Rozdział dwudziesty

„Huk”

Huk.
- Wstawaj, nie jesteś na plaży. – Usłyszał, po czym poczuł szarpiący ból w lewym boku. Niespokojnie otworzył oczy. Jego oddech był spowolniony, głowa bolała niemiłosiernie. „Kac?” – pomyślał, jednak nie przypomniał sobie, by spożywał jakikolwiek alkohol. Czuł dziwną pustkę w głowie, jak gdyby uleciało z niej kilka ostatnich godzin. „Gdzie ja jestem?”. Po chwili dotknął wewnętrzną stroną dłoni podłoża. Było mokre, chropowate. Kamienne. Przed sobą widział tylko czyjeś buty - pionierki - którymi wcześniej mocno oberwał w bok. Mężczyzna spróbował odwrócić się na plecy, zastanawiał się, jak długo leżał nieprzytomny, przypominając sobie ostatnie wydarzenia. Przewracając się, poczuł ponowne szarpnięcie, tym razem w prawym ramieniu. Rzucił wzrokiem w jego stronę. Opatrunek po ranie postrzałowej już nie krwawił, choć krzepnącą krwią przesiąknięty był do suchej nitki. Kurtis westchnął i w końcu spojrzał w górę. W tym samym czasie znów poczuł, jak stojąca przed nim postać, kopnęła go ponownie stopą w lewy bok.
- Długo jeszcze mam tak na ciebie czekać? Rozumiem, że podłoga jest wygodna, ale naopierdalałeś się już wystarczająco. Może w końcu łaskawie ruszysz dupsko i stąd wyjdziemy?
- Co… jak ty…
- Monotlenek diwodoru. – Powiedziała kobieta, rozpuszczając czerwone włosy i wykręcając je w dłoniach. – Artefakt wypłynął wraz z nim z klepsydry… mam paskudne odrosty….
- Ale otwór się zamknął. – Zauważył Trent. W tym samym czasie rzucił wzrokiem na dziurę w ścianie o wielkości pięćdziesięciocalowego telewizora. – Bazooka?
- Upadłeś na głowę? To granat zaczepny. Wstawaj. – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Trent patrzył na jej twarz i, choć starał się, by nie było tego po nim widać, cieszył się, że może ten uśmiech oglądać. Jeszcze niedawno był przekonany, że stracił go na zawsze. A wraz z nim jego właścicielkę.
- Przepraszam. – Powiedział, powoli wstając. Lara spojrzała na niego pełna ciekawości. Po jej wyrazie twarzy widać było, że nie bardzo wie, o czym mówił mężczyzna. – Ty wiesz, że nigdy bym cię tam nie zostawił. Wiesz, prawda? Ryzykowałem więcej niż własne życie, a to już zbyt duża ofiara. 
- A mimo to zostawiłeś mnie tam.
- Przepraszam. Nie powinienem…
- Kurtis. – Dziewczyna mocno ścisnęła jego ramię i stanęła przed nim, patrząc mu w oczy pewnym siebie wzrokiem. Nie miała do niego pretensji, wręcz przeciwnie. W głębi siebie była pewna, że na jego miejscu zrobiłaby to samo. – Co ty bredzisz? Przecież sama kazałam ci uciekać, dostać się na szczyt, do wyjścia, póki było otwarte. Gdybyś nie wszedł na górę, klepsydra nie odwróciłaby się do końca…
- Pomieszczenie nie zalałoby się tą substancją… Musiałem iść w górę, byś mogła zdobyć artefakt i zostać tam, być może na zawsze.
- Miałam tę świadomość. – Powiedziała, wzruszając ramionami, jak gdyby jej życie było warte tyle, co darmowa para jednorazowych „stopek” otrzymywanych od sprzedawczyni w czasie przymierzania butów w sklepie obuwniczym. – Oraz granaty. – Dodała po chwili.
- Czy dla ciebie liczy się tylko ten artefakt, Croft?! Kto uratowałby Zipa i Alistera, gdybyś stamtąd nie wróciła? Suprajs! Wiadomość z ostatniej chwili: wielka lady Lara Croft jednak nie jest nieśmiertelna!
- Wierzę, że ty byś to zrobił. – Odpowiedziała spokojnie. Nie chciała wszczynać kolejnej słownej bitwy. Lubiła się droczyć z mężczyzną, jednak nie lubiła marnować czasu. Te dwie sprawy były na jej nieszczęście bardzo spójne. Kurtisa zadziwiła jej odpowiedź dość pozytywnie, sądził, że zrobi to, co robiła zawsze robiła w takich momentach. Podnosiła głos na tyle, by obudzić wszystkich zmarłych, którzy odeszli z tego świata w promieniu kilkunastu kilometrów.
- Laro, proszę, nie bądź taka obojętna. Naprawdę lubisz ryzykować swój tyłek aż tak bardzo?
- Nic już nie mów. – Croft delikatnym ruchem ręki uniosła palec i położyła go na ustach mężczyzny. Z opadających i oklejających jej twarz włosów drugą ręką wykręciła jeszcze trochę cieczy, w ostateczności zabrała palec i przejechała wilgotną dłonią po twarzy Kurtisa, mokrym kciukiem dotykając jego ust. Trent oblizał je instynktownie. Bezwonna, przeźroczysta ciecz, która nie okazała się być żadnym kwasem ani trucizną, była bez smaku. Kurtis westchnął. Już wcześniej, gdy odzyskując przytomność, zobaczył nad sobą Larę, domyślał się takiej odpowiedzi. Po raz kolejny legenda wywinęła mu niezły dowcip. Ha dwa o prosto z wnętrza klepsydry? Takich rzeczach nie przypominał sobie z żadnej lekcji chemii. Nie miał więc za co przepraszać, zrobił wszystko należycie pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Zaśmiał się tylko pod nosem i lekko popukał się po czole.
- Jestem głupcem.
- Jesteś. – Odpowiedziała dziewczyna, wiążąc sobie z mokrych włosów kucyk. – A co do mojego tyłka… Chrzanić go, wiesz, że uwielbiam ryzyko.
- A ja… - Zaczął mężczyzna niepewnym tonem. „…uwielbiam ten twój tyłek…” - …ja po prostu cholernie nie lubię zostawiać cię w tyle. Ten tyłek może się tam, na zewnątrz, jeszcze kiedyś przydać. Nie sądzisz? – Nie usłyszał odpowiedzi. Lara poklepała go tylko po ramieniu i wyciągnęła z plecaka mały, mokry pakunek. Postanowiła zmienić temat, poprzedni nie wydawał jej się zbyt wygodny.
- To klepsydra. Złota, o małych, drobnych wymiarach, całkiem podobna do tej wielkiej, zawalonej.
- Piąty artefakt. – Mruknął Kurtis, biorąc ostrożnie w dłoń świecące cacko.
- Piąty artefakt. – Przytaknęła Lara, po chwili chowając skarb ponownie do plecaka. – A teraz pozwoli pan, że w końcu opuścimy ten mokry kurwidołek.


