.
- Mury zamku w miejscu lochów wybudowane były z płasko ułożonych kamieni, spojonych zaprawą wapienną, więc z biegiem czasu łatwo przedarła się tam woda, zalewając pomieszczenie. Lochy nie są dostępne dla zwiedzających. A teraz wracając do naszej wdowy… – Kontynuował przewodnik. Kurtis westchnął, nie miał zamiaru dalej go słuchać.  Rozejrzał się dokładnie po raz kolejny tego wieczoru. Jak nigdy wcześniej, teren zamku nie był otoczony strażnikami i ochroniarzami zabytków. Przewodnik był zajęty swoim monologiem, gnał dziarsko w przód, prowadząc za sobą posłuszną grupę nierozgarniętych turystów. „Teraz, albo nigdy”- pomyślał Trent, dodając sobie odwagi. Najpierw niepostrzeżenie zwolnił, wycofując się na koniec grupy, następnie niezauważalnie skręcił w zaułek w lewo, przeskakując kilka schodów, które prowadziły w dół korytarza. Schody zagrodzone były czerwoną taśmą ostrzegającą, że nie ma tam przejścia dla żadnych turystów. Kurt nie przejął się tym. Jednym cichym susem przeskoczył taśmę. Gdy tylko zszedł na sam dół i skręcił w ciemny korytarz, usłyszał krok, następnie poczuł, jak ktoś klepie jego ramię.
- Mam nadzieję, że znalazł się pan tu przypadkiem. – Mruknął konserwator powierzchni płaskich. Trent spojrzał najpierw w jego oczy, potem przyjrzał się trzymanej przez niego miotle. Uśmiechnął się do siebie i zanim sprzątacz wykonał jakikolwiek ruch, Trent wyrwał mu z dłoni narzędzie pracy i mocno pchnął mężczyznę na ścianę, przytrzymując kij od miotły blisko jego szyi, uniemożliwiając cieciowi jakikolwiek ruch.
- Gdzie znajdę komnatę z ubikacjami?
- Trzeba… Trzeba klucz… - Mężczyzna zaczął się krztusić. Kurtis lekko popuścił ścisk miotły.
- Gdzie więc znajdę ten klucz? – Zadał kolejne pytanie. Cieć nie odpowiedział, wiec Kurtis bez ogłady sprzedał mu kopniaka w krocze. Mężczyzna zwinął się w kulkę, a ton jego głosu znacznie się podwyższył.
- Lewa kieszeń. Numer siedemnaście.
- Gdzie znajdę te pomieszczenie?
- Ostatnie drzwi korytarzem prosto.
- Świetnie. – Zakończył rozmowę Trent, ciesząc się z faktu, że nie będzie musiał długo błądzić. Mocniej przydusił go miotłą, aż w końcu mężczyzna stracił przytomność. Trent delikatnie położył go na ziemi, by nie narobić większego hałasu, po czym wydobył pęczek kluczy z kieszeni sprzątacza i wybrał dwa, pierwszy z blaszką o numerze siedemnastym, drugi natomiast z blaszką z napisem „kantorek”. Za zakrętem znalazł owy kantor sprzątacza i zamknął w nim nieprzytomnego ciecia, usadawiając go na sporej wielkości odkurzaczu. Gdy się obudzi, Trent powinien być już z dziewczyną.

