„Tempus fugit”
- Nie kłam… - Mruknął mężczyzna,
odchodząc od kobiety kilka kroków. – Nie masz pojęcia, co z tym zrobić.
- O co ci
chodzi, Trent? Przyszedłeś tu, żeby mi pomóc, czy żeby mnie nadal wkurwiać? Za
przeproszeniem, na razie tylko to drugie ci wychodzi. – Warknęła Lara,
dotykając kamiennej powierzchni postumentu. Pod palcami wyczuła systematyczne
nierówności. Croft rzuciła światło latarki bliżej, przyglądając się badawczo
wypukłościom. To na tym piedestale powinien
znajdować się artefakt, jednak takie rozwiązanie wydawałoby się
bohaterom zbyt proste. Kurtis myślał podobnie, dla odmiany skupiał się na
monstrualnej klepsydrze wspieranej przez kamienne łuki, jak gdyby kolumny. Cała
konstrukcja wydawała się być szklana, choć mężczyzna dałby sobie rękę uciąć, że
była ona wykonana z dużo trwalszego materiału.
- Tu jest
coś napisane… - Usłyszał cichy szept, jednak nie odwrócił się do towarzyszki.
Nie znał zbyt wielu obcych języków, nie był też archeologiem.
- A
konkretnie?
„ Id
est luce clarius.
Tempus fugit, aeternitas manet.”
Tempus fugit, aeternitas manet.”
- To jest jaśniejsze od światła. Czas ucieka, wieczność pozostaje. –
Wyszeptała, wodząc palcem po kamiennym postumencie. Jej szept roznosił się po
wnętrzu ogromnej jaskini. Trent chwilę zastanawiał się nad słowami kobiety.
Niepewnie z kieszeni wyciągnął latarkę. Podszedł bliżej klepsydry i poświecił
promieniem światła w jej niższą bańkę. Klepsydra była pusta, nie widać było w
niej ni piasku, ni jakiegoś płynu. Kurtis zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
Światło latarki odbijało się w szkle.
Błysk.
Kurt
przymknął oczy, promień rażącego blasku na sekudnę go oślepił, jak gdyby gdzieś
w pobliżu uderzyła błyskawica.
- Co to
było? – Zapytała Lara, odwracając się w stronę mężczyzny. Spojrzała na to, co
działo się we wnętrzu klepsydry. Jej dolna bańka wypełniała się powoli drobnymi
kroplami, których barwy przypominały zbiorowisko wszystkich kolorów tęczy.
Dziewczyna podeszła bliżej, również świecąc swoją latarką w stronę klepsydry. W
drugiej ręce zapaliła flarę. Większa ilość światła przyspieszała tworzenie się
kropli w dolnej bańce zegara, jakie opadały na jego dno. – To jest jaśniejsze
od światła! – Krzyknęła archeolog, uśmiechając się szeroko do Trenta. Mężczyzna
przytaknął. Spoglądał na wnętrze zegara ze zdziwieniem, ale i pewnym
niedowierzaniem. Takiego czegoś nie widział nigdy w życiu. Krople wypływały
prosto z gęstej, świetlistej chmury, pojawiały się dosłownie znikąd. Jeszcze
chwilę temu klepsydra była pusta.
- Trzeba ją
odwrócić! – Krzyknęła kobieta, odrzucając flarę. – Wtedy krople zaczną ściekać,
odmierzając czas. Pytanie, do czego…
-
Przekonajmy się. – Trent nie czekał na aplauz. Spojrzał w górę, na sklepienie
wysokiej jaskini. Monumentalny zegar stał prosto, a jego górna część znajdowała
się tuż pod sufitem. Jedynym sposobem, by dostać się na szczyt klepsydry, była
wspinaczka po łukowatych kolumnach, które ją otaczały.
- Nie. –
Odpowiedziała Lara, wskazując palcem na przestrzelone ramię mężczyzny. – Daj
spokój, to mój problem. – Kurtis spojrzał na twarz kobiety z szerokim
uśmiechem. Intuicyjnie poluzował opaskę uciskową, by przepuścić krew. Nie mógł
sobie pozwolić, by tak mała ranka i mocno zaciśnięty na niej opatrunek
spowodował ucisk krwi i uschnięcie kończyny. Była mu ona jeszcze trochę
potrzebna.
- Poradzę
sobie. – Mruknął dziarsko. – Z resztą, gdy klepsydra się odwróci, pewnie
będziesz musiała wykonać tutaj, na dole, jakieś archeologiczne „czary-mary”, na którym się nie znam.
Skoro mogę pomóc… - Zaczął, ale nie skończył zdania. Wiedział, iż ma rację.
Dziewczyna była przekonana, że poradziłaby sobie sama, zapominając o
niepowodzeniu na wyspie Paros, poza tym, mimo tego, że nie wybaczyła Trentowi
jeszcze jego dawnych przewinień, nie chciała potem słuchać, jak marudzi na
temat swojej niezdolnej do wyzdrowienia ręki.