- Wyglądasz jak aniołek. – Wyszeptał, siadając obok kobiety na wygodnej kanapie. Dłonią dotknął jej delikatnego policzka. – Stoucas, przynieś naszej nowej znajomej drinka.
- Nie dotykaj mnie. – Warknęła rudowłosa w odpowiedzi. – Miałeś mi powiedzieć, gdzie jesteśmy.
- Na odpowiednim miejscu. To taka nasza utopia. Wyobrażasz sobie skumulować w jednym budynku idealne pomieszczenie dla zakładników, bezpieczną fortecę dla nas, z eleganckim salonem i tak wspaniałą sypialnią, jak moja? Otóż oto ta kumulacja. – W tym samym czasie do pokoju wrócił dobrze zbudowany mężczyzna z literatką w dłoni. Podał ją dziewczynie, a ona spojrzała na płyn niepewnie. Nie chciała próbować przysmaków swoich współpracowników, których wcale nie wybrała dobrowolnie.
- Co z naszymi związanymi przyjaciółmi?
- Są w piwnicy, szefie.
- Zajrzyj do nich z łaski swojej. Potem zajmij się sobą, byle niezbyt głośno. Chcę zostać z panią sam. – Mężczyzna szeroko uśmiechnął się do kobiety siedzącej obok, po czym sięgnął dłonią po jej szklankę. Upił niewielki łyk napoju o pomarańczowym zabarwieniu. Mlasnął i odetchnął głęboko z zadowolenia. - Widzisz maleńka… Nie ufasz nam. Nikt nie chce cię tu otruć. Przynajmniej nie teraz, gdy jeszcze jesteś mi potrzebna.
- Sądzisz, że będę się grzecznie bawić w wasze gierki? W takim razie grubo się pomyliłeś…
- Jaka jest kolejna lokacja artefaktu?
- Po co ci to wiedzieć? Przecież Croft i tak wie o porwaniu, znajdzie cię, gdy sama odnajdzie wszystkie artefakty.
- Kochanie, mam wielu ludzi pod sobą.
- W takim razie dlaczego wciąż ciągniesz za sobą tylko tego jednego dupka? – Zapytała przekornie, odsuwając się od Majora, siadając na brzegu kanapy.
- Zbyt wiele pytań naraz, aniołku. Jeszcze nie odpowiedziałaś na moje… - Major wstał z kanapy i przespacerował się po pokoju, robiąc kilka kroków w stronę okna. Wyjrzał za nie, uchylając delikatnie firankę. Księżyc zaświecił w szybę mocnym blaskiem.
- Ty pierwszy. Po co chcesz wysyłać ludzi po artefakt, skoro masz zakładników? Ona po nich przyjdzie.
- Ty, w przeciwieństwie do mnie, nie masz się czym targować. W każdej chwili mogę zrobić ci krzywdę, więc mniej pytań, więcej odpowiedzi. Jaka jest następna lokalizacja szóstego artefaktu, panno Afelis? – Zapytał ponownie. Athanasia chwilę wahała się, jednak nie uległa. Patrzyła Majorowi prosto w oczy. Mężczyźnie podobała się jej upartość. Bawiła go. – Zaczyna być interesująco… Dobrze. Skoro stroisz fochy, zabawimy się. Ty odpowiesz na jedno moje pytanie, w zamian ja odpowiem na jedno twoje. Jako, że mam dobry humor, pozwolę ci zacząć tę niewinną gierkę.
- Po co wysyłasz ludzi do Croft, czyżbyś wierzył, że dadzą jej radę? Jest nieco… Oporna w udobruchaniu.
- A dlaczego nie? Poprzeszkadzam jej trochę, taki kaprys. Może także da się złapać i odda grzecznie od razu wszystkie swoje skarby, nie będę musiał się z nią licytować za czarnucha, starca i okularnika. Nie oszczędzam moich ludzi. Nudzą się, mają prawo do rozrywki. Moja kolej. Gdzie znajduje się numer szósty?


„Szósty bada rozmiar drogi, nawigację prości
W podwodnym królestwie Cejlonu, Lakdiva.
Całości nie uniesiesz i strzeż się chytrości.
Monstrum nie tknie ascetów, co się kłonią bogom.”

