„Dzwony”
- Usłyszeliśmy łomot, kiedy on i
jego dwóch kumpli związali moich przyjaciół, po czym próbowali mnie okraść. –
Wytłumaczyła pospiesznie.
- Rozumiem.
A więc było ich trzech? – Upewnił się umundurowany mężczyzna, kiedy jego
towarzysz zabezpieczał i oglądał miejsce przestępstwa. Funkcjonariusz miał
notes i wieczne pióro, którym zapisywał skrupulatnie zeznania pani domu. Był
przystojnym szatynem, o sylwetce, która pod garniturem wydawała się dość licha
i szczupła. Lara widziała już takich mężczyzn. Podejrzewała, że gdyby osobnik
ten zdjął z siebie marynarkę i rozpiął koszulę, kobieta zobaczyłaby całkiem
nieźle wyrzeźbiony tors. Dodatkowo miał ciemne oczy. Croft nie chciała się z
nim spoufalać, ale od razu poczuła, że ciemne oczy mężczyzny raczej nie
skłaniają się ku najmniejszym kłamstwom.
- Tak. Dwóch
uciekło, jednego zdołaliśmy złapać. – Dziewczyna wskazała ręką na niedawno
związanego przyjaciela Majora, który teraz już chyba nie był jego przyjacielem.
Jaki przyjaciel zostawia członka swojego zespołu w mieszkaniu wroga?
- Dlaczego
tylko jednego?
- Ponieważ
dwóch pozostałych uciekło, robiąc z mojego przyjaciela żywą tarczę.
- Ma pani
pozwolenie na broń, lady Croft?
- Owszem.
Mam licencję.
- A pani
towarzysz?
- On nie
strzelał, był raczej ofiarą. – Skłamała. Nie była pewna, czy Kurt posiada
jakiekolwiek pozwolenia. Croft przyglądała się policjantowi przez dłuższą
chwilę. Patrzyła mu w oczy, zerkała na jego odznaczenia. Szukała w nim czegoś,
co dałoby jej najmniejszy pretekst do nieufania mu. Nic takiego nie znalazła,
prócz tego, iż wykonywał swoje zadanie. Pytał.
- Wierzy mi
pan na słowo?
- Słucham? –
Zapytał inspektor, patrząc w oczy Lary znad notesu, w którym wszystko dokładnie
notował.
- Pytam, czy
wierzysz mi na słowo. Z tą licencją. Nie chcesz zobaczyć żadnego papierka?
Mężczyzna
uśmiechnął się do niej na krótko, gdy usłyszał, iż kobieta przeszła na formę „ty”.
- Nie jestem
sympatykiem biurokracji.
Po tych
słowach i Lara odwzajemniła uśmiech.
Trent stał obok ze szklanką piwa
w dłoni i przyglądał się sytuacji. Sącząc chłodny napój, uspokajał się po
akcji, teraz widział, jak Lara zerkała na funkcjonariusza. Wcześniej sądził, że
lustruje go bacznie, by przyjrzeć się jego twarzy, by zapamiętać ją i przede
wszystkim, nie spoufalać się z nim. Sam do tej pory milczał, nie przepadał za
dyskusjami z policją. Był pewny, że Croft popiera jego sceptycyzm, ale po
dostrzeżeniu szybkiej i prawie niewidocznej wymiany uśmiechów – nie był już
tego taki pewien. A może nie pasowały mu słowa Lary. Nie chciał być tylko
ofiarą w tej sprawie, przecież pomógł jej.
- Co zostało
skradzione?
- Nic.
Jednak próbowali dobrać się do moich archeologicznych zbiorów. – Wytłumaczyła
kobieta.
- Czy nie
polowali przypadkiem na Różdżkę Kirke, której nie oddałaś do muzeum? Ostatnio
media o tym huczały.