Pływanie po podwodnych korytarzach z niewygodnym aparatem tlenowym, w jeszcze mniej wygodnym ubiorze stawało się powoli rutyną. Kobieta długo błądziła, szukając jakiegokolwiek brzegu, skalnej kładki czy chociażby podestu, by móc w końcu przejść do jaskini i móc zająć się poszukiwaniem artefaktu. Lara zastanawiała się, co teraz trafi w jej ręce. Miała już złote astrolabium, niewielką wagę szalkową i cyrkiel. Trzy z czterech artefaktów. Coraz bardziej była pewna tego, że w Betlejem wyprzedziła ją rudowłosa, zabierając coś zza obrazu Matki Boskiej. Nie myślała jednak o tym długo, bo w konsekwencji zaczynała też myśleć też o Kurtisie, a wobec niego miała wciąż mieszane uczucia. Promień latarki rozświetlał skalne ściany podwodnego labiryntu, w poszukiwaniu otworu, który prowadziłby do jaskini. Nagle, jak na zawołanie Croft dostrzegła sporej wielkości dziurę, wykutą na ponad metr szerokości. Prowadził w górę, więc dziewczyna bez zawahania wpłynęła do niego i wnet wypłynęła na powierzchnię. Stanęła na kamiennej platformie. Zastanawiała się, czy nadal jest bardziej w jaskini morskiej, czy może już na terenie zamku. Mimo to cieszyła się, że może pozostawić swój strój do nurkowania i teraz już tylko iść przed siebie kamiennym korytarzem. Jedyna droga prowadziła wciąż prosto. Croft napotykała pajęczyny, śliskie, skalne płytki, jak gdyby chodnikowe, na których stawiała kolejne kroki. Towarzyszyły jej też porośnięte ciemnymi glonami ściany. Stęchłe powietrze podziemi nie pozwalało na głęboki oddech. Prócz własnych kroków i przyspieszonego oddechu, słyszała kapiącą wodę, osypujące się ze ścian kawałki rozmoczonych murów. W dali piszczały szczury. Na to wszystko nakładał się szum wody, którą pozostawiła za sobą. Po chwili natrafiła na krąg kamieni, dopiero bliższa lustracja pokazała, że jest to po części zawalona, stara studnia. Na dnie nie zobaczyła ani kropelki wody. Bez zastanowienia wrzuciła do środka flarę. Światło rozproszyło się i wyglądało, jak gdyby studnia w dole była szersza niż w miejscu, gdzie stała Lara. Kobieta posłużyła się magnetyczną linką. Weszła do środka. Przejście na dnie studni było wąskie tak bardzo, że idąc, dotykała łokciami ścian. Co kilka metrów musiała pochylać głowę, by nie zawadzić o ceglaste łuki wzmacniające sklepienie. Zrobiła jeszcze kilka kroków w przód, gdy poczuła, że grunt osuwa jej się spod nóg. Trafiła prawym butem w nicość i przeklęła głośno. Chciała się cofnąć w tył, ale na taki manewr było już za późno, więc aby nie wpaść w pułapkę, odbiła się mocno i, wypuszczając z ręki latarkę, chwyciła obiema dłońmi przeciwną krawędź dziury. Wdrapała się z powrotem na platformę. Obecność pułapki ucieszyła ją, jak nigdy. Był to znak, że dziewczyna znajdowała się coraz bliżej komnaty, gdzie miała znaleźć kolejny artefakt. Lara zatrzymała się, woda kapała z niej niemiłosiernie, a w podziemnych korytarzach zaczynało robić się zimno. Wyciągnęła z torby jedną z flar i zapaliła je. Nagły szelest i kwik wypełnił całe pomieszczenie. Lara oparła się o ścianę i schyliła głowę, stado nietoperzy odczepiało się od sufitu i wydostawało się ze szpar w kamieniu. Zwierzęta kłębiły się, uderzając dziewczynę skrzydłami. Lara natychmiast wyrzuciła flarę najdalej jak potrafiła, aż światło zgasło w skalnej kałuży. Atak latających ssaków szybko złagodniał, aż w końcu ucichł całkowicie. Dziewczyna rozgoryczona faktem, że musi na chwilę zaprzestać korzystania z pomocniczego światła, ruszyła dalej. Musiała uważać, podłoże było śliskie jak na lodowisku. Szła bacznie przed siebie, ostrożnie stawiając kolejne kroki, aż w końcu trafiła na ślepy zaułek. Jedynym wyjściem z tego pomieszczenia była rzeka. Pierwszy raz widziała w labiryncie korytarzy podziemną rzeką o takiej wielkości. Miała kilkanaście metrów głębokości i wpływała w jakiś ciemny kanał. Dziewczyna zaczęła żałować, że zostawiła niewygodny strój do nurkowania przy pierwszym brzegu, gdy wyszła z morza do jaskini. Nie mając innego wyjścia – wskoczyła do wody. Przed nią rozciągał się wodny korytarz. Choć przeprawa nie trwała długo, wydawało się jej, że płynie z dobrą godzinę. Zmarzła straszliwie, aż w końcu zorientowała się, że po swojej lewej ręce ma skalną półkę. Bez zastanowienia wdrapała się na nią i, rozpalając kolejną z flar, ruszyła w następny, kamienny tunel. Nie był długi, Lara z zadowoleniem, zapominając o chłodzie, wkroczyła pewnym krokiem do ogromnej komnaty, która wielkością przypominała halę fabryczną. Na samym jej środku stała potężna konstrukcja klepsydry, olbrzymiej co najmniej na sześć metrów. Wykonana była z czystego szkła, jej dolna część przepełniona była piaskiem. Klepsydrę otaczały metalowe pierścienie i kolumny. Dziewczyna nie miała pojęcia, do czego mogłyby one służyć.  Croft obeszła ją dookoła. Czuła, że stoi przed rozwiązaniem kolejnej zagadki, jaka pozwoli jej zdobyć upragniony artefakt.

Kurtisowi nie podobała się strefa lochów. Ledwo opuścił się do nich zapadnią po linie z zamkowych ubikacji, a już natrafił na pierwsze szczątki ludzkich kości, odór stęchlizny i wilgoci. Kamienne płyty, po których deptał, zalegała warstwa błotnistego osadu, między ścianami falowały ogromne pajęczyny. Latarka wydobywała z cienia coraz to nowe, puste nisze. Pajęczyny przylepiały mu się do twarzy. Nie zważając na ludzkie szczątki sprzed setek lat i wlewającą mu się do butów wodę, szybko szedł dalej, przed siebie. Lochy zamku faktycznie były zalane,  poziom wody podwyższał się coraz bardziej z każdym krokiem w przód.
- To dobry znak. - Mruknął Kurtis, pamiętając, że jaskinia, w której znajduje się Lara jest jaskinią morską. Jednego był pewny - nie wyjdzie suchy z tej przygody. Woda sięgała mu już do pasa. Rozwidlenie lochów na chwilę tylko go zatrzymało, jednak Trent nie miał czasu na losowanie drogi. Wybrał ścieżkę lewą. Po kilku krokach zaczął żałować tego wyboru. Najpierw usłyszał zgrzyt kamieni, po których stąpał, zamoczony w wodzie, następnie posadzka pod jego stopami drgnęła. Nie miał szans na wycofanie się, chodnik zamienił się w pochylnię. Zanim się zorientował, sunął butami po śliskiej nawierzchni, starając się nie stracić równowagi. W ostatniej chwili odskoczył i złapał się skalnej wyrwy. Nie chcąc dłużej patrzeć w dół, na wystające z ziemi kolce, napiął mięśnie rąk i przesunął się w prawo, by wylądować na bezpiecznej platformie.
- Zamkowe pułapki… - Mruknął Kurtis z wyraźną odrazą w głosie, wzdychając. – Jak gdyby podmokłe lochy nie były same w sobie kłopotliwe.

