Rozdział dziewiąty

„Dzwony”

                - Usłyszeliśmy łomot, kiedy on i jego dwóch kumpli związali moich przyjaciół, po czym próbowali mnie okraść. – Wytłumaczyła pospiesznie.
- Rozumiem. A więc było ich trzech? – Upewnił się umundurowany mężczyzna, kiedy jego towarzysz zabezpieczał i oglądał miejsce przestępstwa. Funkcjonariusz miał notes i wieczne pióro, którym zapisywał skrupulatnie zeznania pani domu. Był przystojnym szatynem, o sylwetce, która pod garniturem wydawała się dość licha i szczupła. Lara widziała już takich mężczyzn. Podejrzewała, że gdyby osobnik ten zdjął z siebie marynarkę i rozpiął koszulę, kobieta zobaczyłaby całkiem nieźle wyrzeźbiony tors. Dodatkowo miał ciemne oczy. Croft nie chciała się z nim spoufalać, ale od razu poczuła, że ciemne oczy mężczyzny raczej nie skłaniają się ku najmniejszym kłamstwom.
- Tak. Dwóch uciekło, jednego zdołaliśmy złapać. – Dziewczyna wskazała ręką na niedawno związanego przyjaciela Majora, który teraz już chyba nie był jego przyjacielem. Jaki przyjaciel zostawia członka swojego zespołu w mieszkaniu wroga?
- Dlaczego tylko jednego?
- Ponieważ dwóch pozostałych uciekło, robiąc z mojego przyjaciela żywą tarczę.
- Ma pani pozwolenie na broń, lady Croft?
- Owszem. Mam licencję.
- A pani towarzysz?
- On nie strzelał, był raczej ofiarą. – Skłamała. Nie była pewna, czy Kurt posiada jakiekolwiek pozwolenia. Croft przyglądała się policjantowi przez dłuższą chwilę. Patrzyła mu w oczy, zerkała na jego odznaczenia. Szukała w nim czegoś, co dałoby jej najmniejszy pretekst do nieufania mu. Nic takiego nie znalazła, prócz tego, iż wykonywał swoje zadanie. Pytał.
- Wierzy mi pan na słowo?
- Słucham? – Zapytał inspektor, patrząc w oczy Lary znad notesu, w którym wszystko dokładnie notował.
- Pytam, czy wierzysz mi na słowo. Z tą licencją. Nie chcesz zobaczyć żadnego papierka?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej na krótko, gdy usłyszał, iż kobieta przeszła na formę „ty”.
- Nie jestem sympatykiem biurokracji.
Po tych słowach i Lara odwzajemniła uśmiech.