- Nie mam
pojęcia, czego szukali. – Skłamała Croft zdecydowanym tonem głosu. - Z jakiego
jesteś wydziału? – Zapytała wprost. Chciała zobaczyć jego odznakę, wiedzieć z
kim ma do czynienia. Na jej szczęście mundurowy szybko wyciągnął z kieszeni
dowód tożsamości.
- Nie należę
do żadnego wydziału. Nazywam się Robert Levis i jestem głównym inspektorem
angielskiej agencji SOCA, a to mój towarzysz… - Inspektor wskazał palcem na mężczyznę
zbierającego z podłogi łuski po nabojach i wkładającego je do plastikowego
woreczka. - … porucznik Chester Mulieres. Słyszała pani o nas na pewno…
- Owszem. –
Potwierdziła Lara, od razu uśmiechając się. Tym razem na dłużej. Nie
przewidziała tego. Funkcjonariusz z SOCA pasował jej dużo bardziej niż zwykły
policjant z komisariatu. – Jesteście organizacją, która przejmuje obowiązki
policji w sprawach przestępczych. Dużo bardziej skuteczni niż zwykli niebiescy,
co? – Zapytała. Levis przytaknął.
- Dokładnie.
Musicie państwo jeszcze przekazać nam swoje odciski palców i opisać dwóch
pozostałych przestępców.
- Jeden
nazywał się Stoucas. Przypakowany szatyn, wiecznie zgarbiony, raczej bez znaków
szczególnych. Na drugiego, najwyraźniej szefa, wołano „Major”. Mężczyzna po trzydziestce, wysoki, wyprostowany, włosy
kruczoczarne, karnacja… - Wymieniała Lara. Chciała dokończyć zdanie, ale
inspektor Levis szybko jej przerwał.
- Major? –
Zapytał, szybko wyciągając coś z kieszeni.
- A co?
Poplułam się?
- Ten Major?
– Robert podał dziewczynie zdjęcie z policyjnej kartoteki. Lara przyjrzała się
postaci w stroju w czarnobiałe paski, trzymającej tabliczkę z numerem
identyfikacyjnym więźnia.
- Ten sam. –
Odpowiedziała zgodnie z prawdą, oddając zdjęcie.
- Ten człowiek
niedawno uciekł z więzienia razem z kilkoma towarzyszami z celi. Był oskarżony
o napady z bronią w ręku, pobicia, transport samochodów zza granicy, handel
narkotyków, aż w końcu za morderstwo ambasadora Francji. Prawdopodobnie, na co
nie mamy jeszcze dowodów, jest także szefem londyńskiej mafii działającej pod
nazwą „Armia”. Jeżeli przypomnicie
sobie coś istotnego, proszę zadzwonić. – Robert podał Larze swoją wizytówkę i
machnął ręką na wspólnika, który zabezpieczył już wszystkie dowody
przestępstwa. – Będziemy w kontakcie. Chester, weź tego związanego z kanapy. Do
widzenia.
Winston wszedł do biblioteki niezwykle niepewnie.
Zobaczył Larę i Kurtisa siedzących przy biurku. W powietrzu unosiła się woń
nieporozumienia, złości i irytacji. Krążyła ona nad biurkiem, niczym wściekły
jastrząb gotów do natychmiastowego ataku. Winston wolał nie przeszkadzać. –
Kawa? Herbata? – zapytał tak cicho, że prawie niewyraźnie.
- Wódka. –
Odpowiedział Kurtis. Winston uśmiechnął się do niego i podszedł do biurka,
dotykając ramienia Lary, która z nerwów obgryzała zębami gumkę ołówka.
- A ty,
Laro?
- Daj mi
rozwiązanie. – Mruknęła rozkazującym tonem. Winston zabrał sprzed jej nosa
kawałek kartki i przeczytał na głos.
– „Trzecie to próżnia na Świętej Ziemi. 'Czy
nic może być czymś?' - pytali starożytni. Wielką Noc wskazuje, tym się nie
podzielisz. Za mlekiem spojrzysz, dom chleba jest pusty!”. Hmm… Niech
pomyślę… Tym się nie podzielisz… - Myślał
głośno staruszek. - Zero. – Odpowiedział spokojnie po dłuższym czasie.