- Wyspa Cejlon, państwo Sri Lanka. Indie. Zabijesz ją, gdy odda ci artefakty?
- Mówisz o Croft? To mściwa suka. Będzie mnie ścigać za porwanie tych przychlastów do usranej śmierci. Nie mogę sobie na to pozwolić. Moja kolej. Dlaczego akurat Sri Lanka? – Zapytał, przypominając sobie katakumby, w których Croft, tłumacząc mu legendę, nieźle zamieszała mu w głowie, o mało nie pozbawiając go życia w komnacie gwiazd.
- To proste. Jedną z największych grup mieszkańców na wyspie Cejlon są Syngalezi. Posługują się oni językiem syngaleskim. W tym języku „Lakdiva” to po przetłumaczeniu „Sri Lanka”. „Lak” to skrót od „Lanka”, natomiast „diva” oznacza „wyspę”. Sri Lanka to państwo na wyspie Cejlon. – Wytłumaczyła. Major przyjmował każde jej słowo. Zapadła cisza. Po chwili mężczyzna wrócił na kanapę, znów siadając blisko towarzyszki.
- Brzmi sensownie. Gdzie dokładnie na wyspie znajdę artefakt?
- To drugie pytanie… Moja kolej. – Przypomniała. Major spojrzał na nią złowrogo, miał dość jej przekorności.
- Nie każ mi wyciągać tego z ciebie siłą.
- Moja kolej. – Stwierdziła obojętnie, sięgając po szklankę. Major zdążył przybliżyć się do niej i ścisnąć mocno jej kark na tyle, by wystraszona upuściła drinka, który natychmiast rozlał się na podłodze, bryzgając obicie kanapy.
- Tracę powoli cierpliwość, Afelis! Gdzie dokładnie znajduje się artefakt, poza tym, że na Sri Lance? – Nie usłyszał odpowiedzi. Nasia wzruszyła ramionami, jednak w jej oczach dostrzec było można przerażenie. Mężczyzna poluzował uścisk. Rudowłosa nie miała pojęcia, gdzie dokładnie szukać skarbu. Major przyglądał jej się chwilę badawczo, po czym puścił jej kark, ponownie wstając z kanapy. - Wiem, że mnie nie oszukasz. – Wyszeptał. Dłonie położył na głowie, kręcąc nią niedowierzająco. Zagryzł wargę, łapiąc głęboki wdech. – Jesteś piękna jak anioł. – Dodał w końcu, znów podchodząc do okna.
- A ty jesteś jak dzwon. Pusty w środku, robisz najwięcej hałasu.
- Zamknij się! – Krzyknął, nagle odwracając się przodem do kobiety. W oczach miał iskrę szaleństwa. Drżał, jak gdyby coś w środku przejęło nad nim kontrolę. – Irytujesz mnie, aniele. – Major zaszedł kanapę od tyłu i zanim rudowłosa zdążyła zareagować, mocno szarpnął w dół za jej włosy, przyciągając jej twarz ku górze. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Widząc jego przybliżające się usta, dziewczyna zaczęła się wyrywać, ale każdy ruch głową sprawiał jej ból. Czuła pulsujące cebulki włosów, naciągające się coraz mocniej. Jęknęła. To tylko pobudziło mężczyznę do dalszego działania. - Nie jestem zły. To ty jesteś gburowata i uparta. Jak taka piękność może być tak irytująca… – Szepnął. Dotknął jej szyi, przesuwał palcami po jej delikatnej skórze, zjeżdżając coraz niżej, wkładając dłoń pod jej bluzeczkę. Nie zdążył odchylić stanika, usłyszał tylko chrząknięcie i poczuł, jak wypluta ślina zaczyna spływać mu po twarzy. Otarł ją rękawem i wrzasnął wściekły. Z całej siły uderzył kobietę w twarz, puszczając jej włosy. Athanasia przewróciła się, uderzając plecami o drewnianą poręcz kanapy. – Na dziś to koniec naszej zabawy. – Powiedział, wciąż oddychając głęboko. – Chciałem być dla ciebie miły i sprawić, byś poczuła się jak dama. Zmieniłem zdanie i za karę posiedzisz tu sobie sama. (O, nawet mi się zrymowało!) A jeżeli w przyszłości odmówisz mi posłuszeństwa, nie będę już taki miły. – Powiedział twardym głosem, udając się w stronę drzwi. Z niewielkiej szuflady wyciągnął mały kluczyk z brelokiem na przycisk. Wcisnął go. W tym momencie okna zostały zabarykadowane przez rolety z antywłamaniowym pancerzem. – Dobrej nocy życzę. – Dodał, by po chwili zgasić światło i zatrzasnąć za sobą drzwi. Rudowłosa usłyszała jedynie dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Przykładając chłodną i drżącą z obawy dłoń do policzka, wybuchła cichym płaczem.



- Już tłumaczę… - Powiedział Levis, podwijając rękawy zbyt szerokiej bluzy kangurki. Wyciągnął z kieszeni plik dokumentów i położył je na stoliku, siedząc naprzeciwko mężczyzny w białym kitlu. – Jestem inspektorem agencji SOCA. Ścigam ważnego przestępcę, ruszyłem za nim w pościg, tymczasem ta kobieta wpadła mi pod koła. – Ordynator sięgnął po dokumenty Roberta i przejrzał je.
- Nuraya jest w ciężkim stanie i będę musiał wezwać policję. – Stwierdził łamanym angielskim akcentem.
- To ja jestem z policji!
- A to mój obowiązek.
- Przecież przyjechałem tu wraz z nią karetką! Pozwalając uciec temu…
- Proszę się uspokoić.
- Teraz się pewnie panoszy, porywa ludzi i ich morduje, a pan mi każe się uspokoić?!
- Nic mnie to nie interesuje. Musi pan zaczekać na funkcjonariuszy, którzy albo zabiorą pana do aresztu, gdzie będzie się pan tłumaczył, albo, w co wątpię, wypuszczą pana i pozwolą dalej potrącać kradzionymi taksówkami niewinnych ludzi. – Mężczyzna wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał krótki numer. – Z tej strony Murat Savas, właściciel Baskent University Alanya Hospital. Proszę z kapitanem Ilhami. Tak… Dzień dobry, kapitanie. Proszę przysłać radiowóz pod szpital, mamy winowajcę poważnego wypadku. Owszem, o dziwo złoczyńca przyjechał z poszkodowaną na oddział. Oczywiście. Poczeka sobie w moim gabinecie. – Turek uśmiechnął się szyderczo w stronę Roberta, który zacisnął pięści i wygodnie rozsiadł się w fotelu, po drugiej stronie biurka ordynatora. Miotało nim, miał ochotę ciosem wybić głupkowaty uśmiech lekarza z jego jajowatej twarzy, jednak powstrzymał się. „Pieprzony brudas…” – pomyślał. Postanowił poczekać i wyjaśnić sprawę w tureckim areszcie, kontaktując się z ambasadą brytyjską i swoim przełożonym.