                Trent stał obok ze szklanką piwa w dłoni i przyglądał się sytuacji. Sącząc chłodny napój, uspokajał się po akcji, teraz widział, jak Lara zerkała na funkcjonariusza. Wcześniej sądził, że lustruje go bacznie, by przyjrzeć się jego twarzy, by zapamiętać ją i przede wszystkim, nie spoufalać się z nim. Sam do tej pory milczał, nie przepadał za dyskusjami z policją. Był pewny, że Croft popiera jego sceptycyzm, ale po dostrzeżeniu szybkiej i prawie niewidocznej wymiany uśmiechów – nie był już tego taki pewien. A może nie pasowały mu słowa Lary. Nie chciał być tylko ofiarą w tej sprawie, przecież pomógł jej.
- Co zostało skradzione?
- Nic. Jednak próbowali dobrać się do moich archeologicznych zbiorów. – Wytłumaczyła kobieta.
- Czy nie polowali przypadkiem na Różdżkę Kirke, której nie oddałaś do muzeum? Ostatnio media o tym huczały.
- Nie mam pojęcia, czego szukali. – Skłamała Croft zdecydowanym tonem głosu. - Z jakiego jesteś wydziału? – Zapytała wprost. Chciała zobaczyć jego odznakę, wiedzieć z kim ma do czynienia. Na jej szczęście mundurowy szybko wyciągnął z kieszeni dowód tożsamości.
- Nie należę do żadnego wydziału. Nazywam się Robert Levis i jestem głównym inspektorem angielskiej agencji SOCA, a to mój towarzysz… - Inspektor wskazał palcem na mężczyznę zbierającego z podłogi łuski po nabojach i wkładającego je do plastikowego woreczka. - … porucznik Chester Mulieres. Słyszała pani o nas na pewno…
- Owszem. – Potwierdziła Lara, od razu uśmiechając się. Tym razem na dłużej. Nie przewidziała tego. Funkcjonariusz z SOCA pasował jej dużo bardziej niż zwykły policjant z komisariatu. – Jesteście organizacją, która przejmuje obowiązki policji w sprawach przestępczych. Dużo bardziej skuteczni niż zwykli niebiescy, co? – Zapytała. Levis przytaknął.
- Dokładnie. Musicie państwo jeszcze przekazać nam swoje odciski palców i opisać dwóch pozostałych przestępców.
- Jeden nazywał się Stoucas. Przypakowany szatyn, wiecznie zgarbiony, raczej bez znaków szczególnych. Na drugiego, najwyraźniej szefa, wołano „Major”. Mężczyzna po trzydziestce, wysoki, wyprostowany, włosy kruczoczarne, karnacja… - Wymieniała Lara. Chciała dokończyć zdanie, ale inspektor Levis szybko jej przerwał.
- Major? – Zapytał, szybko wyciągając coś z kieszeni.
- A co? Poplułam się?
- Ten Major? – Robert podał dziewczynie zdjęcie z policyjnej kartoteki. Lara przyjrzała się postaci w stroju w czarnobiałe paski, trzymającej tabliczkę z numerem identyfikacyjnym więźnia.
- Ten sam. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą, oddając zdjęcie.
- Ten człowiek niedawno uciekł z więzienia razem z kilkoma towarzyszami z celi. Był oskarżony o napady z bronią w ręku, pobicia, transport samochodów zza granicy, handel narkotyków, aż w końcu za morderstwo ambasadora Francji. Prawdopodobnie, na co nie mamy jeszcze dowodów, jest także szefem londyńskiej mafii działającej pod nazwą „Armia”. Jeżeli przypomnicie sobie coś istotnego, proszę zadzwonić. – Robert podał Larze swoją wizytówkę i machnął ręką na wspólnika, który zabezpieczył już wszystkie dowody przestępstwa. – Będziemy w kontakcie. Chester, weź tego związanego z kanapy. Do widzenia.


Winston wszedł do biblioteki niezwykle niepewnie. Zobaczył Larę i Kurtisa siedzących przy biurku. W powietrzu unosiła się woń nieporozumienia, złości i irytacji. Krążyła ona nad biurkiem, niczym wściekły jastrząb gotów do natychmiastowego ataku. Winston wolał nie przeszkadzać. – Kawa? Herbata? – zapytał tak cicho, że prawie niewyraźnie.
- Wódka. – Odpowiedział Kurtis. Winston uśmiechnął się do niego i podszedł do biurka, dotykając ramienia Lary, która z nerwów obgryzała zębami gumkę ołówka.
- A ty, Laro?
- Daj mi rozwiązanie. – Mruknęła rozkazującym tonem. Winston zabrał sprzed jej nosa kawałek kartki i przeczytał na głos.
„Trzecie to próżnia na Świętej Ziemi. 'Czy nic może być czymś?' - pytali starożytni. Wielką Noc wskazuje, tym się nie podzielisz. Za mlekiem spojrzysz, dom chleba jest pusty!”. Hmm… Niech pomyślę… Tym się nie podzielisz… - Myślał głośno staruszek. - Zero. – Odpowiedział spokojnie po dłuższym czasie.
- Dzięki za pomoc. A raczej jej brak. – Mruknęła sarkastycznie dziewczyna.
- Zero. – Powtórzył kamerdyner.
- Tak, już to słyszałam.
- Ale zero.
- Wiemy już, że nic nie wymyśliłeś. Idź sobie, bo przeszkadzasz.
- ZERO TO ODPOWIEDŹ! – Ryknął w końcu Winston. Croft popatrzyła na niego zaskoczona. Nigdy nie słyszała, żeby kamerdyner kiedykolwiek podnosił głos. Było to dla niej zupełnie nowe przeżycie. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego wykrzyczanych słów.
- On ma rację! – Dodał szybko Kurt, zabierając Winstonowi kartkę z treścią legendy. – Próżnia może oznaczać jakąś pustkę, zero, nic.
- A zdanie „Tym się nie podzielisz”? – Zapytała dziewczyna.
- Nigdy cholero nie dziel przez zero! – Warknął Winston. – Po za tym zero było wykorzystywane kiedyś do obliczania daty Wielkanocy. Też się zgadza, w legendzie jest o tym mowa!
- To jeszcze co to niby jest dom chleba i zdanie „Za mlekiem spojrzysz”, co? Geniuszu? – Zapytała Lara. Winston znów przez chwilę się zastanawiał.
- Byłem kiedyś na pielgrzymce… - Powiedział spokojnie. – W młodości, razem z kołem parafialnym. Proboszcz zorganizował wyjazd do Palestyny. Zwiedziliśmy więc Betlejem, mam nawet gdzieś stare zdjęcia… I tam jest taka…
- GROTA MLECZNA! – Wykrzyczała dziewczyna, przerywając lokajowi. Wstała z krzesła i przytuliła go mocno. Burza mózgów przynosiła efekty.
- Nie rozumiem. – Odparł Kurtis, który ostatnio był małomówny, jakiś markotny. Lara postanowiła mu wszystko wyjaśnić.
- Posłuchaj. Legenda głosi, że trzeci artefakt, którego szukamy to próżnia na świętej ziemi. Święta ziemia oznacza Betlejem, a nazwa Bet Lehem z języka hebrajskiego to nic innego jak Dom Chleba. „Czy nic może być czymś-pytali starożytni” oznacza, że chodzi o zero. Był nawet taki filozof Zenon z Elei, który twierdził, że zero jest paradoksem. Jest czymś i niczym w tym samym momencie. Ale to nie ważne! Ważne, że chodzi tu o zero. „Wielką Noc wskazuje, tym się nie podzielisz”, o tym wspominał Winston, przez zero nie da się dzielić i zero pomaga w obliczaniu daty Wielkiej Nocy. I w końcu „Za mlekiem spojrzysz. Dom chleba jest pusty!”. W Betlejem znajduje się Grota Mleczna, a w niej obraz Matki Bożej, która karmi dziecko. Musimy sprawdzić, co jest za tym obrazem.
- Zaraz… - Przerwał jej entuzjazm Trent. – Ale skoro rozwiązaniem jest zero, to za tym obrazem powinno być pusto. To tak, jakby trzeci artefakt nie istniał.
- Całkiem możliwe. Ale pojedziemy to sprawdzić. Dla pewności. – Stwierdziła Lara, kiedy lokaj udał się w kierunku wyjścia z biblioteki.
- Winston, powiedz Alisterowi, że te podręczniki fizyki może sobie wsadzić w tyłek. – Mruknęła ciemnowłosa. – I poproś Zipa o bilety lotnicze do Palestyny. Leydonowi na razie damy wolne.