- Dzięki za
pomoc. A raczej jej brak. – Mruknęła sarkastycznie dziewczyna.
- Zero. –
Powtórzył kamerdyner.
- Tak, już
to słyszałam.
- Ale zero.
- Wiemy już,
że nic nie wymyśliłeś. Idź sobie, bo przeszkadzasz.
- ZERO TO
ODPOWIEDŹ! – Ryknął w końcu Winston. Croft popatrzyła na niego zaskoczona.
Nigdy nie słyszała, żeby kamerdyner kiedykolwiek podnosił głos. Było to dla
niej zupełnie nowe przeżycie. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego
wykrzyczanych słów.
- On ma
rację! – Dodał szybko Kurt, zabierając Winstonowi kartkę z treścią legendy. –
Próżnia może oznaczać jakąś pustkę, zero, nic.
- A zdanie „Tym się nie podzielisz”? – Zapytała
dziewczyna.
- Nigdy cholero nie
dziel przez zero! – Warknął Winston. – Po za tym zero było wykorzystywane
kiedyś do obliczania daty Wielkanocy. Też się zgadza, w legendzie jest o tym
mowa!
- To jeszcze co to niby jest dom
chleba i zdanie „Za mlekiem spojrzysz”,
co? Geniuszu? – Zapytała Lara. Winston znów przez chwilę się zastanawiał.
- Byłem kiedyś na pielgrzymce… -
Powiedział spokojnie. – W młodości, razem z kołem parafialnym. Proboszcz
zorganizował wyjazd do Palestyny. Zwiedziliśmy więc Betlejem, mam nawet gdzieś
stare zdjęcia… I tam jest taka…
- GROTA MLECZNA! – Wykrzyczała
dziewczyna, przerywając lokajowi. Wstała z krzesła i przytuliła go mocno. Burza
mózgów przynosiła efekty.
- Nie rozumiem. – Odparł Kurtis,
który ostatnio był małomówny, jakiś markotny. Lara postanowiła mu wszystko
wyjaśnić.
- Posłuchaj. Legenda głosi, że trzeci artefakt, którego szukamy to próżnia
na świętej ziemi. Święta ziemia oznacza Betlejem, a nazwa Bet Lehem z języka
hebrajskiego to nic innego jak Dom Chleba.
„Czy nic może być czymś-pytali
starożytni” oznacza, że chodzi o zero. Był nawet taki filozof Zenon z Elei,
który twierdził, że zero jest paradoksem. Jest czymś i niczym w tym samym
momencie. Ale to nie ważne! Ważne, że chodzi tu o zero. „Wielką Noc wskazuje, tym się nie podzielisz”, o tym wspominał
Winston, przez zero nie da się dzielić i zero pomaga w obliczaniu daty Wielkiej
Nocy. I w końcu „Za mlekiem spojrzysz.
Dom chleba jest pusty!”. W Betlejem znajduje się Grota Mleczna, a w niej
obraz Matki Bożej, która karmi dziecko. Musimy sprawdzić, co jest za tym
obrazem.
- Zaraz… -
Przerwał jej entuzjazm Trent. – Ale skoro rozwiązaniem jest zero, to za tym
obrazem powinno być pusto. To tak, jakby trzeci artefakt nie istniał.
- Całkiem
możliwe. Ale pojedziemy to sprawdzić. Dla pewności. – Stwierdziła Lara, kiedy
lokaj udał się w kierunku wyjścia z biblioteki.
- Winston, powiedz
Alisterowi, że te podręczniki fizyki może sobie wsadzić w tyłek. – Mruknęła
ciemnowłosa. – I poproś Zipa o bilety lotnicze do Palestyny. Leydonowi na razie
damy wolne.
