Rozdział 20 - parodia

Fragment napisany w trakcie mojego wyjazdu do Niemiec,
z dedykacją dla czekających cierpliwie na nowy rozdział czytelników.
Wiem… Jestem okropna :)



Rozdział 20 -  ''A może frytki do niego?''

                - Długo jeszcze mam tak na ciebie czekać? Rozumiem, że podłoga jest wygodna, ale naopierdalałeś się już wystarczająco. Może w końcu łaskawie ruszysz dupsko i stąd wyjdziemy? - Kurtis leżał nieprzytomny na ziemi. W okol unosiła się won siarki.
- Co?
- Gówno! To co słyszysz! Nienawidzę was obojga! Zrujnowaliście mi życie, przypierdoliliście się w teatrze, pojechaliście za mną do Alcatraz, uwięziliście mnie, potem zawróciłeś mi w głowie we Frankfurcie i w końcu tu znowu jestem ranna i ciekawe kurwa przez kogo! No dalej, Trent! Tylko nie mów, że nagle chcesz być któryś raz znów ze mną, bo nie chcę znowu wracać do ciebie! Jesteś problemem jaki najwyższy czas rozwiązać! To ostatnia prosta, ostatnia droga! Ostatni raz się będę z tobą użerać! – Krzyczała.
- E... Lara. To nie to opowiadanie. - Wyszeptał Trent. Croft spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie? - Upewniła się. Nic już nie wiedziała. - To znaczy, ze Victoria jest sama w domu?!
- Vici jest pewnie z dziadkiem Winstonem.
- Ale go... I Zipa i Alistera porwali.
- I to nie raz. Ale to nie tutaj. - Zobaczyła, jak przystojniak z grzywka, zaprzecza ruchem głowy. A razem z głowa, zmieniła także swe położenie owa grzywka. Ta jego seksowna, niesforna... Ej, Croft! Opamiętaj się! Nie wzdychaj tu teraz do Trenta. Nie wypada.
- Kurcze, to ile ona ma tych opowiadań?! - Ryknęła zdenerwowana. Lara, nie grzywka.
- Cztery. - Odezwał się ktoś w kącie. Lara odwróciła twarz. Zobaczyła Jarmilie-Zuzane-Irine-CzyJakJejTamByło. No ta dziwna z de-ef.
- Dwa. - Zaprzeczyła obok stojąca, rudowłosa Athanasia. - Bo es-a to kontynuacja ka-el.A ha-el to kontynuacja de-ef.
- Ej, właśnie! - Ryknął Tom Beynold, celując do Trenta niespodziewanie. Zza jego pleców. Ze tez ten Trent zawsze się daje tak samo podejść. A może on lubi tak od tylu... - Bo my byliśmy chyba umówieni w tym całym es-a, tej nieoficjalnej kontynuacji kontynuacji! Czekam i czekam a ciebie nie ma, pajacu! - Wrzasnął Tom. Zza pleców Trenta, który lubi od tylu... nie! Nie tak miało... Kurcze! No i wyszło szydło z worka, Trent... Mhahahahaw!
- No ale Lilka pojechała na wakacje. - Usprawiedliwił się Trent, wzruszając ramionami. Nie podobało mu się wcale to celowanie Toma. (Oj dobra, Kurt, nie ściemniaj, już i tak się wydało ze czujesz do niego miętę).
- No i co teraz? - Zapytała Lara, wzdychając głęboko, wcale nie z powodu grzywki wspólnika. Wcale nie, no co wy! Już nie wiedziała, czy jest z nim i jego grzywka w Alcatraz, czy z córką w domu, czy może w jaskini podwodnej w samym środku Turcji... A może tak naprawdę w kostnicy... Nagle usłyszeć można było grzmot i huk i coś tam jeszcze (inne wyrazy dźwiękonaśladowcze sami sobie możecie dopisać w miejsce kropek -> .... <- o tutaj). Ogólnie wielki bałagan się zrobił, bo na środku sali pojawił się helikopter. Nie w ogniu. I nie z wężami. Nie trzeba było wzywać Samuela L. Jacksona wcale.
Jakby nigdy nic z tego helikoptera wyskoczył Leydon.
- Nic teraz. Czekamy na Lilke... I wy... - Zwrócił się do publiczności, która bacznie czytała każde jego słowo. - Wy tez czekacie!



Buhaha, no pewnie. Chcielibyście rozdziali dwudziesty, co nie?l ;D


0 komentarze:

Prześlij komentarz