Martwiła się, tym bardziej, że jego przestrzelone ramię było tylko i
wyłącznie jej winą. Znów miała zaprzeczyć, jednak odwróciła twarz w jego stronę
i zobaczyła, jak mężczyzna podchodzi do dwóch najbliżej położonych siebie
kolumn. Odnalazł dłonią uchwyt, na którym mógłby się podciągnąć, odbił się od
podłoża i rozstawił nogi prawie w szpagat, by zaklinować się między kolumnami na
wysokości półtora metra. Stamtąd sięgnął ranną ręką do wyższej wyrwy i,
odpychając się od kolumn, powoli uniósł ciało ku jej szczytowi. Dziewczyna
patrzyła na niego z lekkim podziwem, nie wiedziała, że miał w sobie tyle siły.
Zwykle gardziła jego nabytymi w legionie umiejętnościami, rzadko traktowała go
poważnie. Chwyciła za latarkę i zaczęła świecić mocnym blaskiem w górę, by
ułatwić mu wspinaczkę. Trent był coraz wyżej, wciąż odpychał się raz od jednej,
raz od drugiej kolumny, niewygodny spacerek w górę przechodził dość sprawnie.
Nagle poczuł, że konstrukcja zegara niebezpiecznie zadrżała. Drobny, w
porównaniu z wagą klepsydry, ciężar Kurtisa, który przemieszczał się coraz
wyżej, sprawiał, że z każdym jego ruchem ku górze, klepsydra powoli obracała
się o kilka stopni. Gdy Trent był w połowie drogi na jej szczyt, klepsydra
oderwana od ziemi stała już całkowicie poziomo, wsparta na łukowatych
kolumnach, po których wdrapywał się Trent.
- Jeżeli się
ruszysz, klepsydra pójdzie dalej, płyn zacznie ściekać w dół!
- To co mam
robić? – Warknął Trent. Było mu niewygodnie, a ból ręki, na który wcześniej nie
zwracał większej uwagi, zaczynał dawać mu się we znaki. Nie usłyszał
odpowiedzi. Ani on, ani Lara, nie mieli pojęcia, do czego zegar będzie
odmierzał czas. Trzeba było to sprawdzić. Trent znów podciągnął się na rękach.
Klepsydra odwróciła się wraz z jego ruchem o niewielki stopień. Pierwsza kropla
płynu spadła na jej dno. W tym samym momencie otwór prowadzący do jaskini,
jakim weszli bohaterowie, został zatrzaśnięty, a głazy u sufitu, migocące
zieloną łuną, rozstąpiły się, tworząc jedyne wyjście z komnaty. Płyn nie
ściekał tylko na dno klepsydry. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że w jej
dnie, które przed obrotem zegara było u góry, a teraz przechylało się coraz niżej,
znajdował się spory otwór. Przeźroczysty płyn, ściekający z górnej bańki,
spływał do komnaty, tworząc pod klepsydrą niewielką kałużę, która powiększała
się coraz szybciej. Lara zadrżała. Przypomniała sobie słowa legendy…
„W monotlenku diwodoru pływa ten wymiernik,
Gdzie o skarby pirackiej Pamfilii wielki
Allach dba…”
Monotlenek
diwodoru? Dziewczyna nie była mistrzynią chemii, nigdy nie słyszała o podobnym
związku. Kwas? Zasada? Croft nie wiedziała, jakiego cholerstwa można się
spodziewać. Wolała nie ryzykować. Kurtis szedł coraz wyżej, był już prawie u
szczytu klepsydry, z którego już spokojnie mógłby dosięgnąć jedynego wyjścia z
jaskini. Przeszedł tak już jakieś dziesięć metrów w górę i za chwilę miał
nadzieję chwycić za krawędź szczytu kondygnacji. Nagle usłyszał krzyk. Odwrócił
się. Podłoże jaskini było coraz bardziej pokrywane wyciekającym z zegara
płynem. Mężczyzna zauważył Larę, która wdrapała się na piedestał. Machała do
niego ręką, a poziom niepewnej substancji powoli zalewał wnętrze jaskini.
Kurtis ostrożnie zsunął się niżej. Do jego uszu doszedł dźwięk ocieranych o
siebie kamieni. Im niżej schodził, by pomóc Larze, tym bardziej jedyna droga
ucieczki zamykała się. Mężczyzna przystanął. Mógł albo sam uciekać, wdrapując
się jeszcze trochę, odrobinę wyżej, dosięgając skalnego wyjścia, albo pomóc
dziewczynie. Poczuł, że traci grunt kolumny pod nogami. Tempo wydarzeń zwolniło
się do żółwiego.* Trent widział dokładnie swoje prawe przedramię. Opatrunek w
szybkim tempie znów przeciekał sączącą się krwią, rana, która powinna się goić,
ponownie rozrywała się pod wpływem szybkich ruchów ręki. Była sporej wielkości,
kula przeszyła ramię na wylot.