Kurtis przepuścił
Larę w drzwiach, następnie zamknął je mozolnie. Croft, już nie czekając na
mężczyznę, wsiadła do taksówki na miejscu obok kierowcy, wrzucając plecak na
tylne siedzenie. Szybko przekazała taksówkarzowi informację na temat celu
podróży, którym było lotnisko. Kurt zasiadł tuż obok plecaka dziewczyny.
Niepokojąco milczał, wydawał się być nieobecny, zamyślony. Lara udawała przez
dłuższy moment, że kompletnie nie obchodzą ją jego fochy, jednak w myśli
zastanawiała się, co mogło być powodem takiego zachowania. Dodatkowo
wkurzającego, jak i niepokojącego. W samochodzie panowała przytłaczająca cisza,
tylko radio cicho grało stary kawałek grupy Hooters. Przy refrenie
taksówkarz zaczął irytująco nucić, jednak robił to zbyt nieumiejętnie i po
chwili Lara poprosiła go niezbyt delikatnie, by w końcu się uciszył. Atmosfera
była coraz bardziej ponura i chociaż na lotnisku, przy odprawach Lara starała
się zagadywać Kurtisa, on był tylko coraz bardziej markotny. W końcu, gdy
bohaterowie siedzieli już na swoich miejscach w wygodnym, luksusowym samolocie,
Croft postanowiła dowiedzieć się, o co chodzi. Miała dość. Była zmęczona jego
głupim zachowaniem.
- Sądzisz, że znajdziemy tam coś?
- C-co? – Zapytał Kurt, ziewając przeciągle. Siedział obok okna i głowę
opierał o chłodną szybę.
- Pytałam, czy myślisz, że znajdziemy coś za obrazem Matki Bożej. Czy
tam będzie coś konkretnego, czy po prostu… Nic. Zero. – Zagadnęła. Trent
wzruszył ramionami.
- Się okaże.
- Kurtis, do cholery, co się z tobą dzieje? – Nie wytrzymała.
- Ze mną? Nic.
- Mhm, jasne. – Mruknęła sarkastycznie. – Ostatnio jesteś jakiś…
Smętny. Żałobny wręcz.
- Dziwisz się? – Odpowiedział pytaniem. Lara przez chwilę przyglądała
mu się w milczeniu. Trent dostrzegł zupełny mętlik w jej oczach.
- Nie potrzebuję towarzystwa gbura. Nie wiem o co ci chodzi w tym
momencie, Kurtis. Czemu zachowujesz się, jakby ktoś ci nadepnął na ogon albo
podciął skrzydła.
- Taa… To dobre jest. To ostatnie. Z tymi skrzydłami. – Mruknął
wymownie. Lara pokręciła niedowierzająco głową.
- I oskarżasz o to mnie? Wjechałam ci na ambicję?
- Nic, Lara… Po prostu… Cholera, nawalam. Nie wiem co się dzieje,
szwankuję. Zepsułem się. Wyczerpały mi się baterie w mojej bezbłędności. –
Wymamrotał, wzdychając. Nie musiał więcej mówić. Lara znała ten syndrom
doskonale. Z jego zachowania. Przypominał jej, że był mężczyzną. A oni mają
ambicje, honory, dumy i inne dyrdymały… „Chociaż nie…” – pomyślała Lara,
szybko zaprzeczając swoje myśli – „Ja mam tak samo wysoko postawione
mniemanie o swojej bezbłędności. Kiedy coś spieprzę…” – Croft natychmiast
przestało dziwić zachowanie mężczyzny. Zaśmiała się nawet w myśli, sama do
siebie. – Zwykle bywam bardziej przydatny w akcjach, towarzyszę, a nie staję
się ofiarą. I wygrywam. A ostatnio…
- Chodzi ci o Majora, tak?
- Też. Ale i ogólnie mówię. Przy tym twoim cholernym biurku nic nie
wymyślę, nie rozumiem legendy… Laro, co ja tu robię? Powinienem być teraz w
jakimś przydrożnym motelu…
- Chlejąc do nieprzytomności? –
Zapytała. – Tego chcesz? Po moim trupie! Trent, cholera, od kilku dni nie
robisz nic, tylko opróżniasz mi potajemnie barek. Weź się w garść, bo z tej
współpracy faktycznie nic nie będzie.