Kurtis przepuścił Larę w drzwiach, następnie zamknął je mozolnie. Croft, już nie czekając na mężczyznę, wsiadła do taksówki na miejscu obok kierowcy, wrzucając plecak na tylne siedzenie. Szybko przekazała taksówkarzowi informację na temat celu podróży, którym było lotnisko. Kurt zasiadł tuż obok plecaka dziewczyny. Niepokojąco milczał, wydawał się być nieobecny, zamyślony. Lara udawała przez dłuższy moment, że kompletnie nie obchodzą ją jego fochy, jednak w myśli zastanawiała się, co mogło być powodem takiego zachowania. Dodatkowo wkurzającego, jak i niepokojącego. W samochodzie panowała przytłaczająca cisza, tylko radio cicho grało stary kawałek grupy Hooters. Przy refrenie taksówkarz zaczął irytująco nucić, jednak robił to zbyt nieumiejętnie i po chwili Lara poprosiła go niezbyt delikatnie, by w końcu się uciszył. Atmosfera była coraz bardziej ponura i chociaż na lotnisku, przy odprawach Lara starała się zagadywać Kurtisa, on był tylko coraz bardziej markotny. W końcu, gdy bohaterowie siedzieli już na swoich miejscach w wygodnym, luksusowym samolocie, Croft postanowiła dowiedzieć się, o co chodzi. Miała dość. Była zmęczona jego głupim zachowaniem.
- Sądzisz, że znajdziemy tam coś?
- C-co? – Zapytał Kurt, ziewając przeciągle. Siedział obok okna i głowę opierał o chłodną szybę.
- Pytałam, czy myślisz, że znajdziemy coś za obrazem Matki Bożej. Czy tam będzie coś konkretnego, czy po prostu… Nic. Zero. – Zagadnęła. Trent wzruszył ramionami.
- Się okaże.
- Kurtis, do cholery, co się z tobą dzieje? – Nie wytrzymała.
- Ze mną? Nic.
- Mhm, jasne. – Mruknęła sarkastycznie. – Ostatnio jesteś jakiś… Smętny. Żałobny wręcz.
- Dziwisz się? – Odpowiedział pytaniem. Lara przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Trent dostrzegł zupełny mętlik w jej oczach.
- Nie potrzebuję towarzystwa gbura. Nie wiem o co ci chodzi w tym momencie, Kurtis. Czemu zachowujesz się, jakby ktoś ci nadepnął na ogon albo podciął skrzydła.
- Taa… To dobre jest. To ostatnie. Z tymi skrzydłami. – Mruknął wymownie. Lara pokręciła niedowierzająco głową.
- I oskarżasz o to mnie? Wjechałam ci na ambicję?
- Nic, Lara… Po prostu… Cholera, nawalam. Nie wiem co się dzieje, szwankuję. Zepsułem się. Wyczerpały mi się baterie w mojej bezbłędności. – Wymamrotał, wzdychając. Nie musiał więcej mówić. Lara znała ten syndrom doskonale. Z jego zachowania. Przypominał jej, że był mężczyzną. A oni mają ambicje, honory, dumy i inne dyrdymały… „Chociaż nie…” – pomyślała Lara, szybko zaprzeczając swoje myśli – „Ja mam tak samo wysoko postawione mniemanie o swojej bezbłędności. Kiedy coś spieprzę…” – Croft natychmiast przestało dziwić zachowanie mężczyzny. Zaśmiała się nawet w myśli, sama do siebie. – Zwykle bywam bardziej przydatny w akcjach, towarzyszę, a nie staję się ofiarą. I wygrywam. A ostatnio…
- Chodzi ci o Majora, tak?
- Też. Ale i ogólnie mówię. Przy tym twoim cholernym biurku nic nie wymyślę, nie rozumiem legendy… Laro, co ja tu robię? Powinienem być teraz w jakimś przydrożnym motelu…
- Chlejąc  do nieprzytomności? – Zapytała. – Tego chcesz? Po moim trupie! Trent, cholera, od kilku dni nie robisz nic, tylko opróżniasz mi potajemnie barek. Weź się w garść, bo z tej współpracy faktycznie nic nie będzie.
- Przecież… mogłem go zastrzelić.
- Brakło ci amunicji. – Przypomniała Lara.
- To mnie nie usprawiedliwia. W walce rozłożył mnie na łopatki. A potem…
- Kurtis… - Szepnęła Lara, przerywając mu w pół zdania. – Drobiazg. To nie jest ważne.
- Dla mnie ważne! – Krzyknął. Pasażerowie dookoła dziwnie na niego spojrzeli, szepcząc do siebie coś na temat przeklinającego impertynenta. – Bardzo ważne! Jestem, kurwa, nikim, rozumiesz? Ofiarą co najwyżej!
- Przestań histeryzować, Trent. – Warknęła gniewnie Croft. Już wiedziała, dlaczego Kurtis przez ostatnie godziny był taki żałosny. Chciała mu trochę pomóc, podtrzymać na duchu i podwyższyć jego samoocenę. ‘Ach… Te męskie ego’ pomyślała i ponownie uśmiechnęła się do swoich myśli, choć wyraz jej twarzy był raczej litościwy. – Zacząłeś ze mną to zadanie, więc teraz się nie wymiguj. Dzięki tobie Major nie wlazł mi do biblioteki, dzięki tobie uciekł ranny i wkurwiony. Wykazałeś się odwagą, krzycząc, bym strzelała tylko dlatego, by zakończyć już tę akcję. Myślisz, że też nie jestem bezbłędna? Robie to samo co ty, staram się, ale widzisz, gdyby nie Winston, również gówno bym wymyśliła. Razem dokończymy pracę nad legendą. Ta gra przestała mnie bawić właśnie wtedy, gdy sukinsyn włamał mi się do domu. Ale damy radę, rozumiesz? Razem damy radę.
- Dlaczego nie strzeliłaś? – Zapytał Kurt, zmieniając temat. Uśmiechał się delikatnie, czuł, że jego męska duma przybiera znów na sile.
- Bo nie mam aż tak pewnej ręki. Mogłabym cię zranić i… a… a poza tym taki burak jak ty może mi się jeszcze przydać, więc… - Powiedziała twardym, obojętnym głosem, jednak na jej nieszczęście jej policzek delikatnie się zarumienił. Nagle po pokładzie rozniósł się dźwięk dzwonka. – Oho, kończymy podróż.
- Dzięki.
- Za co?
- To brzmiało jak prawdziwy komplement w twoich ustach.