- Jeszcze
trochę! Dalej! – Usłyszał. Nie wierzył własnym uszom, jednak znalazł w sobie
resztki sił, które pozwoliły mu podciągnąć się, by wylądować na szczycie
klepsydry. Odwróciła się ona już prawie o sto osiemdziesiąt stopni, płyn
ściekał z niej teraz w maksymalnie szybkim tempie. Kurt nie chciał zostawiać
Lary, choć wystarczyło jedynie wziąć odpowiedni rozbieg i chwycić się
kamiennej, otworzonej, skalnej dziury w suficie, by być wolnym. Domyślał się,
co mówiła łacińska sentencja. Gdy klepsydra odwróci się o równe sto
osiemdziesiąt stopni i ostatnia kropla płynu spłynie z niej do komnaty,
przejście w suficie się zatrzaśnie, a on będzie miał całą wieczność na szukanie
kolejnego wyjścia, babrząc się w nieznanej substancji, być może silnie żrącej.
„…
Czas ucieka, wieczność pozostaje…”
- Skacz! –
Usłyszał ponownie kobiecy głos. Co? Przecież tam na dole jest Lara! Zaraz płyn
wylewający się z ogromnej bańki klepsydry dosięgnie jej stóp! Trent ostatni raz
odwrócił głowę. Zobaczył tylko, jak towarzyszka wyciąga z kieszeni telefon.
Wystukała numer.
- Cudowny z was duet. – Zip
uśmiechnął się słodko, próbując poluzować więzy. Siedział na fotelu, związany,
naprzeciwko ogromnego monitora. Przy ekranie stał wyprostowany mężczyzna, z
dziwnym urządzeniem w dłoni. – Kto w waszym związku jest mężczyzną? – Zapytał zaciekawiony, patrząc w oczy Majorowi, chwilę potem uśmiechając się szeroko do
stojącego obok Stoucasa.
- Zaraz
oberwiesz. – Odpowiedział ten drugi, napinając mięśnie. Wyglądem przypominał
trzydrzwiową szafę wypchaną po brzegi sterydami.
- Nic mi nie
zrobicie. Jeżeli Lara dowie się, że zraniliście kogokolwiek z nas, zabije was
obu i będziecie mogli pożegnać się z artefaktami.
- Nie bądź
taki pewny, elektroniku. – Warknął Major. Nagle po pomieszczeniu rozbrzmiał się
sygnał telefonu, wydobywający się z kieszeni czarnoskórego. – Uwolnijcie go. –
Machnął ręką w stronę straży, która stała przy drzwiach. Kilku uzbrojonych
mężczyzn podeszło do Zipa i rozwiązało jego więzy. – Odbierz. – Powiedział
groźnie, celując w kierunku elektronika karabinem niemieckiej marki Heckler
& Koch G36. Zip zaprzeczył. Stoucas spojrzał na swojego szefa, który
położył już palec na spuście, wciąż celując bronią w skroń chłopaka.
- Szefie,
ten asfalt jest wygadany, może nam się jeszcze przydać. – Powiedział
niewyraźnie, przeżuwając trzeci listek gumy. Zapach słodkich do obrzydzenia
truskawek unosił się w powietrzu.
- Odbieraj!
– Ryknął Major. Zip ponownie zaprzeczył. W ułamku sekundy porywacz uniósł broń
i wycelował w śpiącego obok, na kanapie, również związanego Alistera. Nacisnął
spust. Mężczyzna krzyknął, budząc się z bólu i przerażenia. Stoucas natychmiast
zakneblował mu usta i zaczął dezynfekować krwawiący bok.
- A teraz?
Dalej jesteś taki pewny siebie? – Zapytał Major, uśmiechając się cynicznie. Zip
westchnął. Wyciągnął z kieszeni telefon. Wahał się jeszcze chwilę. – Mam w
dupie Larę. Odda mi artefakty za wasze zwłoki, nie będzie miała wyboru.
Odbieraj.
- Cześć
Lara, co u ciebie? – Powiedział niespokojnie Zip, starając się nie patrzeć na
płaczącego z bólu Alistera. W tym samym czasie Major nacisnął jeden z wielu
przycisków pilota, który trzymał w drugiej ręce. Na wielkim ekranie pojawiła
się mapa, z każdą chwilą rozmowy Zipa z Larą, skala powiększała się, dokładniej
określając pozycję kobiety. – Monotlenek diwodoru?
- Państwo
Turcja, okolice zamku Alanya Kalesi. - Mruknął Stoucas, informując o wyniku
szukania swojego szefa. Major spojrzał na niego z pogardą, pokazują gestem, by
się zamknął. Było już jednak za późno, głos Stoucasa dotarł do uszu kobiety.
- Dobrze,
już przekazuję. – Mruknął Zip. – Chłopaki, macie pozdrowienia od Lary. Wie już,
że jesteśmy porwani. Macie przejebane. Tak, Laro, wiem co to jest. To tylko…
Kurtis nie miał już siły.