                Nietoperze, znajdujące się nad sklepieniem komnaty, nie były wcale aż tak ruchliwe, jak swoi poprzednicy. Larę cieszył ten fakt, mogła spokojnie przeszukiwać pomieszczenie z flarą w ręku. Kilkakrotnie już rozglądała się po wnętrzu, ale nie dostrzegła nic. Żadnej dźwigni, żadnego klucza, które uruchamiałyby olbrzymią klepsydrę. Co ciekawe, obok konstrukcji znajdował się mały podest z wygrawerowanymi, połyskującymi w złocie symbolami Bizancjum, na którym powinien znaleźć się artefakt. Kobieta drgnęła i instynktownie odwróciła się. Coś usłyszała, nie była jednak pewna, co. Intuicja podpowiadała jej, że był to dźwięk chlustu, jaki tworzył się podczas skoku w kałużę. Czekała, aż odgłos powtórzy się, nic takiego jednak nie nastąpiło. Croft ostatecznie wzruszyła ramionami i wróciła do oglądania postumentu.
               
Kurtis doszedł do kolejnego zakrętu. Zastanawiał się, jak długo będzie musiał jeszcze iść prawie całkowicie przemoczony. Zaczynało i jemu robić się zimno. Uświadomił sobie, że w normalnych warunkach spałby sobie w najlepsze w wygodnym wyrku, albo popijał piwo w jakimś tanim, czeskim barze. Tylko, że z drugiej strony dobrowolnie wepchnął się w taką przygodę, w końcu musiał przyznać przed samym sobą… Mimo, iż wiało mu po nerkach i powoli bolały go dawno niećwiczone mięśnie, był w swoim żywiole, czuł się fantastycznie. Dodatkowo radował go fakt, że to wszystko robi dla kobiety. I to nie byle jakiej. Nagle poczuł, że butem trafił w kolejną, dość głęboką kałużę. Natychmiast wycofał nogę i ominął kawał wody. W tym samym czasie spojrzał przed siebie. Dostrzegł w oddali słabo widoczny promień zielonego światła. „Flara…” – pomyślał, powoli i bezszelestnie ruszając w przód, krok po kroczku.  Był coraz bliżej komnaty, z której dochodziło światło. Nie chciałby teraz zobaczyć swojego odbicia w lustrze, dziwiła go własna skrucha. Przez dłuższą chwilę obserwował, jak kobieta dotyka piedestału, znajdującego się obok zadziwiającej klepsydry, na którą nawet nie spojrzał. Nie interesowała go archeologia. Wahał się. Podejść? Głupstwem byłoby pozostawienie jej tu i odejście. Wtedy poświęcenie czasu i energii byłoby daremne. Trent sam w sobie czuł się daremny i niepotrzebny. Zbyt długo był chujem. Mógłby tak stać wieczność i przyglądać się pewnej i silnej, choć bardzo kobiecej sylwetce. Zrobił kolejny krok ku niej, rozchylając ostrożnie usta, by przyspieszony oddech nie był przesadnie słyszalny. Spojrzał na swoje dłonie i zauważył, że drżą. Stado mrówek przemaszerowało po jego plecach. Czego się bał? Odrzucenia? Nienawiści, którą dostrzeże w jej oczach? „Raz kozie śmierć…” – pomyślał, choć przez chwilę wydawało mu się, że szepnął. Zrobił kolejny krok ku kobiecie. Ta nagle skierowała twarz w jego stronę. Reszta sylwetki nadal była odwrócona plecami.
- Długo tak stoisz? – Zapytała donośnym głosem, przyglądając się mężczyźnie i przerywając w końcu nieznośną ciszę. Jej twarz wydawała się być kamienna, pozbawiona wszelkich uczuć, wypruta z emocji. Przez moment dostrzegła na twarzy Kurtisa rumieniec.
- Skąd wi… - Nie dokończył. Dostrzegł, jak dziewczyna wykonuje szybki manewr i odwraca się, wyciągając z torby broń. „Mogłem to przewidzieć…” - pomyślał. Znał Larę na tyle, by potrafić podejrzewać, co będzie chciała zrobić. - Laro… - Próbował załagodzić nieprzyjemny wstęp. Na próżno.
- Daruj sobie Trent i oddawaj artefakt. – Odpowiedziała i, patrząc prosto w jego niebieskie oczy, spokojnym ruchem przeładowała pukawkę niewielkiego kalibru. Kurtis widział już takie zabawki. Mogły one spowodować całkiem duże szkody, odbijające się na zdrowiu obiektu, w który się celuje. Szczególnie, jeśli obiekt był dość żywy. Kurt impulsywnie wykonał krok w tył. Dziewczyna nigdy nie widziała takiej pokory, kryjącej się gdzieś w tym niezrównoważonym, jak sądziła, człowieku.
- Nie mam go.
- Łżesz! – Podniosła głos. Kurtis nigdy nie widział jej w takiej desperacji, jak gdyby zdobycie artefaktu było najważniejszym celem jej życia. Wyglądała, jak twarda skała, nieugięta i pewna siebie, zdecydowana, ale martwa w środku. „Nie…” - przypomniał sobie - „Widziałem ją już taką… za drugim razem w Alcatraz, kiedy mściła się na Jarmili…”. Miała obłęd i desperację w oczach. Teraz wyglądała podobnie.