Z rudych włosów ześlizgnęła się czarna chusta. Athanasia schowała ją do torebki i rozejrzała się po okolicy. Dookoła panował niesamowity ruch i tłok. Kobiety ubrane w czador spokojnie spacerowały po rynku, odwiedzały pobliskie stragany, towarzyszący im mężczyźni robili o wiele więcej zamieszania. Przekrzykujące się głosy, gwar targowiska robiły na Greczynce ogromne wrażenie. Nasia zawsze darzyła muzułmanów wielkim szacunkiem, podziwiała ich za skłonność do takich poświęceń w imię Boga, jednakże współczuła wielu nieszczęśliwym kobietom, które w wysokiej temperaturze dosłownie gotowały się w długich szatach. Szła przed siebie jakiś czas, obserwując cały tamtejszy, uliczny zgiełk, dopóki nie poczuła, że ktoś szarpie ją za rękę. Odwróciła się szybko i zobaczyła wysokiego mężczyznę w stroju, który przypominał nieco mundur. Krzyczał na nią mocno, gestykulując tak, jakby chciał ją wystraszyć, wręcz uderzyć. Nauczycielka dobrze go rozumiała. Natychmiast potulnie przytaknęła i ubrała chustę z powrotem na głowę, ale kiedy tylko mężczyzna oddalił się, błyskawicznie ją zdjęła i zawiązała tylko na szyi. Nie miała zamiaru ukrywać, że jest Europejką, a tym bardziej - chrześcijanką. Mało obchodziły ją konflikty pomiędzy dwoma religiami, które musiały współistnieć obok siebie w tak małym mieście. W tym samym czasie usłyszała dzwony dobiegające z Kościoła świętej Katarzyny Aleksandryjskiej. Zbliżała się do uświęconego miejsca. Nawet nie próbowała skupiać się na nastroju modlitewnym, nie miała zamiaru oddawać czci, całować relikwii czy robić pamiątkowych zdjęć, jedynie rozglądała się dookoła siebie ciekawsko. Kolejka do Groty Mlecznej wydawała się nie mieć końca. Panujące i tutaj, w tak małym pomieszczeniu głośne dyskusje nie zwracały jej uwagi.
W końcu dziewczyna znalazła się w środku.
Grota była malutka. Po lewej stronie znajdował się niewielki ołtarz, na nim tabernakulum, to jednak nie zainteresowało rudowłosej nawet na chwilę. Athanasia natychmiast przedostała się w głąb pomieszczenia. Krypta była ciasna i niewysoka, dziewczyna przyklęknęła tuż obok obrazu. Dyskretnie odwróciła się za siebie, nie dostrzegła jednak za sobą ludzi. Wyciągnęła z kieszeni pogięty kawałek kartki, który Kurtis przypadkowo zostawił w jej sali wykładowej, na uniwersytecie. Przeczytała trzecią zagadkę, jak gdyby chciała się upewnić, czy postępuje słusznie.