Wszystko, co działo się w jaskini, wydawało się być wiecznością, a trwało
zaledwie kilka sekund. Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję.
– Usłyszał jej głos, po czym zobaczył, jak chowa telefon do kieszeni. Dzwoniła?
Jeśli tak, to do kogo? Gdy poziom substancji powiększył się na tyle, by
dosięgnąć postumentu, na którym stała, po prostu wskoczyła w odmęty płynu.
Trent krzyknął, jednak teraz już wiedział, że nie ma żadnego wyboru. Musi się
stąd wydostać chociaż on jeden. Wyprostował się i wziął niewielki rozbieg,
taki, na jaki pozwalała mu powierzchnia klepsydry. Od samego jej końca odbił
się i mocno przytrzymał skalnej półki u sufitu. Spojrzał w dół. Kilkanaście
metrów pod sobą widział płyn. Nie mógł się puścić, inaczej cały jego wysiłek
poszedłby na marne. Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że w mętnej
substancji widzi ciało Lary, jednak postanowił zamknąć oczy. Ogromna siła
ciągnęła w dół, jakby żądając od Trenta, by zrezygnował z wysiłku i rozluźnił
mięśnie. Nabrał powietrza w płuca i wrzasnął tak przeraźliwie, że sam zdziwił
się, iż ma na to siłę. Od chwili skoku minęła już sekunda, Trent poczuł, że nie
da rady się podciągnąć. Końcami palców chwycił mocniej skalną krawędź. Wbijał
paznokcie w kamień i próbował wsunąć się do środka. Czuł jednak, że palce nie
wytrzymują ciężaru, cienka warstwa sufitu kaleczyła mu dłonie, sprawiając
potężny ból, który i tak był niczym w porównaniu do uczucia przestrzelonego
ramienia. Znów krzyknął. W ułamku sekundy przypomniał sobie kilka scen z życia.
Lara, Jarmilia, Lara, Athanasia, znów Lara. Praga, Paryż, San Francisco,
Frankfurt, Londyn... Zwiedził cały świat, poznał wiele wspaniałych kobiet, miał
za sobą multum niesamowitych przygód. To wszystko, i jeszcze więcej, mógłby
mieć wciąż. Oczami wyobraźni zobaczył swoje zwłoki, które spadały w dół, tonąc
w nieznanej, chemicznej substancji. Przypomniał sobie, że zaraz klepsydra
zatrzyma się, a ostatnie wyjście z jaskini zostanie zamknięte, gruchocząc
Kurtisowi palce. Widok obrzydził go wystarczająco."No dalej... Stary... Ile można tak wisieć..." warknął
wściekle. Nagle poczuł w sobie przypływ energii, jak gdyby ostatnią deskę
ratunku. Lewą, silniejszą rękę postanowił wyprostować, w tym samym czasie
zarzucił prawą nogę na skalną platformę. Zaparł się jeszcze mocniej. Wylądował
w zupełnej ciemności, w kolejnej, mniejszej komnacie. Przez szparę, u której
przed sekundą wisiał, zobaczył tylko, jak klepsydra zatrzymuje się odwrócona
równo o sto osiemdziesiąt stopni. Ostatnia kropla płynu opadła. Wtedy właśnie
kamienna wyrwa zatrzasnęła się tuż przed jego nosem.
- Lara… - Powiedział ściszonym głosem,
pełnym żalu. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że to on chciał wdrapać się na
klepsydrę, sam kazał dziewczynie zostać na dole. Gdyby był mniej odważny, mniej
uparty, gdyby nie chciał ukazywać swojej siły i tego, że jest bohaterem, którym
tak naprawdę nawet się nie czuł, Lara by żyła. Nie zostałaby zatrzaśnięta w
komnacie pełnej niebezpiecznego kwasu. Odetchnął jeszcze kilka razy, spojrzał
na krwawiące ramię. Już dawno nie czuł podobnej adrenaliny. Podniósł się z
zimnej, kamiennej podłogi ostatkami sił i przeszedł kilka kroków. Zwymiotował,
ponownie się przewracając. Czarne plamy pojawiły się przed jego oczami. Nagle
zrobiło się ciepło, błogo i spokojnie, Zapadła głęboka ciemność.
- Dam pani radę. Bardzo cenną. –
Mruknął umundurowany mężczyzna z długopisem i małą karteczką w ręku. – Proszę
się osunąć, przeszkadza nam pani w prowadzeniu śledztwa. Oto mandat.
- Mandat?! –
Ryknęła wściekle rudowłosa. – Że niby co zrobiłam?
-
Przekroczyła pani tę oto zabezpieczającą teren taśmę. – Policjant wskazał
palcem folię, otaczającą budynek tureckiego zamku.
- Bo muszę
się dostać do środka!