- Sprawdź mnie! – Przez moment zadowolony był z takiej odpowiedzi, lubił być zaczepny, jednak po chwili pożałował swoich słów. Nie musiał Larze drugi raz powtarzać. Postawił jej wyzwanie, nie powinien był tego robić, dziewczyna była zaborcza.
- Oddawaj! - Ryknęła. Niespodziewanie, w kierunku mężczyzny padł jeden strzał, potem drugi. Kurtis rzucił się przed siebie. Schował się za jedną z kolumn, a Lara obeszła ją dookoła i znów strzeliła. Magazynek jej spluwy miał sześć naboi. Trzy wypadły. Mokry i zziębnięty Trent biegł chwilę, padały kolejne strzały. Pięć. Został ostatni. Kiedy do uszu mężczyzny dotarł szósty huk wystrzału - zaklął.
- Nie mam! Nie rozumiesz tego?! Jestem tu dla ciebie! Nie dla artefaktu! To ciebie szukam! Tylko ciebie... - Ostatnie słowa wypowiedział cicho, prawie szeptem. Larę wmurowało. Zatrzymała się, obserwując, jak zdyszany Kurtis, schowany za kolejną kolumną, najpierw opiera się o nią, następnie opada delikatnie na ziemię. Pierwszy raz w życiu usłyszała takie słowa, wypowiadane w jej kierunku. W jego krzyku nie rozpoznała żadnej nutki kłamstwa. Intuicja podpowiadała jej, że mężczyzna jest wobec niej szczery, jak nigdy w życiu. Opuściła broń, powoli, spokojnym krokiem podeszła w jego stronę. Zobaczyła, jak siedzi na posadzce, odrobinę zamoczony w jakiejś kałuży. Nie patrzył na nią.
- Przyjechałem tu dla ciebie. Chciałem ci tylko... powiedzieć, że mogłem zeznawać… ale nie chciałem. Dopiero jak jak zobaczyłem twoją ucieczkę to coś mnie…
- Kurtis... - Szepnęła i ostatecznie schowała broń. Spojrzała najpierw na niego, potem na wodę, w której siedział. Doszczętnie przemókł.
- ... tknęło. Chciałem ci udowodnić, że wcale nie pieprzę każdego zadania, że wcale nie jestem zdrajcą. Owszem, na początku chciałem też wrócić do Athanasii, ale z tobą móc pracować. Stwierdziła, że jestem darmozjadem, więc zatrudniłem się u ciebie. A ona mnie wykiwała i zamiast cieszyć się, że w końcu znalazłem robotę... Zabrała mi ją. Odebrała mi wszystko, co było dla mnie najważniejsze. Siebie. Pracę przy twoim boku... W końcu nawet ciebie.
- Nic nie mów. - Dziewczyna uklękła obok i położyła palec na ustach mężczyzny, po czym zdjęła z pleców swój plecak i wyciągnęła z niego apteczkę. - Przepraszam cię. - dodała, podwijając mężczyźnie rękaw i krzywiąc się na widok prawego przedramienia. Ciekła z niego jasna, tętnicza krew.
- Tylko mnie drasnęłaś. Nic mi nie jest. - Chłopak uśmiechnął się delikatnie, gdy Lara odkaziła i zabandażowała mu ranę.
- Pamiętaj, co dziesięć minut rozluźniaj opaskę. Krew nie może przestać krążyć.
- Wiem. Inaczej łapa mi uschnie. - Kurtis poruszył prawą ręką, nawet nie czując bólu lub umiejętnie sprawiając wrażenie, że się nim nie przejmuje. Lara uwielbiała te ściemy i granie twardziela, którym ostatecznie był. Gdyby oberwał poważniej, i tak by stwierdził, że to tylko draśnięcie. Zawsze używał tego słowa. Nie chciał, by dziewczyna miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Nawet, jeżeli schrzaniła. Lara owe wyrzuty posiadała, ale równie głośno odzywał się w niej zdrowy rozsądek. Kucając obok Kurtisa, przegrzebała mu kieszenie i zawartość plecaka.
- Nie ufasz mi. – Mruknął, nie przeszkadzając jej w zabiegu. Gdyby opieprzył ją za grzebanie w jej rzeczach, pewnie pomyślałaby, że niebieskooki ma coś do ukrycia.
- Nie dziw mi się.
- Ja tylko chcę…
- Cii… nic nie mów. Wstań. – Powiedziała, gdy już zupełnie upewniła się, że mężczyzna nie zwędził jej zdobyczy. Próbowała podnieść go z mokrej posadzki, ale Trent odmówił pomocy, odczuwając poczucie męskiej dumy i własnej wartości, samemu podnosząc się na równe nogi. Rana postrzałowa nie była dla niego żadnym problemem.
- Chcę… nie. Przepraszam. Nie chcę. Tylko proszę, byś mi wybaczyła. Usłyszałem o twojej brawurowej ucieczce, Laro… - Wyszeptał. Dziewczyna poczuła na plecach ciarki. Ten głos… Kiedy wypowiadał jej imię głośno, mimo panującego chłodu, poczuła rozchodzące się w niej ciepło. Tęskniła za tym głosem. Tym, a nie jego przekleństwami w słuchawce telefonu. Od zawsze dziwiło ją, że często mówili do siebie po nazwisku, a kiedy Kurtis wypowiadał jej imię… to było nienaturalne dla niej, bardzo rzadkie, co czyniło to wyjątkowym. A same dreszcze, które zwykle miała, słysząc ten głos – sama musiała przyznać – były przyjemne.