Sufit z każdym krokiem wydawał się być coraz bardziej obniżony. Tak bardzo, że aby iść w przód, trzeba było mocno się schylić. Lara szła pierwsza. Przemoknięta do suchej nitki lekko drżała. Kurtis od dłuższego czasu przyglądał jej się w milczeniu. Stąpał za nią krok po kroku, nie mogąc doczekać się, aż mroczny, kamienny labirynt się skończy i mężczyzna ujrzy w końcu światło dzienne. Musiał przyznać, cieszył się ze znalezienia Lary. Akcja z klepsydrą, która podniosła mu od dawna spokojny do tej pory poziom adrenaliny, choć ryzykowna, bardzo mu się podobała i mógłby raz jeszcze ją powtórzyć. Musiał przyznać sobie rację. Picie taniej wódy w pokoju hotelowym było nudniejszym zajęciem niż taka przygoda i odnalezienie Lary. Każde stąpnięcie i głośniejszy oddech odbijały się echem od porowatych ścian. Śliskie od podziemnej wody podłoże stało się jednak mniej grząskie. Monotonny spacer zdawał się trwać w nieskończoność, zanim Lara oderwała nogę od podłoża, by postawić ją o krok dalej, pozostałe jej trzy kończyny badały terytorium, znajdując sobie pewne oparcie. Zwracała uwagę na ostre krawędzie skał wystające ze ścian lub ostre, wyrzeźbione niegdyś przez wodę, niewielkie stalaktyty. Korytarz rozwidlał się, ostro w górę prowadził tunel powstały po osunięciu się ogromnego bloku skalnego, obok którego bohaterowie teraz się przeciskali. Na prawo promień latarki wydobył szerszą czeluść, sufit znów powracał tam do normalnych rozmiarów. Lara pociągnęła nosem i bez słowa wkroczyła w szerszą przestrzeń, w ogóle nie biorąc pod uwagę drogi w górę.
- Stój. – Zatrzymał ją Kurtis, pociągając za jej przemokniętą bluzę. – Poczekaj chwilę.
Lara wykonała jego polecenie niechętnie, widząc jak Trent przechodzi kawałek korytarza prowadzącego do góry. Po chwili wrócił i podał dziewczynie rękę, chcąc, by weszła za nim. Croft westchnęła głośno, ukazując wszem i wobec swoje niezadowolenie.
- Choć, musisz to zobaczyć. – Po słowach mężczyzny nie miała już żadnego oporu. Wystarczyło zrobić kilka kroków korytarzem w górę, by dostać się do suchej komnaty. - Do jaskini wszedłem od strony lochów zamku. To może być jedno z jego pomieszczeń.
- Co w związku z tym?
- Zróbmy tu postój.
- Nie. – Mruknęła Lara, choć w jej głosie słychać było znikomy ton rezygnacji z dalszej podróży. – Jeszcze trochę. Przejdźmy jeszcze trochę, będziemy bliżej wyjścia. – Mamrotała. Kurt zdawał się jej nie słuchać. Przybliżył się do niej i dotknął jej lodowatej dłoni. Ujął ją w swoje ręce, przyłożył do ust i dmuchnął na nią ciepłym powietrzem.
- Zmarzłaś.
- To nic takiego, chodź… - Odpowiedziała, jednak Trent nie miał zamiaru wykonywać jej poleceń. Już bez żadnego słowa sięgnął po jej wodoodporną torbę i bez pytania zajrzał do środka. Wyciągnął z foliowego woreczka wodoodporne zapałki, świece i petardy sygnalizacyjne.
- I tak jesteśmy blisko. Jeszcze trochę w górę i może wrócimy do zamku. Potem tylko z niego wyjdziemy. Nie ma szybszej drogi.
- Ja… przypłynęłam tu… tam mam strój…
- Tak, i po co ci ten strój nurka, chcesz wracać drogą morską? Jesteś cała sina. Babrałaś się w wodzie by tu wpłynąć, i potem, by dojść do jaskini, następnie wykąpałaś się w wodzie z klepsydry już na miejscu. Przynajmniej wyjdź stąd w mniej… mokry sposób. – Powiedział, widząc, jak dziewczyna przykuca w kącie sali. Rozejrzał się.  Komnata musiała niegdyś służyć jako część zamku, Kurt znalazł setki okruchów i desek, będących dawniej jakimiś meblami. Uzbierał średniej wielkości kupę owych materiałów, korzystając z zapałek spróbował rozpalić ogień. Wszystko było jednak zbyt wilgotne. Nie poddawał się, dopiero dziesiąte podejście z pomocą petardy zakończyło się sukcesem. Kurt delikatnie przeciął ją nożem, na bok odrzucił wyzwalacz, a proch i obudowę podłożył pod kawałki desek. Lara usiadła na ziemi, rozprostowując nogi i opierając się o ścianę. Trent zdjął z siebie bluzę, następnie koszulkę i zawiesił na niewielkim pręcie wystającym ze ściany. Nie wierzył, że ubrania wysuszą się do suchej nitki, ale na pewno będą cieplejsze niż teraz. Poczuł, że dostaje gęsiej skórki, nie przeszkadzało mu to.
- Też powinnaś coś zdjąć. Dostaniesz zapalenia płuc. – Powiedział cicho. Lara spojrzała na niego i znów pociągnęła nosem. Przytaknęła. „Skubany, ma rację.” – pomyślała. „Na coś mu się przydał ten legion.”.   Popatrzyła na niego chwilę, jednak zaraz odwróciła wzrok, gdy zobaczyła, że rozpina pasek, potem rozporek. Wstała i również zaczęła się rozbierać, jednak pozostawiła na sobie spodnie i koszulkę. Mężczyzna jak gdyby nigdy nic usiadł przy niej w samych bokserkach, bacznie przyglądając się swojemu opatrunkowi na ramieniu. Plamy krwi były widoczne na mokrym bandażu, jednak rana nie bolała już tak mocno, jak wcześniej. Robiło się coraz cieplej, przemoczone i zziębnięte ciała chłonęły energię płomieni.