- Powtarzam,
że nic pani nie musi. Niech pani idzie do domu i pozwoli nam pracować. Kilka
godzin temu ktoś włamał się do zamku i ukradł klucze, prowadzące do zamkniętych
komnat, przy okazji atakując konserwatora powierzchni płaskich. Nie chcemy,
żeby turystom stała się podobna krzywda, dbamy o bezpieczeństwo pani i nasze,
dlatego teren jest zamknięty do odwołania alarmu. Proszę się oddalić, inaczej
będę zmuszony zamknąć panią na czterdzieści osiem godzin. – Policjant zdawał
się być nieugięty. Athanasia spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem, nerwowo
drżąc, potargała mandat na jego oczach i, odwracając się na pięcie, odeszła w
stronę wyjścia. Była wściekła. Nie dlatego, że policjant utrudnił jej wejście
do zamku, a co za tym idzie… Do jaskini. Była wściekła, bo była pewna, że
Kurtis i Lara już tam byli. Kto inny miałby kraść klucze cieciowi? Kobieta nie
widziała sensu w ściganiu ich, spojrzała na zegarek. Pewnie już dawno dorwali
artefakt i teraz szukają wyjścia, dumni z siebie. Ruda zerknęła na okrąg, wciąż
spoczywający na jej palcu. Jeden z ośmiu znalezisk legendy. Do końca zagadki
zostały tylko trzy elementy. Dziewczyna usiadła na krawężniku, przed zamkiem,
od którego policja odciągała ciekawskich turystów, i wyciągnęła z kieszeni
treść legendy.
„Szósty bada rozmiar drogi, nawigację prości
W podwodnym królestwie Cejlonu, Lakdiva.
Całości nie uniesiesz i strzeż się chytrości.
Monstrum nie tknie ascetów, co się kłonią
bogom.”
Uśmiechnęła
się chytrze, nie zauważając stojącego nieopodal stojącego i przyglądającego jej
się mężczyzny. Domyślała się odpowiedzi.
Przed nim stał stary mężczyzna,
ładujący do bagażnika Tofas Fiat Doblò kilka bezużytecznych rupieci. Levis
rozejrzał się po okolicy. Stan najgorszego zaułka tureckich slumsów wołał o
pomstę w niebie. Był zupełnym przeciwieństwem wspaniałego, słonecznego,
kolorowego klimatu, jaki panował w centrum Turcji. Tam, w czasie dnia, uliczni malarze za pół
ceny rysowali portrety, kobiety tańczyły na ulicach, obdarowywały przechodniów
prezentami, śpiewając nadmorskie ballady o syrenach i rybakach, mężczyźni
towarzyszyli im w eleganckich strojach, udowadniając wszystkim wokół, że są
prawdziwymi dżentelmenami. Nocą zaś rynek obfitował w uliczne spektakle,
koncerty, zabawy przy ogniskach, plażowanie z drinkami w dłoniach. Tutaj
natomiast, gdzie znajdował się Levis, życie toczyło się zupełnie innym,
tureckim rytmem. Na ulicach nawoływali jedynie sprzedawcy złomu, kobiety
zmęczone szarą codziennością, marzące o tej lepszej, której być może nigdy na
oczy nie zobaczą, paląc papierosy, krzyczały, kłóciły się, zbierając do
wielkich koszy, rozwieszone w czasie dnia pranie. Słońce zaszło już dawno. Gwar
uliczny ucichał, jedno z dzieci, płaczące pod domem, skulone, w brudnych
dłoniach ściskające dużą, przedziurawioną jednak piłkę, rzucało kamieniami w
okno, prosząc, by rodzice wpuścili je do środka. Levis słyszał przeraźliwe
krzyki dobiegające z domów. Do jego uszu dochodziły również śpiewy, jak gdyby
wszyscy pijacy i nieudolni chórzyści kościelni zebrali się w nieopodal
stojącej, zaniedbanej karczmie i polewali jedną z wielu kolejek. Noc była
jeszcze młoda, toteż Robert nie spodziewał się, że śpiewy szybko ucichną.
Inspektor nie zdziwił się, że Dante wskazał mu taką dzielnicę, Lara była w
końcu poszukiwana przez policję. Nie mogła szukać schronienia w hotelu.
Mężczyzna zdezorientowany obrzydlistwem, jakie widział, patrząc na brudną,
ciemną ulicę, podszedł do staruszka, który z młodszym towarzyszem upychali cały
swój dobytek do samochodu.
-
Przepraszam. – Powiedział po angielsku. Młodszy Turek odwrócił się w jego
stronę, reagując na słowa funkcjonariusza. – Szukam kobiety. Mówią, że
zatrzymała się gdzieś niedaleko.
- Bogata? –
W odpowiedzi Levis pokiwał przytakująco głową.
- Sto funtów.
– Powiedział młody chłopak, przecierając palce i ukazując gest mamony. Roberta
nie zdziwiła ta odpowiedź. Spojrzał na graty, jakie ludzie pakowali do
samochodu. Gdyby był na ich miejscu, też wyjeżdżałby jak najdalej z tego
wygwizdówka. Bez zastanowienia wyciągnął z kieszeni portfel i wręczył Turkowi
banknot. Ten uśmiechnął się szeroko.