- Przecież… mogłem go zastrzelić.
- Brakło ci amunicji. – Przypomniała Lara.
- To mnie nie usprawiedliwia. W walce rozłożył mnie na łopatki. A
potem…
- Kurtis… - Szepnęła Lara, przerywając mu w pół zdania. – Drobiazg. To
nie jest ważne.
- Dla mnie ważne! – Krzyknął. Pasażerowie dookoła dziwnie na niego spojrzeli,
szepcząc do siebie coś na temat przeklinającego impertynenta. – Bardzo ważne!
Jestem, kurwa, nikim, rozumiesz? Ofiarą co najwyżej!
- Przestań histeryzować, Trent. – Warknęła gniewnie Croft. Już
wiedziała, dlaczego Kurtis przez ostatnie godziny był taki żałosny. Chciała mu
trochę pomóc, podtrzymać na duchu i podwyższyć jego samoocenę. ‘Ach… Te
męskie ego’ pomyślała i ponownie uśmiechnęła się do swoich myśli, choć
wyraz jej twarzy był raczej litościwy. – Zacząłeś ze mną to zadanie, więc teraz
się nie wymiguj. Dzięki tobie Major nie wlazł mi do biblioteki, dzięki tobie
uciekł ranny i wkurwiony. Wykazałeś się odwagą, krzycząc, bym strzelała tylko
dlatego, by zakończyć już tę akcję. Myślisz, że też nie jestem bezbłędna? Robie
to samo co ty, staram się, ale widzisz, gdyby nie Winston, również gówno bym
wymyśliła. Razem dokończymy pracę nad legendą. Ta gra przestała mnie bawić
właśnie wtedy, gdy sukinsyn włamał mi się do domu. Ale damy radę, rozumiesz?
Razem damy radę.
- Dlaczego nie strzeliłaś? – Zapytał Kurt, zmieniając temat. Uśmiechał
się delikatnie, czuł, że jego męska duma przybiera znów na sile.
- Bo nie mam aż tak pewnej ręki. Mogłabym cię zranić i… a… a poza tym taki
burak jak ty może mi się jeszcze przydać, więc… - Powiedziała twardym, obojętnym
głosem, jednak na jej nieszczęście jej policzek delikatnie się zarumienił.
Nagle po pokładzie rozniósł się dźwięk dzwonka. – Oho, kończymy podróż.
- Dzięki.
- Za co?
- To brzmiało jak prawdziwy komplement w twoich ustach.
Z rudych włosów
ześlizgnęła się czarna chusta. Athanasia schowała ją do torebki i rozejrzała
się po okolicy. Dookoła panował niesamowity ruch i tłok. Kobiety ubrane w czador
spokojnie spacerowały po rynku, odwiedzały pobliskie stragany, towarzyszący im
mężczyźni robili o wiele więcej zamieszania. Przekrzykujące się głosy, gwar
targowiska robiły na Greczynce ogromne wrażenie. Nasia zawsze darzyła
muzułmanów wielkim szacunkiem, podziwiała ich za skłonność do takich poświęceń
w imię Boga, jednakże współczuła wielu nieszczęśliwym kobietom, które w
wysokiej temperaturze dosłownie gotowały się w długich szatach. Szła przed
siebie jakiś czas, obserwując cały tamtejszy, uliczny zgiełk, dopóki nie
poczuła, że ktoś szarpie ją za rękę. Odwróciła się szybko i zobaczyła wysokiego
mężczyznę w stroju, który przypominał nieco mundur. Krzyczał na nią mocno,
gestykulując tak, jakby chciał ją wystraszyć, wręcz uderzyć. Nauczycielka
dobrze go rozumiała. Natychmiast potulnie przytaknęła i ubrała chustę z
powrotem na głowę, ale kiedy tylko mężczyzna oddalił się, błyskawicznie ją
zdjęła i zawiązała tylko na szyi. Nie miała zamiaru ukrywać, że jest Europejką,
a tym bardziej - chrześcijanką. Mało obchodziły ją konflikty pomiędzy dwoma
religiami, które musiały współistnieć obok siebie w tak małym mieście. W tym
samym czasie usłyszała dzwony dobiegające z Kościoła świętej Katarzyny
Aleksandryjskiej. Zbliżała się do uświęconego miejsca. Nawet nie próbowała
skupiać się na nastroju modlitewnym, nie miała zamiaru oddawać czci, całować
relikwii czy robić pamiątkowych zdjęć, jedynie rozglądała się dookoła siebie
ciekawsko. Kolejka do Groty Mlecznej wydawała się nie mieć końca. Panujące i
tutaj, w tak małym pomieszczeniu głośne dyskusje nie zwracały jej uwagi.