- Że niby się zmieniłeś? Mam ci wierzyć? – Zapytała. Nie chciała, by jej słowa zabrzmiały srogo, w końcu była odpowiedzialna za przestrzelone ramię mężczyzny, jednak nie mogła wybaczyć mu wszystkiego. Postanowiła nie odkopywać śmieci sprzed kilku lat – zamknięcia Alcatraz i wybranie długonogiej policjantki zamiast niej. Ale nie do końca mogła wybaczyć mu nowych przekrętów - tego, że pozwolił uciec Athanasii w Betlejem, że zostawił u niej treść legendy, nie pomógł Larze zeznawać w sądzie…
- Miałem źle poukładane priorytety. – Odpowiedział spokojnie, przyznając się do własnych błędów. Nie winił Lary za postrzał. Dla niego nie był to ból nie do zniesienia, a biorąc pod uwagę, że okłamywał ją wcześniej na każdym kroku, teraz też mógłby zwinąć jej artefakt sprzed nosa. Będąc na jej miejscu pewnie też miałby ochotę zakopać siebie żywcem. Nie żywił do niej urazy.
- Ściemniasz, Trent. Ruda dała ci kosza i wracasz z podkulonym ogonem. – Powiedziała, robiąc kilka kroków w stronę klepsydry. Nie chciała już więcej tracić czasu na gadanie, skoro mogła prowadzić rozmowę i w tym samym czasie pracować. Kurtis ruszył za nią.
- Wiem, jak to wygląda. Ale tęsknię za tobą cholernie.
- Okłamałeś mnie. Przez ciebie straciłam artefakt w Palestynie! – Krzyknęła. Znów przyglądała się postumentowi. Miała do siebie lekki żal, że wydziera się na Kurtisa, może gdyby mężczyzna zwijał się z bólu i starał się z nią kłócić tak, jak zawsze, miałaby większe wyrzuty sumienia, teraz, gdy jest potulny jak baranek i udaje, że nic mu nie jest, Croft nie mogła się powstrzymać od dalszej arogancji. Kurtis podążał za nią, aż w końcu stanął tuż obok niej. Może nawet zbyt blisko.
- Lara! – Krzyknął w końcu, łapiąc zdrową ręką jej nadgarstek i odrywając go od piedestału. – Do cholery, obudź się! Życie to nie jest tylko wieczna pogoń za artefaktami! Przyjechałem tu tylko i wyłącznie dla ciebie, nie dla laurów! Dałem się postrzelić i mogę spokojnie nastawić ci drugie ramię! Tylko spójrz na mnie i daj sobie coś powiedzieć! Palestyna była dawno, fakt. Jeden artefakt wdupiliśmy.
- To było dwa tygodnie temu. I to tylko ty go wdupiłeś.
- Dobra, niech będzie na mnie! Ale jest ich jeszcze siedem w tej grze! Grze, słyszysz?! Mity, legendy, głupie misje i narażanie życia dla kawałka złotego gówna! Niech sobie Athanasia to znajdzie, sprzeda. Tu nie chodzi już o satysfakcję! Tu chodzi o życie! Stoję tu, żeby ci powiedzieć…
- Tak! Niech go zwinie i ma władzę nad pieprzonym światem. Albo niech sprzeda go Majorowi. On wszędzie wepchnie swój tyłek ze Stoucasem.
- Uspokój się… naprawdę, archeologia to nie wszystko. Masz też odrobinę prywatnego życia…
- Tylko nie pierdol, że mnie kochasz. – Mruknęła Lara prześmiewczo. Długa wypowiedź Kurtisa krążyła po jej myślach. To gra? Athanasia niech sobie znajdzie i sprzeda? Niedoczekanie! Kurtis zawahał się. Przez chwilę czuł, że chciałby odpowiedzieć jej coś w rodzaju „A żebyś wiedziała, że będę pierdolił, co mi się tylko podoba!”, jednak powstrzymał się. Nie czas na przekleństwa wyznań miłosnych. Na to przyjdzie pora w swoim czasie. Miał na głowie sprawę ważniejszą niż własne uczucia.
- Croft, ale z ciebie egocentryczka! Tu nie chodzi o ciebie ani nawet o mnie. Daruj sobie wyżywanie się na mnie, daruj sobie wypominanie mi błędów z Athanasią, a zajmij się w końcu domem!
- A co ci do mojego domu?! – Ryknęła. Tego już było za wiele. Żaden mężczyzna nie będzie jej mówić, co ma robić.
- Otóż dużo! Zip, Winston i Alister zostali porwani. Podziękuj Majorowi.
- Ale… - Lara wzięła głęboki oddech, wydawało jej się przez chwilę, że się przesłyszała. Porwani? - Co takiego?
- Włamał ci się do mieszkania pod twoją nieobecność. Szukałem cię i zobaczyłem w rezydencji totalny rozpierdol. Pewnie będzie chciał się targować, artefakt za życie.
Dziewczyna przeklęła głośno. Nagle uświadomiła sobie, że wszystko to, co mówił Trent, miało większy sens niż pogoń za starociami, gdzieś, w dalekich, tureckich jaskiniach. Musiała pozbierać myśli. Chwilę stała spokojnie, starając się, by chłopak nie zauważył jej nerwowych ruchów zaciskających się pięści.
- Zabiję skurwiela.
- Osobiście ci pomogę, o ile dasz mi ostatnią szansę. – Szepnął Kurtis, delikatnie rozluźniając opaskę uciskową na swoim przedramieniu. Lara zamknęła oczy i zdecydowanym ruchem głowy ostatecznie wyraziła zgodę. Wzięła kolejny, głęboki wdech, a po nim spokojny, długi wydech. Znów odwróciła się w stronę postumentu, na którym nadal brakowało artefaktu. Coś trzeba było zrobić.
- Mam plan.