- Jaskinia
morska Korsanlar Mağarası. – Powiedział szybko. Levis podziękował i pewnym
krokiem oddalił się od samochodu. Starszy brodacz spojrzał na młodszego
towarzysza, po czym poklepał go po ramieniu.
- Mamy dziś
wielkie szczęście. W końcu wyniesiemy się z tego zakątka biedy.
- Wujek
dobrze mówi.
- Chyba mi nie odmówisz, co? –
Szepnął Major, ściskając mocniej ramię długowłosej kobiety. Znajdował się
niedaleko zamku Alanya Kalesi, w niedużym, ciemnym zaułku. Musiał pracować
ostrożnie, wciąż był poszukiwany za przerażającą liczbę popełnionych
przestępstw. – Mój związany przyjaciel, widząc cię przez szybę samochodu, gdy
przejeżdżaliśmy, nazwał cię „prawdopodobnie
tą, która wsadziła Larę do polskiego
pudła” oraz „pewnie byłą tego skurczybyka, który ją zdradził i
zniknął.”. Ty jesteś więc Athanasia, prawda? – Zapytał mężczyzna. Kobieta
spojrzała na niego, w jej oczach widać było przerażenie, przeplatające się z
zainteresowaniem. – Tak się składa, że także walczę przeciwko lady Croft.
- Nie
działam przeciwko nikomu. – Warknęła kobieta, próbując oswobodzić się z
uścisku, wyrywając Majorowi swoją rękę. – Interesują mnie tylko artefakty.
- Słyszałaś
o legendzie, prawda? – Dziewczyna delikatnie przytaknęła. Jej duże, zielone
oczy przyglądały się mężczyźnie z obawą, ale i pewną subtelnością. Kobieta
miała nadzieję, że przestępca nie zrobi jej krzywdy chociażby dlatego, że jest
ładna i potrafi flirtować. Westchnęła zalotnie.
- Co w
związku z tym?
- Croft ma w
tym momencie pięć artefaktów… - „Cztery”
– pomyślała greczynka, delikatnie się uśmiechając. Nie chciała wspominać o tym
nowemu znajomemu. Wolała zachować pierścień dla siebie. – Próbuję odebrać jej
je i sprzedać.
- Masz
świadomość, że to dość… harda dziewczynka? – Odpowiedziała rudowłosa, ostrożnie
dobierając słowa. Major uśmiechnął się szeroko w jej stronę.
- Powiedzmy,
że mam dobrą kartę przetargową. – Wskazał dłonią nieopodal stojącą furgonetkę.
- To znaczy?
- Nie
tłumaczę się laskom na pierwszej randce. – Odpowiedział wymijająco. Ruda
spojrzała na niego obojętnie.
- W takim
razie nie mam nic do zaoferowania.
- Posłuchaj,
mała. – Major mocno ścisnął jej podbródek, patrząc jej głęboko w oczy. – Nikt
cię tu nie pyta o zdanie. Możesz być moją przyjaciółką, rozwiązywać zagadki i
dostać część swojej doli za wykonywaną pracę, kiedy już będziemy mieć wszystkie
artefakty. Możesz też dołączyć do znajomych Lary, właśnie w tej furgonetce
siedzą związani bez prawa głosu. Po której stronie wolisz być? – Zapytał
ostatecznie, zabierając dłoń z jej twarzy. Athanasia czuła, że spotkanie nowego
towarzysza przyniesie jej same kłopoty. Jeszcze kilka minut temu miała plan.
Chciała wejść do zamku i odnaleźć jaskinię. Dlaczego nic nigdy nie dzieje się
po jej myśli? Zamek był zamknięty, od wewnątrz penetrowany pewnie przez Larę i
Kurtisa, od zewnątrz przez niebieskich. Dodatkowo przypieprzył się do niej ten
cały… Brakowało jej słów na określenie poszukiwanego zbrodniarza. Po
przemyśleniu jego słów, nie zawahała się. Wolała żyć.
- Zgoda. –
Podała mu rękę. Nie była już taka pewna siebie. Nagle w ciemnym, zupełnie
pustym zaułku do uszu Majora doszedł cichy dźwięk przeładowywanej broni.
Mężczyzna szybko, instynktownie schylił się i pociągnął dłoń kobiety. Biegł
przed siebie w stronę furgonetki. Padły strzały. Nim się obejrzał, już biegł za
nim Levis, wcześniej zeskakując z jednego z niewielkich dachów. Major, wciąż
ściskając dłoń Athanasii, z całej siły wepchnął ją do furgonetki. Zaraz potem
wszedł za nią. Strzały odbiły się od zamykanych drzwi, tuż przy jego dłoni.
-
Spierdalaj! – Krzyknął do kierującego Stoucasa. Athanasia spojrzała na niego
niepewnie, przyglądając się siedzącym obok przyjaciołom Lary. – Słonko, nie
wspomniałem ci jeszcze, że jestem ścigany. Przyzwyczajaj się do takiego tempa
pracy. – Mruknął, siadając obok Stoucasa. Zobaczył w lusterku inspektora
Levisa, który o mało nie został rozjechany przez obok przejeżdżający samochód.