W końcu dziewczyna znalazła się w środku.
Grota była malutka. Po lewej stronie znajdował się niewielki ołtarz, na
nim tabernakulum, to jednak nie zainteresowało rudowłosej nawet na chwilę.
Athanasia natychmiast przedostała się w głąb pomieszczenia. Krypta była ciasna
i niewysoka, dziewczyna przyklęknęła tuż obok obrazu. Dyskretnie odwróciła się
za siebie, nie dostrzegła jednak za sobą ludzi. Wyciągnęła z kieszeni pogięty
kawałek kartki, który Kurtis przypadkowo zostawił w jej sali wykładowej, na
uniwersytecie. Przeczytała trzecią zagadkę, jak gdyby chciała się upewnić, czy
postępuje słusznie.
„Trzecie to
próżnia na Świętej Ziemi
'Czy nic
może być czymś?' - pytali starożytni.
Wielką Noc
wskazuje, tym się nie podzielisz.
Za mlekiem
spojrzysz. Dom chleba jest pusty!”
Upewniła
się. Wzięła głęboki wdech i dotknęła obrazu. Mocno szarpnęła go w swoją stronę,
starała się jednak zachować ciszę. Obraz nie był nieposłuszny. Najpierw lekko
drgnął, by po chwili Athanasia mogła go już trzymać w dłoniach. Szybko odłożyła
go na bok. Za malowidłem znajdowała się malutka wnęka, Nasia wyczuła ją dłonią.
Zastanawiała się, czy wgłębienie będzie, jak podejrzewała, puste, czy…
- Pierścień?
– Szepnęła pełna zdziwienia. Spojrzała na mały, złocisty przedmiot. Faktycznie,
mieścił się na palcu, jednak pierścionkiem nie był. Miał kształt zera. – Więc
myśl, że tu nic nie ma, była podstępem. – Dodała, uśmiechając się do siebie i
dziękując sobie, że jednak odważyła się na podróż. Z prędkością światła
założyła obraz z powrotem na ścianę i wyszła z Groty, jakby nic się nie stało.
Na jej palcu połyskiwała malutka, owalna obręcz.
- Dobre. – Powiedziała Lara, podając
Kurtisowi woreczek z kupionymi, czarnymi borówkami. – Spróbuj.
- Dużo tu
ludzi. Wiesz jak dojść do tej Groty Mlecznej?
- Wiem. To
niedaleko, za zakrętem. Ludzi jak mrówek… - Zauważyła Croft. Po chwili
bohaterowie byli już pod grotą, gdy Kurtis, sięgając dłonią do woreczka z
owocami poczuł, że ktoś, przepychając się przez tłum w pośpiechu, szturchnął go
w ramię. Odwrócił się i zobaczył kobietę, która szybkim krokiem oddalała się z
wejścia do Groty. Zwolnił i chwilę jej się przyglądał. Jego myśli błądziły
wokół swojej byłej dziewczyny. Zszokowany przysłonił ręką oczy, by słońce go
nie oślepiało.