- Fajnie, że jesteś. – Kobieta odezwała się w końcu, dotykając ramienia byłego legionisty. Jej słowa roznosiły się echem po komnacie.  Kurt objął ją delikatnie, a ona lekko oparła głowę o jego ramię. Leżeli tak chwilę w milczeniu, w ich oczach odbijał się blask płomieni. Kurtis patrzył się w ogień, zastanawiając się, co będzie, gdy już wyjdą z podziemi. Nagle poczuł pulsujący skurcz w żołądku… głód. Spojrzał na dziewczynę, która miała zamknięte oczy. Nie mógł pozwolić jej zasnąć. Rozleniwiłoby ją to na tyle, by zostać tu przez następną godzinę. „Za godzinę, mała, to będziemy już w hotelu…” – mruknął i ostrożnie potrząsnął ją łokciem. Kobieta ocknęła się.
- Co jest?
- Ogień dogasa.
- To dorzuć do niego.
- Musimy iść, Laro… jeżeli nie wyjdziemy stąd za godzinę, dwie, to mogę zapewnić, że nie wyjdziemy stąd nigdy. A przynajmniej nie ja. Umieram z głodu.
- Nie przesadzaj. – Powiedziała dziewczyna i ponownie sięgnęła po swoją torbę. Wyciągnęła z niej wysokokaloryczną czekoladę owiniętą w kolejną, wodoodporną folię. Oderwała kawałek słodkiej tabliczki i resztę podała towarzyszowi. – Poleżmy jeszcze chwilę. Tu jest tak ciepło. – Poprosiła. Kurt pierwszy raz usłyszał w jej tonie taką pokorę. Spojrzał na jej już nieco mniej siną twarz, ogrzewaną jasnymi promieniami ogniska. Ułamał kostkę czekolady i włożył ją sobie do ust, uśmiechając się przy tym swoim zawadiackim uśmiechem. Lara popatrzyła na niego i także się uśmiechnęła. Zanim mężczyzna zdążył wykonać jakikolwiek ruch, zbliżyła do niego swoje usta. Delikatnie nadgryzła kostkę i zlizała z jego ust resztki czekolady. Pocałunek ten był najsłodszym pocałunkiem w jej życiu.
Siedzieli jeszcze chwilę, przytuleni do siebie, gdy w końcu Lara ostrożnie wstała z ziemi. Sięgnęła po bluzę, która nie była jeszcze idealnie sucha, ale dużo cieplejsza i włożyła ją na siebie. Kurtis po chwili także zaczął się ubierać.
- Wyjdziemy stąd. Do jaskini dotarłem, schodząc z zamku lochami, w dół. Teraz idziemy w górę. Wyjście musi więc być już niedaleko. – Mruknął, zapinając pasek spodni. Croft przytaknęła. Pokładała całkowitą ufność w jego słowach.  
Korytarz to zwężał się, to rozszerzał w niewielkie tunele. Był nieco szerszy i wyższy, co jakiś czas w jego ścianach zobaczyć można było nisze z resztkami starych rzeźb. Tym razem prowadził Kurtis. Odkąd wszedł na wyższy poziom, droga wciąż prowadziła lekko w górę, Lara szła za nim, jak po delikatnej pochylni. Tam ściany i sklepienia zbudowane były z ciemnych cegieł. Oznaczało to, że bohaterowie byli już blisko fundamentów zamku, które szybko poprowadziłyby ich do wyjścia.
- Czujesz? – Odezwał się Kurt, patrząc na Larę z dziką radością w oczach. – Wiatr! – Krzyknął. Rzucił się pędem przed siebie, coraz bardziej stromą drogą, trzymając dziewczynę za rękę. Potykali się, ale wciąż brnęli w przód, choć było im coraz trudniej i ciężej. Stawiali stopy bokiem, aby przypadkowo nie ześlizgnąć się w dół. Z każdym krokiem byli coraz wyżej, czuli się, jak alpiniści. Trent poczuł, że traci grunt pod nogami. Croft trzymała się go kurczowo, mężczyzna w ostatniej chwili złapał się wystającego z ziemi kawałku korzenia. Korzenia! Znaczy, że gdzieś tu niedaleko musi być jakaś roślinność! Podciągnął się na nim, nie bacząc na szarpiący ból przestrzelonego ramienia. Przyciągnął do siebie Larę, znów byli obok siebie, na tej samej wysokości. Ruszyli dalej. Nagle Kurtis przyspieszył, wyprzedzając znacznie kobietę. Usłyszała tylko jego zdenerwowane westchnienie pełne rezygnacji. Zdziwiona zatrzymała się. Poczekała, aż Kurtis wróci do niej. Zobaczyła przed sobą nagle gasnące światło latarki.
- Niebo jest piękne. – Powiedział cicho. Lara spojrzała na niego zdziwiona. Dotknęła jego ramienia, wzrok miała pytający, choć mężczyzna nie zobaczył tego w ciemności. Croft wyrwała mu latarkę z ręki i sama ruszyła sprawdzić, co takiego znalazł Kurtis. Poczuła powiew świeżego powietrza, zapaliła światło i oświetliła nim stojącą przed nią ścianę. Ślepy zaułek. A w nim otwór na wolność.
Szeroki na dziesięć centymetrów.
- Trent. – Powiedziała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Postanowiła powtórzyć. – Trent! – Mężczyzna zareagował i po chwili stanął obok niej. Minę miał zranionego psa.
- Może lepiej byłoby tą wodą… miałaś rację. – Szepnął. – Wracajmy… - W tym samym momencie poczuł, jak dziewczyna dotyka jego dłoni i coś mu podaje. Okrągłe… chropowate w dotyku…
- Jesteś wielka. – Powiedział, po czym odsunął się. Ciągnąc za sobą Larę, wyciągnął zawleczkę. Przytulił się do kobiety mocno.