Stoucas nie puszczał stopy, wciąż dociskał ją w pedał gazu.
- Ale urwał!
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! –
Krzyczał Robert. Zatrzymał mijającą go taksówkę, otworzył drzwi przy kierowcy i
wyrzucił taksówkarza na ulicę, samemu siadając na jego miejscu. – Policja. – Mruknął
na odczepnego i ruszył w pościg. Taksówka marki ford prowadziła się nieźle,
aczkolwiek wolno w porównaniu do dość lekkiego, jak na furgonetkę Mercedesa
Vito. Dodatkowo Levis miał świadomość, że stracił dużo czasu na złapanie
jakiegokolwiek wozu. Mercedes był daleko przed nim. – Kurwa! – Powtórzył,
gasząc grające, drażniące go radio, puszczające jakiś turecki, jęczący utwór.
Wiedział, że zawiódł. Ubrany w kupioną w centrum, turecką koszulę, wyluzowany,
choć wciąż poszukujący Lary, nie spodziewał się Majora w okolicach zamku. Czuł,
że mężczyzna oddala się od niego coraz bardziej. Czy w furgonetce trzymał
porwanych znajomych Lary? Nie wiedział. Był pewien jednego. Stary ford, mający
na liczniku przejechane czterysta osiemdziesiąt tysięcy kilometrów nie był
pewnym środkiem transportu.
- Pieprzony
karawan. – Przeklął mężczyzna, narzekając na beznadziejny samochód. Kipiał z
wściekłości. Widział, jak furgonetka przed nim ostrożnie, ale dość szybko
przyjmuje kolejny zakręt. Ulica o tej porze doby powinna być opustoszała.
Powinna.
Pisk.
Krzyk.
Hamulec.
Trzask
drzwi.
- Pogotowie
ratunkowe? Proszę przysłać erkę na ulicę… - Levis wysiadł z wozu i rozejrzał
się. Dostrzegł na nieopodal stojącym budynku tabliczkę z napisem „Nyack Rd”. - … Nyack. Tak? Jak
najszybciej proszę. – Mężczyzna rozłączył się, po czym uklęknął przy leżącej na
betonie, nieprzytomnej blondynce. Spojrzał na jej krwawiącą część potyliczną
głowy, także zdartą skórę z pleców. Cóż się dziwić? Jeszcze chwilę temu
widział, jak wpadła pod koła pędzącego Mercedesa i przetoczyła się kilka metrów
po betonowej nawierzchni. Mężczyzna wziął głęboki wdech i ułożył ciało wciąż
oddychającej kobiety w pozycji bezpiecznej. Nie przestając myśleć o uciekającym
Majorze, postanowił poczekać na lekarzy.
CDN.
*slołmooołszyn
Nienawidze twojego bloga!
OdpowiedzUsuńkomentarz napisany na Onet HL - 2011-06-13 11:40
A ja nienawidzę brokułów, gdyż mi nie smakują i nowego tracka Fokusa z Dodą (Tak, chodzi mi o Fokusa z Paktofoniki!), ponieważ nie reprezentuje godnego dla Fokusa poziomu. Ach, no i przede wszystkim nienawidzę braku argumentacji swojego zdania ;P
UsuńWięc...?
Więc po prostu kolega Michal ma problemy ze sobą, doradzam wizytę u psychologa, zamiast bezsensowne sapanki na czyiś porządnych blogach, ot co.
OdpowiedzUsuńLilko! <3
Coś Ty znowu narobiła z tą biedną Larą?! Pójdę się powiesić, jak ona naprawdę umarła! Już ją zabiłaś wystarczająco w KL i po części w SA! Ale coś tym razem wierzyć mi się nie chce w jej śmierć. ;-) Może moje przeczucia są marne, ale jakoś tak wątpię, by panna Croft zginęła w ten sposób, na dodatek znowu przez Kurtisa! :-)
No cóż, pożyjemy, zobaczymy, wszystkiego się dowiem w następnym rozdziale, na który mam nadzieję, iż nie będziemy czekać tak długo. ;-) Ta akcja z tym, że Trent wspiął się na górę klepsydry, a Croft pozostawił na pastwę losu na dole, przypomniała mi, jak Kurt pozostawił Larę w więzieniu w Double Fate. Z tą jednak różnicą, że wtedy facet zrobił to celowo, a teraz po prostu chciał pomóc. Cóż za ironia losu, ja teraz na jego miejscu już w ogóle bym popadła w depresję. ;-) I weź tu człowieku pomagaj... życie jest niesprawiedliwe!
No i rudej pokrzyżowały się plany. Ona jeszcze źle skończy, bynajmniej mam taką nadzieję i tego jej życzę. Nie cierpię tej podłej i fałszywej su* ki, to ją mógł Robert potrącić na asfalcie. I właśnie! Biedny Robert, nie dosyć, że "karawan" (xD) jechał zbyt wolno, to jeszcze doszło do wypadku. No to teraz Major ma wolne pole do popisu. Jak to się sprawdza, że "głupi ma zawsze szczęście".