CDN

7 komentarze:

  1. Oooo jak miło, mam zaszczyt skomentować jako pierwsza! Ha, no to mam pole do popisu, mogę się na dwie strony rozpisać i nikt mi nie zarzuci, że na bezczelnego się wbijam między komentarze innych i wypisuje długaśne przemowy.
    A zresztą... Wolno mi! xD
    To sobie zacznę od końca, od tekstu pod rozdziałem.
    "Rozdział długi, trochę przegadany..." - ble, ble, standardowe marudzenie Lilki, która dobrze wie, że pisze świetnie, a co nowy rozdział to bardziej nam się podoba. Po prostu ma już we krwi, że lubi sobie pozrzędzić pod rozdziałami. I cóż, wlać jej za to nie wlejemy, bo za daleko mieszkamy. Życie.
    Okey, dosyć gadki o zapiskach pod rozdziałem, pora przejść do sedna sprawy.
    Czyli - rozdział 18.
    Gniewam się. To po pierwsze.
    Bo... gdzie jest mój Deniz????????
    Ani słówka o nim nie było w tym rozdziale!
    A zdążyłam się już napalić, że znowu sobie poczytam o tym przystojniaku!
    No i co? Nikt Lary po rękach nie całował, znowu była sama, biedna, zmęczona i zdana tylko na siebie! I na dodatek jak zwykle w obrzydliwym nastroju, nieskorym do gorącego powitania Kurtisa. xD

    Chociaż... jakbym była ścigana przez policję, miała na pieńku z prawem, a facet, który wydawał się w porządku, a by mnie wykiwał... hmm... chyba też miałabym obrzydliwy nastrój, nieskory do gorących powitań. xD

    Tak czy siak... świetnie, że Kurtis trafił do kobiety tymi lochami! Świetnie, że się spotkali, super, super, nie mogłam się doczekać tej chwili! Lara oczywiście nie mogła się obejść bez strzelaniny, jak zwykle udawanki, że jest groźna i ani odrobinę jej nie zależy na życiu Trenta. A jakby go zabiła, to już wiem, co to by było: tak by ją sumienie gryzło, że musiałaby i sobie w łeb strzelić z rozpaczy.
    To jest właśnie cała nasza Lara, którą kochamy, a którą Ty, Alusiu, tak świetnie nam przedstawiasz, jakbyś sama nią była. Ja tej sztuki nie opanowałam, u mnie Croft jest jakimś dziwadłem, dochodzę do wniosku, że coraz mniej przypomina mi Larę. Zamiast być twarda - często ulega emocjom, niezależna - świata nie widzi poza Maykelem, całym życiem powinno być dla niej szukanie artefaktów - często siedzi w domu i bawi się z dzieckiem.
    No przecież to jest żałosne! Jak czytam takie genialne rozdziały, z takimi genialnymi postaciami jak twoje, to aż mi żal siebie. xD
    O, skoro już jesteśmy przy tym temacie, to serdeczne dzięki za miłe słowa, w ostatnim komentarzu napisanym przez Ciebie u mnie. Bardzo mnie pokrzepiła myśl, że jesteś chętna pomóc mi z następnym blogiem, z szablonem i tymi duperelkami, na których kompletnie się nie znam. Wiesz, na następne opowiadanie się raczej nie zapowiada, ale jakby, to wiem, że bardzo głowiłabym się nad tą całą szatą graficzną, nagłówkiem... teraz wiem, gdzie szukać. Serdecznie dzięki;-*****

    To powróćmy do rozdziału.
    Dobrze, że Lara dała sobie wszystko wyjaśnić, że zmiękła i nawet zrobiła Trentowi opatrunek. To było miłe i już mi brakowało ich w miarę spokojnych rozmów ze sobą. Zbyt często się kłócili.
    Ha... a co do Athanasi, to chyba się spóźniła. Lara pierwsza dotarła do tej jaskini, do której i ruda zmierza. Czyli nie będzie miała tej swojej upragnionej satysfakcji. xD Jest! Tak kończą właśnie wredne france.