Na zamkowej polanie o tej porze nocy nie było tłoczno, a wręcz przeciwnie, przy płocie panoszyło się tylko kilku ochroniarzy.  Spacerowali wzdłuż zamku, bacznie rozglądając się dookoła, czy przypadkowy turysta-złodziej, nie chciałby wejść na teren muzeum w porach nocnych. Na niebie błyszczały setki tysiące gwiazd, migały one przyjaźnie we wszystkie strony świata. Noc ta wydawała się być spokojna, jak każda inna.
Wydawała się.

Huk.

Kilku ochroniarzy rozejrzało się, inni natychmiast ruszyli w stronę źródła dźwięku. Zapalili reflektory. Z ogromnej dziury w ścianie, wielkości pięćdziesięciocalowego telewizora wyskoczyła młoda kobieta. Sięgając po pistolet schowany w woreczku foliowym torby, od razu go przeładowała i wycelowała w strażnika. Za nią stał mężczyzna, na którego też rzuciło się kilku ochroniarzy.
- Co jest, kurwa?! – Krzyczeli niektórzy, kilku zaczęło wzywać posiłki. Trent nie mógł sobie na to pozwolić, jednemu z nich wyrwał krótkofalówkę, następnie powalił mężczyznę jednym, mocnym ciosem w brzuch. Lara traciła powoli amunicję, jednak nie pudłowała, celowała w nogi i dłonie. Kolejny ochroniarze padali na ziemię, krzycząc, bez możliwości wydania kolejnych strzałów. Kurt ochraniał jej tyły. Bohaterowie przesuwali się ostrożnie w stronę ogrodzenia. Walka była nierówna. Błyskawiczne ugięcie kolan spowodowało obniżenie głowy goryla i odsunięcie jego górnej partii ciała. Cios Trenta trafił w powietrze, ale prawa noga ochroniarza uderzyła go prosto w żebra. Pistolet uniósł się lekko, a Lara delikatnie przymrużyła oczy. Postrzeliła w udo mężczyznę, który kopał jej towarzysza jak piłkę. Usłyszała jego przerażający skowyt, zapewne z bólu.
- Szybko! – Krzyknęła, rzucając się pędem przed siebie, w stronę ogrodzenia. Jednym susem przeskoczyła je i poczekała, aż dobijający ostatniego z ochroniarzy Trent, dołączył do niej. On również pokonał ogrodzenie.
- Już po nas. – Mruknął, wskazując Larze przymocowaną do wejścia głównego zamku kamerę, namierzającą ich twarze i uruchamiającą głośny alarm. Lara wyprostowała się, pokazała środkowy palec w stronę obiektywu. Następnie schyliła się i podniosła z ziemi spory kamulec. Rzuciła nim w kamerę, która rozpadła się na milion kawałeczków. – Spadamy. – Powiedziała, chcąc pociągnąć za sobą Kurtisa, jednak nie dostrzegła go. Rozejrzała się, po chwili uśmiechnęła się szeroko. Zobaczyła, jak jej towarzysz majstruje coś przy zamku jednego ze stojących przy krawężniku samochodów. Po chwili wsiadł do niego i odpalił wóz, bez używania kluczyka. Połyskujący srebrnym lakierem Lincoln Navigator rocznik 1999 odjechał z miejsca zdarzenia z piskiem opon.
- Hotel? – Zapytał Kurt, spokojnie odjeżdżając z miejsca wypadku, mijając na drodze pędzące w stronę zamku radiowozy.
- Zdecydowanie nie, jestem poszukiwana. Najpierw odwiedzimy tureckie slumsy, zostawiłam tam swoje rzeczy. – Croft wyciągnęła z torby telefon. – Halo, Leydon? Wiem, wiem że zostali porwani. Zaraz, a skąd ty to wiesz? Jak to… Levis… tutaj? Chcesz powiedzieć, że ten inspektorzyna siedzi nam na ogonie? A co cię to obchodzi, czemu mówię „nam”? Wiem, przepraszam. Wiem, że to dla mojego dobra. Posłuchaj, Dante. Potrzebuję pomocy. Bądź w Alanyi najszybciej jak możesz. Nie, nie żartuję. Tylko proszę. Tak. Dzięki, do zobaczenia.
- I co?
- Mamy powrót do kraju. Z tym, że nie wrócimy do niego.
- Nie rozumiem. – Powiedział Kurt, delikatnie skręcając w ciemny zaułek. Najbrudniejsza dzielnica Turcji powitała go irytującymi dziurami na drodze i progiem zwalniającym.
- Dante jeszcze nie wie, gdzie będzie musiał nas wysadzić. – Dziewczyna wyciągnęła z torebki fragment pogiętej, brudnej kartki. Ledwo odczytała z niej treść legendy o szóstym, z ośmiu, artefakcie.