- Ty… -
Wyszeptał patrząc w dal.
- Co jest? –
Zapytała Lara, odwracając wzrok w tym samym kierunku, w którym spoglądał Trent.
Po chwili szarpnęła go za rękaw.
- Ogarnij,
Trent! Idziemy do przodu, kolejka maleje.
- Coś mi się
zdawało. – Odpowiedział wymijająco mężczyzna, przystając obok wejścia i
czekając, aż ludzie zaczną wychodzić z Groty. Lara niecierpliwiła się, kiedy
Kurtis nadal odwracał się w tył niespokojnie, kręcił głową, jak gdyby nagle
zaczął cierpieć na zaawansowane ADHD.
- Uspokój
się, nie idziemy na karuzelę. – Upomniała go ciemnowłosa, ale Kurt nie reagował
na jej słowa. Rudowłosej turystki nie potrafił już dostrzec w takim tłumie.
Kiedy wreszcie bohaterowie dostali się do Groty, tak jak Athanasia kilka minut
temu – od razu ruszyli w głąb krypty. Lara nie cackała się z obrazem, zdjęła
go, chociaż obok niej stojąca muzułmanka desperackim głosem szeptała słowa
jakiejś modlitwy. Na widok poczynań Lary, kobieta chciała zacząć krzyczeć, ale
Kurt spojrzał na nią groźnie i reprezentantka płci pięknej szybko zamknęła usta
wystraszona przez obcego mężczyznę. Croft dotknęła wyrwy za obrazem i musiała
stwierdzić, że jest pusta.
- Zero. –
Powiedziała zrezygnowana, wieszając obraz na miejsce. – Jak w legendzie.
Kurtis
kiwnął przecząco głową.
-
Niekoniecznie.
- Ale… -
Lara chciała zapytać o szczegóły, jednak mężczyzna szybko pociągnął ją za rękę,
kierując się w stronę wyjścia.
- Chodź! I
tak nic nie tracimy, a może ona coś wie!
- Kurtis, co
ty wyprawiasz? Kto wie?
-
Rozdzielamy się! Szukaj rudowłosej turystki z czarną chustką na szyi, w
jeansach i białej koszulce! – Krzyknął. – Za godzinę widzimy się przy grocie!
- Ale… -
Lara nie rozumiała. Stała jak wryta i przyglądała się oddalającemu się od niej
w szybkim tempie Kurtowi. On rozglądał się.
- Zero
pytań! Zaufaj mi! – Wrzasnął. I wtedy znów zabiły dzwony.
CDN
Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie to jeszcze lepiej, że był przegadany kawał treściwa! Uwielbiam dialogi, a jak widzę dużo dialogów to czuję swoje klimaty;-* No a takie pomysłowe dialogi jak twoje to po prostu same przyjemności nadające smaczku całemu rozdziałowi;-* Było świetnie!
OdpowiedzUsuńAle...biedny Kurtis, jakiego dołka złapał...szczęście, że Lara trochę go podniosła na duchu bo szczerze mówiąc już myślałam, że będzie takim mrukiem do końca rozdziału;-) Jakby co, zawsze Winston może mu polać wódki albo on sam popodkrada troszkę z Lary barku na poprawę humoru, hehe;-D
A czarnych borówek sama bym zjadła;-*
I na pewno znajdą tę rudowłosą kobietkę o trudnym imieniu (nie wiem czemu ale non stop czytam je Anastazja xD) i dowiedzą się wszystkiego. Znaczy się oby, bo inaczej będą mieć utrudnione zadanko;-*
I cóż, i cóż panno Lilko, znowu muszę czekać i to niecierpliwie na kolejny rozdzialik, ale to już niedługo, bo sobota za 3 dni więc oczywiście warto czekać;-) Ciekawe co się tam podzieje...
No dobra, pozdrawiam cię cieplutko;-* Do sobótki;-*
komentarz napisany na Onet HL - 2010-08-25 11:58