    To kończę nawijać... aż się boję patrzeć, ile tego komentarza wyszło. xD Ale, z tego co wiem, to lubisz czytać, więc nie powinno być problemu. xD
    Rozdział świetny jak zawsze, ale w następnym bym prosiła o jakieś chociaż jedno zdanie o Denizie, jeśli dałoby radę. ;-*
    To tyle ode mnie, jesteś boska w tym pisaniu i obyś nam pisała jak najdłużej!
    Twoja wierna fanka, dopóki śmierć nas nie rozłączy - Pati. xDDD

    komentarz napisany na Onet HL - 2011-05-06 09:53

    OdpowiedzUsuń
  2. Duszenie miotłą. Jak milutko :D Jak zwykle zacnie. Już Mi się zasób słów kończy xD

    komentarz wystawiony na Onet HL - 2011-05-06 16:58

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest przegadany! Jest w sam raz! Ty dopiero zobaczysz przegadany rozdział, jak ja opublikuję kolejne u siebie. :P U Ciebie jak zwykle wszystko świetnie. Trzymasz poziom i to wysoki. Przede wszystkim świetny klimat, kiedy Lara szuka artefaktu - 100% Tomb Raidera, cudo. No i Kurtis, jak on coś robi, to zawsze muszą być straty w ludziach. ^^ Typowy facet, nie umie nic subtelnie zrobić, tylko od razu z grubej rury wali. W sumie Lara też nie jest lepsza. Lara! Och, ona jest naprawdę udana. Najpierw mu robi awanturę i do tego jeszcze ostrzał, a potem zakłada opatrunek. Harda babka, ale kochana. A Kurtis... Cóż, w sumie to mu się należało porządne lanie, sam się prosił. Ale, ale, najważniejsze, że jest jeszcze szansa na normalną współpracę między nimi. Chociaż kurczę, między nimi to zawsze wychodzi dwa razy więcej kłopotów, niż gdyby pracowali sami. ^^ Oni nie potrafią się chyba nie kłócić, i w tym ich urok. :P

    Powiem Ci, że zaciekawiłaś mnie tymi faktami o SA. Opowiadanie przeczytałam w sumie niedawno i całość jest dla mnie jeszcze świeża, więc tym chętniej tam zajrzę, tego możesz być pewna. :)

    Przy okazji dziękuję Ci bardzo za komentarz u mnie, za tę reklamę i tyle ciepłych słów. I w ogóle za wszystko. Ty chyba sama zresztą najlepiej wiesz, jak to cieszy. :) Dziękuję bardzo jeszcze raz. :*

    komentarz napisany na HL Onet - 2011-05-06 20:48

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj! Wybacz, że dopiero teraz piszę, ale niedawno wróciłam z zielonej szkoły i dokładnie dzisiaj znalazłam chwilkę czasu na rozrywkę (pomijając czas na parę innych blogów).
    Co do rozdziału.
    Wcześniej krzyczałam, że chcę nowy, osiemnasty, a teraz się spóźniłam. Co za wstyd!
    Akcja, jak zawsze super, widzę, że historia opowiadana z punktu widzenia Lary oraz Kurtisa. Ona, jak zwykle, o artefakcie, a on, jak zwykle, o niej. Dopiero na końcu dziewczyna oprzytomniała, dowiadując się, że Zip, Winston i Alister zostali porwani (już widzę, jak Zip się opierał i próbował walczyć :)
    Oczywiście wejdę, na bloga, którego poleciłaś i poczytam ciekawostki.
    Pozdrawiam!

    komentarz napisany na Onet HL - 2011-05-29 13:56

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie siedzę sobie przed kompem i naszła mnie pewna myśl. Jak wszyscy wiemy, piszesz świetnie i to nie podlega dyskusji. Twój styl jest dojrzały i za to właśnie lubię twoje opowiadania. Jednak taka moja sugestia na przyszłość. Gdy będziesz pisała następne opowiadania, postaraj się stworzyć taką historię, która będzie utrzymana w klimacie TR1-TR5. Bardzo lubię stare dobre czasy. Fajne by też było przemieszanie wątków TR klasyków z AOD, Legend, Underworld. Wprowadzenie takich postaci jak Natla, Larson, Pierre, Sophia Leigh lub nawet Amande i Jamesa Rutlanda. Wszystkie te postacie bardzo lubię. Nie wymieniłam tylko Kurtisa. Czemu? Mam wrażenie, że już go za dużo. Pojawia się w każdym opowiadaniu przez co w moim odczuciu wspólne przygody Lary i Kurtisa, (którego nawiasem mówiąc bardzo lubię) stają się już nudne i przewidywalne.
    Oczywiście to jest tylko moje własne zdanie. Chciałabym jednak żebyś odpisała mi na ten post i wyraziła swoją opinię, co o tym myślisz.
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

    komentarz dodany na Onet HL - 2011-05-29 17:26

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cenną uwagę, nowy rozdział stanął w miejscu, trochę "utkłam" i przeraża mnie koniec roku, nadal dwie dwóje, których chcę się pozbyć. Ale w końcu opublikuję tę dziewiętnastkę. Co do TR1-5, jestem na tak. Uwielbiam te części, właśnie zamierzam teraz bardziej skupić się na tombrajderowym klimacie.