W podwodnym królestwie Cejlonu, Lakdiva”

- A ty wiesz?
- Wrak statku, mój drogi. Z tego słyną wody Cejlonu. Z wraków statków na Sri Lance. Oto rozwiązanie kolejnej zagadki.
- A więc znów będziesz mokra… - Skomentował Trent. Lara udała, że tego nie słyszy. Kazała zatrzymać się mężczyźnie pod znanym, starym budynkiem, brudnej, opuszczonej o tej godzinie dzielnicy. Wysiadła z samochodu, po czym bez słowa weszła do znanej klatki schodowej Brodacza i jego siostrzeńca. Po chwili Kurtis zobaczył, jak wraca. Dziewczyna wsiadła do samochodu.
- Spadamy stąd. – Mruknęła. Kurtis spojrzał na nią zdziwiony, dostrzegając w jej oczach nutkę rozczarowania.
- Coś się stało?
- Jestem idiotką. – Odpowiedziała krótko. Przypomniała sobie przystojnego Turka. Oczami wyobraźni widziała jego seksowną posturę twardziela, sympatyczny uśmiech, nieudolny, angielski akcent, tatuaże runiczne oznaczające bogactwo... miał odwieźć jej bagaż do swojego wuja. Tymczasem ani po nim, ani po starym Brodaczu, tym bardziej po jej pieniądzach i plecaku nie było już śladu. „Idealny facet, psia mać.” – pomyślała. – Zjeżdżamy stąd. Rano w całej Alanyi będą nasz szukać psy. – Warknęła. Kurtis odpalił samochód i, rozpoznając trasę, zjechał na autostradę. On, jak i jego towarzyszka, miał za sobą ciężką noc. Wiedział, że zachowa ją w pamięci na długo.


CDN

Rozdział w całości dedykuję Patrykowi, ponieważ, co mnie bardzo dziwi, przeczytał wszystkie poprzednie rozdziały i z ciekawością wypytywał mnie o treść tego, a ja długo wstrzymywałam się od spoilerowania :) Bardzo, ale to bardzo Cię kocham :)

Chciałabym także podziękować, ale tak bardzo bardzo podziękować Patrycji. Za to, że dzień w dzień mnie popędzała, wypytywała o nowy rozdział, a potem, kiedy już otwierałam Worda i miałam go pisać późnym wieczorem… Zagadywała mnie i pisałyśmy sobie do rana na AQQ. Więc rozdział planowałam już skończyć i dopracować kilka dni temu :P Nie moja wina, że po prostu ktoś mi „przeszkadzał” :D A tak naprawdę dziękuję xD To były naprawdę wciągające rozmowy :*


5 komentarze:

  1. Na wstępie muszę zaznaczyć, że jestem okropnie, ale to okropnie wzruszona. Alu, dziękuję ci bardzo, dziękuję za twoją cierpliwość do mojego ,,gadulstwa", nie spodziewałam się tego, że to na gg, cytuję: ,,powinnaś pod rozdziałem coś takiego napisać,
    że ,,podziękujcie takiej jednej że dopiero dzisiaj jest [rozdział]" :D" na prawdę zostanie napisane, tylko w trochę grzeczniejszej formie xD. Z góry obiecuję poprawę. Następnym razem postaram się zamknąć buźkę na kłódkę, kiedy piszesz ^^.
    I ja również dziękuję. :**** Na prawdę było warto przesiedzieć pewnej nocy do piątej nad ranem, aby ci poprzeszkadzać :D.

    A teraz koniec off topu, na temat rozdziału. Czekałam na niego ze straaasznym zniecierpliwieniem, i nie zawiodłam się. Wszystko jest dobrane w idealnych proporcjach- akcja, czarny humor. Jesteś w tym mistrzynią :P Lara żyje (pytałam nawet swoją chemiczkę, co to jest ten cały monotlenek xDD) nie krzyczała za bardzo na Kurtisa (no w końcu!). Muzyka do rozdziału podkreśla jego klimat. Zdecydowanie ,,Huk" zaliczam do swoich ulubieńszych rozdziałów, choć oczywiście wszystkie są świetne. (Mój naj naj ,,Zanikanie") Z każdym nowym tekstem stajesz się coraz znakomitsza, gdybyś była pisarką miałabym powyklejany pokój twoimi zdjęciami ^.^.
    A co do Athanasii to mam nadzieję, że w końcu szlag ją trafi, zepchną ją z jakiegoś klifu czy cuś :P.

    komentarz napisany na HL Onet - 2011-08-05 15:46

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Moja ulubiona piosenka do rozdziału 7? I dopiero teraz to zauważyłam? Mam poważne braki. Tak samo jak w czasie. Nawet nie doszłam do połowy rozdziału, kiedy musiałam przerwać. Zakończyłam w momencie kiedy zaczęła się rozmowa o tyłku Lary, żeby nie było- czytałam. Jak tylko wrócę dokończę rozdział, a tymczasem zapraszam do mnie:
    www.laraopowiadaniacroft.bloog.pl

    Ech. chwilunia. Jeszcze jedno- Lara ma czerwone włosy?

    rozdział opublikowany na HL Onet - 2011-08-15 11:12

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, ja, ja odpowiem! xD Tak Uci, Lara ma włosy czerwone, bo zafarbowała je dla zmyłki - poszukuje ją policja. ;-)

      komentarz napisany na HL Onet - 2011-08-15 16:10

      Usuń
  3. O proszę, na to bym nie wpadła? Maskuje się na Shadow? :) Oczywiście, że nie. No, dokończyłam czytanie i powiem Ci Lilka, że tak samo jak ty w wakacje mam mniej czasu.
    Naszych zdziwionym min, a dokładnie mojej, bo nie wiem jak z innymi, to raczej byś nie zobaczyła, ale powiem, że jest taka, jaką sobie możesz wyobrażać.