Dobrze, że Twoja zawieszka z tym rozdziałem została pokonana. Długo trzeba było czekać na nowy rozdział, ale było warto. Tak jak wcześniej już mówiłam na gg, trzymam mocno kciuki za twórczość Twoją i Mustelki, mam nadzieję, że szybko nam się ujawnicie w tym wspaniałym duecie! ;-* Rozdział bardzo drastyczny tym razem no i zaskakujący. Czego jak czego ale takiego obrotu sprawy w związku z Croft to się nie spodziewałam. ;-) Mam nadzieję, iż kobieta żyje jednak, a ta ciecz wypływająca z klepsydry nie była ani żrąca ani trująca.
Czekam niecierpliwie na rozdział następny, pozdrawiam bardzo cieplutko! ;-****
komentarz napisany na Onet HL - 2011-06-13 17:07
Genialne! Podziwiam to, jak bawisz się faktami. Moja wiedza chemiczna jest naprawdę mierna i nie miałam bladego pojęcia, co to właściwie jest monotlenek diwodoru. Podejrzewałam jedynie, że to nie może być nic groźnego, skoro Lara tak ochoczo do niego wskoczyła. Dopiero po lekturze rozdziału wybrałam się na konsultacje do Ciociu Wikipedii i kopara mi opadła. Jesteś genialna. :-) Twoje "ale urwał" rozłożyło mnie na łopatki. Nie mogłam przestać się śmiać. :-)
OdpowiedzUsuńMajor dorwał Athanasię? Łohoho, zaczyna być coraz ciekawiej! Teraz pytanie brzmi: czy Athanasia dostanie lanie, czy też przyłączy się do Majora?
Ach, nowy projekt... Przyznam szczerze, że już mi ślinka cieknie! Mam nadzieję, że nie będzie trzeba na to długo czekać, bo chyba nie wytrzymam!
I przy okazji - nabazgrałam coś nowego u siebie, tak się złożyło, że w ten sam dzień. :-)
komentarz napisany na HL Onet -2011-06-13 17:12
No to Lilka nieźle sobie z nas łacha pociągła z tym monotlenkiem diwodoru. xDDD Dopiero po komentarzu Hastings coś mnie tknęło, aby zajrzeć do Wikipedii. xDD
OdpowiedzUsuńBrawa za pomysł, mi by takie coś do głowy nigdy nie przyszło. xD
komentarz napisany na HL Onet - 2011-06-13 18:03
michal stul morde jak ci się nie podoba to po co wchodzisz na blog i komentujesz
OdpowiedzUsuńa co do twojej propozycji lilka chętnie skorzystam, faktycznie by się przydało http://lara-croft-i-kurtis-trent-love.blog.onet.pl/
komentarz napisany na HL Onet - 2011-06-19 17:06
"Jest średni." Jest średni?! Jest wspaniały! Jeżeli już to ja jestem średnia, ponieważ... Aż głupio mi się przyznać, ale zapomniałam o twoim blogu! Skupiłam się na Hastings. A więc nadrobiłam zaległości.
OdpowiedzUsuńKurtis łażący po wielkiej klepsydrze? Jak zwykle chciał we wszystkim wyręczyć Larę i myśli teraz, że ją zabił. Ale ja jestem pewna, że nie! Po pierwsze dlatego, że nie byłoby dalszych rozdziałów, po drugie dlatego, że sama wskoczyła do tej cieczy. A Lara nie jest osobą, która popełniłaby samobójstwo. Chociaż TR Last Revelation... Ale przecież przeżyła! I tutaj Croft też przeżyje! Przestrzelony Alister? I na Zipie to nie robi wrażenia? No proszę, jak im się charakterki pozmieniały przez ten okres. Przejechana blondynka? Zdarta skóra? Uhh... Znowu będę miała problemy z zasypianiem. Ale ona na pewno wyzdrowieje. I jak na poplątany rozdział, ten był całkiem zrozumiały. Przez chwilę wahałam się tylko czy Kurtis wyszedł z tego pomieszczenia, czy nie, ale chyba wyszedł.
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! A u mnie już jutro nowy rozdział!
komentarz dodany na HL Onet - 2011-07-01 13:20
Kurt włażący na klepsydre.. Ciekawe:P
OdpowiedzUsuńNie to, że coś ale dobra była ta rozmowa, ktorej Lara pozdrawia Majora i stwierdza, że mają przeje*ane:D
A i Major niezły jest..
Z Athanasia (dobrze napisalam?) bedzie wspolpracowac.
Przeciez on ja do grobu wprowadzi.
No i co w końcu stanie się z Larą?
Tego dowiem się jutro bo idę spać teraz:)
Ehh bede miala mile sny:D
komentarz napisany na HL Onet - 2011-09-20 23:03