„Trzecie to próżnia na Świętej Ziemi
'Czy nic może być czymś?' - pytali starożytni.
Wielką Noc wskazuje, tym się nie podzielisz.
Za mlekiem spojrzysz. Dom chleba jest pusty!”


Upewniła się. Wzięła głęboki wdech i dotknęła obrazu. Mocno szarpnęła go w swoją stronę, starała się jednak zachować ciszę. Obraz nie był nieposłuszny. Najpierw lekko drgnął, by po chwili Athanasia mogła go już trzymać w dłoniach. Szybko odłożyła go na bok. Za malowidłem znajdowała się malutka wnęka, Nasia wyczuła ją dłonią. Zastanawiała się, czy wgłębienie będzie, jak podejrzewała, puste, czy…
- Pierścień? – Szepnęła pełna zdziwienia. Spojrzała na mały, złocisty przedmiot. Faktycznie, mieścił się na palcu, jednak pierścionkiem nie był. Miał kształt zera. – Więc myśl, że tu nic nie ma, była podstępem. – Dodała, uśmiechając się do siebie i dziękując sobie, że jednak odważyła się na podróż. Z prędkością światła założyła obraz z powrotem na ścianę i wyszła z Groty, jakby nic się nie stało. Na jej palcu połyskiwała malutka, owalna obręcz.