      Na nieszczęście jestem przeciwniczką twórców trzech ostatnich części o Larze - Legend, Anniverysary i Underworld - jestem na nie, nie lubię Crystalsów, i kiedy Anniverysary jeszcze była dobrze stworzona, to Legend i Underworld mnie tylko zezłościły, ich przejście zajmuje dzień, w porównaniu z TR2, które przechodziłam... tydzień? ;] Nie przepadam za nową Larą, Amandą i Rutlandem, chociaż możesz ich znaleźć w mojej i Mustelki produkcji - THE NIGHT CLUB RAIDERS (tr-ncr.blog.onet.pl) . Ale oczywiście postaram, by opowiadanie było jeszcze bardziej "tombraiderowe" :D pracuję wciąż nad tym.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Kurde... dopiero w połowie rozdziału ogarnęłam, że już go czytałam [z maja (troche dawno)] Ale nie żałuję, że przezczytałam go znowu.:)) Klimat typowo Tomb Raiderowy (podziemia itp.)czyli zarąbisty... dziwie się tylko dlaczego nie dodałam komentarza.. zapewne była noc jak czytałam. A wracając do samego rozdziału: Nasia to typowa lalunia, która musi zawsze wyglądać pięknie. Leydon powiedział Levisowi gdzie Lara. (a to papla jedna)
    A i te opowieści o duchach ;)
    Lubię te legendy: wdowa, straszenie w zamku itp. (szkoda, że więcej nie napisałaś:)) I te lochy, z których nie ma ucieczki i sposób w jaki tam się dostawali skazańcy-miodzio:)
    Połamańce bez jedzenia (ostatnio lubie takie moooocno drastyczne wizje)
    A teraz Lara: podwodny labirynt i ten bulwers.
    Przechadzka po korytarzach, studnia no i pułapka! Jak na prawdziwego TR przystało pułapka obowiązkowa:) I znowu wejście do wody (współczuję).
    * też myśleć też o Kurtisie <--nie pamiętam już dokładnie, w którym miejscu to jest (takie malutkie powtórzenie:))
    No i sala z klepsydrą..
    "Kurtisowi nie podobała się strefa lochów. Ledwo opuścił się do nich zapadnią po linie z zamkowych ubikacji, a już natrafił na pierwsze szczątki ludzkich kości, odór stęchlizny i wilgoci,"
    Mi to ^^^ tam pasuje:)
    Wyobraziłam to sobie. TR9 w wersji z Trentem:D
    "W ostatniej chwili odskoczył i złapał się skalnej wyrwy. Nie chcąc dłużej patrzeć w dół, na wystające z ziemi kolce, napiął mięśnie rąk i przesunął się w prawo, by wylądować na bezpiecznej platformie"
    Znowu pułapka. kolce.. teraz przypomina mi sie TR1:D te białe kolce z czerwonymi czubkami:))
    "Zastanawiał się, jak długo będzie musiał jeszcze iść prawie całkowicie przemoczony." - proste.. dopóki się nie wysuszy:D
    Lubię tą marudę ^^:)
    "Nie chciałby teraz zobaczyć swojego odbicia w lustrze, dziwiła go własna skrucha" -na jego miejscu też bym się nie chciała oglądać.
    "Kurtis widział już takie zabawki. Mogły one spowodować całkiem duże szkody, odbijające się na zdrowiu obiektu, w który się celuje. Szczególnie, jeśli obiekt był dość żywy." -uwielbiam te twoje opisy:P
    "Chłopak uśmiechnął się delikatnie, gdy Lara odkaziła i zabandażowała mu ranę." -uśmiech Trenta (zabójczy):D
    "- Ściemniasz, Trent. Ruda dała ci kosza i wracasz z podkulonym ogonem."-bez kitu! tak to już niektórzy mają:)
    Lara:"- Tylko nie pier.dol, że mnie kochasz" - "-A żebyś wiedziała, że będę pier.dolił, co mi się tylko podoba" trzeba było odpowiedzieć to by był ja.ja:D
    "Pewnie będzie chciał się targować. Artefakt, za życie." - no ba! też bym tak zrobiła:)
    "- Zabiję sk.urwiela."-naprawdę lubię jak Lara klnie:P
    A i co do tego, że rozdział długi:
    To właśnie dobrze!:) a przegadany?
    chyba raczej doskonale opisany.
    Teraz będę nadrabiać zaległości w czytaniu bo zauważyłam, że dużo mnie ominęło.
    KONIECZNIE trzeba przypomnieć sobie double-fate:) A i sorki za to kopiowanie i wklejanie w komentarz... no poprostu nie wiedziałam jak to by inaczej opisać:)
    Pozdr.

    komentarz dodany do ONET HL - 2011-12-04 00:27

    OdpowiedzUsuń