    A co do rozdziału:

    1. Za niedługo Larze wyrosną płetwy- za dużo pływa.
    2. Co się stało z resztą czekolady, której nie zjadł Kurtis i nie zlizała Lara?
    3. Athanasia (czy jak to się pisze, bez urazy- słaba pamięć) powinna nosić przy sobie coś na obronę.
    4. Kurtis coś ty taki zdziwiony, że Lara ma granaty?
    5. Czekam niecierpliwie na następny rozdział.

    Pozdrawiam!
    komentarz napisany na Onet HL - 2011-08-15 19:09

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Długo jeszcze mam tak na ciebie czekać? Rozumiem, że podłoga jest wygodna, ale naopie.rdalałeś się już wystarczająco. Może w końcu łaskawie ruszysz dups.ko i stąd wyjdziemy?" - jak już wspominałam przy 18 rozdziale uwielbiam twoje dialogi i wgl. wszystko. Naprawdę fajny początek rozdziału, zaczyna się tak miło
    "- Czy dla ciebie liczy się tylko ten artefakt, Croft?! Kto uratowałby Zipa i Alistera, gdybyś stamtąd nie wróciła? Suprajs! Wiadomość z ostatniej chwili: wielka lady Lara Croft jednak nie jest nieśmiertelna!" - uhuhu jaki bulwers:)
    "A co do mojego t.yłka. Chrzanić go, wiesz, że uwielbiam ryzyko."
    "- A ja - Zaczął mężczyzna niepewnym tonem. - ... uwielbiam ten twój tył.ek... - Ja po prostu cholernie nie lubię zostawiać cię w tyle. Ten ty.łek może się tam, na zewnątrz, jeszcze kiedyś przydać" -rozmowa o tył.ku Lary. No w sumie dobry temat:)) Genialna rozmowa. ty masz naprawdę dobre pomysły:))
    "ku.rwidołek."- buahahahaha przepraszam po prostu wybuchłam! (pozytywnie rzecz jasna)
    Dalej: Wkurza mnie już ten zbir!:)
    "- Co z naszymi związanymi przyjaciółmi?
    - Są w piwnicy, szefie." -ładnie traktuje się ''przyjaciół'':P
    Jaka kulturalna rozmowa, nie ma co..
    Kultura u zbira-nadal nie wierzę:D
    "- Po co wysyłasz ludzi do Croft, czyżbyś wierzył, że dadzą jej radę? Jest nieco... Oporna w udobruchaniu.
    - A dlaczego nie? Poprzeszkadzam jej trochę, taki kaprys. Może także da się złapać i odda grzecznie od razu wszystkie swoje skarby, nie będę musiał się z nią licytować za czarnucha, starca i okularnika" -uważaj bo jest taka głupia.. (to tylko moje takie komentarze które wymyślałam podczas czytania):P
    "- Mówisz o Croft? To mściwa s.uka. Będzie mnie ścigać za porwanie tych pr.zychlastów do u.sranej śmierci. Nie mogę sobie na to pozwolić."-żeby nie czasem.. Dobrze, że Major jest typowym wrogiem: czyli wykląć małpę!:)
    Jej.. Serio jest coś takiego? Jak tak to już wyjaśnione dlaczego rzadko dajesz rozdziały!:) Ty po prostu chcesz aby twoje opo. zawierało autentyczne fakty!:)) Lubię to:P --> "Jedną z największych grup mieszkańców na wyspie Cejlon są Syngalezi. Posługują się oni językiem syngaleskim. W tym języku Lakdiva to po przetłumaczeniu Sri Lanka. Lak to skrót od Lanka, natomiast diva oznacza wyspę. Sri Lanka to państwo na wyspie Cejlon."
    "Irytujesz mnie, aniele" - naprawde nie wiedziałam, że jakikolwiek zbir się tak wyrażał.. (zachwyt)
    "usłyszał tylko chrząknięcie i poczuł, jak wypluta ślina zaczyna spływać mu po twarzy." - zwymiotuję:D ale opisane fajnie;p
    A MAJOR to pi.................... tak traktować kobietę??
    "Piepr.zony brudas... - pomyślał." (rasista)
    "dotknął jej lodowatej dłoni. Ujął ją w swoje ręce, przyłożył do ust i dmuchnął na nią ciepłym powietrzem. - Zmarzłaś." - taki opiekuńczy! i jak tu można nie uwielbiać Trenta?:P
    "- Też powinnaś coś zdjąć."- hehehe zbereźnik:)))) [ja:D]
    Ehh nie musze kopiować wszystkich kawałków rodziału co mi się podoba i co muszę skomentować bo cały rozdział bym wkleiła.. ale to z tym Trentem i Larą jest boskie:) Jak sobie ich tak wyobrazić to naprawdę piękny obrazek.. przy ognisku Trent w slipach:P Lara wtulona w jego ramię.. :D Te ich uśmiechy. I ten pocałunek!.. Dawno czytałam opowiadania.. I naprawdę miło sobie takie i podobne scenki przypomnieć:)
    Biegli tak sobie do tego wyjścia, potykali się:))
    Huk! i zamieszanie!:D
    Walka z ochroną....
    Faker do kamery.
    I odjazd zachomikowanym samochodem.!:P A to zbrodniarze!!!!:P
    A co Lara kombinuje? Gdzie ją Dante wysadzi? Czyżby zmierzali od razu do kolejnego miejsca z Legendy? (tak wiem.. przeczytaj sobie w następnym rozdziale..:P)
    Błahaha no i Lara przejechała się na tym całym Denizie. Pah! I nie ma ni szmalu, ni bagażu xD
    Pzdr:))))

    komentarz opublikowany na HL Onet - 2011-12-06 21:55

    OdpowiedzUsuń