- Dobre. – Powiedziała Lara, podając Kurtisowi woreczek z kupionymi, czarnymi borówkami. – Spróbuj.
- Dużo tu ludzi. Wiesz jak dojść do tej Groty Mlecznej?
- Wiem. To niedaleko, za zakrętem. Ludzi jak mrówek… - Zauważyła Croft. Po chwili bohaterowie byli już pod grotą, gdy Kurtis, sięgając dłonią do woreczka z owocami poczuł, że ktoś, przepychając się przez tłum w pośpiechu, szturchnął go w ramię. Odwrócił się i zobaczył kobietę, która szybkim krokiem oddalała się z wejścia do Groty. Zwolnił i chwilę jej się przyglądał. Jego myśli błądziły wokół swojej byłej dziewczyny. Zszokowany przysłonił ręką oczy, by słońce go nie oślepiało.
- Ty… - Wyszeptał patrząc w dal.
- Co jest? – Zapytała Lara, odwracając wzrok w tym samym kierunku, w którym spoglądał Trent. Po chwili szarpnęła go za rękaw.
- Ogarnij, Trent! Idziemy do przodu, kolejka maleje.
- Coś mi się zdawało. – Odpowiedział wymijająco mężczyzna, przystając obok wejścia i czekając, aż ludzie zaczną wychodzić z Groty. Lara niecierpliwiła się, kiedy Kurtis nadal odwracał się w tył niespokojnie, kręcił głową, jak gdyby nagle zaczął cierpieć na zaawansowane ADHD.
- Uspokój się, nie idziemy na karuzelę. – Upomniała go ciemnowłosa, ale Kurt nie reagował na jej słowa. Rudowłosej turystki nie potrafił już dostrzec w takim tłumie. Kiedy wreszcie bohaterowie dostali się do Groty, tak jak Athanasia kilka minut temu – od razu ruszyli w głąb krypty. Lara nie cackała się z obrazem, zdjęła go, chociaż obok niej stojąca muzułmanka desperackim głosem szeptała słowa jakiejś modlitwy. Na widok poczynań Lary, kobieta chciała zacząć krzyczeć, ale Kurt spojrzał na nią groźnie i reprezentantka płci pięknej szybko zamknęła usta wystraszona przez obcego mężczyznę. Croft dotknęła wyrwy za obrazem i musiała stwierdzić, że jest pusta.
- Zero. – Powiedziała zrezygnowana, wieszając obraz na miejsce. – Jak w legendzie.
Kurtis kiwnął przecząco głową.
- Niekoniecznie.
- Ale… - Lara chciała zapytać o szczegóły, jednak mężczyzna szybko pociągnął ją za rękę, kierując się w stronę wyjścia.
- Chodź! I tak nic nie tracimy, a może ona coś wie!
- Kurtis, co ty wyprawiasz? Kto wie?
- Rozdzielamy się! Szukaj rudowłosej turystki z czarną chustką na szyi, w jeansach i białej koszulce! – Krzyknął. – Za godzinę widzimy się przy grocie!
- Ale… - Lara nie rozumiała. Stała jak wryta i przyglądała się oddalającemu się od niej w szybkim tempie Kurtowi. On rozglądał się.
- Zero pytań! Zaufaj mi! – Wrzasnął. I wtedy znów zabiły dzwony.


CDN



1 komentarze:

  1. MoonPanther (Pati-Ann)16 lipca 2012 09:48

    Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie to jeszcze lepiej, że był przegadany kawał treściwa! Uwielbiam dialogi, a jak widzę dużo dialogów to czuję swoje klimaty;-* No a takie pomysłowe dialogi jak twoje to po prostu same przyjemności nadające smaczku całemu rozdziałowi;-* Było świetnie!
    Ale...biedny Kurtis, jakiego dołka złapał...szczęście, że Lara trochę go podniosła na duchu bo szczerze mówiąc już myślałam, że będzie takim mrukiem do końca rozdziału;-) Jakby co, zawsze Winston może mu polać wódki albo on sam popodkrada troszkę z Lary barku na poprawę humoru, hehe;-D
    A czarnych borówek sama bym zjadła;-*
    I na pewno znajdą tę rudowłosą kobietkę o trudnym imieniu (nie wiem czemu ale non stop czytam je Anastazja xD) i dowiedzą się wszystkiego. Znaczy się oby, bo inaczej będą mieć utrudnione zadanko;-*
    I cóż, i cóż panno Lilko, znowu muszę czekać i to niecierpliwie na kolejny rozdzialik, ale to już niedługo, bo sobota za 3 dni więc oczywiście warto czekać;-) Ciekawe co się tam podzieje...
    No dobra, pozdrawiam cię cieplutko;-* Do sobótki;-*

    komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-25 11:58

    OdpowiedzUsuń